13. Dom

Najlepsze uczucie osoby, która wyrwała się z rąk porywaczy? Ta swoboda... Świadomość, że mogę zejść do kuchni, zrobić śniadanie, wziąć prysznic, poczytać książkę... Nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Nikt mnie już nie więził, nie ograniczał pożywienia, nie kazał załatwiać się do wiadra czy nie wypuszczał z jednego pokoju. Czułam się w końcu wolna.

Wczorajszy wieczór spędziłam w swoim pokoju. Moja mama zajrzała na chwilę, by przynieść mi kolację. Chciała zawieźć mnie do szpitala, ale nie czułam takiej potrzeby. Powiedziała w zamian, że potrzebuję spokoju, więc porozmawiamy następnego dnia. Zgodziłam się z wdzięcznością i szybko pochłonęłam gofry z bitą śmietaną.

Dużo myślałam... Zasypiając, miałam przed oczami twarz Damona. Później moje myśli zaprzątał Brutal, Buka, Adam i Zeus. Na pewno jednego z nich lub oboje zastrzelono. Poczułam słone łzy na policzkach i pozwoliłam ponieść się emocjom. To były najcięższe, niecałe dwa tygodnie w moim życiu. Naprawdę bałam się, że będą ostatnimi. Mimo mojej postawie, tak naprawdę umierałam ze strachu.

Teraz także nie czułam się bezpieczna. W każdej chwili mogłam wrócić w ich łapska. Jak miałam wyjść z domu? Mogli czaić się za każdym drzewem, krzewem, domem, zakrętem... Wspomnienia wróciły z brutalną siłą. Moja poduszka była cała mokra, a mną wstrząsał szloch. Ci mężczyźni zepsuli mój pogląd na świat. Już nigdy nie wyjdę na ulicę bez oglądania się za siebie.

***

Obudziłam się sama z siebie po południu i postanowiłam zejść na dół. Ubrałam pierwsze lepsze ubrania z szafy, bo mało co mnie obchodziło. Moi rodzice oglądali telewizję w salonie, a Maggie prawdopodobnie poszła do szkoły.

- Co tu robicie? - zapytałam zdziwiona.

- O, wstałaś. - Mama uśmiechnęła się ciepło. - Wzięliśmy dzisiaj wolne.

Usiadłam obok nich na kanapie i zjadłam jedno z ciastek, które w misce leżały na stoliku.

- Jak się czujesz? - zapytała.

- Dobrze - skłamałam.

- Możemy już porozmawiać? - Tata wyłączył pilotem telewizor. - Jesteś gotowa?

Popatrzyłam na ich zmartwione twarze. Nie mogłam im odmówić.

- Jak ciebie traktowali? - Mama złapała mnie za rękę.

- Nie było bardzo źle...

- Bili cię?

- Zdarzało się.

- A... wykorzystali cię? - zapytała delikatnie.

Przełknęłam głośno ślinę i wyrwałam od mamy rękę.

- Prawie.

Zasłoniła usta dłonią i wzięło głęboko powietrze. Jej twarz nie wyglądała tak jak dawniej. Zamartwianie się i tęsknota bardzo się na niej odbiły. 

- Ilu ich było? - tata zaczął zadawać pytania.

- Dwóch, potem też.

- Potem? - Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc. 

- Długa historia... Byłam w dwóch różnych miejscach u dwóch różnych ekip.

- Pamiętasz twarze?

- Większości osób. 

- Ten siniak - rodzicielka dotknęła mojej szczęki - to przez nich?

- Nie jest jedyny. 

Mama ukryła w kieszeniach sweterka drżące dłonie i próbowała powstrzymać płacz. Ja siedziałam spokojnie i nie kazałam jej przestać. Każdemu z nas było ciężko.

- Porwali jeszcze jedną dziewczynę - przypomniałam sobie.

- Dziewczynę? - Tata podrapał się po głowie z udręczonym wyrazem twarzy. - Co z nią?

- Pomylili mnie z córką jakiegoś milionera... Ale w końcu ją znaleźli i byłyśmy niedługi czas razem. Zapłacił za nią okup, więc ją uwolnili.

- Gdzie was przetrzymywali?

- W piwnicy. Potem byłam w jakimś opuszczonym budynku.

