~52~

Edlin zapięła kurtkę, po czym przeniosła wzrok na Doriana, który poprawiał coś przy swoich butach. Wyprostował się i spojrzał jej w oczy, uśmiechając się lekko jak ktoś, kto próbuje być szczęśliwy, mimo tego co go czeka.

- Boisz się? - spytała Edlin, a chłopak pokręcił głową.

- A ty?

Odetchnęła głęboko, odwracając wzrok. Jasne, że się bała. To było miejsce z jej koszmarów, coś, co sprawiało jej niemal fizyczny ból. Nie chciała tam iść, ale im szybciej, tym lepiej. Nie mogła spokojnie spać ze świadomością, że te ptaki są tak blisko. Same wspomnienie niewyraźnego złotego dzioba zaprzątało jej myśli przez resztę wczorajszego dnia oraz całą noc. Wiedziała, że powinna się wyspać, ale nie umiała. Dorian również miał problem ze spaniem, lecz on przynajmniej się zdrzemnął, a Edlin nie.

- Tak. - odparła po chwili na pytanie chłopaka, a ten zmusił się do niewyraźnego uśmiechu.

- Będzie dobrze. - powiedział i odsunął się, dając Edlin dostęp do drzwi. - Gotowa?

- Nie. - mruknęła niepewnie, a następnie nacisnęła klamkę i wyszła na zewnątrz.

Ludzie, którzy przerwali to, co aktualnie robili, wpatrywali się w nich w ciszy, a Edlin czuła się coraz gorzej. Było jej niedobrze, a za każdym razem gdy pomyślała o Sercu Doliny, coś jakby zamarzało w okolicach jej żołądka. Złapała Doriana za rękę, chcąc dodać sobie otuchy i pewności. Poczuła, że jego dłonie drżą bardziej niż jej i odetchnęła głęboko, próbując odepchnąć od siebie strach oraz zwątpienie. Dorian nigdy się nie bał. Tak sobie wmawiała, choć wiedziała, że jest zupełnie inaczej.

Nagle spomiędzy namiotów wyszedł Selen i stanął przed nimi. Spojrzał Edlin w oczy, uśmiechając się smętnie, po czym wyjął zza pleców lśniący nóż. Wyciągnął rękę, trzymając broń za ostrze, w kierunku dziewczyny, a ta wstrzymała oddech i przeniosła pytający wzrok na Doriana, który uśmiechnął się szeroko. Edlin wzięła nóż od Selena i przejechała opuszkami palców po naznaczonej licznymi kropelkami powierzchni, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

- Ale jak...? - wydusiła, nie mogąc oderwać wzroku od ostrza, w którym niewyraźnie odbijały się jej fioletowe oczy.

- Znalazłem tę kość w twoim plecaku. - powiedział Dorian. - Pamiętasz ją,tak? - spytał, a Edlin skinęła głową. - No właśnie. Poprosiłem Selena, żeby zrobił z niej nóż, który sobie zażyczyłaś kilka miesięcy temu.

- To ty tak umiesz? - zapytała z niedowierzaniem, a zawstydzony Selen odwrócił wzrok.

- No, troszkę. - mruknął, drapiąc się po głowie.

- Jest świetny. Dziękuję.

- Taa...

- Serio. - powiedziała poważnie, a chłopak spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się niepewnie.

Następnie odwrócił się bez słowa i szybkim krokiem odszedł w kierunku namiotów. Edlin przejechała palcami po niewielkich wgłębieniach, po czym schowała nowy nóż. Zerknęła na Doriana, który uśmiechał się i westchnęła głośno. Znów zaczęli iść i już po chwili znaleźli się poza osadą.

Skała, za którą ukryli się w nocy, była coraz bliżej, a Edlin z każdym krokiem czuła, że nie chce tego dnia. Wolałaby pominąć te kilkanaście godzin i być już po wszystkim, ale wiedziała, że to niemożliwe.

Odetchnęła głęboko, gdy mijali ogromny głaz. Już nie było odwrotu. Zatrzymała się gwałtownie, widząc wąskie przejście. Nie mogła. Nie była w stanie.

- Poradzisz sobie. - powiedział cicho Dorian, kładąc jej rękę na ramieniu.

Edlin skinęła głową i przełknęła ślinę, po czym zaczęła przeciskać się przez skalny tunel. Wydawał się inny niż w nocy. Przyjaźniejszy. Czuła każde otarcie i siniaka, lecz nie poddawała się i najszybciej jak umiała, pokonywała krótki odcinek dzielący ją od Serca Doliny.

