Rozdział 48

Czułam przyjemne ciepło wokół swojego ciała. Nie przeszkadzał mi nawet ciężar, którego powodem na pewno nie była okrywająca mnie pierzyna. O nie, to coś było zdecydowanie cięższe. Owijało moje ciało, a gdy próbowałam odwrócić się na drugi bok, to przyciągnęło mnie tylko jeszcze bardziej do źródła ciepła. Odpuściłam więc swoje dalsze próby, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że powinnam być sama.

Otworzyłam prędko oczy, lecz to wcale nie pomogło. Jedyne co widziałam przed sobą, to czyjąś klatkę piersiową. Wstrzymałam oddech, zdając sobie sprawę, że całe moje ciało przylegało do skóry osoby przede mną. Dłonie oparte miałam na piersi chłopaka, lecz nie zauważyłam pod nimi żadnych ran. Starałam się utrzymać spokojny oddech, by przypadkiem moja moc się nie aktywowała. W końcu kiedy miałam nad nią, choć odrobinę kontroli, nie mogła mi się znowu wymknąć.

Ale to nie była jedyna myśl w mojej głowie. Uniosłam wzrok, by spojrzeć na twarz osobnika znajdującego się przede mną. Miałam do wyboru dwóch, którzy mieszkali razem ze mną, a prawdopodobieństwo, iż będzie to Luke było naprawdę zerowe. Nie mnie jednak widok pogrążonej w śnie twarzy Johna, wzbudził we mnie małe zaskoczenie, dopiero po chwili przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. To jak położył się obok mnie, pomimo tego, iż doskonale wiedział, że chciałam wygonić go do jego pokoju. To jak uspokajał mnie swoim głosem podczas gdy ja walczyłam ze swoją mocą. I to, że przez niego poczułam się naprawdę ważna.

Czułam, że naprawdę zależało mu na mnie. Bałam się to przyznać, bo nie byłam pewna czy moje odczucia były prawdziwe. Nie znałam się tak na nich jak normalni ludzie. Miałam problem w zrozumieniu uczuć innych i jak nigdy nie widziałam w tym problemu, tak teraz zaczęło mnie to irytować. Nie wiedziałam, jak miałam się zachować przy Johnie. Kiedyś nie była potrzebna mi ta umiejętność. Wolałam samotność, ale teraz nie chciałam zostać sama. Bałam się, że któregoś dnia do tego dojdzie. Mark miał swoją rodzinę, John na razie mi pomagał, ale mógł znaleźć sobie kogoś, kto będzie dla niego ważniejszy ode mnie. I on będzie chciał kiedyś założyć swoją rodzinę, a ja? Ja nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi. Poznanie kogokolwiek i nieodstraszenie go wiązałoby się z cudem.

Czy chciałam w ogóle poznać kogoś innego?

Uniosłam rękę, zbliżając ją do twarzy chłopaka. Jego czerwone końcówki włosów opadły mu na czoło. Wyglądało, jakby wyszedł spod prysznica, ale nawet to nie odjęło mu punktów wyglądu. Czy wpadłam do dziury, z której nie było już wyjścia?

Zdjęłam mu kosmyki włosów z twarzy, przyglądając się jego spokojnemu wyrazowi twarzy. Kiedy się nie uśmiechał, o wiele łatwiej było mi wyobrazić sobie go takiego poważnego, a nawet zdenerwowanego. Teraz nawet trochę pasował do zachowania z nocy gdy rozmawiał z Luke'iem. Może faktycznie posiadał swoją mroczną stronę? Gdyby wyobrazić sobie jego ostre spojrzenie, to naprawdę mógłby przerazić. Miał w sobie coś, co wzbudzało niepokój. Czy to dlatego, iż był upadłym?

Zabrałam rękę, gdy chłopak poruszył się niespokojnie. Zamknęłam oczy, udając, że wciąż pogrążona byłam we śnie, gdy ten zaczął się przebudzać. Czułam jak i on próbował zmienić swoją pozycję, ale sofa była na tyle mała, iż nie miał zbyt dużego wyboru.

Po chwili chyba doszedł do podobnego wniosku i przestał się kręcić. Nie wiedziałam, czy ponownie starał się zasnąć, ale zdecydowałam się jeszcze przez chwilę udawać. Choć chciałam udać się do toalety, to było mi zbyt wygodnie by to zrobić.

