16. Lokator
- Sąd skazuje Artura Morgana na sto lat pozbawienia wolności.
- Nie! Przecież on umrze w więzieniu! - krzyczałam na sędzinę.
- Podważasz decyzję sądu?
- Tak! Macie go wypuścić! Skazujecie nie tego człowieka! Ludzie, co z wami?
- Za obrazę sądu skazuję cię na karę dwóch lat pozbawienia wolności.
- Mnie? To chyba jakieś kpiny.
- Wyprowadzić ją!
Dwóch ochroniarzy łapie mnie pod pachy i siłą wynosi z sali sądowej. Rzucam się na boki, więc mnie puszczają. Śmieją się ze mnie... Moje oczy zalewają łzy, a oni tylko popychają mnie w stronę celi więziennej. Mój tata znajduje się w innej i też płacze. Łapiemy się przez kraty za ręce, a on obiecuje mi, że jeszcze stąd wyjdzie.
- Nie, tato, będziesz tu przez sto lat!
- Więc będę żył sto pięćdziesiąt.
Nagle się wybudziłam. Świeciła się moja lampka nocna, a Damona nie było na swoim materacu. Przestraszona usiadłam na łóżku, ale on złapał mnie za rękę. Kucał obok mnie, na podłodze.
- Wszystko dobrze? - zapytał z troską w głosie.
- Co się dzieje?
- Miałaś zły sen.
- Obudziłam cię?
- To nic. Już dobrze... - Pogładził mnie po wewnętrznej stronie dłoni.
- Przepraszam.
- Jak chcesz, mogę położyć się obok ciebie.
Mimo początkowego zmęczenia, nagle oprzytomniałam.
- Co? Widzę, że chcesz tylko wykorzystać okazję, by wleźć mi do łóżka. Zjeżdżaj.
Damon nie spodziewał się takiej odpowiedzi i z zawiedzioną miną wrócił na materac. Przewróciłam się na drugi bok i zgasiłam lampkę.
Nie mogłam z powrotem zasnąć, ponieważ nieprzerwanie chrapał. Niegłośno, ale jednak. Wstałam z łóżka i na palcach podeszłam do chłopaka. Zatkałam mu nos i po chwili zabrałam palce. Mruczał coś przez sen, ale nie przestał chrapać. Dopiero gdy połaskotałam go w bok, zmienił położenie ciała i zapadła cisza. Wskoczyłam bezszelestnie pod kołdrę i z uśmiechem próbowałam zasnąć, co tym razem zakończyło się sukcesem.
***
Obudziłam się przez rażące promienie słoneczne, tańczące na mojej piegowatej twarzy. Przetarłam oczy i rozciągnęłam się na łóżku. Prawie dostałam zawału, czując obcą stopę na mojej łydce.
- Damon! Co, do cholery, robisz w moim łóżku?
Chłopak obudził się, ale musiałam chwilę poczekać, aż zajarzy o co chodzi. Nie zobaczyłam na jego twarzy uwodzicielskiego uśmiechu czy czegoś w ten deseń, tylko troskę.
- Dzień dobry.
- Kiedy tu wlazłeś, zboku?
- W nocy. Nadal miałaś koszmary i gadałaś przez sen. Trochę to strasznie wyglądało, a nie chciałem cię budzić. Uspokoiłaś się, gdy położyłem się obok.
- Kto ci pozwolił? Bo ja na pewno nie.
- No sorry, ale nie mogłem spać - powiedział z zamkniętymi powiekami. - Z drugiej strony było mi ciebie szkoda.
Popatrzyłam na niego podejrzliwie. Pojawił mi się przed oczami od razu najgorszy scenariusz. Chłopak mógł mnie molestować, a ja nie miałam o niczym pojęcia.
- Nic ci nie zrobiłem. Trzymałem ręce przy sobie.
- Ech... Ty za to chrapiesz.
- Nie chrapię!
- Chrapiesz - zaśmiałam się.
- Przyjemnie tu, nieprawdaż? - Zakrył kołdrą twarz.