Gdy w końcu udało im się wydostać z kamiennego przejścia, Edlin dostrzegła więcej szczegółów. Podłoże, które początkowo wydawało jej się skałą, okazało się być popękanymi płytkami. Dokładnie takimi jak te ze snu. Odetchnęła głęboko, próbując nie panikować. Ostrożnie podeszła do uchylonej bramy i wślizgnęła się do Serca Doliny, a to co zobaczyła, zupełnie zmieniło jej wyobrażenie na temat tego miejsca. Tylko jeden ptak stał nienaruszony, a reszta leżała połamana i zmiażdżona pod ogromnymi skałami, które kiedyś tworzyły strop wielkiej sali. Sterty gruzu zalegały na popękanej podłodze, przykryte grubą warstwą śniegu, a ostatni posąg był oblepiony sporymi, przejrzystymi soplami.

Edlin stanęła w miejscu i z fascynacją przyglądała się złotemu ptakowi. To ta przerażająca bestia z jej koszmaru. Potwór, którego tak bardzo się boi. Zrobiło jej się żal ptaka, który został jako jedyny. Obok niej stanął Dorian i uśmiechnął się lekko, patrząc na oblodzony posąg.

- Czyli to już koniec?

- Chyba tak. - odparła beznamiętnie.

Nagle Dorian odwrócił gwałtownie głowę, jakby coś usłyszał, a Edlin zerknęła na niego, unosząc brew. Spojrzał jej w oczy i złapał ją za ramiona, a dziewczyna wstrzymała oddech, zaskoczona jego dziwnym zachowaniem.

- Edlin, ufasz mi? - spytał przerażony.

- Co? Co się dzieje?

- Ufasz mi!?

Nie odpowiedziała. Poczuła nagłą potrzebę powiedzenia mu tego, co powinien wiedzieć od dawna. Przysunęła się do Doriana i położyła mu dłoń na policzku, po czym uśmiechnęła się lekko. Chłopak wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem.

- Dorian, kocham cię. - powiedziała cicho. - Oczywiście, że ci ufam.

Patrzył na nią jeszcze chwilę, po czym rozluźnił wszystkie mięśnie, a na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech ulgi. Edlin wspięła się na palce i pocałowała go, chcąc utrwalić to, co powiedziała, choć wiedziała, że nie musi.

Nagle rozległ się kpiący śmiech, niosący się echem pomiędzy stertami gruzu. Dziewczyna poczuła na plecach lodowaty dreszcz, rozpoznając właściciela tego okropnego głosu.

- Jakże słodko. - prychnął Zahir, podchodząc coraz bliżej.

Dorian odsunął się od Edlin i stanął przed nią, chcąc chronić ją przed mężczyzną i jego towarzyszami, którzy przyszli razem z nim. Mierzył ich wrogim wzrokiem, lecz przeciwnicy nie przejmowali się tym. Edlin czuła, że robi jej się słabo, ale wiedziała, że nie może zemdleć. Zacisnęła palce na ramieniu Doriana, bojąc się nadchodzących ludzi. Koszmar stawał się realny. Widziała człowieka, który zniszczył tyle istnień. Widziała swój strach.

- Nie uważasz, że za bardzo wczułeś się w rolę, Dorian? - spytał Zahir, a chłopak napiął wszystkie mięśnie.

- Zamknij się. - warknął, odpychając Edlin dalej za siebie.

- Nie powiedziałeś jej? - mężczyzna uniósł brwi i zacmokał kilkakrotnie. - Cóż, teraz masz okazję.

Edlin nie rozumiała tego, co się dzieje. Nie podobały jej się słowa mężczyzny oraz sam fakt, że jest tu, w Sercu Doliny.

- O czym on mówi, Dori? - spytała przerażona dziewczyna, patrząc mu w oczy. - Co się dzieje. Czemu on w ogóle tu jest!?

- Zaufaj mi, dobrze? - odparł tylko, zmuszając się do uśmiechu.

- Dori? - prychnął Zahir, krzyżując ręce na piersi. - Nisko upadłeś.

- Zamknij się!

- Dlaczego jej nie powiesz? - dopytywał mężczyzna, a Dorian zacisnął zęby. - Dobrze, ja powiem. Tak więc, on nie jest tym, za kogo go uważasz...

