Rozdział XVII: Priorytety
Hold your breath and count to ten and fall apart and start again
Hold your breath and count to ten, start again, start again
Hold your breath and count to ten and fall apart and start again
Hold your breath and count to ten, start again, start again*
- Śpisz już? - szepnął Bartek, pochylając się nad Oliwerem, który otworzył jedno oko.
- Czekam na ciebie - odparł rozespanym tonem, przekręcając się na plecy. - Julek też czekał, ale znudził się i poszedł spać.
Bartek zrobił zmartwioną minę.
- Wiem. Przedłużyło mi się. Jutro mu to wynagrodzę - obiecał, a Oliwer nie odpowiedział, tylko złapał go za biodra i pociągnął tak, że chwilę później Bartek leżał już na nim. Położył policzek na jego ramieniu i pocałował go w szyję. Oliwer uniósł się na łokciu, drugą dłonią łapiąc jego kark i całując go krótko.
- Nic się nie stało. Nie możemy go przyzwyczajać, że jesteśmy na każde jego zawołanie - szepnął, na co Bartek parsknął śmiechem.
- Robisz to cały czas - oznajmił, odsuwając się nieco i unosząc brew. Oli spuścił wzrok, uśmiechając się z zażenowaniem.
- Myślisz, że go rozpieszczam? - zapytał niepewnie. Bartek zastanawiał się przez moment.
- Myślę, że zasługuje na odrobinę rozpieszczenia - odparł w końcu cicho. - I ty też - dodał znaczącym tonem, przesuwając się tak, że siedział na nim okrakiem. Położył dłoń płasko na jego klatce piersiowej, dokładnie na jego ulubionym tatuażu, tym z klepsydrą i poruszył delikatnie biodrami, a Oli jęknął, z powrotem przyciskając tył głowy do poduszki. Pochylił się, składając drobne pocałunki najpierw na jego obojczyku, a potem coraz niżej, aż w końcu jego wargi zacisnęły się na jego prawym sutku, przez co Oliwer aż zasyczał z przyjemności. Bartek nie zamierzał na tym poprzestać, cały czas schodził niżej, wycałowując jego brzuch i żebra. Oliwer był jego pierwszym partnerem seksualnym i Bartek ani przez moment nie miał go dość. Chciał go całego zjeść , chciał sprawdzić, jak smakuje każdy centymetr jego ciała z osobna. I co najważniejsze... po tym wszystkim, co Oliwer jakiś czas temu powiedział mu o sobie, naprawdę chciał, żeby tym razem to nie on był tym, który uwielbia Bartka. Chciał, żeby to Oli poczuł się wielbiony . Nagle przyszło mu do głowy coś, o czym myślał już wcześniej.
- Wiesz co? - szepnął, wyrywając z transu Oliwera, który otworzył oczy i mruknął pytająco. - Pewnie popsuję teraz nastrój, ale... - zawahał się i zobaczył, że Oli zmarszczył brwi. - Mówiłeś mi... mówiłeś mi o Adrianie, nie? - zaczął niepewnie, a Oliwer spojrzał na niego z zaniepokojeniem. - Bo... wiem, że Adrian był w porządku, ale... nie robiłeś tego z nikim innym, prawda? - spytał, wiedząc, że Oli doskonale zrozumie, o co mu chodziło. Przez chwilę czekał na reakcję, aż w końcu otrzymał potrząśnięcie głową. - Myślę... myślę, że powinniśmy to zmienić - stwierdził bez wahania. - To znaczy... nie teraz, ale... To nie powinno ci się źle kojarzyć. Powinno ci się kojarzyć tak, jak mi. A mi kojarzy się z tym, że ktoś mnie uwielbia.
Wyraz twarzy Oliwer złagodniał po tych słowach. Wyciągnął rękę i przyciągnął twarz Bartka do swojej, wpatrując się w jego oczy.
- Chcę zrobić dla ciebie to samo, co ty zrobiłeś dla mnie - wyjaśnił Bartek miękkim tonem.
- Okej - szepnął Oli. - Ale nie dzisiaj - dodał.
- Nie dzisiaj - zgodził się Bartek. Zanim się zorientował, Oliwer przekręcił ich i nagle leżał na plecach, przygnieciony przez większe ciało. Oli zawsze musiał być na górze.
- Kocham cię - wyszeptał mu jeszcze do ucha, zanim jego dłoń zawędrowała pomiędzy pośladki Bartka, który przymknął oczy i zamruczał. Nie zdążył odpowiedzieć albo zapomniał. Sam nie wiedział. - Chcesz? - zapytał cicho, a Bartek tylko wymamrotał coś pod nosem, bo czy kiedykolwiek, do cholery, nie chciał?
Wstyd, który zawsze mu towarzyszył, wyparował. Nie miał w sobie ani grama wstydu, kiedy kładł się płasko na materacu i rozkładał szeroko nogi. Nie miał w sobie ani grama wstydu, kiedy wpatrywał się w Oliwera spod wpółprzymkniętych powiek, gdy ten klękał pomiędzy jego udami i zsuwał z siebie bokserki. Nie miał w sobie ani grama wstydu, kiedy Oliwer pochylał się nad nim i dotykał opuszkami palców jego ust, a Bartek oblizywał je, a potem ssał, zaciskając wokół nich wargi, ponieważ chciał już poczuć je w sobie. Nie wstydził się, ponieważ to były tylko ludzkie pragnienia, tylko seks i to był tylko Oliwer, a on i Oliwer mogli zrobić wszystko .
