~55~
Lecieli ponad dwie godziny, a Edlin podziwiała widoki rozciągające się w dole. Przyzwyczaiła się do zimnego wiatru, który z czasem robił się coraz cieplejszy i nie czuła już takiego przerażenia. Dotarło do niej, że jest bezpieczna.
Na horyzoncie pojawił się jakiś lśniący punkt oraz ogromna, płaska tafla morza. W miarę jak zbliżali się do niego, Edlin zaczynała dostrzegać szczegóły Osady. Uśmiechnęła się lekko, gdy przelatywali nad budynkami, przypominając sobie pobyt w tym miejscu. Czuła podłą satysfakcję na myśl, że ci wszyscy ludzie, którzy tak bardzo jej nienawidzili, muszą być przerażeni, widząc ogromnego ptaka lecącego nad miastem.
Rozkazała zwierzęciu zatoczyć kilka kółek nad Osadą. Potrzebowała zemsty. Przy ostatnim okrążeniu ptak zanurkował gwałtownie, a oślepieni strachem ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać. Edlin zaśmiała się głośno, widząc ich przerażenie. Może nie wszystkim mieszkańcom się należało, ale to i tak sprawiało jej radość.
- Jesteś okropna. - usłyszała obok ucha głos Doriana i uśmiechnęła się szeroko.
- Wyrównuję rachunki. - odparła, odwracając się lekko do chłopaka.
Była naprawdę szczęśliwa. Tęsknota i smutek powoli ustępowały podekscytowaniu i radości. Wracali do domu, do tego byli cali i zdrowi. Jedynie Greè...
Edlin potrząsnęła głową, chcąc odpędzić rozpacz. Nie teraz. Powinna się cieszyć, a nie wracać do tego strasznego wydarzenia. Westchnęła głęboko i wtuliła się w ramiona Doriana, który mocniej objął ją w pasie, opierając brodę na jej barku. Teraz wszystko będzie dobrze. Nareszcie odpocznie i nauczy się normalnie żyć. Bez ciągłego stresu oraz strachu przed Gayah i innymi niebezpieczeństwami.
Przed nimi pojawiły się równiny. Jeszcze kilkanaście minut i znajdą się nad nimi. Na razie były jedynie jasnym pasem żółtej roślinności na horyzoncie, lecz po dłuższym czasie zaczęły być widoczne falujące trawy, targane przyjemnym wiatrem. Edlin dostrzegła wioskę i wzdrygnęła się mimowolnie, przypominając sobie tych niezrównoważonych ludzi. Nawet nie śmiała pomyśleć o tym, żeby zemścić się za to, co zrobili Dorianowi, bo jeszcze znaleźliby jakiś sposób, żeby ich zestrzelić.
Czuła strach i podekscytowanie. Byli coraz bliżej celu, a z każdą minutą Edlin była bardziej przerażona. Sama nie wiedziała, czemu się bała, przecież Cerdia była wspaniała i troskliwa, a mimo to dziewczyna czuła niepewność. Jak zareaguje kobieta, kiedy zauważy, że są razem? Pewnie będzie szczęśliwa, lecz Edlin ciągle obawiała się jej gniewu.
Gdy dostrzegła niewyraźny zarys domu stojącego nieopodal rzadkiego lasu, odsunęła się od Doriana, a ten mruknął niezadowolony.
- Co robisz? - spytał, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Muszę się skupić. - skłamała, zrzucając jego dłoń.
Nie chciała, żeby Cerdia dowiedziała się tak szybko. Edlin bała się jej reakcji i z każdą sekundą to nieuzasadnione przerażenie było coraz silniejsze. Wydała ptakowi nieme polecenie, żeby wylądował obok domu, a ten zaskrzeczał głośno i potrząsnął łbem. Dziewczyna czuła jego smutek. Nie chciał się rozstawać.
Nagle obok nich pojawił się jakiś ogromny kształt, a złoty ptak syknął gniewnie. Edlin krzyknęła ze strachu i mimowolnie przysunęła się do Doriana, który złapał ją za rękę. Dziewczyna natychmiast uśmiechnęła się, rozpoznając białe i czarne pióra kruka lecącego obok nich.
