10
Po tygodniu pobytu w Zakopanem wróciliśmy do Willingen. Po spotkaniu z Wolnymi nareszcie mogłem odetchnąć. Nie było sztywno, ale nie czułem się dobrze, szczególnie przy rozmowach o ich zmarłym synu. Cieszyłem się, kiedy wyjeżdżaliśmy z Polski. Nie chciałem wracać do tego kraju zbyt szybko. Potrzebowałem wszystko przemyśleć.
Powrót do domu był dla mnie zbawieniem. Odwiozłem mamę do mieszkania, po czym pojechałem z Alissą do mojego lokum. Nie wiedziałem, czy dobrym pomysłem będzie przydzielenie jej tego samego pokoju, w którym mieszkała kiedyś. Jednak ona rozwiązała mój problem i powiedziała, że nie widzi siebie w innym miejscu, niż akurat w tym pomieszczeniu.
Brałem prysznic dzień przed naszym wyjazdem do Wiednia, kiedy naszło mnie na rozmyślania. Przypominałem sobie po kolei każdą moją sytuację z Alissą, odkąd tylko się poznaliśmy. Gdybym nie upadł wtedy na skoczni w Oberstdorfie i nie złapał małej kontuzji, możliwe, że w ogóle byśmy się nie poznali. Kamil nie zadzwoniłby do mnie z prośbą o ugoszczenie jej. A gdy już się zjawiła, namieszała mi w głowie. Namieszała mi w głowie tak, że złamałem zasadę, żeby nie przejmować się dziewczynami. I nie wolno zapomnieć, że ja nigdy nie łamię postawionych przez siebie reguł.
Nasze rozmowy. Podczas pokazywania przez nią rysunków już chciałem ją pocałować. Zupełnie nieświadomie złapała mnie w swoje sidła, z których nie mogłem się wydostać, z których ona mimo wszystko nie zamierzała mnie wypuścić.
Całe cierpienie, jakie nosiła na swoich barkach, cierpliwie znosiła, trzymała w sobie, aż czasem wybuchała niczym potężna, niszczycielska bomba. Nie wytrzymywała presji. Myślała, że to już koniec. Że nie da się nic zmienić. Nie można nagle cofnąć przeszłości, zapomnieć o niej. To prawda. Ale to przeszłość nas kształtuje. Nie byłbym skoczkiem narciarskim, gdyby nie moje dzieciństwo. Nie miałbym w sobie tej woli walki. Nie miałbym w sobie możliwości powstawania z popiołu niczym feniks. Alissa nie byłaby teraz szczęśliwa, gdyby się poddała, zbłądziła po drodze, o wszystkim zapomniała. To przeszłość nas motywuje. Nie patrzymy w tył. Zmierzamy ku przyszłości i tylko o niej myślimy.
Gorące krople spływały po moim ciele, posyłając pianę w dół. Wrzątek parzył mnie, ale lubiłem ten gorąc, to uczucie. Jednak gdy zostałem całkiem nagi, kiedy nie okrywały mnie nawet spienione kłęby, postanowiłem zmienić temperaturę wody, jak i mojego ciała. Zaraz wzdłuż mego kręgosłupa biegła lodowata rzeka. Wstrząsnął mną dreszcz. Wyprostowałem się, uniosłem głowę tak, aby ciecz obmyła mi oczy. Usta napełniły się wodą.
Stałem tak długo, nie myśląc już o niczym. Kiedy postanowiłem wyjść, zahaczyłem ręcznikiem o półkę, z której spadły butelki z kosmetykami. Jedna z nich, szklana, rozbiła się. Pokręciłem głową, owinąłem się w pasie ręcznikiem i ominąłem szkło. Nagle z korytarza usłyszałem szybkie kroki i do łazienki wparowała Alissa.
***
Stał i wpatrywał się we mnie. Mokre włosy opadały mu na czoło. Oczy, tak brązowe, tak cudowne, po prostu zastygły, zagłębiając się w moim spojrzeniu. Z nosa skapnęła kropla wody, kolejna powędrowała przez kącik ust. Mój wzrok pobiegł za nimi i zobaczyłam blady tors, na którym dostrzegłam zaróżowione linie. Poczułam, jak bicie mego serca gwałtownie przyspiesza. Wiedziałam, czym one są. Od razu zrozumiałam, że to blizny. Nie było ich tak wiele, jak na moim ciele, ale ich widok i tak mnie przeraził. Przeszył mnie ból. Zobaczyłam u ukochanej osoby coś, co kiedyś okazało się źródłem fizycznego cierpienia. Podeszłam do Stephana. Delikatnie go pocałowałam, a potem zaczęłam składać pocałunki na każdej bliźnie, jaką widziałam. Moje łzy złączyły się z kroplami wody. Tors chłopaka gwałtownie wznosił się i opadał.