Wykorzystałam okazję i zrzuciłam go z łóżka. Z łoskotem i jękiem upadł na podłogę. Od razu pożałowałam swojej decyzji.
- Przepraszam! - pisnęłam.
Damon zaciskając zęby, próbował udawać, że nic się nie stało. Ale widziałam, że złapał się za biodro, które pewnie także miało odcień purpury.
- To było głupie, przepraszam. - Podeszłam do niego i pomogłam mu wstać.
- Ja przepraszam, że wszedłem ci do łóżka.
- I podglądałeś jak się przebierałam.
- To akurat mi się podobało.
Normalnie walnęłabym go z liścia, ale... nie chciałam bardziej niszczyć mu twarzy.
- Przyniosę ci nową koszulkę.
- O, dzięki.
Zajrzałam do pokoju rodziców, ale nikogo w środku nie było. Moja mama już dawno wstała do pracy. Wybrałam Damonowi szary t-shirt z jakąś datą.
Bez wstydu ściągnął wcześniejszą koszulkę i założył nową. Zaskoczona ujrzałam jego umięśniony tors i niczego sobie sześciopak, oszpecone śladami pobicia. Przyłapał mnie na gapieniu się i z uśmiechem wyparował:
- Jesteśmy kwita.
Pół godziny później zeszłam schodami na parter. Maggie zdążyła już wyjść do szkoły, a mama do pracy. Obie żyły swoim życiem... Tylko ja stałam w miejscu. Chociaż tata miał gorzej.
Zrobiłam dla mnie i blondyna śniadanie. Z kanapkami na talerzach usiedliśmy w salonie. Jedząc chleb, oglądał biblioteczkę z książkami.
- To rodziców - powiedziałam z pełnymi ustami, na co mama zawsze zwracała mi uwagę. - Ja mam swoje w pokoju.
- Widziałem.
- Lubisz czytać? - zainteresowałam się.
- Tak, tylko nie mam co.
- Możesz sobie coś ode mnie pożyczyć.
- Naprawdę? - zapytał z błyszczącymi oczami i niedowierzaniem.
- Tak, niektóre książki czytałam już po kilka razy.
Uśmiechnął się. Zauważyłam, że posiadał kilka uśmiechów. Pierwszy, gdy tak jak teraz był wdzięczny lub szczęśliwy. Drugi, bardziej krzywy, gdy rozmawiał ze mną lub próbował flirtować. Trzeci, gdy coś go bawiło. Czwarty, gdy próbował zachować pozory, ale ból rozpierał go od środka. Czy to dziwne, że skategoryzowałam jego uśmiechy?
Damon podszedł do okna i wyjrzał na ulicę. Szukał czegoś lub kogoś wzrokiem, ale chyba tego nie znalazł. Uspokojony wrócił na kanapę i oparł się o dużą poduszkę.
- Co jest? - zapytałam zaniepokojona.
- Boję się, że tu przyjdzie. Bo zna twój adres. Pewnie się domyśli, że tu jestem.
- Przecież myśli, że nie żyjesz, czyż nie?
- Chyba tak... Co nie zmienia faktu, że policja będzie go szukać. To jasne, że im ucieknie i będzie chciał się zemścić.
- O nie...
- Póki co będę cię bronił - powiedział bohatersko. Położył ręce na poduszkach i założył nogę na nogę. Postawa godna prawdziwego samca.
- A co z moim tatą?
- Znasz datę rozprawy?
- Może moja mama zna. - Popatrzyłam na kalendarz, w którym zapisywała wszystkie ważne wydarzenia. - Myślisz, że mogą go uniewinnić?
- Nie wiem...
- Nie uwierzyli nam chyba w prawdę.
- W sensie, że porwanie?
- Myśleli, że to kłamstwo, którym chcę usprawiedliwić ojca.
- Nie ufam gliniarzom - westchnął pewny swego.
- Nie chcę, by tata poszedł do więzienia na dłużej...
- Wiem, Sarah. W tej chwili ważne jest, żebyś nie wychodziła z domu. To niebezpieczne, rozumiesz?
