Rozdział 10
☆pov.Ruth☆
Nigdy bym nie pomyślała, że można być aż tak zdesperowanym, by zapalić tego jednego papierosa, żeby wymykać się przez okno w sali.
Może to dlatego, że ja nigdy nie miałam z tym problemu. Nie posiadałam nałogów. I to wcale nie dlatego, że byłam, jak to mówią stare baby, porządną dziewczyną. Nawet nie przez to, że nie miałam okazji, by ich spróbować. Zdarzyło mi się w czasie swojego buntu, kiedy chciałam zyskać odrobinę uwagi swojej matki. Po prostu nie czułam po nich niczego, co słyszałam od innych. Nie dawały mi tego uczucia ulgi. Nie odprężały. Nic. Po prostu były. A dopiero później, kiedy miałam okazję czuć je przez cały czas w swoim domu, zaczęły mnie nawet obrzydzać. To pewnie dlatego, że kojarzyły mi się z matką.
Wychodząc z sali, widziałam wracającą do niej naszą anglistkę. Na pewno znowu zapomniała swojej torebki. Powiedzenie, że kiedyś zapomni swojej głowy, idealnie do niej pasowało.
Wyminęłam ją w ciszy, rzucając w głowie powodzenia dziewczynom, które będą musiały jakoś wrócić do szkoły, a coś czułam, że Pani Byrne nie będzie się spieszyć z powrotem do pokoju nauczycielskiego.
Moim celem była szkolna toaleta zaraz obok hali sportowej. Niestety musiałam być na przynajmniej połowie zajęć, by ukończyć tę szkołę. Najchętniej ominęłabym wszystkie lekcje. Nikogo nie zdziwi fakt, że nie były to moje ulubione zajęcia. Żadne nie były, lecz te miały niechlubne pierwsze miejsce. Zajęcia fizyczne polegały między innymi na grze zespołowej, a to oznacza, że musiałam przebywać z innymi ludźmi w bliskiej odległości, co z kolei oznaczało, że zwiększało się ryzyko mojego kontakty fizycznego z innymi.
Niestety tego dnia wypadło na to, że miałam pojawić się na zajęciach. Szłam w kierunku łazienek, jakbym zmierzała na czymś pogrzeb. Chyba swój własny.
Myślenie o własnym pogrzebie to już chyba jakaś choroba.
Chociaż co ja się martwiłam, dla większości ludzi to był mój codzienny wygląd.
Weszłam do jednej z kabin i przebrałam się w swój strój sportowy, składający się ze zwykłych starych adresów i bluzy. Już czułam, jak cała wkleiłam się od potu.
Oczywiście temu wszystkiemu towarzyszyła mi rozmowa dwóch lasek schowanych w kabinie obok. Nie skupiłam się na tym dokładnie, bo mało co obchodził mnie temat, który obrały, ale było to coś o najlepszych tabletkach antykoncepcyjnych.
Założyłam plecak na ramię równo z dźwiękiem oznajmiającym początek lekcji. Stanęłam przed lustrem, zawiązując włosy w kucyka. W odbiciu zauważyłam otwierające się drzwi jednej z kabin. Po chwili wyszły z niej trzy dziewczyny, chichocząc pod nosem. Miały na oko czternaście lat. Patrząc na nie, nie zazdrościłam im tego normalnego życia. Jakoś nie przekonywała mnie ich nadmierna radość. Już wolałam ponurą wersję siebie sprzed lat.
Weszłam na salę gimnastyczną i podeszłam do grupki dziewczyn z mojej klasy. Wszystkie zawzięcie rozmawiały między sobą w mniejszych lub większych grupkach, jednak kiedy tylko mnie zauważyły natychmiast wszystkie zamilkły i ukradkiem spoglądały w moim kierunku. No tak, bo przecież jeśli one uważają, że tego nie widzę, to na pewno tak jest.
Wyminęłam je, posyłając każdemu napotkanemu spojrzeniu, swój najbardziej znudzony wyraz twarzy, czym szybko odtrąciłam natrętnych gapiów. Usiadłam na widowni i czekałam, aż nauczycielka sprawdzi obecności i zacznie lekcje. Chciałam mieć to już za sobą.