Zawsze było tak samo; on popędzał i mówił Oliwerowi, że już, teraz, że nic mu nie będzie, a Oliwer mówił, że jeszcze chwilę, ponieważ absolutnie nie zamierzał zrobić mu krzywdy, ale później i tak nie wytrzymywał i mimo, że miał dość przyzwoite wyczucie, to zawsze wchodził o ten jeden moment za wcześnie i zawsze odrobinę szczypało. Bartek to lubił, chciał czuć , że to już się działo.
Bartek był zawsze dosyć głośny, o ile tylko mógł sobie na to pozwolić. Wolał wyrzucać z siebie dźwięki, bo inaczej miał wrażenie, że to wszystko kumulowało się w nim i że za chwilę zwyczajnie eksploduje. Oli za to był cichy, sprawiał wrażenie, jakby odlatywał do innego świata, jakby wszystko się w nim rozłączało; jego umysł od jego zmysłów i od jego ciała, wszystko było oddzielnie, zupełnie jakby rozbijał się na kawałeczki. Bartek nie wiedział, czym to było spowodowane, ale to też uwielbiał; to, że z jednej strony poruszał się rytmicznie, ale z drugiej zupełnie przestawał myśleć, jakby jedyną rzeczą, jaka się dla niego liczyła, było to, żeby zostać w tym miejscu, w którym właśnie był. A tym miejscem był Bartek .
Miał wrażenie, że to wieczne poczucie winy, które towarzyszyło Oliwerowi w codziennym życiu i którego przysiągł, że kiedyś się pozbędzie, towarzyszyło mu też w łóżku. Oli nie umiał się powstrzymywać; nie umiał bądź też ostatecznie nie chciał, nieważne. Bartek miał wrażenie, że za każdym razem postanawiał sobie, że będzie się kontrolował, ale nadchodził taki moment, kiedy w Oliwerze po prostu wszystko puszczało i kontrola przestawała działać. Bartek za każdym razem próbował mu powiedzieć, że uwielbiał ten moment, kiedy wyczuwał, że Oliwer przestawał nad sobą panować, kiedy zwyczajnie przestawał myśleć, a zaczynał jedynie czuć Bartka wszystkimi swoimi zmysłami, ale Oli najwyraźniej mu nie wierzył. I co z tego, że był wtedy trochę bardziej brutalny? Bartek zastanawiał się nad tym wielokrotnie i ostatecznie doszedł do wniosku, że to nawet nie było tak, że lubił brutalność. Zwyczajnie lubił Oliwera bez masek. Nie, inaczej. Lubił Oliwera z maskami, ale kochał Oliwera bez masek.
Ale Oli i tak czuł się winny i za każdym razem obawiał się, że zrobił mu krzywdę. Bartek próbował bawić się w psychoanalizę i odkryć, skąd mógł wziąć się ten strach przed tym, że skrzywdzi kogoś, kogo kocha przez to, że na moment straci kontrolę i choć miał kilka teorii, to ostatecznie nie mógł być pewien. Nigdy nie mógł być niczego pewien, bo Oliwer był po prostu cholernie skomplikowany; kiedy Bartek już myślał, że udało mu się uporać z jedną warstwą, odnajdywał pod nią kolejną. Freud na pewno byłby zachwycony.
Bartek lubił myśl, że poznawał go tak bardzo od środka . Może właśnie w ten sposób najlepiej poznawało się człowieka; w intymnych momentach, kiedy był najbardziej odkryty. W końcu... co jeszcze zostaje pomiędzy dwojgiem ludzi, kiedy zanika fizyczna bariera, ponieważ łączą się niemal w jedno i psychiczna bariera, kiedy przestają cokolwiek udawać? Bartek lubił myśleć, że nic. Lubił myśleć, że to było najbliżej , jak się dało.
I on czuł się najbliżej Oliwera, jak się tylko dało. Nie wiedział, jak smakował seks z kimś, do kogo nie czuło się tych wszystkich rzeczy. Być może dało się połączyć z kimś na chwilę, po czym odejść bez słowa, ale dla Bartka to mijało się z celem. Oczywiście kręciły go te wszystkie rzeczy i teraz był już przekonany o tym, że był pełnowymiarowym gejem, takim, który kochał fiuty i kochał być pieprzony od tyłu i kochał wszystkie te fantastyczne rzeczy, które robili i o których nie wypadało mówić głośno.
A jednak... za każdym razem, kiedy leżeli zdyszani, zasapani i ledwo łapiący oddech, Bartek spoglądał na osobę, z którą jeszcze parę chwil temu robił te wszystkie rzeczy i czuł, jak ta wielka, wypełniona szczęściem bańka rośnie w nim, jakby miała rozsadzić go od środka. I ostatecznie to właśnie to było jak dotąd najcudowniejszym uczuciem, jakiego doświadczył w łóżku.
