7. Nienawiść
- Co? - jęknęłam oszołomiona.
Zsunęłam się po drzwiach na podłogę. Od razu zaczęłam szlochać. Jakie szlochać? Płakać. Pff, najlepszym określeniem byłoby ryczeć. Powodem nie był fakt, że nie udało mi się uciec. Także nie fakt, że bałam się co mi zrobią. Ani to, że Buka mnie oszukał. Łzy zalewały mi policzki, ponieważ byłam głupia. Nie myślałam racjonalnie. Jasne, że mężczyzna nie chciał mi pomóc. Nie wiedziałam, dlaczego mogłam w ogóle tak pomyśleć. Czy byłam aż tak przestraszona i zestresowana Brutalem, że liczyło się tylko uciec? Nie ważne jak, ale znaleźć się poza domem?
Zaufałam porywaczowi! Przecież obiecałam sobie, że ucieknę sama. Nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego dałam się tak łatwo podejść i znów uwięzić.
Kiedy udało mi się uspokoić, wstałam z ziemi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było mniejsze od piwnicy i wyłożone kafelkami o brzydkim odcieniu pomarańczy. Ściany pomalowano białą farbą, a na jednej z nich dostrzegłam chyba ślady krwi. Pokój nie posiadał żadnych mebli, nawet lampy. Ale było coś cenniejszego - okno.
Podeszłam do szyby i przyłożyłam do niej czoło. Na dworze było jeszcze jasno, ale widok zasłaniały gęste krzewy. Zastanowiłam się, czy budynek widać z ulicy, czy jest może dobrze ukryty. Okno nie miało klamek, a nawet gdybym rozbiła szybę, nie przedostałabym się przez kraty.
Światło słoneczne zadziałało na mnie jak narkotyk. Wyluzowałam się, przestałam myśleć o porwaniu, wyciszyłam zmysły i pozwalałam słońcu świecić na moją bladą twarz. Byłam gotowa odejść. Zasnąć. Umrzeć.
Coś uderzyło w szybę. Otworzyłam oczy, które bez mojej wiedzy się zamknęły. Oprzytomniałam i popatrzyłam za okno. Nie wiem co to było, ale wyrwało mnie z najgorszych rozmyślań. Nie umrę. Wydostanę się.
Obejrzałam z bliska drzwi. Nie były tak solidne jak tamte, ale i tak nie potrafiłabym ich wyważyć. Klamka została wyrwana od wewnątrz. Zero szans na ucieczkę.
Odskoczyłam jak poparzona, gdy ktoś włożył klucz do zamka. Usłyszałam charakterystyczne odblokowanie drzwi, a do środka wszedł Brutal. Odsunęłam się, jak najdalej mogłam. Bałam się. Bardzo się bałam. Mężczyzna przyszedł bez koszulki. Bez problemu zobaczyłam ranę na jego piersi i mniejszą na brodzie. Okropnie go zraniłam. On zamiast się opatrzyć, stał przede mną i pokazywał krwawiące linie.
- Cwaniara z ciebie - zaśmiał się złowieszczo. Zatrzasnął głośno drzwi i zbliżył się do mnie. Moje oczy pewnie były otworzone szeroko i widniał w nich strach. Modliłam się w duchu, by nie zrobił mi niczego złego. - Chyba nie myślałaś, że ci się uda?
Odwróciłam wzrok. Nie dawałam rady patrzyć w jego oczy.
- Patrz co mi zrobiłaś! - złapał mnie za włosy i przyciągnął moją głowę do swojego torsu.
Nie chciałam płakać. Nie chciałam dać mu tej cholernej satysfakcji. I tak już śmiał się z mojego ataku. Pokazałam mu, że też potrafię być agresywna, a on miał z tego niezłą polewkę.
Puścił moje włosy i przeniósł rękę pod moją brodę. Złapał za nią boleśnie i zmuszona byłam patrzyć na jego twarz. Kropla krwi spłynęła mu po szyi. Życzyłam mu zakażenia czy innego syfu, który mógłby wyniknąć z jego łażenia bez opatrunków.
Nagle popchnął mnie w tył, a ja wywróciłam się na podłogę. Uderzyłam o nią pupą i łokciem. Nie myśląc o bólu, uciekłam na czworaka pod ścianę z oknem.
- Jaką karę wybierasz? - zapytał, biorąc się pod boki.
Popatrzyłam na niego z przerażeniem. O nie, chciał się odpłacić. Nic dziwnego. Pobije mnie? Postrzeli?