– Ali – wyszeptał. – Przestań.
Nie zamierzałam. Wiedziałam, że kiedyś to go bolało. Chciałam zwalczyć cierpienie miłością.
– Alisso, błagam, wstań – prosił. – Skaleczysz się o szkło.
Spojrzałam na niego. W jego oczach zauważyłam łzy. Położyłam dłoń na policzku Stephana. Ucałowałam go w nos i przywarłam do niego każdym centymetrem ciała, przytulając się. Czułam, jak moje ubranie nasącza się wodą, ale nie zwracałam na to uwagi. Dłonie chłopaka delikatnie wędrowały po moich plecach.
– Zejdź do kuchni – szepnął mi do ucha. – Zaraz przyjdę.
Nie chciałam wyjść, ale w końcu to zrobiłam. Usiadłam przy barze i czekałam. Naprawdę się wystraszyłam, kiedy pakowałam się i nagle usłyszałam huk. Myślałam, że stało się coś gorszego. Już chciałam go ratować.
Po kilku minutach Stephan zszedł po schodach. Miał na sobie dresy. Najwygodniejsze ubranie na świecie. Oboje moglibyśmy nosić je codziennie przez całe swoje życie.
– Kochanie, naprawdę nie musiałaś przybiegać, to tylko ta głupia półka – powiedział Stephan, wyjmując z szafki czerwone wino i dwa kieliszki. – Nic mnie nie boli. To zwykłe blizny. Przykro mi, że musiałaś je widzieć.
– Lepiej wcześniej niż później – odrzekłam zachrypniętym głosem.
– To prawda – uśmiechnął się Leyhe i podał mi lampkę wina, z której od razu upiłam łyk.
– Nie sądziłam, że zostały ci blizny po tamtych wydarzeniach – wytłumaczyłam. – Chociaż moim zapewne nie dorównasz – zaśmiałam się.
– Przestań. – Stephan pokręcił głową. – To ani trochę nie jest śmieszne.
Speszyłam się i spuściłam wzrok. Nastała dość krępująca cisza. Zaczęłam obracać kieliszek. Po chwili Stephan złapał mnie za dłonie. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się pogodnie.
– Denerwuje mnie, gdy tak robisz – powiedział. Zabrał ręce i ruszył pewnym krokiem do salonu. – Chodź, pokażę ci coś.
Zabrałam ze sobą lampkę wina i poszłam za Niemcem. Usiadłam na sofie, kiedy on grzebał w jednej z szuflad komody, która stała pod ogromnym telewizorem. Mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie akurat tego. Stephan skierował się w moim kierunku, a ja widziałam w jego rękach stosik... pocztówek? Na twarzy chłopaka gościł uśmiech, który nie schodził. Usiadł obok mnie, ogarniając mnie ramieniem. Na chwilę wtulił nos w moje włosy, ale zaraz oderwał się od nich i pokazał, co trzymał w dłoniach.
– Pocztówki? – spytałam zdezorientowana.
– Tak – szepnął Stephan. – Są dla mnie bardzo ważne. Proszę, obejrzyj je – powiedział i podał mi plik kartek.
Zaczęłam je przeglądać. Większość z nich była z miejscowości, które gościły w kalendarzu Pucharu Świata, a niektóre z miejsc, jakich nawet nie kojarzyłam. Kiedy już zobaczyłam, skąd Stephan je ma, wróciłam do początku i odwróciłam kartkę, żeby zobaczyć, czy jest coś na niej napisane.
I było. Łzy napłynęły mi do oczu. W miejscu przeznaczonym na wpisanie danych adresata dostrzegłam swoje imię oraz nazwisko. Alissa Nell. Zakopane. Polska. Spojrzałam na cały zapisany obok obszar. Zdania napisano po angielsku i to drobnym maczkiem, więc zaczęłam czytać wiadomość na pierwszej pocztówce, którą Stephan kupił w Lahti. Pod wiadomością widniał jego podpis, a na górze data – 10 lutego 2019 roku.
Alisso. Od Twojego wyjazdu minął niecały tydzień. Boli mnie serce jak nigdy dotąd, ale wytrzymuję. Nie oszukujmy się, tęsknię za Tobą. Bo jak można nie tęsknić za osobą, którą kocha się nad życie? Miłość – zrozumiałem to uczucie, a co lepsze, zrozumiałem, że czuję to do Ciebie chwilę przed tym, jak wybiegłem na parking w Oberstdorfie i wpatrywałem się w auto, którym odjeżdżałaś. To tak cholernie bolało, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać. Wygrałem konkurs tutaj, w Lahti, koszulka lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata należy do mnie. Wygram to dla Ciebie i ku pamięci Kuby Wolnego. Obiecuję. Nie zawiodę ani Ciebie, ani Jakuba, ani wszystkich innych, którzy są dla mnie ważni. Jednak wiedz, że właśnie Ciebie, Alisso, kocham najbardziej na świecie. Dedykuję Ci to zwycięstwo.