***
22 stycznia
Bartek miał świadomość czegoś skaczącego po łóżku, jeszcze zanim zdążył do końca się rozbudzić. W końcu otworzył oczy i pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, była twarz zdezorientowanego, mrugającego Oliwera, a potem odwrócił głowę i dostrzegł Juliana, siedzącego na łóżku praktycznie na ich nogach i podskakującego rytmicznie w górę i w dół.
- Czemu znowu śpicie razem? - zapytał z zaciekawieniem, marszcząc nos i spoglądając to na jednego, to na drugiego. Bartek zerknął ukradkiem na Oliwera, którego oczy nagle się rozszerzyły. Wyglądało, jakby zastygł, gapiąc się głupkowato na Juliana i kompletnie nie wiedząc, jak zareagować. Bartek miał wrażenie, że z jego strony nie otrzyma żadnego wsparcia.
- Już ci mówiłem, bo tu jest mało miejsc do spania - powiedział beztrosko, powtarzając swoją wymówkę sprzed paru miesięcy (ale to było dawno!), z tym, że wtedy była ona prawdziwa, a teraz... nie.
- Jest materac - zaprotestował Julian, a Bartek musiał w duchu przyznać mu rację, a jednocześnie przekląć jego spostrzegawczość. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby Julianowi było trochę łatwiej wcisnąć kit.
- Wiem, ale wróciłem wczoraj bardzo późno, nie chciałoby mi się go pompować - rzucił bez zastanowienia, znowu zerkając na Oliwera, zaskoczony jego milczeniem. Po jego wyrazie twarzy stwierdził, że chyba po prostu nie miał żadnego pomysłu na to, jak wytłumaczyć to Julianowi tak, żeby ich nie wkopać. Rany boskie, co za szczęście, że było cholernie zimno i byli przykryci po same szyje, bo inaczej znajdowaliby się teraz w o wiele bardziej kompromitującej sytuacji.
Julian z kolei najwyraźniej kompletnie - na szczęście! - nie wyczuł, co się dzieje i tylko zrobił smutną minkę.
- Wiem. Czekałem na ciebie - powiedział, przysuwając się bliżej Bartka, który nagle zaczął czuć się cholernie niezręcznie ze świadomością, że pod kołdrą był kompletnie goły . Mimo to nie mógł wzbudzić podejrzliwości małego, więc uśmiechnął się beztrosko i wyciągnął rękę, żeby potargać jego włosy.
- Wiem. Przepraszam, małpko. Dzisiaj też z tobą zostanę, a potem zabiorę cię na koncert, zgoda? - zaproponował, po czym dodał szybko: - Ej, wstawisz wodę na kawę? A my się ogarniemy.
Julian pokiwał entuzjastycznie głową, zeskoczył z łóżka i zniknął za drzwiami, a w tym samym momencie Bartek usłyszał, jak Oliwer wypuszcza głośno powietrze.
- Naprawdę zaskoczyło mnie to, jak bardzo byłeś bezużyteczny - powiedział ironicznie, unosząc brwi, ale Oli tylko zerknął na niego z roztargnieniem, najwyraźniej myślami będąc zupełnie gdzieś indziej.
- Kurwa, zaspaliśmy - mruknął w końcu, po czym spojrzał na Bartka z pretensją. - Miałeś ustawić budzik - wytknął mu, a Bartek zmarszczył brwi.
- Był nastawiony - zaprotestował. - Wydaje mi się, że pamiętam, jak go wyłączałeś.
Nie chciał, żeby to zabrzmiało jak zarzut czy coś, po prostu naprawdę kojarzył przez sen, że Oli wyłączył budzik. Ale Oliwer tylko prychnął.
- Na pewno go nie wyłączyłem - oświadczył oschle, po czym dodał ostrym tonem: - Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby Julian wstawał przed nami i znajdywał nas razem w łóżku, Bartek. Co, gdybyśmy byli odkryci? - zapytał, ściszając głos, po czym wstał i zaczął się ubierać.
- Ale dlaczego masz pretensje do mnie? - zdziwił się Bartek, marszcząc brwi. - Ty też zaspałeś.
- Nie mam pretensji do ciebie, ale obaj musimy zrobić tak, żeby to się nie powtórzyło - stwierdził Oli, brzmiąc, jakby zdecydowanie miał pretensje.
- To co mam zrobić, przestać z tobą sypiać? - burknął Bartek z rosnącą irytacją. Oli zmierzył go krzywym spojrzeniem.
- Nie bądź absurdalny - mruknął pod nosem. - Ale będziemy musieli bardziej uważać. Chcesz, żeby on dowiedział się w taki sposób?
Bartek przewrócił oczami.