Nie odezwałam się, więc sam podszedł do mnie i kopnął w bok. Przewróciłam się na drugi, a z mojego gardła wydobył się dziwny krzyk. Brutal jednak nie skończył i kopnął mnie tym razem w brzuch. Dwa razy. Zapłakałam z bólu i objęłam się rękami. Mężczyzna kucnął przede mną i podniósł moją głowę. Nie widziałam jego twarzy przez łzy, ale poczułam pięść, która uderzyła mnie w policzek. Oszołomiona opadłam płasko na podłogę. Czułam się, jakbym miała za chwilę zemdleć. Kręciło mi się w głowie, a przed oczami widziałam mroczki.
Rozpoznałam dźwięk rozpinanego rozporka. Trochę mnie to przywróciło do życia. Podniosłam na niego wzrok i odkryłam, że zdążył już odpiąć pasek, a teraz próbował zsunąć spodnie. Nie patrzyłam dłużej, więc nie wiedziałam, czy był już nagi, czy nie. Zaczęłam się rzucać, gdy poczułam jego łapy na moich biodrach.
- Nie! - krzyczałam przez łzy. - Zostaw mnie! - Zasłaniałam się rękoma, biłam go po głowie, kopałam, ale był silniejszy. Ściągnął mi lekko spodnie, odsłaniając czarną bieliznę. - Nie!!! - Opierałam się nadal i nie pozwalałam mu mnie rozebrać.
- Zamknij się!
Moja szamotanina w końcu podziałała i udało mi się kopnąć go w krocze. Brutal opadł na podłogę, łapiąc się za bokserki. Ja w tym czasie podciągnęłam spodnie i odgarnęłam włosy z twarzy.
- Tego chcesz, suko?! - wyzwał mnie porywacz.
Wiedziałam, że jeśli nikt nie przyjdzie mi z pomocą, to Brutal mnie zgwałci. Byłoby to najgorszą rzeczą, jaką mógłby mi zrobić. Nie mogłam mu na to pozwolić.
Okrążyłam go kulejąc, gdy ten podnosił się z ziemi. Uklękłam przy drzwiach i zaczęłam uderzać pięściami o drewno. Z całej siły.
- Pomocy!!! - krzyczałam zniekształconym przez płacz głosem.
Brutal podszedł do mnie i szarpnął za moją bluzkę.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam, próbując się wyrwać.
- Zamknij ryj! - Udało mu się podwinąć bluzkę. Spod spodu wystawał czarny biustonosz. Czułam jak jego obleśny wzrok lustruje ozdobną koronkę.
Zamachnęłam się i uderzyłam go w brzuch, ale nic to nie dało. Nawet się nie zgiął. Był jak ze stali.
Krzyczałam z całej siły, gdy próbował zerwać ze mnie białą koszulkę. Wykręcił mi rękę, a rękaw łatwo z niej zszedł. Już bez problemu ściągnął ubranie z drugiej. Zostałam w samym staniku, zasłaniając się rękami.
- Co tam się dzieje? - usłyszałam stłumiony głos gdzieś za drzwiami.
Zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej, zdzierając sobie przy tym gardło. Byłam cała mokra od łez.
Najlepszym odgłosem jaki mogłam usłyszeć, był przekręcany zamek w drzwiach, a widokiem -twarz Damona.
- Co... co jej robisz?! - krzyknął na Brutala.
Wykorzystując chwilę nieuwagi, uciekłam pod przeciwną ścianę. Wcisnęłam się w kąt nadal bez górnej części garderoby.
- Spadaj, młody! Chyba, że chcesz się dołączyć - zaproponował porywacz. Stał w samych majtkach, a Damon patrzył na niego z obrzydzeniem.
- Oddaj jej koszulkę - zażądał chłopak.
- Nie widzisz co mi zrobiła?! - Brutal pokazał mu swoje rany.
- Już wystarczy!
- Nie od ciebie to zależy!
- Nie zrobisz jej tego!
Przysłuchiwałam się ich kłótni. Nie ważne, jaki był Damon, ale dziękowałam mu w duchu, że przeszkodził Brutalowi. Gdyby nie on...
- Jest niepełnoletnia! Brzydzę się tobą. - Blondyn splunął na buty porywacza.
- Należy jej się!
- Nikomu się nie należy!
Brutal uderzył chłopaka w twarz, a ten zatoczył się do kuchni. Mężczyzna wyszedł za nim z pokoju i zamknął drzwi.
Trzęsąc się, wstałam po moją białą bluzkę, która leżała na podłodze. Podniosłam ją i założyłam na ciało.
