~9~
Edlin zamrugała kilkakrotnie. Czuła, że jej ciało jest owinięte bandażem. Przypomniała sobie o wydarzeniach, które miały miejsce nad rzeką i odrzuciła pościel z głośnym pomrukiem. To co ujrzała, sprawiło, że mimowolnie wstrzymała oddech. Biały materiał owijający jej brzuch był przesiąknięty świeżą krwią. Ból zaczął pulsować w jej boku, a Edlin aż syknęła. Szybko zakryła swoje poranione ciało i rozejrzała się, chcąc oderwać się od obrazu czerwonego bandaża, który miała przed oczami.
Znajdowała się w niewielkim pokoju. Łóżko, w którym leżała, stało mniej więcej na środku dłuższej ściany. Po jej prawej znajdowała się niewielka, drewniana szafka. Niegdyś drewno było towarem ekskluzywnym, wręcz niespotykanym, lecz teraz nie było niczym specjalnym. Liczne lasy, które pokryły planetę dostarczały mnóstwo tego surowca. Szafka wyglądała na starą, jednak nie aż tak, żeby mogła pochodzić sprzed Powodzi. Musiała zostać stworzona niedługo po kataklizmie.
Więcej nie zdążyła zobaczyć, ponieważ przez metalowe drzwi do pokoju weszła niska, starsza kobieta. Miała niedbałego, wysokiego koka, a niesforne kosmyki zniszczonych, siwych włosów uwolniły się z fryzury i lekko spływały wzdłuż jej naznaczonej zmarszczkami twarzy. Uniosła wzrok znad parującego talerza, który trzymała w ręce i napotkała spojrzenie Edlin. Oczy kobiety były pełne wigoru. Zielone tęczówki intensywnie odbijały światło wpadające do pokoju przez okno.
- Ej, Ran! Chodź tu! Obudziła się. - krzyknęła przez ramię, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
Nagle w drzwiach stanął Dorian, a u jego boku znajdowała się Greè, która była już w dużo lepszym stanie. Lekko kiwała czubkiem ogona, ciesząc się na widok Edlin. Chłopak ubrany był w jasną bluzkę i podniszczone spodnie, a jego jasne włosy były puszyste i umyte. Z rany na brwi pozostała jedynie różowa blizna.
- Zostawię was samych. - powiedziała kobieta i uśmiechnęła się, po czym odstawiła miskę z jedzeniem na szafce.
Następnie wyminęła Doriana. Wychodząc, podrapała Pumę za uchem i zamknęła drzwi, które zaskrzypiały cicho. Zapanowała niezręczna cisza, jednak Greè szybko podbiegła do łóżka i serdecznie polizała Edlin po twarzy. Dorian uśmiechnął się.
- Gdzie jestem? - spytała Edlin.
- U Cerdii. - odparł spokojnie.
- Mam rozumieć, że to ta starsza kobieta, tak?
- W rzeczy samej. - powiedział z uśmiechem.
Edlin nie odpowiedziała i zaczęła głaskać Greè za uchem, a Puma mruknęła cicho. Dziewczyna całkowicie skupiła się na zwierzaku, ignorując Doriana, który wpatrywał się beznamiętnie w okno, za którym padał delikatny śnieg, jakby zrozumiał, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Nagle rozległo się wołanie Cerdii, a jej głos był stłumiony przez drzwi.
- Cóż, chyba muszę iść jej w czymś pomóc. - powiedział niechętnie Dorian, przenosząc wzrok na Edlin. - Odpoczywaj.
Nachylił się i delikatnie ucałował Edlin w czoło. Dziewczyna zareagowała natychmiast i zamachnęła się, po czym uderzyła go w twarz. Nie wiedziała czemu, po prostu miała taki odruch.
- Idioto! - wrzasnęła, a Dorian cofnął się o krok.
Do pokoju wbiegła Cerdia, która spojrzała troskliwie na Edlin, a następnie na chłopaka, który przyłożył rękę do policzka, wbijając w dziewczynę zszokowany i może nieco urażony wzrok. Podeszła do niego szybko i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Zdaje mi się, że cię wołałam. - syknęła, unosząc brew, a następnie popchnęła go w stronę wyjścia i już po chwili Edlin została sama.
~*~
Przez cały dzień leżała w łóżku. Zjadła jedzenie przyniesione przez Cerdię, które okazało się być zupą warzywną. Rozmyślała nad wieloma nieistotnymi rzeczami. Gdy myślała nad jedną sprawą, umysł niespodziewanie podsuwał jej inną. Zdała sobie sprawę, że tą drogą, z prób zrozumienia klimatu i mrozów, przeszła do wspomnień z kapsuły. Skojarzenia sprowadziły ją na temat cierpienia i strachu. Przerażona postanowiła odtworzyć wszystkie wspomnienia, które miała.