- Jasne, że nie chcę, ale pomyśl, jak długo jesteś w stanie ukrywać przed nim to, że my śpimy razem, kiedy on śpi w pokoju obok. To jest cholernie oczywiste, Oliwer, a on robi się coraz starszy i nie jest upośledzony. Jak myślisz, jak to wygląda z jego perspektywy? Przecież wie, że nie jestem tutaj jako jego niania, tylko jako twój znajomy, z którym sypiasz w jednym łóżku. Ile czasu według ciebie zajmie, zanim doda dwa do dwóch? - warknął Bartek, kończąc swoją przemowę uniesionymi brwiami, bo Oliwer chyba miał nieco zbyt dużą wiarę w swoje zdolności aktorskie. Oli przez chwilę nie odpowiadał, więc Bartek kontynuował: - Sam odbierasz sobie kontrolę nad tą sytuacją. Powinieneś po prostu usiąść z nim i porozmawiać jak z człowiekiem, bo on jest człowiekiem, bardzo małym co prawda, ale człowiekiem. I rozumie więcej niż ci się wydaje.
- Tak, jasne, powinienem po prostu mu powiedzieć, przecież to takie łatwe - rzucił ironicznie Oli.
- Owszem, to jest łatwe - zgodził się Bartek. - I powinieneś zrobić to teraz, zanim ktoś w szkole nawpycha mu homofobicznych bzdur do głowy i zanim będzie miał już wyrobioną opinię na ten temat, na którą nie będziesz miał żadnego wpływu. Nie mówiąc już o tym, że ja też chciałbym kiedyś być w normalnym związku i nie musieć się czaić, kiedy jestem w twoim mieszkaniu.
- To szkoda, bo ja nie jestem normalny. Źle trafiłeś - skwitował złośliwie Oliwer. - Poza tym tu nie chodzi o ciebie, chodzi o niego i o to, co jest dla niego najlepsze.
- Najlepsze dla niego byłoby nieokłamywanie go - zauważył cicho Bartek.
- Sorry, ale to ja o tym decyduję, a nie ty - rzucił Oli tonem nieznoszącym sprzeciwu, a Bartek jedynie pokręcił głową.
- On się dowie, Oli - stwierdził ostatecznie. - Może nie ma jeszcze wielkiej wiedzy o świecie, ale ją zdobywa i za chwilę będzie wiedział, bo emocje są doskonale wyczuwalne, a nie możesz cały czas skupiać się na tym, żeby traktować mnie jak kolegę. W ten sposób się zamęczymy.
- Poświęcę się - mruknął Oli.
Bartek poczuł, że nie był w stanie dłużej tamować swojej złości.
- Jesteś takim cholernym udawaczem - wysyczał. - Naprawdę aż tak to lubisz? Najchętniej zostałbyś z Polą i żył w tym kłamstwie, co? Co z tego, że ty nie byłbyś szczęśliwy, ona nie byłaby szczęśliwa, Julian czułby , że ty nie jesteś szczęśliwy i też by nie był. Ważne, że ładnie by to wyglądało, a on żyłby w słodkiej nieświadomości. I ty mi powiedziałeś, że jesteś pogodzony z byciem gejem? Gówno, a nie jesteś pogodzony, w swojej głowie jesteś nadal tak głęboko w szafie, jak tylko się da, bo nie uważasz tego za normalne, dla ciebie to jest nadal brzydki sekrecik, o którym nikt nie powinien się dowiedzieć - oznajmił ściszonym tonem, wpatrując się w niego gniewnie. Oliwer przez moment sprawiał wrażenie zaskoczonego, po czym zmrużył niebezpiecznie oczy.
- Kurwa, w twoim małym, wyimaginowanym świecie wszystko jest takie piękne, co? Wszyscy powinni wyjść z szafy i być sobą , nie patrząc na konsekwencje. Może u ciebie to by zadziałało, ale ja mam kogoś, za kogo odpowiadam i jego życie może być przez to o wiele trudniejsze...
- Niby w jaki sposób? - burknął Bartek, a Oliwer parsknął drwiącym śmiechem i pokręcił głową.
- Wiesz, czasami ci zazdroszczę, że jesteś takim cholernym naiwniakiem - rzucił zimno, a Bartek po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy poczuł się autentycznie dotknięty i miał wrażenie, że za chwilę łzy staną mu w oczach, bo Oliwer jeszcze nigdy nie zwrócił się do niego w taki sposób. Przez chwilę nie wiedział, co zrobić, wpatrywał się w te niebieskie oczy, które zawsze były takie ciepłe i uważne, a teraz nagle miał wrażenie, jakby biła z nich autentyczna wrogość.
- Pierdol się, Oliwer - rzucił w końcu gniewnie, nie będąc w stanie wymyślić żadnej innej reakcji na nazwanie go naiwniakiem w taki sposób.
- O, tak, bardzo dojrzale, Bartek - zakpił Oli. - Ale ze mnie kretyn, że pozwalam sobie na chwilę zapomnieć o tym, że masz dziewiętnaście lat - dodał drwiąco.
- Tak, bo właśnie w tym tkwi nasz główny problem - odparł Bartek takim samym tonem, bo po prostu nie znosił, kiedy Oliwer każde nieporozumienie sprowadzał do jego wieku. - Na pewno nie byłbyś takim popierdolonym pozerem, gdybym ja miał po prostu więcej lat - dodał kpiąco. Gdzieś w środku natychmiast pożałował, że to powiedział, ale był zbyt wściekły, żeby się nad tym zastanawiać. - Może od początku miałeś rację, Oli, może to naprawdę nie ma sensu - wyrwało mu się, zanim zdążył ugryźć się w język. Oliwer zamrugał.
