Rozdział 27

Ważne info na dole 😘

Otworzyłam oczy, będąc nawet zaskoczona tym, że nie czułam zmęczenia, które towarzyszyło mi już od samej pobudki. Zawsze miałam wrażenie, że mój organizm podczas snu, zamiast zregenerować siły, spacerował sobie po pokoju, niczym lunatyk w słabej komedii. Tacy zawsze odwołali dziwne rzeczy. Kiedyś zastanawiało mnie to czy ludzi naprawdę tak się zachowywali jak to pokazywali. Odrobinę niepokojące wydawało mi się, by chodzić po domu i nic z tego nie pamiętać następnego poranka. Choć nie tylko przy lunatykowaniu przytrafia się taka amnezja.

Uniosłam głowę z poduszki, sięgając jednocześnie po swój telefon, który oczywiście zapomniałam podłączyć do ładowarki i w chwili, gdy wzięłam go w dłoń, ten ukazał mi ekran zamykania systemu. Po prostu świetnie. Przynajmniej zdołałam zobaczyć jeszcze godzinę, która tłumaczyła brak mojego niewyspania. Choć i tak nadal zaskakujące było dla mnie, że udało mi się wstać po szóstej. Najwidoczniej wydarzenia z poprzedniego dnia były dla mnie bardziej męczące niż podejrzewałam.

Aż na samą myśl tego, co się działo, przeczesałam włosy palcami, wzdychając przy tym, jak jakiś parowóz. Ewidentnie wczoraj nieświadomie się czegoś naćpałam. Przez chwilę nawet uwierzyłam, że naprawdę mogłam spędzać więcej czasu w towarzystwie jednorożca.

Będąc w towarzystwie Johna, zapomniałam, kim byłam i dlaczego postawiłam na samotność. A tego nie powinnam nigdy zapominać. Został mi tylko miesiąc szkoły, który zamierzałam spędzić w spokoju. Wiedziałam, że to ostatni taki czas, w którym nie musiałam w jakimś stopniu martwić się o swój dach nad głową. O swoje życie.

Gdy tylko ta myśl pojawiała się w mojej głowie. Strach sparaliżował moje ciało. Dlatego zabroniłam sobie w myślach o tym wspominać. Lecz coraz częściej zdarzało mi się łamać tę zasadę wraz ze zbliżającym się terminem zakończenia roku.

Słysząc dźwięk trzaskających drzwi, wiedziałam, że matka wróciła do domu. Był to również moment, w którym ja powinnam jak najszybciej opuścić mieszkanie.

Tak też starałam się zrobić, dlatego kilkanaście minut później ubierałam już buty. Zerknęłam tylko ostatni raz na żenujący widok mojej matki. Niżej już się stoczyć nie dało.

Ja i John żyliśmy w całkiem innym świecie, który nie miał prawa się połączyć. Wierząc, że mogliśmy utrzymać naszą znajomość, byłam naiwna, a przecież obiecałam sobie, że już z tym skończyłam. Miałam już nigdy więcej nie robić sobie nadziei na coś, co nigdy się nie stanie.

Zamknęłam za sobą drzwi. Oczywiście nie miałam na myśli zamka. O złodziei nie musieliśmy się bać. Choć gdybym mieszkała w normalnym domu może uniknęłabym spotkania z Mark'iem próbującym odszukać w kieszeniach klucza. Nie wyolbrzymiłabym, gdybym powiedziała, że wampir specjalnie się osiągał, bym do niego dołączyła w drodze na parter.

— Dzień dobry — przywitał się z uśmiechem na twarzy, który krył za sobą więcej niż zwykle.

— Zależy dla kogo — mruknęłam, wiedząc, że nie będzie miał problemu, by mnie usłyszeć.

— Skoro mi odpowiedziałaś, to jednak jest lepszy niż zazwyczaj. — Zauważył, nie kryjąc zadowolenia.

Przewróciłam oczami i przyspieszyłam, chcąc jak najszybciej skończyć tę bezsensowną pogawędkę.

Wyszłam na świeże powietrze, a przynajmniej teoretycznie, bo ponownie w powietrzu unosił się zapach kanalizacji, zwiastujący nadchodzący deszcz lub burzę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że byłam już spóźniona na pierwsze lekcje, ale wolałam mieć pewność, że nie wyrzucą mnie jeszcze przed zakończeniem roku. Może nie miałam żadnej przyszłości, ale chciałam zachować jakieś pozory normalności.

Przekraczając szkolną bramę, widziałam spojrzenia osób z mojej klasy na mnie. Nie podobało mi się to, ale starałam się udawać, że wcale nie robiło to na mnie wrażenia. Najgorzej było nie zacisnąć pięści, gdy przechodząc obok grupki Jack'a ten odprowadzał mnie wzrokiem. Nie zdecydował się jednak w żaden sposób odezwać w moim kierunku. A więc wrócił do szkoły i chyba naprawdę wziął sobie do serca rady dyrektora.