- Zivon! - zawołała, a ptak zaskrzeczał na przywitanie.
Towarzyszył im całą drogę do Cerdii, którą pokonali niesamowicie szybko. Złote zwierzę zaczęło zniżać lot razem z krukiem i wkrótce wylądowali pomiędzy żółtymi trawami, nieopodal domu. Edlin odetchnęła głęboko, czując się dziwnie bez wiatru szumiącego w uszach oraz rytmicznych ruchów ptasich skrzydeł.
Rozejrzała się po znajomej okolicy, po czym westchnęła i powoli ześlizgnęła się po złotych piórach. Wylądowała miękko na suchej ziemi, a następnie odwróciła się do Doriana i pomogła mu zsiąść. Skrzywił się, gdy niezgrabnie zsunął się z ptasiego grzbietu i zakaszlał, trzymając się za bok. Edlin przysunęła się do niego i położyła dłoń na jego dłoni, lecz szybko wycofała się, słysząc za plecami ciche skrzypienie drzwi.
- Dorian...? - rozległ się głos Cerdii. - Edi...? To naprawdę wy?
- To naprawdę my. - powiedział z uśmiechem chłopak, a staruszka odetchnęła z ulgą, po czym zaczęła się śmiać.
Niemal do nich podbiegła, a Edlin uświadomiła sobie, że jej strach był bezpodstawny. Kobieta przytuliła ją mocno, a dziewczyna uśmiechnęła się, obejmując staruszkę. Cieszyła się, że już jest w bezpiecznym domu. Cerdia odsunęła się od niej, po czym dopadła do Doriana. Chłopak jęknął cicho i skrzywił się, a kobieta spojrzała na niego przerażona i cofnęła się nieco.
- To nic... - powiedział z uśmiechem.
- Tylko połamane żebra. - wtrąciła Edlin, a staruszka odwróciła się w jej stronę, po czym zmierzyła Doriana surowym wzrokiem.
- I nic nie mówisz!? - niemal krzyknęła, a chłopak odwrócił wzrok. - Ile? - spytała spokojniej.
- Cztery. - odparł cicho, a kobieta odetchnęła głęboko, a następnie przytuliła go delikatnie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. - powiedział, po czym uśmiechnął się do Edlin i wyciągnął rękę. - Chodź, Edi. Musimy odpocząć.
Dziewczyna odwróciła wzrok, próbując znaleźć coś, co pozwoli uniknąć jej pójścia z Dorianem do domu. Wciąż się bała, że Cerdia źle zareaguje, widząc ich trzymających się za ręce. Nagle jej wzrok zatrzymał się na złotym ptaku, który stał cierpliwie, przyglądając się wszystkiemu z ciekawością.
- Muszę jeszcze coś zrobić. - odparła, uśmiechając się przepraszająco. - Zaraz przyjdę.
- Noo... skoro musisz. - mruknął Dorian z niezadowoleniem. - Ale szybko, Edi.
- Jasne.
Poczekała, aż oddalą się i wejdą do domu, po czym spojrzała na złotego ptaka i podeszła do niego. Zwierzę schyliło się, nastawiając łeb do głaskania, a dziewczyna dotknęła jego gładkiego dzioba, wzdychając ciężko. Nie chciała kazać wracać mu do Doliny, ale obiecała Wodzowi, że odeśle ptaka. Przytuliła się do zwierzęcia, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. W momencie, w którym ptak odleci, skończy się ich przygoda.
- Wracaj do Doliny. - wyszeptała, nie siląc się na telepatyczne polecenia. - Służ Wodzowi i ludziom, rozumiesz?
Ptak odetchnął, a ciepłe powietrze z jego nozdrzy omiotło twarz Edlin, wysuszając jej łzy.
- I... I dbaj o Selena. - dodała, zamykając oczy.
Odsunęła się od zwierzęcia, lecz ono nie ruszyło się z miejsca. Dziewczyna powstrzymała łzy, po czym zacisnęła pięści, zmuszając się do wypowiedzenia polecenia.
- Leć. - rozkazała cicho, ale ptak nawet nie drgnął, wpatrując się w nią ze smutkiem. - Leć już! - krzyknęła bez skutku. - No już! Leć!
