22. Obsesja

Gabriel zdążył załatwić wszystko tego samego dnia, choć część rzeczy zrzucił na Westa, ale w końcu za to mu płacił. Wracał już do domu kiedy zadzwonił do niego telefon, wyjął z kieszeni urządzenie i przyłożył do ucha. 

- Słucham? 

- Panie Mullins z tej strony oficer Gare z posterunku policji... 

Już w pierwszym zdaniu żołądek Gabriela podskoczył do gardła i z mocno bijącym sercem słuchał, co ma mu do powiedzienia policjant. Wiedział, że chodzi o te ataki na jego bar i klub, ale nie spodziewał się kto jest w tej sprawie podejrzewany. 

- Jak to Cynthia Evans? - Powtórzył imię zszokowany, przecież rano się z nią widział, znał ja tyle czasu, owszem odwaliła cyrk rano, ale nie była by zdolna do zabicia kogoś umyślnie. - Nie, to nie ma sensu. Znam ja od dziecka. - Zaczął, ale policjant od razu mu przerwał. 

- Mamy nadzieję, że to nie prawda, ale proszę zachować szczególną ostrożność, do czasu aż nie przesłuchany tej kobiety. - Mówił spokojnie oficer. - Jednak wszyscy podejrzani lub osoby zamieszane w te incydenty, jasno wskazują na te kobietę. 

Mullins słuchał tego, ale w pewnym momencie jego mózg, jakby się wyłączył. Spodziewał się, że sprawcą będzie ktoś chory umysłowo, ale nie że będzie ktoś kogo bardzo dobrze zna. Nie zastanawiając się ani chwili, wsiadł w auto i ruszył w stronę domu Cynthi. Musiał ją osobiście zapytać czy to prawda. Nie mógł czekać aż zrobi to policja przed nim. 

Podjechał pod wille Evansów i zadzwonił dzwonkiem. Odebrała gosposia, która jak tylko go rozpoznała otworzyła brame, a następnie drzwi domu. Na spotkanie wyszedł mu Harry, ojciec brunetki i z uśmiechem przywitał się z mężczyzna. 

- Gdzie jest Cynthia? - Zapytał bez chwili zawahania. 

- Wyszła, jakiś czas temu. Coś się stało? - Zapytał nieco zaniepokojony starszy mężczyzna. Znał Gabriela i wiedział, że coś było mocno nie tak, a tym bardziej bez powodu nie przyjeżdżał by do jego córki. 

- Policja podejrzewa ją o te ataki na bar i klub. - Odpowiedział zwięźle i pomasował sobie skronie, starając się wymyślić, co ma dalej robić. - Rano przyszła do klubu, niemal się rozebrała przed mną, ale wyjaśniłem jej że jest dla mnie jak siostra... Myślałem, że to głupi wybryk, dlatego nie dzwoniłem, ale sprawa jest poważna. - Westchnął głośno. 

Starszy mężczyzna wstrzymał oddech, a jego serce niebezpieczne przyspieszyło. Jego córka nie mogła tego zrobić, przecież to była kochana i inteligenta dziewczyna. To prawda, że miała lekką obsesję na punkcie młodego Mullinsa, ale to jak każda nastolatka. Inne kochają się w aktorach, a ona zauroczyła się Gabrielem. Nie, to nie mogła być ona, coś im się pomieszało.

- Chodź, zajrzymy do jej mieszkania, ale jestem pewien że to pomyłka. - Oznajmił niezbyt pewnie Harry. 

Jakiś czas temu jego córka zażądała swojego mieszkania, oczywiście nie chciał jej wypuszczać z domu, więc przerobili drugie piętro willi na spore mieszkanie, do którego raczej nie wchodzili. Chcieli dać jej namiastkę wolności, a przy okazji miała szansę nauczyć się żyć i dbać o siebie sama. Nie miała ani sprzątaczki, ani kucharki więc wszystkie obowiązki były w jej własnym zakresie i jak mu się wydawalo, całkiem dobrze sobie radziła. 

Mężczyźni dotarli w końcu na drugie pietro, a Evans zaczął otwierać drzwi do mieszkania. Kiedy drewniana powłoka się uchyliła ich oczom ukazał się dziwny i niepokojący widok. Mieszkanie było czyste, ale w każdej ramce na ścianie, meblach, a nawet na obrazach był wizerunek Gabriela, lub zretuszowane zdjęcia, do których doklejono Cynthie. Oboje stali w szoku przez pierwszą minutę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. 