— Długo będziesz jeszcze udawać, że śpisz?

Drgnęłam na niespodziewane pytanie, a może na dźwięk jego głosu. Ich poranna chrypka naprawdę była oszustwem. A może to ze mną było coś nie tak? Zachowywałam się jak nastolatka, której buzują hormony. Miałam podobne doświadczenie w takich sytuacjach do małolaty, ale chyba dwójka z przodu powinna trochę ostudzić moje emocje.

Otworzyłam powoli oczy, dając mu przyłapać się na udawaniu. Od razu mój wzrok natrafił na niebieskie tęczówki Johna, które śmiały się do mnie, a ja zaczęłam zastanawiać się, co go tak rozbawiło? Nie spieszyło mu się, by wyjawić mi ten sekret. Raczej czekał, aż zadam mu to pytanie. Dlaczego to robił? Doskonale wiedział, co myślałam, nie potrzebował potwierdzenia słownego, a jednak dalej czekał.

— No wyduś to z siebie, bo zaraz wybuchniesz — ponagliłam go. Naprawdę widać było, iż jeszcze chwila, a mógłby pomyśleć o porzucenia swojego postanowienia, by zmusić mnie do zabrania głosu.

— Można powiedzieć, że spaliśmy ze sobą. — Uśmiechnął się, obserwując dokładnie przy tym moją reakcję. — I to ty weszłaś mi do łóżka — dodał zadowolony z siebie.

Przewróciłam oczami. Dobór jego słów był niesamowicie dwuznaczny. Był tego świadom w stu procentach. Inaczej na jego twarzy nie widniałby taki zadziorny uśmiech, a oczy nie iskrzyłyby się jak dwa płomyki. Zadziwiające było to, jak z pozoru chłodne, niebieskie tęczówki potrafiły mieć w sobie tyle ciepła. Sprawiło to, że moje policzki z pewnością przybrały różowy odcień. Dawno nie czułam tego gorąca na twarzy, ale nawet jeśli dla wielu było to powodem do odwrócenia głowy i ukrycia się poza zasięgiem innych, ja tego nie zrobiłam. Po co miałabym się przed nim chować, skoro właśnie to było jego zamiarem. Wprawić mnie w zawstydzenie. Udało mu się, więc miał prawo to zobaczyć.

— Ale to ja nadal mam na sobie koszule — zauważyłam, opuszczając na chwilę wzrok na jego klatkę piersiową. Wciąż spoczywała na niej jedna z moich dłoni, a kiedy zdałam sobie z tego sprawę, powróciłam spojrzeniem do oczu chłopaka. Chciałam sprawdzić, czy aby nie przeszkadzało mu to, ale nie zauważyłam nawet kawałka sprzeciwu, więc pozostawiłam swoją dłoń na swoim miejscu.

— Nic nie poradzę, że w twoim towarzystwie robię się gorący. — Zaśmiał się szczerze rozbawiony. Nie był to śmiech taki jak do tej pory. One również były naturalne, ale ten brzmiał tak beztrosko i szczęśliwie, że nie pozwoliło mi to zwątpić w jego szczerość.

To prawda, że skóra pod moimi palcami była ciepła, choć z początku nie tego się spodziewałam. Brunet wspominał, że cięgle odczuwał chłód i jego blady kolor skóry nie dawały mi wyobrazić sobie ciepła jego ciała. Myślałam, że będzie raczej takie neutralne, a tymczasem był z niego prawdziwy grzejnik. Tym bardziej że wciąż byliśmy przykryci pierzyną. Luke ostatnio wspomniał, iż John zachowuje się trochę inaczej niż zwykle. Nie chodził już w bluzach, a przypominając sobie nasze wyprawy na polanę, nie potrafiłam sobie przypomnieć, by kiedykolwiek o niej zapomniał. Czy istniał sposób, by przestał odczuwać zimno? Wspomniał coś o podziemiu. Może to była jego praca? Wchodząc tam regularnie, mógłby pozbyć się dolegliwości związanych z temperaturą?

— Przystojny jestem prawda?

Ocknęłam się z chwilowego zamyślenia, podczas którego musiałam zawiesić na dłużej wzrok na jego twarzy.

— Tak — przyznałam szczerze.