Poczułam dotyk mamy i pozwoliłam jej się przytulić. Rozmazał jej się tusz, więc sięgnęła po chusteczkę i wytarła oczy.

- Czyli wszystko przez jakąś durną pomyłkę? - Tata pogładził żonę po plecach.

- Tak...

Siedzieliśmy kilka minut w ciszy. Mama w końcu się uspokoiła i poszła do łazienki się pozbierać, a tata patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Nie powiedziałam im o Damonie, bo nie widziałam takiej potrzeby. Nie on mnie więził, zdążyłam mu wszystko wybaczyć.

- Jestem, przepraszam was. - Mama wróciła do pokoju. Nigdy nie wyglądała tak staro... Pierwsza lepsza osoba powiedziałaby, że na jej twarzy widniał najprawdziwszy ból.

- Kiedy wrócę do szkoły? - zapytałam.

- Poczekajmy przynajmniej do następnego tygodnia, dobrze? Chyba że będziesz chciała dłużej.

- Nie wiem...

- Nie ma co się spieszyć. Musisz odpocząć.

- A policja, telewizja?

- Na policję musimy pójść, a telewizja prędzej czy później podłapie temat.

- Mówiłam wam, że nie możecie! Przecież nam zabronili! 

- Chcesz żeby czuli się bezkarni? Żeby kolejna osoba przez nich cierpiała? - Tata popatrzył mi prosto w oczy.

- Nie, ale...

- Zapewnią ci ochronę. Nie będziesz musiała się bać. Zostaniesz w domu, póki nie będziesz wystarczająco bezpieczna - postanowił.

- Nie boisz się? Odpuśćmy, proszę.

- Sarah - złapał mnie za ręce - bardzo się boję. Jesteś dla mnie najważniejsza.

- A co z Jenną? I innymi? Wiedzą?

- Że byłaś porwana?

Pokiwałam twierdząco głową. 

- Nie mówiliśmy nic nikomu. Żeby się nie rozniosło.

- To co ona sobie myśli?

- Była raz, ale Maggie powiedziała jej, że później wszystko wyjaśni.

Wstałam z kanapy i pognałam po telefon. Logiczną rzeczą było dla mnie zadzwonienie po przyjaciółkę. Ojciec wyrwał mi go z ręki.

- Jeszcze nie teraz. To zbyt delikatna sprawa, kochanie.

***

Siedziałam w swoim pokoju i słuchał muzyki, kiedy Maggie wróciła ze szkoły. Przytuliłam ją mocno na przywitanie, okręciłam wokół siebie i postawiłam delikatnie na ziemi.

- Jak się czujesz? - zapytała z troską.

- Lepiej...

- Nie wiem nawet, od czego zacząć...

- Jak było w szkole?

- Wszyscy o ciebie pytają, ale ja byłam dzielna i nic nie powiedziałam.

- Brawo - pogratulowałam jej z uśmiechem. - Chodź na dół, zjemy obiad. 

Poszłam za Maggie do jadalni, w której mama nakładała do stołu. Pomogłyśmy jej w noszeniu jedzenia i talerzy z kuchni. 

- Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy - powtarzała siostra, nie mogąc oderwać ode mnie wzroku. 

- Nawet nie wiesz, jak się bałam.

- Och, Sarah... podziwiam cię. Zachowujesz się, jakby nic się nie stało.

- A mam jakiś wybór?

- Ja pewnie już dawno bym wykitowała.

- Nie gadajmy o tym, okej? - burknęłam.

- Jasne, dobra! - Usadowiła się na swojej połowie.

W tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Maggie pobiegła otworzyć i wróciła z Jenną. Popatrzyłam zszokowana na przyjaciółkę. Wyglądała na niezadowoloną. 

- Byłyśmy umówione - powiedziała do blondynki. - Pisałam do ciebie. Widzę, że nie jesteś gotowa.

- Przepraszam! - zawołała Maggie. - Plany się pozmieniały, zapomniałam.

Jenna przeniosła wzrok na moją osobę. Miałam ochotę do niej podbiec, ale w z tyłu głowy siedziały mi słowa taty, że nie jeszcze nie czas na zdradzanie sekretu. 