Przynajmniej na to nie musiałam długo czekać. Gdy tylko moje nazwisko zostało wyczytane, wyłączyłam się i nie interesowało mnie to, co dalej działo się na sali.
W głowie natomiast ponownie zaczęła krążyć mi melodia z poprzedniego wieczora. Nadal uważałam, że była beznadziejna, ale wchodziła do głowy i nie chciała z niej wyjść. Byłam pewna, że będzie mi towarzyszyć jeszcze kolejnego dnia, gdy tylko otworzę oczy. Upierdliwa jak brunet, który mi ją wskazał.
— Uwaga!
Usłyszałam nagły krzyk, na który od razu uniosłam głowę. W moim kierunku zmierzała rozpędzona piłka. Wyciągnęłam rękę, odbijając ją nadgarstkiem, tym samym chroniąc swoją twarz. Wzrok wszystkich skierował się na mnie.
Serio było to takie dziwne, że potrafiłam zareagować w przeciwieństwie do innych, którzy po prostu patrzeli na to, co się stanie?
Odwróciłam głowę, wykazując zerowe zainteresowanie tym, że wszyscy cię na mnie patrzeli. Spojrzałam na chłopaków, którzy biegali po drugiej stronie sali, goniąc się nawzajem. W ich rękach ponownie znajdowała się ta sama piłka, która jeszcze chwilę temu prawie uczyniła ze mnie Voldemorta.
Oparłam głowę na rękach, znudzona tym, co działo się wokół, a minęło dopiero pięć minut lekcji.
Miałam już dosyć...
Nie spieszyło mi się, by podnieść się z ławki, ale zmusiła mnie do tego decyzja naszej nauczycielki. Kobieta uwielbiałam się nad nami znęcać. Jej ulubioną dyscypliną była koszykówka. Kiedy bym się nie pojawiła, jej propozycja gry zawsze wyglądała tak samo. Czasami dało się ją przekonać na coś innego, lecz to nie był ten dzień. Dzisiaj mieliśmy dostać oceny z naszej gry. Kolejne z rzędu.
Stanęłam na środku, czekając, aż przewodniczące drużyn wybiorą mnie do siebie. Choć dziewczyny zaczęły dopiero wybierać osoby do swoich zespołów, to ja i tak już wiedziałam, jak one będą wyglądać. Każda wybierała swoje przyjaciółki. Tylko kilka osób miało tak naprawdę losowość, do której drużyny będą należeć. W tym i ja.
Jak już wspominałam, koszykówka nie była moim ulubionym sportem. Zawsze starałam się stanąć gdzieś z boku i nie musieć dotykać piłki. Powalone było, jak inni rzucali się na ten kawałek gumy. Wystarczyło trzymać ją w ręce, a nagle stawałam się obiektem ich ataku. Rzucały się na mnie jak bezmózgie małpy.
Ostatecznie do wyboru zostałam tylko ja i jedna z dziewczyn, która tak samo jak ja zarzekła się, że nie miała ochoty dotykać piłki, bo mogłaby złamać sobie swoje paznokcie. Obie z liderek nie były skore do wzięcia nas do swoich drużyn.
Westchnęłam znudzona i przestąpiłam z nogi na nogę. Jedna z przewodniczących drużyny odwróciła się i zerknęła na mnie, ale kiedy zauważyła, że i ja się na nią patrzałam, odwróciła prędko wzrok. Skierowałam spojrzenie na drugą grupę. Kira stała przy liderce i szeptała jej coś do ucha, na co ta zerknęła na mnie niepewnie.
Przewróciłam oczami, ile miałam tak jeszcze stać?
— No co jest? — zapytała nauczycielka. — Dziewczyny wybierzcie sobie, gdzie chcecie iść — zwróciła się do nas, kiedy nie usłyszała odzewu od liderek.
Gdzie chcemy iść? A poza szkole można?
Gdyby to było takie łatwe.
Pomimo zachęcającego uśmiechu, który posyłała w moim kierunku Kira, ja ruszyłam do przeciwnej drużyny. Stanęłam za dziewczynami, czekając, aż nauczycielka przyniesie piłkę. Oczywiście mieliśmy ten czas poświęcić na rozgrzewkę, ale nikt nie palił się do tego.