Był moment, w którym miałam opory przed zwyczajną rozmową z nim, tym razem jednak odpowiedziałam szybciej niż pomyślałam. Lecx przynajmniej było to szczere.

Zobaczyłam jeszcze większy uśmiech chłopaka. Odwróciłam wzrok, przenosząc go na zegar naścienny znajdujący się za ognistowłosym. Dawno nie spędziłam w łóżku tyle czasu. Dochodziło południe i powinniśmy już dawno być na nogach. Tymczasem chłopak nie wyglądał, jakby gdzieś mu się spieszyło. Dlatego to ja zdecydowałam się wstać, ale by to zrobić, musiałam pokonać przeszkodę, którą dla mnie stanowił.

Odepchnęłam go lekko od siebie, ale wcale nie zrozumiał mojego przekazu. Albo zrozumiał, ale nie chciał mi tego ułatwić.

— Chciałabym wstać — powiedziałam, patrząc na niego znacząco. On jednak wcale się tym nie przejął.

— Wygodnie mi tak. — Uśmiechnął się perfidnie.

— Muszę do toalety. — Skoro nie chciał mnie puścić ot tak, to musiałam użyć innych sposobów. Te z kolei okazały się całkiem skuteczne.

— Niech ci będzie. — Wstał z sofy, umożliwiając i mi zejście na ziemię.

Od razu ruszyłam w stronę łazienki, pozwalając chłopakowi ponownie położyć się na sofie. Najwidoczniej potrzebował jeszcze trochę na niej poleżeć. Chyba lot z poprzedniego dnia naprawdę go wymęczył. Nie dziwiłam się, wyglądał na zmęczonego, ale wcale się nie skarżył. Mógł przecież prędzej wylądować. On jednak chciał zapewnić mi bezpieczeństwo i zatrzymał się dopiero na brzegu lasu.

Wracając wspomnieniami do tej cudownej chwili, miałam ochotę i ten dzień spędzić poza murami domu. Nie wiedziałam tylko, co miałoby zostać moim celem. Las odpadał, a wątpiłam, by John chciał już kolejnego dnia zaliczyć taki wysiłek. Mogłam liczyć, iż miasto nie będzie zbyt zatłoczone, ale pogoda za oknem dopisywał w najlepsze, ludzie zapewne tak jak ja nie mogli się doczekać, by wyjść na świeże powietrze.

Złapałam za klamkę od drzwi łazienki, na chwilę zatrzymując się w miejscu. Jak miałam powiedzieć mu, że chciałam gdzieś wyjść? Dlaczego stanowili to dla mnie problem? Chyba nie chciałam go wykorzystywać. To najbardziej by pasowało. Dawniej nawet nie szukałabym sposobu, by moje wyjście z nim doszło do skutku. Coś za coś, wciąż musiało siedzieć w mojej głowie.

Opuściłam łazienkę, jednocześnie karcąc samą siebie w myślach za swoje zachowanie. Do tej pory nie miałam problemu, by odezwać się do chłopaka. Teraz też takiego nie chciał mieć. Musiałam spojrzeć na to z innej strony. Jeśli będzie chciał pójść ze mną, to to zrobi, a jeśli nie, to zostanie w domu. To było chyba najlepsze rozwiązanie. Nie musiał przecież pilnować mnie na każdym kroku. Choć w głębi serca chciałam, by mi towarzyszył. Lepiej czułabym się w obecności innych ludzi, mając go obok.

Moja poranna toaleta nie trwała długo, a i tak gdy wyszłam do salonu, wyglądał on, jakby nikt nigdy w nim nie spał. Poduszki były schowane, a stolik przesunięty w swoje pierwotne miejsce. Mało tego, w powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy. Nawet jeśli nie byłam jej zwolenniczką, to ten aromat kojarzył mi się z porankami spędzonymi w mieszkaniu Mark'a.

Zwróciłam głowę w kierunku stołu, a w miejscu, gdzie przeważnie siedziałam, stał już jeden kubek. Zaciekawiona jego zawartością podeszłam do niego i zajęłam miejsce na krześle. Wzięłam porcelanę w dłoń i zbliżyłam do ust. Już nawet po samym zapachu mogłam stwierdzić, że był to sok grejpfrutowy. Mój ulubiony.