- Skończ! - wrzasnął chłopak, a Zahir uśmiechnął się perfidnie.

- Tak naprawdę to wszystko jest z góry zaplanowane. - kontynuował. - No, może oprócz Osady. Wtedy nas zaskoczyli i straciliśmy cię z oczu na kilka dni...

- Edlin, nie słuchaj go. - przerwał mu Dorian. - Po prostu nie słuchaj.

- Edlin? - spytał z kpiną mężczyzna. - Serio? Nie było lepszych imion?

- Zamkniesz się w końcu!?

- Nie. - odparł spokojnie Zahir i podszedł jeszcze bliżej. - Nie nazywasz się Edlin. To jest po prostu wymysł tego dzieciaka...

- Nie waż się tego mówić. - zagroził Dorian, lecz mężczyzna machnął ręką.

- E-16. - powiedział. - Tylko tyle.

- Zostaw nas! - krzyknęła dziewczyna, powstrzymując łzy.

- Was? - uniósł brew. - Rzeczywiście się wczułeś, Dorian.

- Daj mu spokój. - warknęła Edlin, omijając chłopaka i stając twarzą w twarz z Zahirem, który uśmiechnął się kpiąco.

- Ciekawe, czy będziesz go tak bronić, jak poznasz prawdę. - mruknął, patrząc jej w oczy.

- Nie zrobisz tego. - powiedział Dorian łamiącym się głosem.

Zahir skrzywił się jedynie, po czym machnął ręką. Jeden z jego towarzyszy podszedł do nich szybko i zanim ktokolwiek zareagował, złapał chłopaka i uderzył go w brzuch, a następnie zadał cios kolanem. Dorian upadł na śnieg. Edlin krzyknęła i chciała rzucić mu się na pomoc, lecz inny mężczyzna zacisnął palce na jej przedramionach i unieruchomił jej ręce na plecach. Szarpała się, lecz nie miała dosyć siły na to, żeby się uwolnić.

- Uspokój się, potworku. - syknął mężczyzna, a Edlin rozpoznała ten głos.

Udało jej się odwrócić głowę na tyle, żeby spojrzeć na jego twarz. To on pomógł jej uciec z ośrodka. To był ten sam człowiek, lecz jego oczy nie były fioletowe. Zauważył jej szok i uśmiechnął się podle.

- Jesteś taka naiwna, E-16. - prychnął. - Uwierzyłaś, że jestem taki jak ty.

- Zamknij się! - warknęła.

- Cóż... Edlin... - odezwał się nagle Zahir, zwracając jej uwagę. - Dorian nie jest taki, za jakiego go uważasz. Twój chłopak tak naprawdę pracuje dla mnie jako przewodnik i należy do nowego projektu. W sumie to wasza podróż była jedną wielką niewiadomą. - zerknął na leżącego na ziemi chłopaka. - Wybacz, Dorian. Zapomniałem ci o tym wspomieć. - uśmiechnął się wrednie. Następnie znów spojrzał na bladą ze strachu oraz gniewu Edlin. - Moi ludzie śledzili was całą drogę. Niestety w pewnym momencie byli zmuszeni interweniować, kiedy twój ukochany stwierdził, że nie musisz iść do Doliny. - powiedział, lekceważąco oglądając swoje paznokcie. - Możesz mu podziękować za cały ten niepotrzebny ból.

Edlin przypomniała sobie, że rzeczywiście coś złego wydarzyło się po tym, jak Dorian powiedział jej, że nie muszą iść do Doliny. Niespodziewanie zaczęła cierpieć i zemdlała z bólu, a gdy się ocknęła, chłopak był wystraszony. Wtedy nie zwróciła na to uwagi, lecz teraz zrozumiała, że ktoś musiał podać jej jakiś narkotyk i zagrozić Dorianowi, gdy ona była nieprzytomna.

- Wasze spotkanie od początku było zaplanowane. - kontynuował Zahir. - Myślisz, że łaziłby po lesie jak idiota? - spytał retorycznie, nie dając jej czasu na odpowiedź. - Nie. Wilki też zaatakowały cię specjalnie, bo niewiadomo było, kiedy nadarzyłaby się okazja, żeby Dorian mógł cię uratować. Pomyśl. Wilki w lesie deszczowym? Bez sensu. - prychnął, przeczesując włosy. - Na szczęście miałaś zbyt małe doświadczenie, żeby to wiedzieć.