- Gdzieś ty była, jak ciebie nie było? - zapytała, opierając się o framugę drzwi. 

Maggie popatrzyła na nią surowo. Z kuchni wyszła też mama i szybko postawiła brytfannę z kurczakiem na blacie. 

- O co chodzi? - brunetka skierowała na mnie wzrok.

- Wytłumaczę ci wszystko, obiecuję. Chodź tutaj. - Rozpostarłam ramiona i podeszłam do Jenny. Przytuliłam ją mocno do siebie.

- Mów, co się działo - zażądała, odsuwając mnie od siebie. - Nawet nie wiesz, jak się czułam, gdy wszyscy mieli przede mną tajemnice. Nie było cię w szkole on jakichś dwóch tygodni, a Maggie milczała jak zaklęta. 

- Jenna, to nie takie łatwe, jak ci się wydaje - odpowiedziała moja siostra.

- Więc mi powiedzcie. Wyglądacie jakby ktoś umarł... Ale nie umarł, prawda? - Spięła się lekko.

- Nie! - krzyknęła. - Cicho bądź, bo Sarah nie jest w humorze na takie rozmowy. Lepiej będzie, jeśli wrócisz do domu. 

- Spokojnie, Maggie. - Złapałam ją za nadgarstek. 

- Myślałam, że się przyjaźnimy - powiedziała Jenna z wyrzutem. - Czemu nie chcecie mi powiedzieć?

- Sarah została porwana! - wybuchła piętnastolatka. 

Na twarzy Jenny pojawiło się początkowo zaskoczenie i przerażenie, a później wielki uśmiech.

- Przecież tu jesteś. Nie wkręcajcie mnie...

- Ale to prawda! - blondynka znów uniosła głos.

- Jak porwana? - przyjaciółka zwróciła się w moją stronę.

- Maggie... - zezłościłam się i wstałam z krzesła. Minęłam obie dziewczyny, by móc uciec do swojego pokoju. 

Po dziesięciu minutach ktoś zapukał do drzwi. Zasłoniłam twarz poduszką, kiedy Jenna weszła nieproszona do środka. Poruszała się wolno i spokojnie, jakbym była płochliwą sarną. 

- Przepraszam, ja nie wiedziałam... - zaczęłam. 

- Przestań.

- Twoja mama i Maggie mi wszystko opowiedziały. Bardzo mi przykro. Już rozumiem, dlaczego wolałyście mi nie mówić. 

- Masz zatrzymać to w tajemnicy - powiedziałam z naciskiem.

- Przecież jestem twoją przyjaciółką. Nigdy nie wygadałam twoich tajemnic, przecież wiesz. 

Usiadłam po turecku i zgarbiłam plecy. Patrzyłam na nią pustym wzrokiem. 

- Sarah, Boże, nigdy bym o tym nie pomyślała... To straszne.

- Idź już - poprosiłam poważnie.

Ona tylko spojrzała na mnie, marszcząc czoło. Stała przy moim biurku, miętoląc w palcach krawędź koszulki. Nie miałam już na nią siły. Nie potrzebowałam kolejnych pytań i pełnych politowania spojrzeń. Czułam się taka nieistotna, wyrwana z życia i zepchnięta na jego drugi plan. Wkurzała mnie nawet niezaświecona świeczka stojąca na komodzie.

- Wiem, że jest ci ciężko.

Zostawiłam jej zdanie bez odpowiedzi. Powstrzymałam się od prychnięcia, które zabrzmiałoby chamsko.

- Wiem, co czujesz.

Nie wytrzymałam. Zaśmiałam się głośno. Popatrzyłam na nią jak na głupca.

- Co powiedziałaś?! Wiesz co czuję?! Chyba właśnie nie!

- Mimo że zachowujesz się jak świnia to i tak się mnie nie pozbędziesz, bo jestem twoją przyjaciółką - odpowiedziała spokojnie.

Już jakiś trzeci raz podkreśliła, że się przyjaźnimy. Strasznie mnie to irytowało, ale jednocześnie miała rację i zachowywała się, jak na przyjaciółkę przystało. Zrobiło mi się nawet miło.

- Nie ma za co - szepnęła.

Spojrzałam na jej wesołe spojrzenie. Rozumiała mnie bez słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top