To była paranoja, obsesja i powinno się to leczyć. 

Harry nie zdążył dobrze rozejrzeć się po mieszkaniu kiedy przyleciała gospozsia, informując że w tym momencie policja jest pod drzwiami i chcą rozmawiać z jego córką. Mężczyzna mimo, że był już mocno rozstrzęsiony udał się na spotkanie z mundurowymi. Sam nie wiedział, co ma w takiej sytuacji robić. To co zobaczył i góry było dla niego szokiem, bo nawet nie spodziewał sie, że pod jego dachem dzieją się takie rzeczy. 

Gabriel z ogromną gulą w gardle postanowił wejść głębiej do mieszkania, mimo że wiedział iż nie powinien. Obejrzał salon z aneksem kuchennym, a później skierował się do drzwi, które były lekko uchylone, z daleka widział duże łóżko i zarys mebli, a kiedy wszedł w głąb pomieszczenia zamarł po raz kolejny. Na jednej ze ścian zobaczył zdjęcie Neny wycięte z gazety, jaką się ukazała kilka dni wcześniej, a na niej ogromny napis "musi umrzeć", a w środek jej oczu wbity mały nóż. Jego ciało zalała fala deszczu przerażenia.


Nena właśnie pożegnała się z przyjaciółkami i postanowiła, że przejdzie się do jakiejś kawiarni. Całe to mierzenie sukienek kompletnie ją wyczerpało - nigdy w życiu się nie spodziewała, że przymierzanie czegoś będzie tak męczące. 

Skręciła w jedną z ulic, kierując się gps'em w telefonie, bo okolica była jej mało znana. Zresztą cały Londyn według niej był za duży i łatwo gubiła się bez pomocy elektronicznego przyjaciela w postaci komórki. 

Zatrzymała się na światłach, czekając na zielone światło i ciężko westchnęła, kiedy przez dłuższy czas nic się nie działo, ale jej frustracje przerwał dzwoniący Gabriel. 

- Co jest? - Zapytała spokojnie. 

- Gdzie jesteś?

Ton głosu jej fałszywego narzeczonego sprawił, że poczuła strach. Jak nigdy był bardzo poważny i zdesperowany?

- Idę do kawiarni, potrzebuje jakiś kalorii. - Poinformowała, ale już czuła, jak jej żołądek boleśnie się skurcza. 

- Jesteś sama? 

Kolejne pytanie mężczyzny, już całkowicie ja przestraszyło, ale ogólnie ona wszystkim się przejmowała, więc postanowiła udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. 

- Tak, Mel pojechała podpisać umowę z jakąś agencją, a Grace musiała załatwić kilka spraw u siebie w kręgielni. - Poinformowała i kiedy tylko była okazja, przebiegła przez jezdnię. 

Zwykle czekała na zielone światło, ale każdy kto był choć raz w Londynie, wiedział, że czasami to była nie kończąca się opowieść. 

- Posłuchaj mnie teraz uważnie... - Zaczął, a Jordan zamarła słysząc, strach w jego głosie. - Nie wchodź w żadne uliczki, jak najszybciej udaj się do miejsca pełnego ludzi... Nie wiem, jakaś restauracja, sklep. Co masz najbliżej. - W telefonie słyszała ludzi, którzy wołali imię Mullinsa, ale on zadawał się tym nie przejmować. - Pobierz aplikację na telefon z której będę mógł zobaczyć twoje położenie...

Mówił wszystko tak szybko, że kobieta ledwie zdążyła przyswoić informacje. Jak tylko się rozłaczył, pobrała aplikacje i udostępniła swoje położenie Gabrielowi, a następnie na trzesących się nogach, sprawdziła gdzie najbliżej jest miejsce do którego mogła się udać. Nie wiedza dziewczyny doprowadzała ją do szału, ale słyszała wyraźnie, jak jej narzeczony mocno się tym przejął. 

Na zewnątrz już się ściemniło, a ona musiała przejść przez ulice, na której nikogo prawie nie bylo, co w Londynie graniczyło z cudem. Los ponownie postanowił z niej zakpić - pomyślała z goryczą. Zawsze kiedy chodziła ulicami miasta było pełno ludzi, nawet wtedy kiedy bardzo chciała, żeby ich nie było, a teraz... 

- Nena?!

Krzyk za jej plecami sprawił, że podskoczyła przerażona, ale odwróciła się mimowolnie, słysząc kobiecy głos. Jej oczom ukazała się Cynthia, ubrana w dresy i buty sportowe, ale najdziwniejsze były skórzane rękawiczki na jej dłoniach. 