- O czym ty teraz mówisz? - rzucił, a jego ton nadal brzmiał nieprzyjemnie.
- O tym, że gdybym widział, że rzeczywiście próbujesz to sobie przemyśleć, to jeszcze byłoby okej. Ale mam wrażenie, że ty uczepiłeś się jednej myśli i nic innego do ciebie nie dociera, w dupie masz to, co ja myślę...
- Więc co tu jeszcze robisz? - zapytał cicho Oliwer, a Bartek spojrzał na niego, wybity z rytmu. - Skoro jestem tak beznadziejny i to dla ciebie takie męczarnie, to co tu robisz? Co chcesz osiągnąć? Już wiemy, że w tej kwestii się nie zgodzimy, więc zamiast nazywać mnie pozerem i mówić, że może to nie ma sensu, po prostu pogódź się z tym, że nie ma sensu i wypierdalaj stąd. - Oli powiedział to bardzo spokojnym tonem, w którym jednak czuć było groźną nutę. Bartek przez moment wpatrywał się w niego bez słowa, zastanawiając się, czy on naprawdę właśnie kazał mu wypierdalać, czy może się przesłyszał, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Na korytarzu niemal potknął się o Juliana, który uśmiechnął się do niego szeroko. Bartek z trudem odwzajemnił uśmiech, choć tak naprawdę chciało mu się płakać.
- Muszę iść na kolokwium, ale zobaczymy się po południu - powiedział, wyciągając rękę i głaszcząc go po głowie.
- Obiecujesz? - zapytał Julian, a Bartek ukucnął, pokiwał głową i przytulił go. Nie był pewien, czy zrobił to dla Juliana, czy na złość Oliwerowi. Złapał jego wzrok ponad ramieniem chłopca, a Oli uniósł brew. Sprawiał wrażenie wkurwionego. Bartek podniósł się na nogi, cmokając Juliana w czoło i spojrzał na Oliwera wyzywająco, kiedy tylko chłopiec poszedł do salonu.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie wpierdalał się w moją relację z moim synem. I nie mącił mu w głowie, skoro nie zamierzasz zostać - powiedział cicho Oli, po czym wyminął go i wszedł do kuchni, a Bartek złapał swoje rzeczy i wyszedł na klatkę w ostatnim momencie, zanim jego oczy zaczęły wilgotnieć. Drzwi zamknęły się za nim i przez chwilę stał tam, zastanawiając się tylko, co się właśnie wydarzyło i w jaki sposób w jednej sekundzie wszystko spierdoliło się tak bardzo . Jeszcze chwilę temu było okej. Było dobrze. A potem Bartek powiedział o wiele za dużo i Oliwer powiedział o wiele za dużo, i... bum. Poczuł, jak wbrew jego woli pojedyncze łzy zaczynają spływać po jego policzkach i spróbował wziąć się w garść, ale wszystkie siły go opuściły. Czuł się taki... pusty w środku. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Czy właśnie stało się to, co wydawało mu się, że się stało?
Zaczął schodzić powoli schodami, wycierając rękawem twarz i oczy. Czuł się nieco obrzydliwie, bo nie umył nawet zębów, ale uznał, że nie zdąży pojechać do domu przed kolokwium. No trudno, najwyżej kupi gumę do żucia.
Kiedy dotarł na wydział i do odpowiedniej sali, zupełnie automatycznie usiadł i zaczął pisać, nie mogąc jednak za bardzo się skupić. Nie mówiąc już o tym, że poprzedniego wieczoru nawet nie zajrzał do książki. Ściągnął trzecie pytanie od siedzącej przed nim Klaudii, resztę napisał sam - wydawało mu się, że jako tako. Powinien wyciągnąć z tego tróję. Nagle zaczął zastanawiać się, kiedy to się stało - Bartek nigdy może nie był kujonem, ale nie zdarzało mu się też po prostu nie nauczyć się na jakiś egzamin, sprawdzian, kolokwium czy cokolwiek innego. Wiedza szybko wchodziła mu do głowy, nie musiał wkładać ogromnego wysiłku w to, żeby dostać piątkę, ale jednak zawsze poświęcał trochę czasu i ostatecznie miał niemal perfekcyjne oceny. Nigdy na pewno nie zadowalał się trójami .
Boże, co ten Oliwer z nim zrobił. Siedzenie z Julianem też na pewno nie pomagało. To znaczy Julian był wspaniały, ale Bartek sam był jeszcze dzieckiem i powinien skupić się na szkole, a nie na tworzeniu sobie prowizorycznej rodziny w wieku dziewiętnastu lat . Zresztą widać, z jakim hukiem to wszystko pierdolnęło już przy pierwszej sytuacji, kiedy pojawiły się różnice zdań.