W drodze do szkolnej łazienki mijałam siedzącą na ławkach klasową parę. Kira pomachała mi wesoło. Może do jednorożca było jej daleko, ale nie mogłam nie zauważyć małego podobieństwa. W końcu byli rodzeństwem. Luke natomiast nie decydował się na tak radosny gest, ale równie co reszta doprowadził mnie swoim spojrzeniem. Był tak samo natarczywy jak reszta, a ja nie wiedziałam z jakiego powodu.

Oczywiście nie musiałam długo czekać. Wystarczyło tylko zjawić się w odpowiedniej toalecie, by usłyszeć aktualne plotki krążące po szkole. Czasami miałam dobre wyczucie czasu, bo znalazłam się w jednej z kabin w momencie, gdy do toalet weszły dziewczyny z mojej klasy. Oczywiście zaczęły od razu klapać jeziorami.

— O co chodzi z dziwaczką? Od rana każdy o niej gada — odezwała się jedna z nich. Najwidoczniej ta mniej poinformowana.

Przewróciłam oczami na swoje przezwiska. No proszę, już w podstawówce są bardziej kreatywni.

— Naprawdę nie słyszałaś? — zdziwiła się jej rozmówczyni. Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby właśnie poprawiała makijaż przy lustrze. — Chyba znalazła sobie chłopaka.

— Ruth?

— No tak. Łaziła z jakimś po lesie. Trochę słaba randka moim zdaniem. — Mlasnęła obrzydliwie.

Czasami cieszyłam się z tego, jaką miałam opinię w społeczeństwie. Przynajmniej nie musiałam tolerować takich ludzi.

— Może to jej brat, czy ktoś z rodziny?

No proszę. Jedna chociaż trochę pomyślała. Racja mało prawdopodobne było to, bym miała chłopaka więc plus dla niej, że nie łyknęła tego jak pelikan, tylko szukała alternatywnych rozwiązań.

— Nie nie, jest jedynaczką — zaprotestowała od razu druga.

Nawet byłam ciekawa, skąd miała takie informacje.

— Ale przecież ona nie daje się dotknąć. Czym mogła go poderwać?

No tak, przecież tylko pociąg seksualny jest sposobem na podryw. Gdybym dążyła do czegoś takiego to uznałabym swoją matkę za autorytet. Mogłam ją im przedstawić, może by się dogadały.

— Dla mnie też jest to dziwne. No i facet jest całkiem przystojny.

No tak, jeśli facet jest przystojny, to powinien omijać mnie szerokimi łukiem i jeszcze odepchnąć patykiem.

Nie dziwiłam się, że tak pomyślała o Johnie, bo naprawdę miał czym się pochwalić. Bardziej niepokoiło mnie to, z jaką ekscytacją to wypowiedziała. Nie, żebym była zazdrosna, ale że brunet nie był obcym chłopakiem mijanym na ulicy, życzyłam mu trochę lepiej niż tej laski.

— Może z nim też jest coś nie tak? — zaczęła zastanawiać się ta, o której myślałam, że jest trochę mądrzejsza. Cóż, każdy może się pomylić.

Wkrótce miał zadzwonić dzwonek, dlatego postanowiłam opuścić swoje miejsce podsłuchiwania. Nie potrzebowałam dowiedzieć się już niczego więcej. Poznałam już, na czym stałam i okazało się to wyjątkowo niegroźne. Przynajmniej tyle dobrego.

Gdy tylko opuściłam kabinę, dziewczyny zawiesiły na mnie swoje spojrzenie. Jedna z nich przynajmniej starała się udawać, że jest jej głupio i wcale nie chce dłużej mi się przyglądać. Drugą natomiast nie miała z tym najmniejszego problemu. No i cóż, miałam racje z tym staniem przed lustrem, jej usta świeciły się od błyszczącej pomadki.

Posłałam w ich kierunku swoje najbardziej znudzone i lekceważące spojrzenie. Przeważnie po tym każdy tracił mną zainteresowanie. Każdy poza jednorożcem. Najwidoczniej czas spędzony z nim musiał jakoś złagodzić moje zdolności odpychania innych ludzi, ponieważ moje spojrzenie nie zadziałało tak, jak bym tego oczekiwała. Chyba nawet odniosłam odwrotny efekt, ponieważ dziewczyna postanowiła się odezwać.

— Byłaś wczoraj na spacerze ze swoim chłopakiem prawda? Widziałam cię — dodała, widząc, że zatrzymałam się, by ją wysłuchać. Otóż nie moja droga.

Zatrzymałam się tylko po to, by zapiąć swój plecak. Zaraz po tym ruszyłam dalej, całkowicie ignorując jej wypowiedź. Ta jednak się nie poddawała.

— Jak się nazywa? Chyba go znam, ale nie jestem pewna, bo byliście daleko.

Doskonale wiedziałam, że najlepiej było po prostu odejść, ale skoro istniała możliwość, że faktycznie go znała, to nie chciałam później słyszeć skarg, że zniszczyła mu reputację. Poza tym wcale nie byliśmy parą.