Usiadłam z powrotem pod ścianą i spojrzałam na miejsca, gdzie uderzył mnie mężczyzna. Miałam czerwone i sine ślady. Mimo że już dawno powinno brakować mi łez, znowu zaczęłam płakać. Jeszcze bardziej odwodniona potrzebowałam wody. Gardło bolało mnie przy każdy połknięciu śliny. Zastanawiałam się, czy Brutal nie skrzywdził mi narządów wewnętrznych lub nie spowodował wstrząśnienia mózgu. Czułam, jakby głowa miała mi zaraz eksplodować.
Przypomniałam sobie widok Brutala, ściągającego mi spodnie, a potem zrywającego ze mnie koszulkę. Był o włos od dokonania na mnie gwałtu. Czułam do niego olbrzymią nienawiść i obrzydzenie. Nigdy nie życzyłam nikomu źle, ale mu... życzyłam śmierci. Najgorszej z możliwych. Nie był człowiekiem, był potworem. I dopiero teraz zrozumiałam, jak głębokie znaczenie miał jego pseudonim.
Mimo bólu udało mi się w końcu zasnąć. Wygrało zmęczenie. Nie przeszkadzała mi nawet twarda i zimna podłoga.
Tym razem nie miałam koszmarów. Było to coś nowego, bo nawiedzały mnie za każdym razem od porwania. Śniła mi się rodzina. Płakali. Ale chwila... To były łzy radości. Płakali ze szczęścia. Dlaczego? W końcu zobaczyłam siebie; brudną, wychudzoną, bladą i posiniaczoną. Mnie, która pada im w ramiona i płacze razem z nimi. Czy to był moment mojego powrotu? Czyli wydostanę się z tego piekła? A może to tylko moje pragnienie uwiecznione w śnie?
Obudziłam się spocona. Otarłam twarz i podeszłam do okna. Zastanawiałam się czy jest wieczór, czy wczesny ranek, ale wątpliwości rozwiało mocniejsze słońce po około godzinnym czekaniu. Usiadłam pod ścianą twarzą do drzwi. Nadal obawiałam się, że Brutal wróci. Przed tym wyrzuci lub zabije Damona i będzie mógł dokończyć to, co ze mną zaczął.
Już nie miałam wiadra, do którego mogłam się załatwić. Ale i tak nie musiałam. Popuściłam ze strachu i bólu, gdy Brutal robił mi te okropne rzeczy. Potrzebowałam jedynie czegoś do picia i jedzenia. Bałam się, że umrę z głodu. Zauważyłam już wcześniej, że schudłam. Mój brzuch był zapadnięty, nogi smuklejsze, tak samo ręce. Kiedy indziej może bym się ucieszyła, ale to nie miało nic wspólnego z dietą lub odchudzaniem.
Ukucnęłam pod drzwiami i zaczęłam w nie pukać. Miałam starte kostki, więc przerzuciłam się na uderzanie płaską dłonią. Nie wiedziałam ile czasu mi to zajęło, ale chciałam tylko, by ktoś do mnie przyszedł.
Na moje szczęście zobaczyłam Damona. Przyniósł mi wodę i suchy chleb (aż trzy kromki!). Zjadłam jedną, a resztę odłożyłam na potem. Wypiłam też sporo wody.
- Przykro mi - powiedział chłopak.
Nie odzywałam się, od kiedy wszedł do pokoju.
- Nie wierzę, że chciał to zrobić. - Usiadł obok mnie, na co się delikatnie odsunęłam. - Boli cię coś?
- Tak - powiedziałam pierwsze słowo. - Dziękuję...
Popatrzył na mnie, chyba myśląc, za co mu dziękuję.
- Dziękuję za pomoc - wyjaśniłam cicho.
- O, musiałem. Nie myśl już o tym. Nie pozwolę mu cię więcej skrzywdzić. Strasznie wyglądasz... - Popatrzyłam mu w oczy, na co się zreflektował: - To znaczy ładnie, ale nie najlepiej.
- Marzę o kąpieli - wyznałam mu.
- Wiem.
- Przyniesiesz mi tu wiadro?
- Zrobię, co będzie w mojej mocy.
- Pomożesz mi? - zapytałam, sprawdzając jego reakcję.
On odwrócił się w moją stronę i spiorunował wzrokiem. Myślałam, że odmówi lub się zaśmieje, ale jego twarz przybrała łagodny wyraz.
- Nawet teraz.
Nie wiedziałam, co mam o nim sądzić. Już dostałam nauczkę za ufanie porywaczowi. Damon był jednym z nich i mógł mnie okłamać, tak samo jak Buka. Moje życie zamieniło się w walkę o przetrwanie i musiałam myśleć racjonalnie, rozważnie i kierować się intuicją. Nie potrafiłam już nikomu zaufać. Bałam się każdego ruchu.