Oliwer miał rację. Był chujem, ale miał rację, bo po pierwsze tak, być może Oli rzeczywiście na dłuższą metę nie był dla Bartka zbyt dobry. Po drugie chyba Bartek rzeczywiście był naiwniakiem. A po trzecie... niezależnie od tego, co uroił sobie w tym swoim pokręconym umyśle, Julian nie był jego . I nigdy nie będzie. Może rzeczywiście tylko mącił dzieciakowi w głowie, udając, że był kimś bliższym niż był w rzeczywistości. W końcu fakt, że rucha się z jego wujkiem, nie czynił z niego jeszcze bliskiej osoby.
Rucha albo ruchał . Bartek w zasadzie nie wiedział. Teraz to już niczego nie wiedział, bo Oliwer był tak cholernie wkurwiający, że kiedy Bartek o nim myślał, a myślał o nim cały czas, miał ochotę coś rozwalić.
***
- O, jesteś - mruknął Oliwer, nawet nie podnosząc wzroku. - Zostajesz dzisiaj w domu? Mogę pójść na próbę?
Pola uniosła brwi, stając w drzwiach balkonowych i przez chwilę wpatrując się w niego podejrzliwie.
- Zostaję - odparła cicho. - Coś się stało? - dodała ostrożnym tonem. Oliwer wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem. Pola westchnęła głęboko, wychodząc do niego na zewnątrz. - Kłopoty w bartkowym raju? - domyśliła się, a Oli znowu nie odpowiedział. Pola przewróciła oczami. - Widzę, że stosujesz swoją starą taktykę, że jak wystarczająco długo nie będziesz nic mówił, to problem na pewno sam odejdzie. Wiesz, że to nigdy nie zadziałało, nie? - spytała, unosząc prowokacyjnie brew, po czym podeszła do niego, wyciągnęła mu papierosa spomiędzy palców i sama się nim zaciągnęła.
Oliwer w końcu westchnął, opierając się o ścianę.
- Bartek chce, żebym powiedział o nas Julianowi - oznajmił cicho.
- Roszczeniowy ten Bartek jak na dwa miesiące związku - mruknęła Pola, sprawiając wrażenie zaskoczonej. Oliwer powoli pokiwał głową, jednak dziewczyna jeszcze nie skończyła. - Tylko wiesz... - zawahała się przez moment, nie będąc pewna, jak ubrać swoje myśli w słowa. - Weź pod uwagę fakt, że on ma dziewiętnaście lat - zaznaczyła, a Oliwer prychnął pod nosem. Natychmiast się zreflektowała. - Nie, nie zamierzam znowu śmiać się z tego, że znalazłeś sobie chłopaka z gimnazjum. Ten żart dawno się przeterminował - zapewniła go, szczerząc zęby. - Chodzi mi o to, że ma dziewiętnaście lat, a to, że chciałby, żeby Julian wiedział, jak dla mnie prawdopodobnie oznacza, że jest gotów wejść z tobą w coś bardzo poważnego. Jest gotów... stać się częścią twojego życia. Niańczyć twoje dziecko. Myślę, że on po prostu chce, żeby Julian wiedział, kim on jest, że nie jest z wami przez przypadek. Pamiętasz, jaki był Filip? - zapytała nagle. - Filip chciał być twoim chłopakiem, ale nie chciał Julka na obrazku. Wiem, że ty też nie chciałeś za bardzo, żeby się bliżej poznali czy coś, ale to było też dlatego, że Filip zachowywał się, jakby za każdym razem chciał, żebyście szybko pozbyli się Julka i mogli mieć spokój.
- No i co z tego? Bartek to nie Filip - mruknął Oli z zastanowieniem.
- Właśnie o to mi chodzi - zgodziła się Pola takim tonem, jakby Oliwer właśnie udowodnił jej punkt widzenia. - Więc nie traktuj go z góry jak Filipa, bo do tego jesteś przyzwyczajony. Wiesz, nie znam Bartka zbyt dobrze, ale okej, Filip był twoim chłopakiem, niech będzie. Ale Bartek... z tego, co mówisz, Bartek mógłby być twoim partnerem - powiedziała z naciskiem. Oli sprawiał wrażenie nieprzekonanego i zamyślonego, więc Pola dodała delikatnym tonem: - Bardzo się pokłóciliście?
- Bardzo - potwierdził Oli smętnym tonem.
- Niech zgadnę, powiedział coś, co ci się nie spodobało, więc wszedłeś w ten swój obojętny tryb, kiedy udajesz, że masz wszystko w dupie, chociaż tak naprawdę pęka ci serduszko? - domyśliła się ze znaczącym uśmiechem, a Oli zmierzył ją krzywym spojrzeniem.
- Kazałem mu wypierdalać - przyznał się cicho. Pola zrobiła zmartwioną minę.