Uniosłam wzrok na Johna, choć on swoją uwagę poświęcał kawie, którą przyrządzał, to i tak ośmieliłam się odezwać.

— John — zawołałam, by zwrócić jego uwagę. — Chciałabym wyjść dzisiaj na miasto — oświadczyłam, oczekując z jego strony jakiejś reakcji.

— Zjemy śniadanie i możemy iść — odparł zwyczajnie, nawet się nie zastanawiając.

A więc jednak chciał iść ze mną? Nie miał dzisiaj pracy? Może wolał ten dzień spędzić w domu?

Opuściłam wzrok na swój sok. Nie chciałam, by odczuł, jakby musiał mnie pilnować na każdym kroku. Ale skoro sam się zgodził, to chyba nie miał z tym problemu.

John zajął miejsce naprzeciwko mnie, kładąc jednocześnie swój kubek na stole. Jak zwykle na jego twarzy wpłynął zadziorny uśmiech, a kiedy na mnie spojrzał, w jego oczach ujrzałam dwa małe chochliki.

— Chyba nawet wiem, gdzie pójdziemy.

Zastanawiałam się czy powinnam się obawiać tego co szykował, lecz do tej pory nie miałam do tego powodu. Dlatego postanowiłam mu zaufać.

*~>•◇•<~*

Z początku myślałam, że John był jak otwarta księga, z której dało się wyczytać wiele emocji. Dopiero później zauważyłam, że widziałam to wszystko, bo sam pozwolił mi zobaczyć, co tak naprawdę czuł. Były momenty kiedy zabierał mi tę możliwość, a wtedy całkiem zdezorientowana i skołowana starałam się poradzić sobie w nieprzewidywalnej sytuacji. Nie lubiłam takich sytuacji, ale kiedy widziałam w jego oczach zadziorne chochliki, to czułam niepokój związany z tym co dla mnie szykował, ale i ekscytację. Ufałam mu, dlatego nie starałam się wycofać, nawet jeśli widziałam już, do czego się zbliżaliśmy.

John zabrał mnie do pobliskiego parku. Nie było to miejsce omijane przez ludzi. O nie, raczej całkiem na odwrót. Z jednej strony wolałam uniknąć kontaktu z ludźmi, ale z drugiej nie chciałam się już tego bać. Przy ognistowłosym wyglądałam jak ta wredna znajoma, która była skutkiem ubocznym spotkania z jednorożcem. Nie przeszkadzało mi to, ale z każdym dniem zdawałam sobie sprawę, jak nasze światy się różnią. Czułam nieprzyjemny uścisk w sercu, bo chyba naprawdę nie chciałam, by i on mnie zostawił.

— No chodź. — Zaśmiał się chłopak, gdy ja wciąż stałam w jednym miejscu po tym jak zapytał ulicznego grajka, czy udostępniły nam na chwilę pianino.

Spojrzałam na chłopaka znacząco. Lubiłam grać w ciszy bez publiczności, a to miejsce na pewno do takich nie należało. Co chwilę widziałam ciekawskie spojrzenia kierowane w naszym kierunku. Naszym albo Johna, bo kolejne dziewczyny przechodzące obok zatrzymały na nim swój wzrok. Co jak co, ale chłopak był naprawdę przystojny. I nie tylko ja tak twierdziłam. Miał powodzenie. Tym bardziej że stojąc przy pianinie, wydawało się, jakby zyskał dodatkowe punkty w nastoletnich sercach.

Zastygłam w miejscu kiedy usłyszałam szept jednej z dziewczyn, która namawiała swoją koleżankę do podejścia, bo może "ten przystojniak nauczy ją grać". John? Nie widziałam, by kiedykolwiek coś grał, ale nie wyglądał na takiego, który potrafiłby zagrać choćby "wlazł kotek na płotek". Niemniej jednak nie spodobało mi się, że chciała zająć moje miejsce.

— Ale zagrasz ze mną — odezwałam się do chłopaka, nawet do końca nie przemyślając tego co mówię. Po prostu chciałam go czymś zająć.

— Ostrzegam tylko, że mam wrodzony talent do instrumentów. — Stanął przy klawiszach, robiąc mi miejsce bym i ja mogła zająć swoje miejsce. Oczywiście nie przemyślałam tego, że niemalże stykaliśmy się ramionami, a wokół nas było pełno ludzi. — Spokojnie, postaram się dopasować. — Musiał zauważyć co przyszło mi do głowy, bo choć jego słowa pozornie nawiązywały do gry, to my mieliśmy w tym zdaniu ukryte znaczenie.