- Nie chcę tego słuchać. - podjęła ostatnią próbę walki, choć wiedziała, że już przegrała.

- To przebij sobie bębenki w uszach. - odparł chłodno Zahir, mierząc ją nieprzyjemnym spojrzeniem. - Twój Dorian miał za zadanie bezpiecznie cię tu doprowadzić i dopilnować, żebyś nie przejrzała naszego planu. - odwrócił się do chłopaka, który przyciskał dłoń do krwawiącego nosa. - Świetnie się spisałeś, muszę ci to przyznać. Może tylko karygodnie złamałeś pierwszą zasadę, ale można przymknąć na to oko. Nawet nie śniłem o tym, że ten mutant tak się zaangażuje.

- Edlin... nie jest... mutantem. - wykrztusił Dorian, podnosząc wzrok. - Zostaw ją...

- Bo? - przerwał mu Zahir, unosząc brew.

- Bo... już dosyć przez ciebie wycierpiała... To wszystko twoja wina...

- Ale pomyśl, gdyby nie ja, nigdy nie przeżyłbyś takiej wspaniałej przygody. - powiedział radośnie mężczyzna. - Powiedz mi, jak to jest pocałować mutanta, hm? Będziesz miał się czym chwalić...

- Ona nie jest mutantem! - krzyknął chłopak, wstając na nogi.

- Oszukuj się dalej. - prychnął Zahir, lecz Dorian zignorował go i spojrzał Edlin w oczy.

- Ufasz mi? - spytał, a dziewczyna mimo tego co usłyszała do tej pory, skinęła głową.

- Przecież wiesz...

- Ja ciebie też, Edlin. - przerwał jej, odpowiadając na to, co chciała powiedzieć. Serce dziewczyny zabiło mocniej, gdy usłyszała jego słowa.

- No chyba sobie kpisz. - prychnął Zahir, przewracając oczami. - Serio, Dorian? Jesteś taki ładny, szkoda twoich genów...

W tym momencie chłopak rzucił się na mężczyznę i uderzył go w twarz czerwoną od krwi pięścią, a ten zatoczył się i zaklął głośno. Nagle Dorian zamarł, po czym osunął się na śnieg i zaległ nieruchomo. Nad nim stał mężczyzna, który zaatakował go kilka minut wcześniej. Trzymał w dłoni spory kamień, z którego leniwie kapała krew. Edlin zaczęła się szarpać, lecz nie mogła nic zrobić. Pozostawało jej tylko patrzeć i słuchać tych wszystkich okropnych rzeczy. Zahir odsunął rękę od twarzy, a następnie spojrzał krytycznie na chłopaka leżącego w rosnącej kałuży krwi.

- Zabiłeś go? - spytał z niedowierzaniem, a mężczyzna skrzywił się i wzruszył ramionami. - W sumie może to lepiej. Dwadzieścia tysięcy w kieszeni. - mruknął, drapiąc się po brodzie. - Nie będę musiał mu płacić...

- Jeśli coś mu się stało, to was pozabijam! - wrzasnęła Edlin przez łzy.

- Ale tylko jak się uwolnisz. - Zahir uśmiechnął się podle, a dziewczyna poczuła jeszcze większą nienawiść niż do tej pory. - Wracając do ciebie, kochanie... - spojrzał na nią z jakąś niezdrową fascynacją oraz czcią. - Ty od początku zwróciłaś moją uwagę. Czułem, że jesteś wyjątkowa. Dlatego kazałem cię tak dobrze pilnować i nawet sam pofatygowałem się do Doliny, żeby zobaczyć, jak moja wybrana ożywia ptaki. - uśmiechnął się lekko, psychopatycznie. - Doceń to, reszty moich eksperymentów tak nie faworyzuję.

- Nienawidzę cię. - syknęła, patrząc mu w oczy.

- Nikt nie każe ci mnie wielbić, Edi. - prychnął. - Wystarczy, że robią to moi podwładni, których, niestety, mordują takie mutanty jak ty. Pamiętasz Ksena? - spytał nagle, a Edlin zamarła, nie wierząc w to, co słyszy. - Jasne, że pamiętasz. Kiedy byłaś w Osadzie, my też w niej byliśmy i wpadłem na pomysł, żeby odwiedzić tego uroczego dzieciaka. Niestety, musiałem powiedzieć mu coś bardzo, bardzo smutnego, Edlin. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

- Jesteś potworem! - krzyknęła, szarpiąc się.