Stanęłam na boisku i rozpięłam górną część zamka od swojej bluzy. Już czułam, jak zaczynałam gotować się w tych ubraniach.
Na drugiej połowie hali chłopcy rozpoczęli już swoją grę w siatkówkę. Szczerze wolałabym już to. Tam przynajmniej nie musiało się mieć kontaktu z innymi ludźmi. No i nie trzeba było biegać. A mniej ruchu to mniej wygenerowanego potu. Chociaż patrząc na grę chłopaków, zaczynałam mieć wątpliwości czy na pewno tak było. To, jak angażowali się do tej gry, zaskakiwało nawet ich nauczyciela. Skakali, biegali, krzyczeli. Banda głupków. Miałam wrażenie, że siła z jaką odbijali piłkę, mogłaby zabić, gdyby ktoś nią dostał w głowę.
To nie tak, że się tym zachwycałam. Wręcz było to dla mnie idiotyczne. Co innego dziewczyny z klasy, które rzucały do siebie uwagi na temat "tyłeczka" niektórych z graczy.
Westchnęłam ciężko. Można zwariować.
Po chwili do hali weszła nasza nauczycielka, jednak nie była sama. Wraz z nią szła nasza pani pedagog. Kobieta, która myślała, że potrafi rozwiązać każdy problem uczniów, bo jest po studiach. No... nie do końca.
Podeszły szybkim krokiem do nauczyciela prowadzącego zajęcia z chłopakami i zaczęły z nim rozmowę. Nie minęła minuta, a po hali rozniósł się okropny dźwięk gwizdka, na który skrzywiłam się niezadowolona. Kto coś takiego wymyślił?
Wszyscy zaprzestali swoich czynności i ucichli, wpatrując się z wyczekiwania w trenera.
— Jack, podejdź tutaj — nakazał, a brunet, którego zawołał, szepną do swojego przyjaciela coś, co musiał uważać za zabawne, bo z uśmiechem na twarzy ruszył w kierunku nauczycieli. — Grajcie dalej — zwrócił się nauczyciel do reszty.
To o czym rozmawiali, nie było dane nam usłyszeć przez hałas grających chłopaków. Ale nietrudno było się domyślić, że nie było to coś, co slodobało się chłopakowi. Jego cwany uśmiech zniknął z twarzy, a zastąpił go niezadowolony grymas.
Chwile później razem z naszą panią pedagog ruszył do wyjścia. Odwróciłam wzrok, nie widząc w tym już nic godnego mojej uwagi.
Poprawiłam zapięcia bluzy, której zamek nieprzyjemnie drapał mnie w szyję.
Kolejne utrapienie.
— Ruth.
Odwróciłam się na swoje imię wypowiedziane przez naszą nauczycielkę.
— Pani pedagog chciałaby, żebyś z nią poszła — oświadczyła miękko, gdy na nią spojrzałam.
Odwróciłam głowę w kierunku kobiety rozmawiającej z Jack'iem. Faktycznie wyglądało, jakby jeszcze na kogoś czekali.
— A co z zaliczeniem? — zapytałam ponownie, odwracając się do swojej nauczycielki. Nie chciałam mieć później zaległości i przychodzić na kolejne lekcje wychowania fizycznego tylko z powodu zaliczenia.
— Nie musisz się martwić, wpisze ci ocenę przy kolejnej grze. — Uśmiechnęła się ciepło.
Przeglądałem się jej jeszcze przez chwilę. Nie pasowało mi to, że nagle zaczęła być w stosunku do mnie taka... miła. Na pewno nie było to czymś, czego spodziewałam się spotkać po swojej prawie miesięcznej przerwie od jej zajęć.
Nie wiedziałam, o co chodzi, ale najwyraźniej miałam się tego dowiedzieć już niedługo. A dokładnie w momencie, kiedy razem z Jack'iem weszliśmy do gabinetu dyrektora. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam tu tylko raz i nigdy nie chciałam tego ponowić. To samo chyba mogłam powiedzieć o brunecie stojącym obok. Z tą różnicą, że on widział ten pokój wiele razy w swoim życiu.