Przytaknęłam głową i uniosłam dłonie nad klawisze, zaraz po tym jak podałam mu tytuł utworu, który sam kiedyś zaproponował mi do zapisania w swoim zeszycie. Oboje go znaliśmy, więc powinno być nam łatwiej.

Sprawdziłam tonacje klawiszy, a kiedy byłam gotowa, spojrzałam na chłopaka, który starał się robić to samo co ja, ale było wiadome, że nie miał pojęcia, co robić. Uśmiechnęłam się pod nosem, mając nadzieję zachować to tylko dla siebie, ale w tym momencie chłopak odwrócił głowę w moim kierunku, przyłapując mnie na tej drobnej czynności.

Odchrząknęłam, by odwrócić jego uwagę i wskazałam na klawisze.

— Rób coś takiego. — Zagrałam kawałek melodii, która miała powtarzać się przez cały utwór.

Dopiero po moich wskazówkach, John nie wyglądał już jak dziecko błądzące we mgle. Nareszcie rozumiał, co miał robić. Dzięki temu i mi łatwiej było się wpasować w rytm. Choć zdarzały się momenty kiedy gubił dźwięk, ale wtedy jak zawodowiec udawał, że tak właśnie miało być. Nie przejmował się tym i nie przerywał gry, nie starał się też tego poprawić, gubiąc całkowicie rytm. Właśnie dzięki temu i mi przyjemne mi się z nim grało i nawet nie zauważyłam, jak kilka osób zatrzymało się, by posłuchać naszego występu.

Dopiero kiedy przestałam grać, rozbrzmiały brawa, a ja zdałam sobie sprawę, że ci ludzie bili dla mnie. Uśmiechali się, niektóre dzieci tańczyły, a nawet ktoś rzucił nam jakieś drobne. Spojrzałam zaskoczona na Johna. On również uśmiechał się beztrosko. Nikt nie patrzał na mnie z odrazą, jak na dziwadło. Cieszyli się, że zagrałam dla nich i spodobało się to im. Byli zadowoleni ze mnie. Było to dla mnie czymś nowym. Nie byłam już tylko tą dziwaczką w kącie.

Widząc, jak ludzie zaczęli się rozchodzić, a na ich ustach wciąż widniał cień uśmiechu, sama przybrałam taki wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie, ale szczerze. Naprawdę czułam się zadowolona z samej siebie.

Spojrzałam na Johna, ale zapomniałam, co chciałam powiedzieć przez sposób, jaki na mnie patrzał. Choć widziałam już u niego ten wzrok, to tym razem miałam wrażenie, że kryło się w nim coś silniejszego.

— I kto tu za kim musiał nadążać. — Usłyszałam głos starszego pana, który użyczył nam pianina.

Cóż, wcale się nie myliłam co do talentu ognistowłosego, ale to nie oznaczało, iż źle mi się grało. We dwie osoby było nawet całkiem przyjemnie i zabawnie. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Nawet nie marzyłam, by z kimkolwiek stworzyć duet. Sama odległość przebywania mojego kompana była granicą, która jeszcze do niedawna stanowiła barierę nie do przejścia. A jednak dla Johna nie stanowiło to aż tak dużego problemu. Nie zwracał uwagi na moje protesty i ostrzeżenia. Po prostu robił to co chciał. Może to i nawet lepiej? W końcu wyszło na jego, a ja przestałam się bać kontaktu z ludźmi. Nie twierdziłam, że mogłabym teraz podejść do losowej osoby i podać mu dłoń. Do tego musiałabym przejść jeszcze długą drogę. Wciąż nie lubiłam dotyku. Jedynym wyjątkiem był dla mnie John. Przy nim nie obawiałam się swojej mocy. Nie chciałam jej używać na nim, ale nawet jeśli by do tego doszło, to on doskonale wiedział, na co się pisał. Poza tym chyba nauczył się skutecznie wyłączać moje zdolności kiedy tylko mu się podobało.