- Ktoś musiał mu powiedzieć. - odparł spokojnie. - Śmierć wujka to straszna strata, powinien wiedzieć.

- Im mniej takich jak ty, tym lepiej. - warknęła buntowniczo, a podły uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny.

- Może i jesteś wybrana, ale wciąż życie tego człowieka było więcej warte niż twoje, mutancie, rozumiesz? - syknął przez zaciśnięte zęby.

- Edlin... - jęknął nagle Dorian, odwracając się niezgrabnie na plecy, a dziewczyna poczuła niesamowitą ulgę i radość, że chłopak żyje. - Przepraszam... cię...

- Nie masz za co... - zaczęła, lecz nie dokończyła, ponieważ poczuła nagły ból, rozchodzący się po całej twarzy.

- Mówię do ciebie, bestio! - wrzasnął jej w twarz Zahir, po czym podszedł do leżącego Doriana i kopnął go w brzuch, a chłopak zwinął się z głośnym jękiem. - Koniec zabawy, rozumiesz!? Dawaj pióra!

Edlin zamarła, nie rozumiejąc tego, co się dzieje. Zahir wpadł w szał i stał się jeszcze niebezpieczniejszy niż przed chwilą. Spojrzał na dziewczynę, po czym przeniósł wzrok na Doriana i ponownie go kopnął, a Edlin krzyknęła zrozpaczona, nie mogąc patrzeć na cierpienie chłopaka.

- Dawaj pióra, śmieciu! - krzyknął i znów zadał cios. - Inaczej go zabiję!

- Nie rób tego, Edlin... - szepnął Dorian, a Zahir krzyknął sfrustrowany i ponownie kopnął chłopaka w brzuch.

- Przestań! - wrzasnęła, próbując wyszarpnąć się mężczyźnie, który ją trzymał. - Dam ci je, tylko go zostaw!

Zahir uśmiechnął się chytrze, po czym skinął głową i rozkazał gestem, żeby uwolnić dziewczynę. Edlin odetchnęła głęboko, gdy poczuła, że nikt już jej nie trzyma, po czym rozpięła kurtkę i sięgnęła do wewnętrznej kieszeni. Uniosła wzrok, wahając się. Mogłaby sięgnąć po nóż i zabić Zahira, lecz po chwili zrozumiała, że nie może narażać Doriana ani siebie na gniew tych i tak wściekłych ludzi, którzy niewątpliwie mieli nad nimi przewagę liczebną.

Poczuła pod palcami miękkie pióra i westchnęła zrozpaczona, a następnie wyjęła breloczek, który dostała od Cerdii. Sześć kolorowych piór poruszyło się leniwie na wietrze, a oczy Zahira zalśniły niezdrową fascynacją.

- Nareszcie... - szepnął, wyciągając rękę.

Nagle Edlin zacisnęła pięść, ukrywając brelok, a mężczyzna podniósł na nią oszalały wzrok.

- Najpierw powiesz mi, po co ci są potrzebne. - powiedziała chłodno.

Przestała się bać. Bliskość piór i przyjemny ciężar metalowej kuleczki, do której były przyczepione, sprawiły, że dziewczyna poczuła się pewniej. Miała prawo wiedzieć, co było powodem kilkumiesięcznej wędrówki. Miała prawo wiedzieć, dlaczego musiała się aż tak narażać.

- Stawiasz warunki? -spytał z niedowierzaniem, unosząc brwi. - Dobra, powiem ci.

Edlin skrzyżowała ręce na piersi, czekając na odpowiedź. Miała ochotę zabić tego człowieka, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Na razie.

- Jest taka legenda, która w sumie już nie jest legendą, bo to miejsce istnieje, jak widzisz. Mówi o złotych posągach. Ten, kto zdobędzie ich posłuszeństwo, będzie niepokonany. - powiedział z fascynacją. - Wyobrażasz to sobie!? Taka potęga w moich rękach...

- Czyli to wszystko było po to, żebyś zdobył ptaki? - spytała bardziej wściekła niż zaskoczona. - Chodziło ci tylko o władzę!?

- Dobrze to podsumowałaś.

- Nienawidzę cię!

- Mówiłaś już.