Może tego nie zauważył, ale za każdym razem, gdy zmienił położenie nogi, czy podrapał się po nosie, drgałam nieświadomie. Było to już tak naturalne jak oddychanie.
- Naprawdę chciałbym żebyś wróciła do domu - wyznał. - Nie jesteś niczemu winna.
- Jak? - Moje pytanie zawisło w powietrzu i oboje zastanawialiśmy się nad jego odpowiedzią. Bałam się drugi raz podejmować decyzję o ucieczce. Damon nie mógł za wiele, bo nie był szefem.
- Nie wiem - odpowiedział w końcu. - Ale nie poddawaj się. - Położył swoją dłoń na mojej, która spoczywała na moim kolanie. Znów drgnęłam, co on poczuł i lekko ją ścisnął. Dotyk mężczyzny nadal źle mi się kojarzył i najchętniej strąciłabym jego dłoń, ale dodawała mi lekkiej otuchy. Damon był moją jedyną nadzieją.
Uśmiechnęłam się, gdy przyniósł mi wiadro. Jednakże to było plastikowe. Domyśliłam się, że Brutal chciał ograniczyć ilość niebezpiecznych przedmiotów, którymi mogłabym go znowu zaatakować. Czyli jednak trochę się tym przejął.
Damon, co mnie zdziwiło, został ze mną trochę dłużej. Wypytywał o rodzinę, szkołę, przyjaciół... Odkąd zabrali Lauren z nikim nie rozmawiałam, więc odpowiadałam na jego pytania. Nie zdradzałam jednak informacji, które mogliby wykorzystać przeciwko mnie. Dowiedziałam się nawet co nieco o nim. Jego rodzice zginęli z rąk przeciwników Brutala, dlatego mężczyzna przyjął go pod swoje skrzydła. Z jednej strony chłopak widział w nim mentora, a z drugiej nim i jego zachowaniem gardził. Chłopak nie poszedł na studia, ale zdradził, że jeśli odciąłby się od Brutala, na pewno wróciłby do nauki.
- Ty chodzisz do liceum? - zapytał, jeżdżąc palcem pomiędzy kafelkami.
- Tak.
- Masz chłopaka?
- Nie, nie mam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Spotykałam się tylko z jednym chłopakiem, ale było to w gimnazjum i szybko się skończyło. Nigdy nie zaznałam damsko-męskiej miłości, a od zawsze o niej marzyłam.
- A ty? - Popatrzyłam na niego - Masz dziewczynę?
- Nie, coś ty. - Uśmiechnął się lekko. Tak jak ostatnio położył dłoń na mojej i spojrzał mi w oczy. Wodził chwilę wzrokiem po mojej twarzy, a później spuścił go na swoją rękę. Pogładził mnie po wewnętrznej stronie dłoni i przygryzł dolną wargę.
- O co chodzi? - zapytałam, patrząc na jego profil.
- Nadal nie wierzę, że Brutal chciał ci to zrobić.
Zabrałam rękę i zaczęłam skubać szew na koszulce. Wypłakałam się już dość, więc moje oczy pozostawały suche. Ale serce krwawiło. Nie tylko serce. Także moje kostki prawej dłoni, której Damon jeszcze nie dotknął.
- Muszę się stąd wydostać - powiedziałam twardym i pewnym głosem.
- Musisz - przytaknął.
- Nie wiem czy mogę ci ufać, ale jesteś jedynym ratunkiem.
Patrzył mi dłuższą chwilę w oczy, a ja rozpłynęłam się w oceanie jego niebieskich tęczówek.
- Dasz radę, mała - szepnęłam do siebie.
- Słucham?
- Albo mi pomagasz, albo działam sama. Mi jest to obojętne. Liczy się tylko wolność.
Damon wstał, otrzepał ręce, podał mi prawą, a ja za nią złapałam. Pomógł mi także się podnieść, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Staliśmy naprzeciw siebie w niedużej odległości. Był ode mnie o głowę wyższy. Jego kolczyk połyskiwał w świetle słońca, które w końcu mogłam widzieć, a usta wyginały się w uśmiechu.
- Ani nie pomagam, ani nie działasz sama. - Popatrzyłam na niego z niezrozumieniem w oczach. On uśmiechnął się szerzej i powiedział: - Uciekamy razem.
Potem ktoś zapukał w drzwi i Damon wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samą, a drzwi zamknął. Jak, do cholery, miałam się uwolnić?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top