Dlatego też nawet podczas dalszej drogi, chłopak szedł koło mnie, a jego ręka obijała się o moją, testując czy zdołam powstrzymać moc. Za pierwszym razem trochę mnie zaskoczył, ale nie wyglądało na to, bym cokolwiek mu zrobiła. Chyba powoli przyzwyczajałam się, iż może zrobić coś dla mnie niespodziewanego.

Kiedy zjawiliśmy się z powrotem pod domem Johna, w jego środku nadal panowała pustka. Kira wraz z Luke'iem mieli wrócić tego popołudnia, ale widocznie im się przedłużyło. Jak dla mnie to było na rękę. Wolałam obecność tylko Johna. Było to nieodpowiednie zachowanie, w końcu i Kira przyjęła mnie pod swój dach i powinnam być jej wdzięczna, ale taka była prawda.

Weszłam do salonu, nie trudząc się, by zapalić światło. Zaczynałam się przyzwyczajać do tego domu jak i do rozmieszczenia mebli, więc nawet poruszanie się w całkowitej ciemności nie stanowiło dla mnie już problemu. Z przedsionka docierało odrobinę światła, co tym bardziej ułatwiało mi poruszanie się po domu.

Podczas naszego spaceru, zaczęło robić mi się zimno. Dawniej marzyłam, by wyjść na miasto bez bluzy, ale teraz ponownie chciałam ją na siebie założyć.

Weszłam do pokoju, który był Johna, ale jednocześnie i mój, czyli tak jakby nasz, ale jednocześnie oddzielnie. No coś właśnie takiego. Sama już do końca nie wiedziałam, jak miałam o tym myśleć. Miałam swoje ubrania w szafkach, ale nie był to tylko mój pokój. Spałam tu, ale łóżko nie było moje. Ciężko było stwierdzić jak nazwać to pomieszczenie.

Podeszłam do szafki z zamiarem wyciągnięcia ciepłej bluzy. Pociągnęłam za rączkę, ale coś blokowało szufladę, dlatego musiałam włożyć w to więcej siły, lecz gdy to zrobiłam, szafka zachwiała się, a ramka, która na niej stała, przewróciła się pechowo na ziemię. Usłyszałam tylko odgłos pękającej szybki.

Cholera.

Skrzywiłam się na myśl, jak musiało teraz wyglądać zdjęcie. Na pewno ramka była do wyrzucenia.

Podniosłam przedmiot i tak jak myślałam, nie było szans na ratunek. Stwierdziłam, że powinnam powiedzieć o tym Johnowi. W końcu to było jego.

Podeszłam do uchylonych drzwi, ale w momencie kiedy chciałam je otworzyć, one same odsunęły się ode mnie, a do środka wpadł John, o mało co mnie nie przewracając. Prawie wbiegł na mnie, lecz zatrzymał się centralnie przed moją twarzą, chwytając mnie jednocześnie za ramiona gdybym miała się jednak przewrócić.

— Wszystko dobrze? Coś się stało? — spytał poruszony, a ja nie wiedziałam z jakiego powodu. Jego wzrok błądził za moimi plecami, jakby szukał źródła niebezpieczeństwa.

— Tak, chyba tak — odparłam powoli. Byłam trochę skołowana jego zachowaniem.

— Usłyszałem hałas — starał się wyjaśnić, ale tak naprawdę tylko bardziej wszystko skomplikował.

— Zdjęcie się przewróciło. Szybka jest pęknięta, przepraszam — wymamrotałam, przypominając sobie, co tak właściwie go tutaj przyciągnęło.

Myślałam, że to w jakiś sposób go zdenerwuje, albo zacznie z tego żartować, ale on zrobić coś, czego się nie spodziewałam. Westchnął z ulgą i spojrzał na mnie, jakby naprawdę mu ulżyło. Coś takiego sprawiło, że się zaniepokoił? Przecież chyba nie mogłam nagle wykitować. Chyba.

Wpatrywałam się w jego oczy, zastanawiając się na tym co chciał zrobić gdyby jednak znalazł tu kogoś nieproszonego, jak i nad tym dlaczego wciąż trzymał mnie przy sobie, skoro nic mi nie groziło. Nic jednak nie wskazywało na to, że miałam usłyszeć od niego odpowiedź na swoje pytanie. Jak zawsze wiedział, co chodziło mi po głowie, tak teraz widziałam jak jego wzrok staje się niepewny, jakby naprawdę nie był w stanie odgadnąć moich myśli, choć bardzo tego chciał. Opuścił wzrok na moje usta, a ja poczułam jak moje uszy jak i policzki oblał rumieniec.