- Hej. Coś się stało? - Zapytała podejrzliwie, a w tym samym momencie, dyskretnie wybrała numer na policje, czując wewnątrz, że to spotkanie nie skończy się dobrze.

- Naprawdę miałam nadzieję, że go zostawisz, ale skoro moje ostrzeżenia nie podziałały... - Brunetka westchnęła ciężko i zrobiła krok w stronę rywalki. 

- O czym Ty mówisz? - Jordan starała się brzmieć spokojnie, choć postawa Evans wcale jej nie pomagała. Nastolatka w oczach miała obłęd, taki który każdego by przeraził.

- Jak to o czym?! - Wybuchła. - O Gabrielu! On powinien się ożenić że mną!  - Wrzeszczała i stawiała mocne kroki w stronę Jordan.

Nena była przekonana, że dziewczyna oszalała, już wcześniej widziała obłęd w jej oczach, ale teraz naprawdę bała się o własne życie. Musiała wymyślić coś, co ją powstrzyma, przynajmniej do czasu pojawienia się policji. 

- Źle to rozumiesz... - Zaczęła spokojnie i zrobiła kilka kroków w tył. - Mamy tylko kontrakt, wyjdę za niego, a za jakiś rok się rozwiedziemy... - kontynuowała spokojnie, choć drżała w środku.

- Kontrakt? - Zapytała brunetka. 

- Tak, to tylko kontrakt. - zapewniała ją Nena. - Po wszystkim dostanę dużo pieniędzy, a jego babcia, choć chwilę się tym pocieszy. - Odpowiedziała szczerze. 

Szatynka rozejrzała się dyskretnie i zobaczyła grupę ludzi niedaleko, chciała dac im znać, że potrzebuje pomocy, ale nie zwracali na nią uwagi. Grupa młodych osób śmiała się i krzyczała coś, ale nawet na nią nie spojrzała. 

-  Mogłam się spodziewać, że jesteś dziwką, która tylko leci na hajs. - Cynthia zaśmiała się cicho, ale według Jordan złowieszczo. 

Chwilę stały w ciszy i Nena miała nadzieję, że dotrwają tak do pojawienia się policji, ale kiedy tylko brunetka zobaczyła zbliżający się radiowóz, rzuciła się że złością na rywalke, a z kieszeni bluzy wyciągnęła scyzoryk. 

- Wezwałaś psy Ty szmato! 

Jordan zaczęła uciekać, ale już po chwili upadła powalona przez Cynthie. W tym momencie wiedziała, że musi walczyć o życie i obróciła się cudem, żeby widzieć napastniczke. 

Najpierw brunetka niezdarnie przecieła skórę Jordan na ramieniu, choć zamierzała dźgnąć sztynke w serce, ale ta jakimś sposobem się odsuneła. Kiedy Evans wycelowała prosto w klatkę piersiową kobiety, ta tuż przed dokonanym czynem złapała scyzoryk w prawą dłoń, blokując atak. Nena trzymała narzędzie z całej siły, jeszcze bardziej uszkadzając dłoń, ale to była walka o życie, nawet nie czuła bólu fizycznego, bo strach opanował jej ciało. 

Kilka chwil później Nena została uwolniona spod ciężaru Cynthi i odetchnęła głęboko. Było cholernie blisko, ale udało jej się. 

Jeden z policjantów coś do niej mówił, lecz ona była zamroczona wydarzeniami. Ktoś przyłożył jej jakiś materiał do ramienia, a w tle było słychać wrzask młodej Evans. Jordan kompletnie odcięła się od dalszych wydarzeń, bo po prostu była w szoku, wszystko dochodziło do niej z opóźnieniem. Posadzili ją na ławce i jeśli dobrze zrozumiała, miała przyjechać jakaś karetka. 

- Króliczku? 

Kiedy po jakimś czasie usłyszała ten głos, rzuciła się mężczyźnie w ramiona ze szlochem. Miała wrażenie, że tylko w jego ramionach będzie bezpieczna, że tylko on może ją ochronić i tylko przy nim czuła się bezpieczna.

Gabriel przytulał do siebie swoją narzeczoną i pluł sobie w brodę, że nie zdążył jej ochronić. Powinien to wiedzieć, a przez jego błąd Nena była ranna i przestraszona. To była jego wina i nie wiedział, jak ma to naprawić. 






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top