~54~
Edlin spojrzała w oczy Selenowi i uśmiechnęła się słabo. Nie chciała odchodzić, lecz nie miała wyboru. Zaproponowała mu nawet, żeby poleciał z nimi, ale odmówił. Przez ostatnie dni często przesiadywali na wzniesieniu znajdującym się pomiędzy drewnianymi domami, chcąc spędzić ze sobą chociaż trochę czasu. Odkąd Edlin dowiedziała się, że Selen jest jej bratem, miała potrzebę bliżej go poznać i nacieszyć się jego towarzystwem, póki była w Dolinie. Gdy wrócą do Cerdii, nie będzie mogła tak po prostu przyjść, żeby go odwiedzić.
- Czyli co? - spytał, odwracając wzrok. - Teraz mam najzwyczajniej w świecie o tobie zapomnieć?
- Możesz lecieć z nami. - powiedziała po raz kolejny, chociaż już znała odpowiedź.
- Nie, Edi. Muszę zostać. Mówiłem ci już, że mam masę obowiązków, a poza tym tu jest moje miejsce... I twoje też. - dodał po chwili wahania.
- Selen...
- Wiem. - przerwał jej i uśmiechnął się słabo. - Już czas.
- Nie, wcale nie. - próbowała odwlec moment pożegnania, lecz wiedziała, że to nic nie da.
- Żegnaj, Edlin.
- Żegnaj, braciszku. - mruknęła i przytuliła się do chłopaka, który odetchnął głęboko.
Odsunęła się od niego i szybko odeszła w kierunku Doriana. Czekał na nią, opierając się o skały. Czuł się lepiej, lecz daleko mu było do pełnej sprawności. Gdy zauważył, że Edlin idzie w jego stronę, wyprostował się z grymasem bólu, po czym podał jej plecak. Dziewczyna wzięła go i zarzuciła na ramię, a następnie posadziła niespokojną Tenriss w kieszeni kurtki. Sówka pisnęła i ukryła łebek w ciepłym schronieniu.
Nagle Edlin poczuła na ramieniu czyjąś dłoń i odwróciła się. Spojrzała w szkliste od łez oczy Musy, która próbowała uśmiechać się na siłę, lecz niezbyt jej to wychodziło. Kobieta odetchnęła głęboko, po czym przytuliła dziewczynę, zanim ta zdążyła zareagować.
- Będę tęsknić. - powiedziała z przejęciem.
- Nie martw się. - pocieszyła ją Edlin, klepiąc po plecach. - Masz Selena. To prawie to samo.
- Będziesz na siebie uważać? - spytała Musa, pociągając nosem.
- Jasne. Tylko nie płacz, błagam. Przecież nic się nie dzieje.
Kobieta odetchnęła i odsunęła się od niej, po czym spojrzała na Doriana, który stał nieco z tyłu.
- Ty też uważaj, rozumiesz? - wymierzyła w niego palec wskazujący. - Nie będę jechać przez pół świata, żeby znowu cię ratować.
- Dobra, zapamiętam. - odparł z uśmiechem.
- I masz dbać o Edlin. - dodała Musa, również się uśmiechając.
- To akurat będzie trudne, ale postaram się. - prychnął, obejmując dziewczynę w pasie.
- Sama o siebie zadbam, bo na niego nie ma co liczyć. - powiedziała spokojnie Edlin i zerknęła na Doriana.
- Spadaj.
Uśmiechnęła się, po czym westchnęła głęboko i spojrzała chłopakowi w oczy. Posmutniał i skinął głową na znak, że już czas. Edlin odsunęła się od niego, a następnie skupiła się na jednej myśli, lecz nic się nie działo. Nie czuła bólu głowy ani nie słyszała w uszach dziwnego szumu. Zupełna pustka.
Odwróciła się i spojrzała na Doriana z przerażeniem, a chłopak wstrzymał oddech. Nie mieli jak wrócić. Edlin czuła łzy w oczach. Zawiodła. Ukryła twarz w dłoniach, poddając się. Dorian przytulił ją do siebie, chcąc dodać jej otuchy, a dziewczyna odetchnęła histerycznie, obwiniając się o porażkę. Straciła kontakt ze złotym ptakiem i zamknęła jedyną drogę powrotu.
Nagle poczuła tak silny ból, jak jeszcze nigdy. Jęknęła i zgarbiła się pod naporem uczucia, że coś rozsadza jej czaszkę. Rozległ się głośny skrzek, a po chwili coś wylądowało na śniegu, wzbijając w powietrze mnóstwo białych płatków. Edlin podniosła wzrok i ujrzała złotego ptaka, który wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.
Dorian wciągnął gwałtownie powietrze, a Tenriss wyjrzała z kieszeni kurtki zainteresowana dziwnym zjawiskiem. Mieszkańcy Doliny zbiegali się ze wszystkich stron, chcąc zobaczyć ogromne zwierzę. Edlin uśmiechnęła się słabo mimo niewyobrażalnego bólu, który czuła, po czym złapała Doriana za rękę i pociągnęła go w kierunku ptaka.