- Rozumiem. A co z tobą? - zapytałam, żywiołowo gestykulując. - Nie możesz się tu ukrywać w nieskończoność. Prędzej czy później mama lub moja siostra ciebie odkryją.
- Więc musisz im o mnie powiedzieć. Najwyżej mnie wyrzucą.
- Przynieść ci plaster? - Zauważyłam, że jego rana na czole znowu krwawi.
- Rozdrapałem strupa, to nic.
Siedzieliśmy dalej w milczeniu. Zastanawiałam się, czy Damon był plusem czy minusem w mojej sytuacji. Bo niby dodawał mi otuchy, wspierał, rozumiał, ale i musiałam go pilnować, ukrywać pod swoim dachem.
- Masz broń w domu? - zapytał, bawiąc się zapięciem poduszki.
- Noże się liczą?
- Zawsze coś...
Oparłam się o jego ramię i zamknęłam oczy. Damon oddychał równomiernie i spokojnie. Dlaczego ja nie potrafiłam się wyluzować? Cały czas ojciec, policja i Brutal zaprzątali mi myśli. Co dziwne, bardziej martwiłam się o rodzica, niż o własną skórę.
Nie wiadomo kiedy do domu weszła Maggie. Odwiesiła klucze na wieszak i ściągnęła w holu buty. Nie było czasu na ucieczkę, a w salonie nie znajdowało się nic godnego nazwania kryjówką.
- Cześć, siostra - rzuciła zza ściany.
Damon napiął się ze stresu, a ja oszołomiona nie wiedziałam, co robić. Popatrzyłam w jego spanikowane oczy.
- Jesteś w salonie?
Chłopak chciał wyjść szybko z pomieszczenia, ale w drzwiach zderzył się z Maggie.
- Kim ty jesteś?! - krzyknęła przestraszona.
- Maggie, spokojnie, to Damon. - Podeszłam do nich i złapałam chłopaka za rękaw.
- To twój kolega? Ale się przestraszyłam...
Widziałam, jak mierzyła spojrzeniem jego siniaki. Pewnie zastanawiała się, co miałam za kolegów, że jeden z nich wyglądał jak worek treningowy.
- Cześć, ty pewnie jesteś siostrą Sarah - przywitał się chłopak.
- Tak, Maggie. - Uścisnęli sobie dłoń. - Mogę cię na chwilę prosić? - zwróciła się do mnie.
Wyszłyśmy do kuchni, a ona cicho zapytała, kim dokładnie był Damon.
- Mam powiedzieć prawdę?
- Sarah!
- Jestem mu coś winna.
- Co?
- Nie będę ci teraz wszystkiego opowiadać. Jest tutaj, ponieważ jestem jedyną osobą, którą zna. Nie mogłam zostawić go bez pomocy.
- Rozumiem, ale... co on taki pobity?
- Mogłam wyglądać podobnie, gdyby nie on. - Uśmiechnęłam się na siłę.
- Powiesz mamie?
- Boję się, że go wygoni.
- Ukryj go gdzieś i obiecuję, że jej nie powiem.
- Dzięki, siostra. - Pocałowałam ją w policzek i wróciłam do Damona. Maggie poszła do swojego pokoju odrabiać lekcje, a ja zapytałam chłopaka, co zechciałby porobić.
- No nie wiem...
- Normalnie idę do szkoły, po południu uczę się lub spotykam z przyjaciółmi. Zakaz wychodzenia z domu to dla mnie masakra.
- Nie marudź. - Machnął ręką. - Możesz zaprosić koleżanki do siebie.
- A co z tobą?
- Nie przejmuj się mną. Tak przy okazji, ktoś wie, że byłaś porwana?
- Tylko moja najlepsza przyjaciółka. Właśnie, powinnam z nią pogadać.
- Musisz mieć kontakt z ludźmi. Tym bardziej, że widzę jak się czujesz.
- I tak już jest lepiej - powiedziałam szczerze i posłałam mu lekki uśmiech.
- Ten twój Miles czeka na wyjaśnienia - przypomniał.
- Nie chcę z nim o tym gadać... Tak naprawdę krótko się znamy.