Szok. To pierwsze, co przeżyłam. Moje dłonie drżały. Spojrzałam na Stephana, ale on po prostu siedział z odchyloną głową i zamkniętymi oczami. Zaciskał szczękę tak, że uwydatniły się jego kości policzkowe. Mięśnie szyi chłopaka napięły się, a grdyka wystawała bardziej niż zwykle. Nigdy nie pomyślałabym, że Stephan jest zdolny do tak poetyckiego wyrażania uczuć. I nagle jak grom z jasnego nieba przypomniał mi się nasz pocałunek w Oberstdorfie. Do mych oczu napłynęły łzy. Postanowiłam wrócić do czytania wiadomości zapisanych na pocztówkach.
Willingen. 17 lutego 2019 roku. Adresat – Alissa Nell.
Najdroższa, najukochańsza Alisso. Prawdopodobnie brzmię jak jakiś poeta, może nawet byłbym lepszy od Goethego, ale cóż mam począć, kiedy moja miłość do Ciebie niespełniona? Mógłbym cofnąć się do romantyzmu, zostałbym bratnią duszą Wertera. Ale czy miałbym odwagę popełnić samobójstwo z powodu takiego uczucia? Nigdy. Przysiągłem sam sobie, że będę o Ciebie walczył do utraty tchu. Czy się uda? Mam nadzieję, bo nie zrezygnuję.
Willingen – nie najgorzej. W końcu to moje rodzinne miasto, które kojarzy mi się również z Tobą. Drugie miejsce w drużynie, znaleźliśmy się tuż za Polakami. Wydarzenia z Oberstdorfu nie tylko przyniosły im żałobę, ale również napędziły do działania. Później dwa konkursy indywidualne, podczas których na skoczni wspierała mnie moja mama. Żałuję, że nie widziałem Ciebie obok niej. Dwa zwycięstwa – zwariowałem. A raczej moja miłość do Ciebie mnie zaślepiła. Nie mogłem przestać myśleć o Tobie, a jednocześnie skupiałem się na skokach, bo myślałem, że to pozwoli wybić mi z głowy właśnie Ciebie, ale nie udawało się. Bo każde zwycięstwo podświadomie dedykowałem Tobie. Tylko obym nie skończył jak Werter.
Chcąc nie chcąc, roześmiałam się. Pierwszy akapit wiadomości z pocztówki nie tyle mnie zaskoczył, co wprawił w zakłopotanie. Jednocześnie czułam, że po moich policzkach płyną łzy wzruszenia. Znów spojrzałam na Stephana, który trwał cały czas w tej samej pozycji.
– Stephan – powiedziałam głosem drżącym od płaczu. Chłopak poderwał się i popatrzył na mnie zaszklonymi oczami, po czym skierował wzrok na pocztówkę i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Spodobało ci się moje porównanie do Goethego i Wertera? – spytał.
– Tak, bardzo – zaczęłam, ale zaraz roześmiałam się. – Tylko że ja nienawidziłam romantyzmu.
– Alisso! – wykrzyknął Niemiec z teatralnym oburzeniem i złapał się za serce. – Chyba sobie ze mnie żartujesz!
– Kiedy to prawda! – przyznałam. – Nigdy nie przepadałam za językiem polskim. Pamiętam, że w liceum przerabialiśmy kilka utworów Goethego, w tym „Cierpienia młodego Wertera", lecz nawet ich nie przeczytałam. Mickiewicza jeszcze trochę pamiętam, bo to wieszcz narodu, ale Goethe? Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek mi się to przyda. A jednak byłam w błędzie.
