20. Przesłuchanie

Po dotarciu do domu do ochroniarza zadzwonił ktoś z policji. Podsłuchiwałam jego rozmowę, co nie było zbyt ładnym zachowaniem, ale nie miałam wyboru, skoro znajdował się prawie w tym samym pokoju.

Po rozłączeniu się, wrócił do mnie i oznajmił:

- Jeszcze dziś pojedziemy na komisariat na przesłuchania.

- Dlaczego? - Podniosłam wzrok znad talerza zupy.

- W sprawie porwania. Jeszcze przecież nie składałaś zeznań.

- Składałam, wtedy, gdy zamknęli tatę.

- Ale to nie o takie chodzi. Będą ciebie pytać o porwanie, jego przebieg i tak dalej. Nie mają jeszcze podstaw do poszukiwań porywaczy.

- To o której godzinie mam być gotowa?

- Mamy być na miejscu o piątej.

- To lecę się szykować.

Postanowiłam nie zmieniać stroju i zostać w jeansowej koszuli i rurkach - nieodłącznym elemencie mojego ubioru. Wzięłam jedynie małą torebkę, w której już znajdowały się potrzebne rzeczy, rozczesałam szczotką włosy i zbiegłam schodami na parter. Collin właśnie ubierał czarne buty, więc także sięgnęłam po swoje adidasy.

- Ale się stresuję... - powiedziałam pod nosem.

- Nie masz czym. Wszystko będzie dobrze.

- Jasne, wiem.

Mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach i sprawdzając ulicę, pozwolił wsiąść do mercedesa.

- Nadal pan myśli, że jeżdżą tą furgonetką co wtedy?

- To prawdopodobne, ale na ich miejscu zmieniłbym pojazd.

Układałam sobie w głowie to, co chciałabym przekazać policji. Starałam się przypomnieć sobie wszystkie istotne fakty. Wspomnienia na szczęście były nadal bardzo wyraźne.

Tym razem pokierowano nas do innego pomieszczenia niż wtedy, gdy przyszłam tu z mamą i Maggie. Czekał też inny policjant, który przedstawił się jako Oscar C. Settle i jakiś inny mężczyzna. Podał Walshowi dłoń i poprosił, by zostawił nas samych. Usiedliśmy przy obszernym stole, na którym leżał włączony dyktafon.

- Droga Sarah, chciałbym, żebyś opowiedziała mi o tym, co się wydarzyło dwa tygodnie temu.

Odetchnęłam głęboko. Nie miałam ochoty opowiadać Oscarowi o moich przeżyciach. Drugi mężczyzna usiadł przy komputerze i czekał aż zacznę mówić.

- Stało się to dokładnie dziewiątego października.

- Co wtedy robiłaś?

- Byłam na urodzinach przyjaciółki. Trochę się u niej zasiedziałam i wracałam dopiero po dziesiątej wieczorem. Z kolegą. Ale potem się rozdzieliliśmy i ostatnie dwie ulice miałam pokonać sama. To tam mnie porwano.

- W którym miejscu?

- Zaraz za zakrętem na moją ulicę.

- Opisz jak ciebie porwano.

Zamknęłam oczy, by jak najdokładniej zobrazować sobie to wydarzenie.

- Jechała za mną czarna furgonetka. Gdy tylko zrozumiałam, co się dzieje, zaczęłam biec. Oni jednak zajechali mi drogę i wysiedli z auta.

- Pamiętasz rejestrację lub markę pojazdu?

- Nie... wiem tylko, że była to czarna, lekko obłocona furgonetka o kanciastym kształcie. Taka bardzo pospolita.

- Co działo się później?

- Próbowałam się wyrwać, krzyczałam... - Zaszkliły mi się oczy.

- Och, proszę. - Policjant przysunął do mnie karton z chusteczkami.

Wyciągnęłam jedną i otarłam nią uciekającą łzę.

- Możesz mówić dalej?

- Tak... Myślałam, że uda mi się uciec, ale ich była trójka. Jeden wziął mnie za ręce, drugi za nogi. Nie miałam szans.

- Masz rację. Wsadzili cię do bagażnika?