- Nie rób niczego na siłę. I sorry za wtedy - dodał szybko. - Tak naprawdę jest wporzo gościem.
***
Posłuchałam Damona i zaprosiłam na późne popołudnie Jennę. Od razu się zgodziła i obiecała przynieść paczkę naszych ulubionych chipsów.
Przyszła po szesnastej. Nie chciałam robić zamieszania i poznawać ją z Damonem, więc na ten czas chłopak siedział u Maggie. Siostra nie protestowała, by przygarnąć go do siebie i tylko błagałam go w duchu, by niczego nie odwalił.
- Nie było cię w szkole - powiedziała przyjaciółka.
- Póki co nie będę chodzić do szkoły.
- Och... jak się trzymasz? - zapytała z prawdziwą troską, a nie dlatego, że wypada.
- Jest lepiej.
- Rozmawiałaś z Milesem?
- Tak. Ej, Jenna, myślisz, że mu się podobam?
- No ba - zaśmiała się.
- Serio?
- Dwa dni po urodzinach się z nim spotkałam i gadał tylko o tobie. Był zawiedziony, że nie odpisywałaś mu na wiadomości.
- Teraz jest na mnie trochę obrażony. Widzi, że coś się zmieniło i moja nieobecność coś znaczyła.
- Mam mu wszystko wyjaśnić? - zaproponowała i odłożyła swoją bluzkę na krzesło.
- Jeszcze nie. Nie chcę wciągać nikogo w kłopoty.
- Jakie kłopoty? - Popatrzyła na mnie, odgarniając włosy z twarzy.
- Nie ważne.
Nie drążyła dalej, ale widziałam, że była lekko zaniepokojona. Bo wiedziała. Może niepotrzebnie naraziłam ją na niebezpieczeństwo.
Siedziałyśmy razem do wieczora, a ona opowiadała mi o newsach. Nasza dobra koleżanka, Jennifer, znalazła sobie chłopaka. Podobno to typowy bad boy i Jenna bała się, że złamie jej serce. Erica z najstarszej klasy złamała w szkole nogę i nie było jej póki co przez tydzień w szkole.
Po wyjściu przyjaciółki myślałam, że już nic mnie nie ucieszy. Nie spodziewałam się zobaczyć tak szybko taty w domu. Odwieziono go radiowozem, którego światła widziałam z okna. Zarzuciłam ciepły sweter na plecy i pognałam do ogródka przywitać się z rodzicem. Przytuliłam go mocno, a po mnie Maggie. Mama czekała na niego w środku i obdarowała pocałunkiem. Skrzywiłam się z siostrą na ten widok, a oni uśmiechnęli się do siebie jak para nastolatków.
- Uniewinnili cię? - spytałam ucieszona.
- Nie, ale pozwolili wrócić do domu.
Wydałam odgłos rozczarowania, ale ważne było tylko to, że tę noc tata spędzi w swoim łóżku z żoną u boku.
- Kiedy rozprawa? - Mama złapała ojca za rękę.
- W następny weekend. Mamy cały tydzień dla siebie. Mam oczywiście zakaz wyjazdu z kraju i chyba nawet miasta.
- Nic nie szkodzi! - odpowiedziałam.
- Zobaczysz, że nie zostaniesz skazany! - pocieszyła go Maggie.
Całą szczęśliwą rodzinką weszliśmy na piętro. Nigdy nie zapomnę zdumionych twarzy rodziców, gdy spotkali spacerującego Damona bez koszulki.
- A ty to kto?! - krzyknął mój tata.
Chłopak przestraszył się nas i pobiegł do mojej sypialni. Brawo, Damon!
- Kto to? - mama zwróciła się do mnie i Maggie.
- To...
Nie zdążyłam dokończyć, bo musiałam biec za tatą, który z przerażeniem odkrył chłopaka, ścielącego u mnie dodatkowe posłanie.
- Przepraszam, już się wynoszę.
- Sarah! Czy to twój chłopak?
- Nie, tato.
- To co on robi w twoim pokoju?! I czy on ma moją koszulkę?
- Tato, wszystko ci wytłumaczę.