– Coś słyszałem o Mickiewiczu. Podobno stworzył wiele doskonałych dzieł, a cytaty z nich można spotkać na każdym kroku. Ale Goethe pięknie pisał – westchnął Leyhe, założył ręce na karku i rozmarzył się. – „Cierpienia młodego Wertera" są naprawdę tak poruszające... Można powiedzieć, że się na nich wzorowałem. To powieść epistolarna, napisana w formie listów. Werter pisał w nich do swojego przyjaciela o jego miłości do Lotty. Uczucie nie mogło zaistnieć na dobre, być szczęśliwe, ponieważ Lotta miała wyjść za Alberta. I wtedy następuje koniec. Lotta i Albert biorą ślub, Werter dostaje rewolwer i strzela sobie w głowę tuż nad prawym okiem, a następnie umiera w okropnych męczarniach. Gość jest niesamowity, mózg mu się wylewa, a on nie schodzi od razu z tego świata. Z biologicznego punktu widzenia to niemożliwe. No, ale wracając do listów, to moje pocztówki właśnie je przypominają. Tylko nie pisałem ich do Andreasa, mojego najlepszego przyjaciela, a do ciebie. O mojej niespełnionej miłości, zupełnie jak Werter. On się nie doczekał, a ja tak. Mam cię teraz tutaj przy sobie. – Mówiąc to, objął mnie ramieniem i mocno do siebie przytulił. – Moja mała Lotta, której nie oddam żadnemu Albertowi. – Pocałował mnie w czubek głowy, a ja wtuliłam się w niego. – Swoją drogą muszę kiedyś przeczytać ci ten piękny utwór.
– W takim razie ja przeczytam ci coś Mickiewicza – zaśmiałam się.
– Dobra – zawtórował mi Leyhe. – Jesteśmy umówieni.
Wróciłam do przeglądania pocztówek. Każda na początku posiadała wstęp w rodzaju apostrofy do mojej osoby, a następnie podsumowanie danego dnia czy weekendu. Na myśl o tym, co musiał przeżywać Stephan podczas pisania tych wiadomości, serce mi się krajało.
Rozłąka była straszna. Każde z nas starało się zapomnieć, ale nie wychodziło. Gdzieś mimo wszystko pamiętaliśmy o tej drugiej osobie. Próbowaliśmy skupić się na innych rzeczach, które kochamy, które mogły nas od siebie rozdzielić, które pozwoliłyby nam o sobie po prostu zapomnieć, ale nie udawało się. Każdego dnia myśleliśmy o sobie. Wspominaliśmy. Tęskniliśmy. Kochaliśmy. Cierpieliśmy. Zupełnie jak Werter. Roniliśmy łzy, z których mógłby powstać ocean, a my topiliśmy się w nich. Nie dostrzegliśmy, że skazujemy się na samobójstwo, chroniąc samych siebie przed miłością. A jednocześnie to ona również nas zabijała. Morderstwo doskonałe.
– Schowaj je – szepnęłam do Stephana, skończywszy przeglądać pocztówki.
– Nie chcesz ich? – usłyszałam przerażenie w jego głosie.
– Wręcz przeciwnie – odrzekłam. – Chcę, aby czekały tu na mnie, kiedy już nic nie stanie na naszej drodze do miłości i szczęścia. To one będą mnie ciągnąć do tego miejsca i nie pozwolą mi o nim, jak i o tobie, zapomnieć.
– Dobrze – szepnął chłopak. – Tak zrobię.
Położyłam głowę na jego kościstym ramieniu. Wpatrywałam się w okno i wdychałam zapach Stephana. Leyhe obejmował mnie tak mocno, jakby bał się, że gdyby chociaż trochę rozluźnił uścisk, to nagle zniknę.
Nie zdążyłam się zorientować, kiedy zasnęłam.
***
Podniosłem Alissę tak delikatnie, jak tylko umiałem. Miała taką słodką minkę, gdy spała. Ucałowałem ją w czoło i postanowiłem zanieść do jej sypialni. Przez całą drogę nie mogłem oderwać wzroku od mojego cudownego aniołka.
Ułożyłem Ali w łóżku, przykryłem kołdrą i w momencie, kiedy miałem wychodzić, zatrzymałem się i spojrzałem na dziewczynę. Oddychała spokojnie. Jej pierś powoli unosiła się i opadała. Burza falowanych włosów wokół jej głowy przypominała aureolę. Boże, jak ja się cieszyłem, że nareszcie mam ją przy sobie. W końcu mogłem budzić się i patrzeć nie tylko na jej prezent ode mnie, rysunek ze mną oraz Kryształową Kulą, ale również na nią samą. Zostałem pobłogosławiony.
– Śpij, kochanie – szepnąłem. – Jutro jedziemy do Wiednia.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do swojej sypialni, nie wiedząc, że następne dni będą powtórką z tragicznej rozrywki.
__________
Mamy walentynki, więc rozdział złożył się taki troszkę miłosny. Ale co o nim myślicie? Na razie jest spokojnie, ale ostatnie zdanie jak zwykle (chyba) niepokojące.
Poza tym chcę Wam ogłosić, że jutro po konkursie pojawi się jeszcze jeden rozdział, trochę nietypowy - można powiedzieć, że w ten weekend będzie maratonik!
Także do jutra!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top