Edlin z trudem powstrzymywała furię. Wszystkie te dni, które spędziła w drodze, wszystkie walki z Gayah i narażanie życia, to wszystko dla czyjejś zachcianki. Zapragnęła wbić ten nowiutki, lśniący nóż, który dostała od Selena, głęboko w czaszkę Zahira. Odetchnęła głęboko. Nie mogła tego zrobić. Nie teraz.

- Dawaj pióra. - rozkazał mężczyzna, wyciągając rękę.

Edlin przełknęła ślinę, czując, że popełnia błąd. Rozchyliła palce, pozwalając brelokowi spaść na dłoń Zahira, lecz ten, zamiast wylądować u mężczyzny, zaczął się unosić. Pióra szarpały się rozpaczliwie, chcąc uwolnić się od metalowej kuleczki, która spadła cicho na śnieg, gdy w końcu im się udało. Edlin wpatrywała się w kolorowe przedmioty unoszące się coraz wyżej.

Każde z nich poleciało w innym kierunku. Większość skierowała się do pogrzebanych pod gruzami posągów i osiadła na ośnieżonych głazach, lecz jedno z nich zawisło w powietrzu, po czym popłynęło spokojnie w stronę ostatniego ptaka.

- Co ty zrobiłaś!? - wrzasnął, wyciągając ręce, żeby złapać pióra. - Kazałaś im uciec!

Edlin poczuła, że coś się dzieje. Odwróciła się natychmiast i w ostatniej chwili złapała ostrze noża, który zatrzymał się kilka centymetrów przed jej twarzą. Zahir wpatrywał się w nią z szaleństwem w dziwnie przekrwionych oczach i z całej siły próbował wbić nóż w policzek dziewczyny. Edlin jęknęła głośno, czując niewyobrażalny ból, gdy lśniąca stal wbijała się w jej zmiażdżoną dłoń. Wiedziała, że nie może puścić, inaczej umrze. Chwyciła nóż drugą ręką i spięła wszystkie mięśnie, po czym zaczęła przechylać ostrze w bok, odsuwając je od twarzy.

Zerknęła w oczy Zahirowi, który odwzajemnił spojrzenie, uśmiechając się podle. Edlin wydobyła resztkę sił i czując jakąś nieznaną moc, wyszarpnęła nóż z ręki mężczyzny, a broń upadła na śnieg, barwiąc go czerwienią. Następnie zamachnęła się i uderzyła go w twarz pięścią, wkładając w to całą nienawiść i furię. Zakręciło jej się w głowie i zrozumiała, że właśnie wydała na siebie wyrok. Straciła całą energię na cios.

Zatoczyła się i już przygotowała do upadku, lecz coś zacisnęło się na jej ramionach, nie pozwalając jej osunąć się na ziemię. Jej ręce zostały unieruchomione na plecach przez mężczyznę, który pierwszy otrząsnął się z szoku po tym, co się stało.

- Wiedziałem, że nie można ci ufać. - syknął jej do ucha, po czym złapał ją za włosy i pociągnął.

Edlin zacisnęła zęby, starając się nie krzyczeć. Niespodziewanie poczuła tak silny ból głowy, jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby coś rozrywało jej czaszkę na miliony kawałków, próbując wydostać się na zewnątrz. Usłyszała głośny szum, który po chwili przerodził się w niezrozumiały głos. Widziała więcej i wyraźniej. Poczuła niewyobrażalną moc, która przeraziła ją, napełniając jej mięśnie nową energią i siłą.

Nagle rozległ się metaliczny wrzask, a Edlin spojrzała na ostatniego ptaka. Posąg nie był już posągiem. Poruszył się, najpierw niewiele, po czym rozprostował złote, ogromne skrzydła, z których poodpadały sople oraz warstwy zalegającego śniegu. Przekrzywił łeb i zerknął czarnym okiem na Edlin i mężczyznę, a ten natychmiast puścił dziewczynę, przerażony potęgą zwierzęcia.

Upadła na śnieg, przyciskając dłoń do czoła. Nie umiała oddychać sparaliżowana niewyobrażalnym bólem i strachem. Wtedy to dostrzegła. Leżał kilka centymetrów przed nią. Nóż pokryty jej krwią, która leniwie kapała na śnieg, powoli go topiąc. Dotarła do skały, a wtedy ptak ożył. Tak jak w książce Doriana.

- Gdy deszcz krwi skałę splami umyślnie... - szepnęła, przypominając sobie przerażający wiersz.