Zwierzę zaskrzeczało smętnie, a następnie machnęło skrzydłami i odwróciło się, wzbijając się do lotu. Po chwili Edlin widziała jedynie zarys jego złotego ciała lśniącego na tle zachodzącego słońca.
~*~
Cerdia postawiła na stole talerze z parującą zupą, uśmiechając się szeroko. Usiadła naprzeciwko nich i zaczęła jeść, a Edlin poszła w jej ślady, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku po całym dniu podróży. Tenriss skakała po stole, żebrząc o jakiś kąsek, który w końcu dostała od uradowanej staruszki zafascynowanej małą sówką. Zivon nie podzielał jej podekscytowania, siedząc smętnie na szafce i przyglądając się nowemu ptaszkowi.
Edlin drgnęła, gdy Dorian złapał ją za rękę pod stołem. Spojrzała z przerażeniem na Cerdię, która nie odrywała wzroku od Tenriss i odetchnęła z ulgą. Dlaczego tak się bała? Przecież kobieta nie wpadnie w furię, gdy się dowie. Taką przynajmniej miała nadzieję.
- Coś się zmieniło. - powiedziała nagle staruszka, przenosząc na nich wzrok. - Coś między wami.
Edlin zamarła i natychmiast puściła rękę Doriana, który zerknął na nią z pytaniem w oczach. Musiała szybko coś wymyślić, zanim chłopak się odezwie.
- To... - zaczęła, chcąc zdobyć trochę czasu i odebrać Dorianowi możliwość odpowiedzi. - To przez podróż. - odetchnęła w duchu, wymyślając genialną wymówkę. - Jakoś tak wyszło, wiesz... jakby to ująć... hm... Po prostu nauczyliśmy się wzajemnie sobie pomagać i się wspierać... Taki instynkt...
- Serio? - spytał Dorian, a Edlin zrozumiała, że wszystko na nic.
Cerdia zmarszczyła brwi. Dziewczyna miała pewność, że kobieta jej nie uwierzyła i westchnęła głęboko.
- Cóż... - odezwała się staruszka, a Edlin z trudem powstrzymała się przed ucieczką. - To ma sens. - powiedziała, a dziewczyna odetchnęła z ulgą. - Powiedzcie mi, jak było w Dolinie? Jestem ciekawa, co was tam spotkało.
- Edi ma brata. - odparł Dorian, zanim Edlin zdążyła zareagować.
- Co!?
- Bliźniaka. - dodał chłopak, uśmiechając się szeroko.
- Serio?
- No... tak. - powiedziała niechętnie Edlin, niezadowolona, że temat krąży wokół jej osoby.
- I co? Są podobni? - dopytywała Cerdia, nachylając się w ich stronę.
- Bardzo.
- To... niesamowite! - mruknęła kobieta, przenosząc wzrok na dziewczynę. - Jaki on jest?
- Selen? Całkiem w porządku.
- Edlin, więcej szczegółów! No opowiadaj!
- Co mam opowiadać!? - warknęła dziewczyna, przygnieciona przez tęsknotę za Selenem. - Prawie go nie znam i nigdy nie poznam, bo już tam nie wrócę!
- Edi... - szepnął Dorian, chcąc objąć ją ramieniem, lecz ona odepchnęła go i z trudem zmusiła się do pozostania na miejscu.
- Ale jak to możliwe, że masz bliźniaka!? - drążyła temat staruszka, a Edlin z każdym jej słowem miała coraz większą ochotę wstać i wyjść.
- Cerdia! - syknął Dorian, upominając kobietę. - Kiedy indziej.
- Po prostu jest inaczej niż wszyscy myślą. - zaczęła dziewczyna, postanawiając wytrzymać i odpowiedzieć na pytanie. - Wszystkim wydaje się, że jesteśmy prymitywnymi mutantami zmienionymi w ludzi, a tak naprawdę moja rasa jest zupełnie inna. Prawdziwych Wodoskórych jest bardzo mało, Cerdia.
- Skąd o tym wiesz? - spytał Dorian, przyglądając jej się uważnie.
- Musa mi powiedziała.