To przecież jak w tych wszystkich romantycznych historiach kiedy para miała się pocałować, ale John przecież nie...

Nie zdążyłam pomyśleć nic więcej, bo usta niebieskookiego naprawdę dotknęły moich. Nie wiedziałam, co miałam robić. Nigdy się nie całowałam, a dodatkowo byłam tak zaskoczona, że nie zareagowałam w żaden sposób. Po prostu stałam jak sparaliżowana. John odsunął się ode mnie ociężale, ale nie wypuścił mnie od razu z uścisku.

— Przepraszam, nie powinienem. — Odwrócił wzrok speszony, a na jego ustach zawitał wymuszony uśmiech. Zabrał też ręce z moich ramion i dopiero wtedy pojęłam, co tak właściwie się stało.

Patrzałam na niebieskookiego, nie wiedząc, co dokładnie powinnam zrobić po tym wszystkim. Czułam, jak w moim środku toczy się zaciekła walka. Czy to było możliwe, że poczuł do mnie coś więcej? Pocałował mnie, ale czy to coś dla niego w ogóle znaczyło? Jakakolwiek byłaby jego odpowiedź, chciałam poczuć ponownie jego ciepłe usta na swoich wargach.

Nie wiedziałam, czy dobrze robię. W ogóle nie byłam niczego pewna, ale spędzając dłuższy czas z ognistowłosym, zdałam sobie sprawę, że wszystko, co sobie wcześniej myślałam było nic niewarte. On odbiegał od moich wszystkich przekonań. To wszystko, co myślałam o innych, przy nim było niczym.

Uniosłam dłoń i położyłam ją na jego policzku. Może faktycznie zmienił zasady swoich działań, bo nawet nie pomyślałam o swojej mocy. Jakby nie istniała.

John spojrzał na mnie zaskoczony, ale ja nie utrzymałam naszego kontaktu wzrokowego. Zamknęłam oczy, samemu złączając nasze usta. Nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam robić. Pierwszy raz kogoś pocałowałam. Czułam, jak chłopak uśmiecha się przez pocałunek, ale nie odsunął się, nawet jeśli moje policzki na nowo się zaczerwieniły. Liczyły się dla mnie tylko jego ciepłe wargi muskające moje i dłonie, które ponownie wylądowały na moim ciele. Sama uśmiechnęłam się na myśl, co właśnie robiłam. Było to tak niesamowite jak dla zwykłego człowieka istnienie wróżek.

Odsunęłam się od Johna, od razu łącząc z nim swoje spojrzenie. Widziałam w nim tyle szczęścia, że nie wiedziałam, czy normalny człowiek byłby w stanie to znieść.

— I jak ja mam iść teraz do pracy? — wyszeptał przy moich ustach.

— Zawsze możesz wciąż wolne — również ściszyłam głos.

John zaśmiał się na moją odpowiedź i chyba naprawdę to rozważał, ale czy jego szef dałby mu urlop po tym jak ledwie co z niego wrócił?

Kurcze, chyba naprawdę chciałam, by został.

Dopiero dźwięk otwieranych drzwi wejściowych otrząsnął nas z tego dziwnego stanu. Odsunęłam się od chłopaka, lecz na moich ustach pozostał mały uśmiech. Zagryzłam wargę, wciąż czując na nich jego usta.

— Dlaczego nie zapalicie świateł? — Obok drzwi, w których nadal stał John, przeszedł Luke i choć to pytanie mogło świadczyć o jego niewiedzy o tym co przed chwilą zaszło, to zadziorny uśmiech całkowicie temu przeczył.

Chyba zapowiadał się ciężki wieczór dla mnie z pozostałą dwójką. Nie zdziwiłabym się gdyby John jednak uciekł przed nimi do pracy.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

No i mamy to 😁
Taki prezent na sobotni wieczór 😇
Sesja skończona więc mam trochę więcej czasu, oby tak dalej 💪🤭

Co myślicie o relacji Johna i Ruth? Ma ona jakieś szanse na wspólną przyszłość? Czy ich światy nie różnią się za bardzo by byli razem szczęśliwi? 🧐

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top