Niespodziewanie ogromne zwierzę spięło się, po czym wyskoczyło w górę, machając lśniącymi skrzydłami. Edlin jęknęła zmiażdżona kolejną porcją bólu, który rozlewał się na całe jej ciało. Zacisnęła powieki, oszukując się, że to w czymś pomoże i skuliła się.

Nienawidziła tych ludzi. To oni sprawili, że cierpiała i narażała życie swoje oraz Doriana. Chciała ich zabić. Z całego serca pragnęła wymordować ich w bardzo brutalny sposób, lecz wiedziała, że nie da rady.

Nagle rozległ się świst, po którym nastąpił okrzyk cierpienia. Dziewczyna otworzyła oczy, próbując cokolwiek dostrzec. I wtedy ujrzała złotego ptaka pikującego w kierunku grupy ludzi, którzy byli z Zahirem. Zwierzę wyciągnęło szpony i porwało kilku z nich, a następnie cisnęło wrzeszczącymi ofiarami o ostre skały. Edlin czuła podłą satysfakcję, lecz nie należała ona do niej, tylko do ptaka.

Nagle zrozumiała. Była połączona ze zwierzęciem, czuła jego myśli, a ono rozumiało jej pragnienia i wykonywało nieme polecenia. Edlin zacisnęła zęby i wstała powoli. Niemal wszyscy, którzy przyszli tu razem z Zahirem, zostali brutalnie zamordowani, tak jak chciała, a ich ciała były chaotycznie porozrzucane po całym Sercu Doliny.

Mężczyzna, który kiedyś pomógł uciec Edlin z ośrodka, wpatrywał się w nią z błaganiem w oczach. Uniósł ręce w obronnym geście i uśmiechnął się sztucznie, chcąc uniknąć śmierci. Nagle ptak zanurkował i porwał go w szpony, po czym upuścił przebite pazurami ciało na stertę gruzu zalegającą kilka metrów dalej.

Edlin poczuła, że robi jej się niedobrze. Chciała śmierci tych ludzi, lecz nie sądziła, że to naprawdę się stanie. To były raczej ukryte pragnienia i potrzeba sprawiedliwości. Nagle ptak zaatakował Zahira, lecz dziewczyna nie pozwoliła mu zamordować mężczyzny. Wrzasnęła, nie kontrolując swojego zachowania, a zwierzę zamarło, przyciskając ofiarę do ziemi, po czym spojrzało na Edlin z zaciekawieniem.

Ptak uniósł nogę, trzymając Zahira w klatce ze złotych szponów. Edlin spięła wszystkie mięśnie i zmusiła się do przejścia tych kilku kroków. Podeszła do mężczyzny i spojrzała mu z obrzydzeniem w oczy. Na jego zmasakrowanej po uderzeniu twarzy pojawiło się coś na kształt chorego uśmiechu.

- Jest piękny! - wydusił. - Udało mi się!

- Nic ci się nie udało, świrze. - odparła chłodno Edlin. - Wszyscy twoi ludzie nie żyją, zostałeś sam...

- Oni nie są ważni! - przerwał jej. - Byli mi potrzebni, gdybym nie zapanował nad ptakiem, ale teraz mam ciebie! On cię słucha!

- Nie na długo.

- Co to znaczy!? Chcesz go porzucić!?

- Nie potrzebuję tego.

- Ale...!

- Zamknij się już. - przerwała mu, wyciągając nowy nóż, który dostała od Selena. - Lepiej zakończyć twoje marne życie, bo nie jesteś normalny. Zagrażasz innym...

- Zabijesz mnie!? - spytał z kpiną, wypluwając sporo czerwonej od krwi śliny.

- To chyba jasne. - odparła, mierząc w niego ostrzem.

- Nie zrobisz tego...!

- Za długo czekałam na tę chwilę, żeby teraz się wahać! - krzyknęła, dając upust swojej furii i cierpieniu. - Zniszczyłeś mi życie, a teraz oczekujesz, że cię oszczędzę!? Zabiłeś setki ludzi, żeby to osiągnąć, - machnęła ręką, omiatając gestem całe Serce Doliny. - a teraz chcesz zawładnąć nad starożytną siłą i zabić kolejne tysiące!

Zamachnęła się, żeby zadać cios, lecz coś powstrzymało ją, łapiąc ją za przedramię. Odwróciła się przerażona i spojrzała w miodowe oczy. Dorian uśmiechał się krzywo, trzymając się za bok. Delikatnie złapał Edlin za rękę, w której trzymała nóż i skinął głową.