Najpierw myślała o Gayah, jednak były to szybkie przemyślenia, które pociągnęły za sobą wspomnienie równin. W tym miejscu zatrzymała się na dłużej, przypominając sobie krajobrazy, które rozciągały się aż po horyzont. Przywołała zachód słońca i szum strumienia, a ten spowodował, że pojawiły się wspomnienia zimna i mrozów. Chcąc to lepiej zrozumieć, zaczęła myśleć logicznie i wkrótce umysł podsunął jej Deszcze. Następnie pojawił się obraz Wody, a później kapsuły. Powróciły też twarze oprawców, a najwyraźniej odcinała się postać Dowódcy. Jego ciemne oczy zaczęły wiercić dziurę w jej głowie.
Westchnęła zrezygnowana. Te wspomnienia były tak wyraziste i dokładne. Pragnęła o tym zapomnieć i myśleć o czymś innym, więc zaczęła gorączkowo rozglądać się po pokoju, chcąc zmienić wątek i przerwać tortury. Niespodziewanie do pomieszczenia wszedł Dorian, a Edlin westchnęła cicho. Nie miała ochoty na towarzystwo chłopaka, lecz to było jedyne wyjście. On mógł odwrócić jej uwagę od wspomnień.
- Chciałem cię przeprosić, Edi. - powiedział cicho i wbił wzrok w podłogę.
- Masz za co. - warknęła. - Nie sądziłam, że jesteś aż tak głupi.
- Dlaczego jesteś...
- Wredna? - przerwała mu. - Ponieważ jesteś skończonym debilem, Dorian.
- Przecież przeprosiłem! - krzyknął i spojrzał na nią wściekły. - Nie wyżywaj się na mnie, dobra?!
- A na kim innym? - prychnęła. - Ty na to zasłużyłeś.
Wbił w nią nienawistny wzrok, a jego oczy wręcz iskrzyły od furii. Wciągnął powietrze nosem i odetchnął głęboko, po czym wyszedł z pokoju. Szarpnął za klamkę, a drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Następnie zapanowała cisza. Edlin jeszcze raz usłyszała huk, najprawdopodobniej drzwi wejściowych i po chwili utwierdziła się w tym przekonaniu, ponieważ kątem oka dostrzegła Doriana, przechodzącego szybko obok jej okna. Zauważyła, że chłopak miał na sobie kurtkę z kapturem, wyszytym jasnym futrem.
Niespodziewanie do jej pokoju weszła Cerdia. Twarz starszej kobiety wyrażała troskę i strach. Bez wahania usiadła na skraju łóżka i wbiła w dziewczynę wyczekujące spojrzenie.
- Coście znowu wymyślili, co? - spytała łagodnie. - Ran wybiegł z domu bez słowa. Pokłóciliście się?
- Nie pierwszy raz. - warknęła Edlin. - Nie rozumiem, jak można być takim kretynem.
- A może nie przepada za tym, jak go wyzywasz od debili, co? - powiedziała Cerdia, a dziewczyna spojrzała na nią. - Wiem, jak wyglądają wasze relacje, mówił mi o tym. Uwierz mi, jemu naprawdę zależy, a ty ciągle robisz mu przykrość.
- Skąd ty to niby wiesz? - prychnęła Edlin, coraz bardziej wściekła. - Nie masz pojęcia jaki on jest!
- Cóż, wiem o nim o wiele więcej niż ty. - powiedziała Cerdia, marszcząc brwi. - Ten chłopak się tu wychował, więc nie mów mi, że znasz go lepiej.
Edlin poczuła się jak największa idiotka świata. Obraziła tę kobietę tylko dlatego, że akurat miała zły humor. Chciała zniknąć albo cofnąć czas, lecz wiedziała, że to niemożliwe, więc po prostu czekała na krzyk kobiety, która niewątpliwie była wściekła.
- Przepraszam. - mruknęła cicho i wbiła wzrok w swoje dłonie.
- Nic się nie stało.
NiespodziewanieCerdia pogłaskała ją po głowie, a Edlin poczuła się kochana. Chyba pierwszy razod momentu obudzenia się w kapsule ktoś dał jej trochę miłości. Mimowolniewtuliła się w dłoń kobiety, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.Staruszka gładziła jej włosy, a Edlin niespodziewanie zapragnęła odpocząć iuciec od tych wszystkich emocji
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top