- Jezu, Oli - powiedziała zawiedzionym tonem. Przez chwilę zastanawiała się, od której strony to ugryźć. - Nigdy nie podejmujesz żadnego ryzyka, co? - zapytała w końcu, kręcąc głową. - Zawsze lepiej, jak to ty zachowasz się jak świnia, żeby ktoś przypadkiem nie zrobił tego jako pierwszy? - Oliwer skwitował to wymownym milczeniem. Pola przez jakiś czas też się nie odzywała. - Słuchaj, Beściak... wiesz, że cię kocham, nie? Z kimkolwiek kiedykolwiek będę się spotykać, zawsze będę cię kochać, mimo... mimo że wyszło, jak wyszło - powiedziała cicho. - Bo po prostu dobry z ciebie facet. I właśnie dlatego czuję się w obowiązku poinformować cię o tym, że zachowujesz się jak debil - oświadczyła, a Oli zerknął na nią spode łba. - A jeśli stracisz Bartka z powodu swojej własnej głupoty, to pobijesz światowy rekord debilizmu. Czy ty naprawdę nie widzisz, jak to wszystko idealnie się ułożyło? Ty kochasz Bartka, Bartek kocha ciebie, Julian kocha Bartka i Bartek kocha Juliana, jest słodko i cudnie, dlaczego po prostu nie pozwolisz sobie się tym cieszyć? Jak przez chwilę wszystko jest po prostu dobrze, a twoje życie nie jest ciągiem dramatu, to nie wiesz, jak sobie z tym poradzić? O co chodzi, bo nie rozumiem?
Oli przez chwilę się zastanawiał, po czym przeczesał włosy palcami z frustracją.
- Kurwa, nawet jeśli przeproszę Bartka i jakimś cudem mi wybaczy, to wtedy będę musiał powiedzieć Julianowi prawdę. I co... mam to po prostu... zrobić? - zapytał niepewnie. Pola pokiwała głową, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Czasami trzeba postawić wszystko na jedną kartę - stwierdziła. - Więc zadaj sobie pytanie, co jest dla ciebie ważniejsze, tylko weź pod uwagę, że Julian jest twój i to się nie zmieni nigdy. A Bartek może już nie wrócić.
Oliwer rozważał jej słowa przez kilka dobrych minut, po czym wzruszył ramionami, jakby zupełnie opuściły go wszystkie siły, zgasił papierosa w popielniczce i wszedł z powrotem do mieszkania.
- To zamierzasz z nim porozmawiać czy nie? - zapytała Pola, wychylając się przez drzwi.
- Idę na próbę - mruknął tylko Oli, nawet się nie odwracając, przez co nie widział, jak dziewczyna przewróciła oczami. Złapał swoją kurtkę, wyszedł na klatkę i zbiegł na dół, po czym wsiadł na motor i odpalił silnik. Był już w połowie Karmelickiej, kiedy nagle zjechał spontanicznie na parking, odpalił kolejnego papierosa i zaczął chodzić w kółko, nie przejmując się faktem, że dla tłoczących się wokół turystów musiał wyglądać zgoła dziwnie.
Szlag by to. Był już cholernie spóźniony, a zamiast jechać na próbę, stał tutaj jak idiota i myślał o Bartku . Wiedział, że powinien przeprosić i wtedy być może Bartek też przeprosi, i wszystko mogło jeszcze ułożyć się dobrze. Tylko czy to miało sens? W swoich rozmyślaniach wrócił do punktu wyjścia: do tego, że być może Bartek chciał rzeczy, których Oliwer nie mógł mu dać. Może przez chwilę wydawało mu się, że mógł, ale chyba jednak nie. A raczej mógłby, ale to wiązałoby się z przewróceniem do góry nogami tych małych kawałków jego życia, które udało mu się stosunkowo ogarnąć. A życie Oliwera i tak nigdy nie było zbyt starannie poukładane, bardziej przypominało chwiejący się domek z kart, dlatego dodatkowe dmuchanie na niego nie wydawało się zbyt mądre. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie był pewien, czy uda mu się cokolwiek na tym ugrać, bo całe to gadanie o tym, że Bartek nie chce go zmieniać i że nie wymaga od niego nie wiadomo czego, okazało się gówno prawdą. Podobnie jak to, że akceptują się takimi, jakimi są, bo najwyraźniej kiedy Oliwer był sobą, w oczach Bartka był popierdolonym pozerem. Świetnie.
Chociaż... Oliwer już chyba sam nie był pewien, kim tak naprawdę był. Był muzykiem. Był ojcem Juliana. Był bratem Oskara. I próbował być chłopakiem Bartka, ale najwyraźniej mu to nie wychodziło, bo te wszystkie role były cholernie trudne do pogodzenia.
Tak naprawdę to Oliwer wciąż cholernie bał się ryzykować, jeśli chodziło o związki... no cóż, męsko-męskie. Bo to wymagało mnóstwa wysiłku, a ostatecznie i tak coś zawsze musiało się spierdolić i on zostawał z niczym, tak samo jak było z Filipem, bo w mniemaniu Oliwera Filip zostawił go w każdym tego słowa znaczeniu. A obiecywał, że nigdy tego nie zrobi. Oli nie wierzył w to, że był wtedy wystarczająco naiwny, żeby dać się nabrać na coś takiego. Przecież wiedział doskonale z doświadczenia , jak to wyglądało, wiedział, że to im w jakiś sposób stanie na drodze. Ostatecznie stanęło w najgorszy możliwy sposób. I co z tego, że dziś potrafił spojrzeć na to z dystansem, skoro doskonale pamiętał, jak się wtedy czuł. Wtedy to wszystko było jeszcze realne, świeże i niezabliźnione, a Oli nie wytrzeźwiał chyba przez tydzień, a potem przez parę miesięcy uśmiechał się do każdego sztucznie, choć w środku miał wrażenie, że w każdej chwili wszystko mogło w nim pęknąć. Długo zajęło, zanim pogodził się z myślą, że musiał dalej chodzić po świecie, w którym jego Filip zwyczajnie w jednej sekundzie przestał istnieć . A potem Oli powoli wrócił do życia, bo miał Juliana i wiedział, że dla niego musiał żyć. Po raz nie wiadomo który to Julian pociągnął go do góry, kiedy psychicznie był na samym dole.