- Aha. I co jeszcze ci mówiła? - dopytywał chłopak, wyraźnie zainteresowany.
- Ta rasa Wodoskórych, których zmieniał Zahir, jest niegroźna i normalna, tyle że żyją w wodzie zamiast na lądzie i mają skrzela i błony pławne. Ten psychol łapał niegroźne istoty i kazał im iść na drugi koniec świata, żeby zdobyć władzę nad ptakami.
- Serio? On jest chory. - zdziwiła się Cerdia.
- Był. - odezwał się Dorian, a kobieta spojrzała na niego, unosząc brew.
- Och... no cóż. - mruknęła. - Wracając do tematu... Zawsze myślałam, że jest tylko jeden rodzaj Wodoskórych.
- Wszyscy tak myślą. - odparła Edlin, wzruszając ramionami.
- Szkoda, że nie miałam większego dostępu do tych informacji, jak tam pracowałam. - westchnęła kobieta. - Mogłabym ci teraz powiedzieć coś, co pomogłoby ci zrozumieć twoją rasę.
- Nie chcę tego rozumieć. - powiedziała dziewczyna. - Ważne, że jestem tutaj.
- Właśnie. - Dorian uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, dzieciaki. - odezwała się Cerdia, ziewając przeciągle. - Odpocznijmy, bo wszyscy mieliśmy ciężki dzień.
- Jasne. - mruknęła Edlin, po czym wstała od stołu i sprzątnęła swój talerz.
Posadziła sobie Tenriss na ramieniu i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Usłyszała, jak staruszka zamyka drzwi do łazienki, a następnie odkręca prysznic. Nagle, gdy prawie weszła do swojej sypialni, poczuła dłoń Doriana na przedramieniu. Odwróciła się do niego, unosząc lekko kąciki ust, a chłopak odwzajemnił gest, po czym dotknął policzka dziewczyny. Nachylił się, chcąc ją pocałować, lecz Edlin cofnęła się nieco, wchodząc w cień korytarza na wypadek, gdyby Cerdia wyszła z łazienki. Nie chciała narażać się na jej gniew.
Pociągnęła Doriana za rękę, a chłopak podszedł do niej i uśmiechnął się szeroko, po czym połączył ich usta. Edlin wplotła palce w jego jasne włosy, cofając się jeszcze bardziej, aż w końcu poczuła na plecach chłód ściany. Dopiero teraz zrozumiała, że im się udało. Że przeżyli te wszystkie przygody i wrócili bezpiecznie do domu. Odpoczną i zaczną spokojnie żyć. Nareszcie.
Mruknęła cicho, skupiając się na miękkich ustach Doriana, który uśmiechnął się lekko, obejmując ją w pasie. Chciała się od niego odsunąć, lecz nie potrafiła. Nie chciała przerywać tego momentu, pragnąc, żeby trwał jak najdłużej. To była jedna z tych chwil w jej życiu, w której była naprawdę szczęśliwa, ale niestety, została brutalnie zakończona przez dźwięk otwieranych drzwi.
Edlin natychmiast odsunęła się od Doriana, który spojrzał jej w oczy ze smutkiem, po czym ostatni raz przeczesała jego jasne włosy i bez słowa weszła do swojego pokoju, zostawiając go na korytarzu. Spanikowała. Oparła się o drzwi i odetchnęła głęboko, a następnie odgarnęła z oczu kilka kosmyków, które uwolniły się z warkocza. Rozejrzała się po pokoju i podeszła do swojego plecaka, po czym wyjęła z niego jakąś za dużą koszulkę i luźne spodnie. Przebrała się w wygodne ciuchy i usiadła na łóżku. Położyła nóż, który dostała od Selena na szafce, wzdychając ciężko. Tak bardzo za nim tęskniła.
Odepchnęła od siebie smutne wspomnienia z Doliny i obraz ukrytych w chmurach gór. Chciała spać. Przetarła oczy, a następnie położyła się i przykryła pościelą, wdychając jej przyjemny, świeży zapach. Pogłaskała Tenriss, która skubnęła ją w ucho, po czym zamknęła oczy, czując niezwykłe zmęczenie i lekki ból głowy, pozostały po kontaktowaniu się ze złotym ptakiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top