Rodzic zabrał blondynowi t-shirt, przez co biedak musiał stać bez niego. Nie powiem, podobał mi się ten widok.
- Czemu masz tyle siniaków? - zapytała go mama.
- Pewnie bił się z jakimiś huliganami! Czy ktoś mi wyjaśni, co się tutaj dzieje?
Damon ominął mojego ojca i zbiegł schodami na dół. Dogoniłam go i nie pozwoliłam wyjść. Tak jak wczoraj stanęłam pomiędzy nim, a drzwiami.
- Czekaj - poprosiłam, szybko oddychając.
- Twoi rodzice nie chcą mnie tu widzieć.
- Wyjaśnię im wszystko i zostaniesz - obiecałam.
- Jeżeli się nie zgodzą, to nie ma problemu...
Wróciłam do zdenerwowanych rodziców, którym Maggie próbowała dać do zrozumienia, że Damon wcale nie był bandytą.
- Wygląda jakby przejechał go pociąg!
- Tato! - wydarłam się na cały głos.
W końcu wszyscy umilkli, a ja zaczęłam swój monolog:
- Damon jest moim przyjacielem. Bardzo mi pomógł, gdy najbardziej tego potrzebowałam. Bronił mnie przed porywaczami, gdy chcieli mnie skrzywdzić. Przez to, że stanął po mojej stronie, został pobity i zostawiony samemu sobie. Dlatego wygląda tak, a nie inaczej! Potrzebuje pomocy, tak ja wtedy. Nie ma gdzie pójść, bo stracił rodzinę. Zgodziłam się, by został u nas i proszę żebyście i wy się zgodzili. Spał u mnie w pokoju zeszłej nocy i przepraszam mamo, że ci o niczym nie powiedziałam. Nie musicie się bać, że coś mi zrobi, bo jest dobrym człowiekiem. Teraz na pewno tak.
- Co znaczy teraz, kochanie? - zapytała mama.
- Nie ważne. Chcę tylko mu pomóc. Obiecuję, że nie będzie nikomu przeszkadzał.
- Gdzie się poznaliście? Nie rozumiem...
- Nie chcę, żebyście mieli o nim złe zdanie. Nie możecie go wyrzucić.
Rodzice popatrzyli po sobie, nadal niezadowoleni z obrotu sprawy.
- Pościelmy mu łóżko w pokoju gościnnym, żeby nie musiał spać na tym materacu.
- Proszę się nie fatygować, tu mi dobrze - odpowiedział Damon, który niepostrzeżenie wrócił na piętro.
Tata popatrzył na niego nieufnie. Nic dziwnego, że nie chciał, by blondyn spał w moim pokoju.
- Nalegam, żebyś spał na dole.
- Ale Sarah ma koszmary.
- Poradzi sobie - odpowiedział stanowczo, urywając tym samym wymianę zdań. - Dobranoc.
Przez kolejną godzinę mama z Maggie okupowały łazienkę, a ja pomogłam Damonowi pościelić łóżku w pokoju gościnnym.
- Do jutra - pożegnałam się miło i zgasiłam mu światło.
- Nie martw się, przyjdę jeszcze tej nocy.
Z uśmiechem wróciłam do pokoju. Przebrałam się w piżamę i poszłam umyć zęby. Nadal miałam podkrążone oczy... Wgramoliłam się do cieplutkiego łóżka i okryłam szczelnie kołdrą w małe różyczki.
Wszystko zaczęło się powoli układać... Byłam spokojna o Damona, bo wreszcie dowiedziałam się, że żyje. Mniej zmartwiona o losy taty, bo wrócił do domu. Z większą nadzieją, że policja mi uwierzyła i zacznie ścigać porywaczy. Brutal był ostatnią częścią układanki. Nie wiedziałam gdzie był, co zamierzał i jaki będzie w skutkach.
Stanęło mi na moment serce, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Ale to nie Brutal położył się na materacu, tylko Damon. Tak jak mówił, tak zrobił. Wrócił do mojej sypialni i jakby nigdy nic zajął swoje miejsce na podłodze przy oknie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top