— Domyślasz się, dlaczego tu jesteś? — odezwał się nasz dyrektor, a jego pytanie było skierowane do bruneta.
Ja, choć zostałam pominięta w tym wstępie, wcale nie narzekałam. Wolałam, by w ogóle pominęli mnie przez przypadek.
— Zgaduje, że to ona na mnie doniosła skoro też tutaj jest — odparł luźno, wkładając ręce do kieszeni sportowych spodenek.
— Tak się składa, że to nie przez Ruth tutaj jesteś. Ale jak widzę, ciebie to nie interesuje. Nawet nie próbujesz okazać skruchy. — Dyrektor swoim twardym wzrokiem spojrzał na jego ręce w kieszeniach.
Chłopak przestąpił z nogi na nogę w akcie okazania swojej pogardy, ale wyciągnął łaskawie ręce na zewnątrz.
— A jednak chciałbym poznać powód, po co mnie tu przyprowadzono — odpowiedział bezczelnie.
— Proszę bardzo. — Dyrektor odwrócił w naszą stronę ekran laptopa.
Na monitorze pojawiła się scena ze szkolnej łazienki, a głównymi postaciami byłam ja i Jack. Po chwili film ruszył, choć nawet nie musiał, bym przypomniała sobie tamtą scenę.
— I co, teraz nie masz już nic do powiedzenia? — odezwała się tym razem pedagog. — Masz świadomość, że coś takiego można nazwać molestowaniem?
— Bez przesady to...
— Bez przesady? — wtrącił się mu w zdanie dyrektor. — Jack, jesteś już pełnoletni, za chwilę skończysz szkołę, uświadom sobie wreszcie, że już nie przymkną oko na twoje wybryki.
Oparłam się o ścianę. Po co ja w ogóle tutaj przyszłam? Wiem, co podejrzewało grono pedagogiczne, ale czy pokazywanie mi czegoś, co mogło wywołać u mnie przykre wspomnienia, było odpowiednie? Niekompetencja niektórych mnie zaskakiwała. I mówiłam to poważnie.
Nie słuchałam dalszego monologu dyrektora. Może dlatego musiałam wtrącić się mu w zdanie w jakimś ważnym momencie, bo urwał nagle swoje zdanie i wytrącony z równowagi spojrzał na mnie zdumiony.
— Mogę już iść? — zapytałam znudzonym tonem.
Pedagog razem z dyrektorem patrzeli na mnie, doszukując się chyba jakiejś ukrytej rozpaczy czy może strachu, czegokolwiek co dałoby im znak, że przeżywałam to, co się stało. Jack był idiotą. Gdybym przejmowała się kimś takim, sama bym stanęła na jego poziomie. Przeżyłam już o wiele więcej trudnych chwil, by coś takiego wywołało u mnie traumę. A przynajmniej w sposób, o jakim myśleli.
— Ruth... — zaczęła pani pedagog.
— Nic mi nie jest — wtrąciłam się jej w zdanie, wiedząc, co chciała powiedzieć. — Mogę już iść? — powtórzyłam swoje pytanie.
Nie potrzebowałam słów wsparcia. Doskonale wiedziałam, że jej chęci nie były wywołane sympatią, a pracą. Więc po co robić sztuczną relację?
Kiedy tylko uzyskałam pozwolenie, wyszłam z gabinetu dyrektora. Na dalszą lekcję na hali nie miałam ochoty. Każdy powód, by uniknąć wychowania fizycznego, był dobry. A ten wręcz idealny.
Weszłam do szatni i zabrałam z niej swój plecak. Dalsze lekcje też straciły moje zainteresowanie. Najwyżej zadzwonią do matki, która i tak nie odbierze.
Wyszłam ze szkoły, a promienie słoneczne zapowiadały bezchmurną pogodę i swoja radosną aurą zachęcały do wyjścia na zewnątrz. Jak cudownie...
Utrapienie.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Tak szczerze to nie wiem o co zapytać w tym rozdziale 😅
Był to jeden z takich, w którym nic ważnego się nie działo, ale był potrzebny, by nakreślić parę rzeczy takich jak na przykład charakter Ruth 😌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top