- Na tylne siedzenie. Mieli kaptury i kominiarki, ale później udało mi się zobaczyć twarz jednego z nich. Założyli mi worek na głowę, ale nie przestawałam się rzucać, więc przyłożyli mi do nosa coś nasiąkniętego eterem czy czymś takim, od którego usnęłam.

- I obudziłaś się już na miejscu?

- Tak. To było pomieszczenie bez okien. Później dowiedziałam się, że jestem w piwnicy. - Znowu sięgnęłam po chusteczkę i wydmuchałam w nią nos. 

- Byłaś na terapii? - zapytał policjant.

- Nie... ale chyba powinnam, prawda? - Uśmiechnęłam się nieznacznie.

- Jeśli czujesz taką potrzebę, to owszem.

- Ale chciałabym dokończyć te przesłuchanie.

- Więc co działo się później?

Opowiedziałam mężczyźnie o pierwszym dniu, o Brutalu, Buce, posiłkach, wiadrze, Lauren, próbie ucieczki, drugim pokoju, a potem o Adamie, pobycie u Maury, Zeusie, opuszczonym budynku oraz zapłaceniu przez tatę okupu. Policjant cierpliwie mnie słuchał, drugi wystukiwał słowa na klawiaturze, ja ocierałam co jakiś czas oczy i próbowałam nie wybiec z sali przesłuchań.

- Przeżyłaś bardzo dużo... Bez wątpienia potrzebujesz konsultacji z psychologiem - powiedział Oscar ze współczuciem w niebieskich oczach.

- Coś jeszcze?

- Mówiłaś o tej drugiej dziewczynie...

- Lauren.

- Właśnie, Lauren. Skontaktujemy się z nią, bo jest bardzo ważnym świadkiem w tej sprawie, a nawet ofiarą.

- Od tamtego dnia się z nią nie widziałam. Brutal zabronił naszym rodzinom zawiadamiania policji. Nie wiem, czy będzie chciała zeznawać na ich niekorzyść, pewnie jak ja się boi.

- Nie bójcie się. Wasi oprawcy muszą odpowiedzieć za swoje czyny.

- Wiem, ale już raz chcieli się zemścić. Przyjechali pod mój dom.

- Masz ochronę, Sarah. Lauren też ją załatwimy. Obiecuję.

- Dobrze - zgodziłam się.

- I jeszcze jedna sprawa mnie ciekawi.

- Jaka?

- W jaki sposób wydostałaś się z pierwszego domu?

Przełknęłam głośno ślinę i spuściłam wzrok na spocone dłonie. Nie wspominałam ani słowem o Damonie i teraz nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć. To dzięki niemu uciekłam Brutalowi.

- Pomógł mi pewien chłopak... - odpowiedziałam drżącym głosem.

Znienawidziłam siebie za to, że go zdradziłam. Przecież nie pozwolił mi tego robić. Ale nie potrafiłam skłamać Settle'owi, bo patrzył na mnie takim wzrokiem... że nie wymyśliłam niczego innego. Nic nie wydawało się przekonywujące.

- Jaki chłopak? - wyraźnie się zainteresował.

- Też tam był i pomógł mi się wydostać. Potem trafiłam w ręce Adama.

- Też był porwany jak ty?

- Nie...

- Był jednym z porywaczy?

- Nie...

- Więc kim był? Powiedz mi prawdę.

- Nie zrobił mi krzywdy, nie jest niczemu winny. Pomógł mi! Nie możecie mu nic zrobić.

- Przecież nie mamy takiego zamiaru. Chcę się tylko dowiedzieć kim był ten chłopak. Podasz mi jego nazwisko?

- Nazywał się Tommy - skłamałam.

- I chcesz powiedzieć, że mieszkał w tym domu, znał porywaczy?

- Nie wiem czy mieszkał, po prostu tam go poznałam. Na początku myślałam, że jest taki jak oni, ale to nie prawda. Nawet go potem ze mną zamknęli, tam u Adama. W tym opuszczonym budynku. Chcieli go nawet zabić. Został postrzelony.

- Czekaj, czekaj... Kto i kiedy go postrzelił?