- Nie, Edlin. - powiedział szybko, stając w miejscu. – Poczekajmy, aż zrosną mi się żebra, wtedy wrócimy normalnie.
- Jak? - prychnęła rozbawiona. - Bez koni zajmie nam to pół roku, jak nie dłużej.
- Nie i już.
- Boisz się? - spytała, unosząc brwi.
- Może.
- Nie rób akcji na środku osady. - szepnęła, uśmiechając się szeroko. - Ludzie na ciebie patrzą.
- Wcale nie.
- Oszukuj się dalej.
- No dobra. - mruknął, spoglądając na olbrzymie zwierzę. - Ale jak coś się...
- Nic się nie stanie. - przerwała mu i podeszła do ptaka, po czym pogłaskała go po dziobie i złotych piórach. - Chodź, Dori.
Chłopak odetchnął głęboko, a następnie stanął obok dziewczyny i niepewnie wyciągnął dłoń. Dotknął szyi ptaka i uśmiechnął się, a Edlin wydała polecenie w myślach, widząc, że chłopak już się nie boi. Zwierzę zaskrzeczało, po czym pochyliło się, ułatwiając im wdrapanie się na złoty grzbiet.
Edlin musiała pomóc Dorianowi, ponieważ miał trudności przez złamane żebra, a następnie sama usiadła przed nim i uśmiechnęła się szeroko. Nie mogła doczekać się lotu, czuła, że to będzie coś niesamowitego. Odetchnęła głęboko i już prawie rozkazała ptakowi lecieć, lecz zatrzymał ją głos Wodza.
- Czekajcie. - powiedział, przeciskając się pomiędzy ludźmi, którzy w większości schodzili mu z drogi. - Edlin, wiesz, że możesz u nas zostać...
- Wolę wrócić. - przerwała mu. - Oczywiście nie zrozumcie tego źle...
- Co zamierzasz? - spytał Wódz, nie słuchając tego, co mówi dziewczyna. - Co z ptakiem?
- Cóż... - zamyśliła się na moment. - Gdy dolecimy na miejsce, rozkażę mu wrócić i słuchać ciebie.
- Możesz tak!? - odezwała się zszokowana Musa, stając obok starca.
- Mam nadzieję. - odparła Edlin, wzruszając ramionami. - Nie chcę tego przedłużać. - przyznała ze smutkiem i rozejrzała się po zebranych, nigdzie nie widząc Selena. - Do zobaczenia.
- Czyli wrócisz? - spytała Musa z nadzieją.
- Oby. Przecież mam tu rodzinę. - powiedziała, uśmiechając sie słabo. - Żegnajcie.
Skupiła się na poleceniu, a ptak rozprostował złote skrzydła i machnął nimi kilkakrotnie. Zebrani ludzie odsunęli się z przerażeniem, a dziewczyna ostatni raz spojrzała na Dolinę Starożytnych. Miejsce, które było jej celem przez ostatnie kilka miesięcy. Nie chciała odchodzić, ale wiedziała, że musi. Przecież obiecali Cerdii, że wrócą.
Z ciężkim sercem rozkazała ptakowi wzbić się w powietrze. Zwierzę machnęło skrzydłami, po czym uniosło się nad ziemię. Wśród tłumu mieszkańców rozszedł się pomruk fascynacji i podziwu, gdy ptak zaczął wzlatywać coraz wyżej i wyżej. Edlin odetchnęła głęboko, widząc osadę z góry. Dorian objął ją w pasie, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko, czując jego przerażenie.
Ptak zatoczył kilka kręgów nad Doliną, a Edlin z trudem łapała oddech, ponieważ lodowaty wicher atakował jej ciało. Zaczęła się bać. To był zły pomysł. Zaraz spadną, zepchnięci przez jakiś silniejszy podmuch i wszystko naprawdę się skończy. Zamknęła oczy, nie chcąc patrzeć w dół. Popełniła błąd. Nie powinna w ogóle myśleć o takim sposobie powrotu do Cerdii. Dorian miał rację, gdy powiedział, żeby poczekali, ale ona nie słuchała. A teraz umrą.
Nagle chłopak poklepał ją po ramieniu, a Edlin zmusiła się od rozchylenia powiek. Zerknęła na niego przez ramię, po czym podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazywał. Uśmiechnęła się słabo, widząc w dole niewyraźną postać Selena, który machał im na pożegnanie, stojąc na skraju przepaści oddalonej od osady. Dziewczyna powstrzymała łzy, bojąc się, że zamarznie jej twarz.
Zostawiała wszystko, co należało do niej. Dom, przyjaciół, krewnych. I brata. Pierwszy raz w życiu poczuła, że wszystko jest w porządku, tak jak powinno być, a teraz z tego rezygnowała. Nigdy tu nie wróci i nigdy nie zobaczy Selena, z którym spędziła za mało czasu. Teraz żałowała tego pośpiechu, ale już nic nie mogła zrobić. Pozostawało jej pogodzić się ze stratą i wrócić do Cerdii. Do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top