— Nie wiem, o kogo ci chodzi. — Chciałam odejść, ale oczywiście moje słowa nie zaspokoiły jej ciekawości, ponieważ poszła za mną, gdy wyszłam na korytarz.

— Szłaś wczoraj przez las z takim brunetem. — Zaczęła go opisywać. Nawet nie słuchałam jej dalej. Głowa zaczęła mnie od niej boleć.

— Mijałam wiele ludzi, on był pewnie jednym z nich — odpowiedziałam, w końcu trochę bardziej ostro mając jej już na prawdę dosyć.

— A, to świetnie — ucieszyła się nagle. — Sorki, że zwracałam ci głowę.

Nie, oczywiście, że nie.

Na szczęście po jej słowach radości, pofrunęła do swojej przyjaciółki, chcąc podzielić się z nią nowościami, jakie ode mnie usłyszała. Nie powstrzymała się również od słów, że ktoś taki jak on nie mógł być ze mną i jak bardzo cieszy się, że jest "normalny". Przewróciłam na to oczami, ale przecież o to mi chodziło.

John był całkowitym moim przeciwieństwem. Inni powiedzieliby, że takie się przyciągają, ale było to tylko najzwyklejsze powiedzenie bez żadnego podłoża psychologicznego. Mogłam powiedzieć, że wręcz się odpychaliśmy, a to, że chłopak wciąż spędzał ze mną czas, było zasługą tego, że obrał sobie za cel rozwiązanie mojej klątwy. Chciał poczuć satysfakcję i się zadowolić wykorzystując do tego mnie. Ja również bym na tym skorzystała, dlatego nie protestowałam. Nie oznaczało to, że nie zdawałam sobie sprawy o tym, że chciał mnie tylko wykorzystać. Każdy to robił. Taka była natura ludzka. Tłumaczyliśmy sobie nasze dobre uczynki chęcią najzwyklejsze pomocy, ale chcieliśmy również poczuć po wszystkim satysfakcję ze swoich czynów.

Usiadłam pod swoją salą. Przez to, że wyszłam wcześniej niż planowałam, musiałam znosić obecność innych uczniów, którzy w pośpiechu kierowali się w stronę swoich sal, przepychając się obok mnie. Na szczęście stałam w takim miejscu, gdzie mogłam zachować odrobinę przestrzeni osobistej.

Po drugiej stronie ściany stała Kira wraz ze swoim chłopakiem. Gdy się uśmiechała, naprawdę była podobna do swojego brata.

Skoro istniała szansa, że inni ze szkoły mogli zobaczyć nas razem, wolałam zaoszczędzić problemów sobie i brunetowi więc musiałam zakończyć nasze wędrówki i ograniczyć się tylko do wizyt na polanie.

Czy naprawdę zwykły spacer wystarczył, by ktoś pomyślał o nas jak o parze? Ja i John? On wydawał się zbyt towarzyski, by mógł być z kimś takim jak ja. Podczas gdy on chciałby spotkać się ze znajomymi lub pójść na randkę gdzieś gdzie byłyby tłumy ludzi, ja najprawdopodobniej odmówiłabym pojechania z nim. Wolałam spokój lasu. Nawet opuszczony budynek by się nadawał lepiej niż jakakolwiek atrakcja turystyczna.

Zmarszczyłam brwi, orientując się, co robię. Po co ja o tym w ogóle myślałam? Chyba to, co nieświadomie przyjęłam, trzymało mnie do tej pory. Może nad tym jeziorem unosiły się tajemnicze opary. Nie bez powodu takiej piękne miejsce pozostawało opuszczone. John sam przyznał, że na celu miał zabranie mnie daleko od cywilizacji, by nikt nie mógł mnie usłyszeć. Może chciał mnie również naćpać. Jeśli tak to chyba mu to wyszło. Nie zmieniało to fakty, że poszłabym w tamto miejsce po raz kolejny.

Nie ważne jak bardzo bym tego nie chciała, to na ten moment musiała wystarczyć mi moja polana. Gdyby nie zajęcia, na których musiałam mieć obecność, to już z samego rana wybrałabym się do lasu.

Podeszłam do drzwi, gdy wszyscy weszli już do sali, a ja mogłam na spokojnie dostać się do środka.

Nawet nie zaczęłam swojej pierwszej lekcji, a już miałam dosyć ludzi.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Czy wiadomość o rzekomym chłopaku Ruth wpłynie na jej życie szkolne? 🤔
A może zniknie to po jednym dniu?
Co na to sam John? Będzie starał się jakoś powstrzymać plotki?🤭
A co jeśli Ruth zmieni swoje zdanie? 😏

Mam pytanie 😅
Wolelibyście rozdziały po te 1800/2000 słów jak do tej pory, czy 3500/4000?
Bo aktualnie piszę rozdział 71 i no trochę dużo tego 😆
I zastanawiam się czy kolejnej części nie pisać po 4tyś słów. A może nawet teraz trochę połączyć ze sobą rozdziałów 🤔
Nie wiedziałam, że tyle tego będzie, ale powoli kończę tę opowiadanie ☺️
Powoli 😅😆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top