Ostatecznie Oli wiedział, że wybrał sobie po prostu bardzo, bardzo niewłaściwą osobę dla eksperymentowania z miłością, ale nieprzyjemna, pusta dziura w sercu pozostała. A dziurę po Filipie mógł wypełnić tylko Filip, a to, jak wiadomo, nigdy się nie wydarzy. Więc jeśli przyjąć teorię, że ludzie bywają nadpsuci przez to, co im się przytrafia w życiu, to Oliwer był kompletnie zepsuty, bo widział siebie za kilka lat myślącego w ten sam sposób o Bartku, w jaki teraz myślał o Filipie. Bartek w przeciwieństwie do Filipa będzie wtedy gdzieś w świecie, z pewnością odniesie sukces i znajdzie fajnego faceta, a Oli będzie tu nadal siedział, nie potrafiąc ruszyć do przodu i tego zamknąć, bo nigdy nie potrafił niczego zamknąć. Będzie siedział z kolejną dziurą w sercu, tym razem o innym kształcie i myślał o tym, że kiedyś był wystarczająco naiwny, żeby wyjść z szafy dla takiego jednego Bartka. I może nawet pozna kolejnego Bartka, kolejnego słodziaka, który przez moment nawet będzie gotów, żeby go zaakceptować, ale to też nie zadziała, bo Oli zawsze będzie tkwił w przeszłości, zastanawiając się nad tym, czego nie mógł już zmienić i wyliczając tych cholernych facetów, z których żaden nie okazał się tym jedynym , każdy był po prostu kolejnym, z którym się nie udało.
Boże, ale dramatyzował. Sam miał świadomość tego, że zachowywał się żałośnie.
Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak skołowany, ale jednocześnie chyba jeszcze nigdy aż tak mu nie zależało. Kiedy był z Filipem, to zawsze on był tą rozsądną stroną związku, co nie było zbyt trudne, bo Filip był kompletnie irracjonalny. A teraz to Bartek był tym rozsądnym, a Oliwer jedynie miotał się, nie wiedząc ani czego chciał, ani jak zdobyć to, czego chciał i czuł się jeszcze bardziej niepewnie, bo Bartek był tak kompletnie inny niż ktokolwiek, kogo Oliwer poznał w swoim życiu. Doskonale wiedział, jak postępować z Filipem, z jego wyrzutami i opryskliwością i trochę też czuł, że on i Filip zasługiwali na siebie. Albo raczej że on zasługiwał na kogoś takiego jak Filip, to wydawało się mieć sens. Ale Bartek... Bartek stanowił dla niego zagadkę, bo był tak młody, tak dojrzały i tak mądry, że Oliwer sam czasami czuł się przy nim jak głupi, infantylny dzieciak i autentycznie nie rozumiał, dlaczego ktoś taki, jak on miałby chcieć z nim być. A czasem z kolei miał wrażenie, że żyli w kompletnie innych światach, których na dłuższą metę nie dało się pogodzić. Bo wiedział, że Bartek nie rozumiał jego motywacji i że to go irytowało. Oli z kolei nie rozumiał za bardzo motywacji Bartka. A w zasadzie głównie jednej motywacji Bartka do bycia z Oliwerem . To... to nie miało sensu.
Oli mógł zrezygnować z tego na wszelki wypadek, bo i tak pewnie prędzej czy później uda mu się to zepsuć. A mógł chociaż raz w życiu nie być tchórzem i przynajmniej spróbować, bo inaczej to się skończy kolejną niemożliwą do wypełnienia pustką, a Oli nie był gotów na kolejną porażkę w swoim życiu. Chyba jednak będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę tak, jak mówiła Pola i przestać zasłaniać się Julianem. Priorytety, priorytety...
Kompletnie się nie zastanawiając, Oli wyciągnął telefon i przyłożył go sobie do ucha.
- Hej, stary, słuchaj... nie będzie mnie na próbie - rzucił przepraszającym tonem, po czym przewrócił oczami, kiedy osoba po drugiej stronie zaczęła mówić bardzo szybko, podniesionym tonem. - No wiem, przepraszam, nic nie poradzę... Nie, jasne, że nie spóźnię się na koncert. Będę nawet z pół godzinki przed... Tak, na pewno... Okej, to na razie - dodał, rozłączając się i wrzucając komórkę do kieszeni, po czym ponownie odpalił silnik, wyjechał z parkingu i pognał w przeciwnym kierunku.
_________
* Placebo - „English summer rain"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top