- Brutal, kiedy przyjechał pod mój dom. Zanim dostałam pana Walsha.

- Co Tommy tam robił?

Kurde!, krzyknęłam w duchu. Zapędziłam się w kozi róg i nie potrafiłam z niego zręcznie wyjść. 

- Nie chcę o nim mówić. Nie zrobił nic złego, w pewien sposób mnie uratował.

- Eh... widzę, że stoisz za nim murem. Ale nie zostawię go tak, słyszysz? Obawiam się, że jest zamieszany w sprawę.

Tym razem łza spływająca po moich policzku nie była oznaką wspomnień, smutku czy strachu, tylko poczucia beznadziejności. Sparaliżowała mnie świadomość tego, że złamałam daną obietnicę i wydałam Damona policji, czego tak chciał uniknąć.

- Proszę, skupcie się na porywaczach i ich odnajdźcie.

- Tak zrobimy.

- To mogę już iść? - Schowałam zużytą chusteczkę do kieszeni bluzy.

- Nie będę cię dłużej męczył... Kobieta w recepcji da ci namiary na naszą psycholog, dobrze?

- Dobrze. Do widzenia.

W złym stanie emocjonalnym wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do recepcji. Brunetka o przyjemnym uśmiechu podała mi karteczkę z numerem telefonu i nazwiskiem Cat.

- Dziękuję, do widzenia.

Odwróciłam się i podeszłam do czekającego na mnie Collina.

- Możemy wracać - oznajmiłam.

- Płakałaś? Źle wyglądasz.

- Po prostu wracajmy już do domu - powiedziałam z naciskiem.

Wypatrywałam przez szybę samochodową czarnych furgonetek. Widziałam dwie, ale żadna nie przypominała tej Brutala. Ochroniarz prowadził spokojnie i nie rozglądał się zbytnio, za to mi serce biło jak po ciężkim biegu. Bałam się spojrzeć Damonowi w twarz i wyznać prawdę. Prawdę, która niszczyła moje sumienie i robiła ze mnie ohydną sukę.

Zbliżając się do domu, instynkt kazał mi popatrzyć na zaparkowane przy ulicy samochody. Jedno bardzo spodobało mi się wizualnie, ale inne szczególnie przykuło moją uwagę. Nie wiem, czy już kiedyś je widziałam, czy z czymś mi się skojarzyło. I wręcz byłam pewna, że... ktoś siedział na przednim siedzeniu. Jenak mijając je... miejsce kierowcy było puste.

- Coś nie tak? - zapytał ochroniarz.

- Sama nie wiem. Chyba wyobraźnia płata mi figle.

- Widziałaś coś?

- Tak mi się wydawało, ale chyba nie było prawdziwe. Boże, sama nie wiem.

- Powiedz o co chodzi. - Spojrzał w tylne lusterko.

- Miałam wrażenie, że ktoś siedział w tamtym aucie, ale tylko mi się zdawało.

- Poznajesz to auto?

- Właśnie nie wiem.

- Jedzie za nami?

Popatrzyłam za siebie przez tylną szybę i znieruchomiałam. Samochód wyjechał z pobocza i zaczął jechać ulicą.

- Tak - pisnęłam.

- Widzisz kierowcę?

- Ma coś na twarzy. Chyba kominiarkę.

- A pasażerowie?

- Nie widzę, ale możliwe, że siedzą z tyłu.

- Zaraz będziemy na miejscu. Pierwsze co robisz, to szybko wchodzić do domu, zrozumiano? - Zacisnął mocniej palce na kierownicy.

- Mhm. Myśli pan, że to oni?

Popatrzył na mnie porozumiewawczo. Zadałam to pytanie chyba z nadzieją, że zaprzeczy... Ale znałam odpowiedź. Brutal zabronił mi donoszenia na policję. Teraz zemści się na kablu.


// Opowiadanie zbliża się ku końcowi... Osoby, które czytały je na Samych Quizach wiedzą, co się wydarzy, ale mam zamiar lekko zmienić ostatnie wydarzenia.
Dziękuję za wszystkie odsłony, komentarze i głosy! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top