- To za moją rodzinę. - powiedział zachrypniętym głosem, przenosząc wzrok na Zahira.

Mężczyzna był przerażony, ponieważ dotarło do niego, co się dzieje. Edlin napięła mięśnie i razem z Dorianem wbiła ostrze w serce Zahira, a ten westchnął głęboko, patrząc na nich z wdzięcznością.

- Dziękuję... - powiedział cicho, a z jego ust spłynęła strużka krwi.

Edlin zacisnęła powieki, skupiając się na jednej myśli. Rozległ się nieprzyjemny chrzęst łamanych kości, gdy ptak rozchylił pazury i przycisnął mężczyznę do ziemi, kończąc jego nieszczęsne życie. Ból głowy niemal rozsadził jej czaszkę, gdy zwierzę wykonało polecenie, lecz Edlin natychmiast o tym zapomniała, ponieważ Dorian osunął się na kolana, po czym upadł na czerwony od krwi licznych ofiar, śnieg.

Szybko ukryła nóż, który trzymała i uklękła przy chłopaku, obawiając się najgorszego. Złapała go za ramiona i potrząsnęła nim bez skutku, a następnie, nie zastanawiając się, uderzyła go w twarz. Nie zareagował.

- Dorian, błagam cię, nie teraz. - szepnęła zrozpaczona, po czym rozejrzała się gorączkowo, szukając drogi ucieczki.

Dostrzegła ślady w śniegu, prowadzące do jakiegoś ukrytego przejścia, przez które Zahir i jego ludzie weszli do Serca Doliny. Błyskawicznie podjęła decyzję i wstała, po czym złapała chłopaka za ramiona. Zaczęła ciągnąć go w kierunku wyjścia, do którego prowadziły liczne odciski butów. Nie mogła go nieść, był dla niej za ciężki, więc musiała powoli pokonywać odległość, która dzieliła ją od wolności.

Nagle ptak zaskrzeczał przeraźliwe, a Edlin zamarła. Poczuła niesamowitą potrzebę nawiązania kontaktu ze zwierzęciem. Położyła delikatnie Doriana, walcząc ze sprzecznymi odczuciami. Musiała jak najszybciej wydostać się z tego chorego miejsca, żeby pomóc chłopakowi, lecz wiedziała, że to jedyna okazja, żeby lepiej poznać coś, po co tu szła.

Zrobiła niepewny krok do przodu, a ptak potrząsnął łbem i wyciągnął szyję. Edlin wyprostowała rękę i dotknęła drżącą dłonią złotego dzioba. Nagły ból, który zaatakował jej ciało, powalił ją na kolana. Poczuła niewyobrażalnie silny ucisk w czaszce, jakby coś chciało rozerwać jej głowę na milion kawałeczków. Szybko przycisnęła dłonie do skroni, lecz to nie mogło zmniejszyć jej cierpienia.

Niespodziewanie wszystko się skończyło, pozostawiając po sobie tylko szok i dziwne zmęczenie. Edlin dyszała ciężko, nie mogąc zrozumieć tego, co się stało. Podniosła wzrok na ogromnego ptaka, który przyglądał jej się z zaciekawieniem, po czym wstała niepewnie, podpierając się na jego gorącym ciele. Odetchnęła głęboko i pogładziła złote pióra, a następnie odwróciła się do nieprzytomnego Doriana.

Znów zaczęła się powolna przeprawa do ukrytego wejścia. Mogła jakoś wykorzystać złotego ptaka do ucieczki, lecz aktualnie nie była w stanie o tym myśleć, ponieważ była zbyt roztrzęsiona i nic, nawet najprostsze pomysły, nie przychodziło jej do głowy. Poza tym, nie znała możliwości ptaka. Tak więc, zaczęła ciągnąć Doriana po śladach Zahira. Miała nadzieję, że to przejście okaże się wygodniejsze i większe od kamiennego tunelu, przez który tu weszli. Po kilkunastu długich minutach udało jej się dociągnąć chłopaka do sporej szczeliny w skale, która, na szczęście, była wystarczająco duża.

Gdy pokonała szeroki tunel i ujrzała to, co było po drugiej stronie przejścia, jej serce przestało bić. Przed nimi rozciągał się piękny widok spokojnej wioski na tle ukrytych w chmurach gór, lecz to nie było ważne. Po policzkach Edlin popłynęły łzy rozpaczy, ponieważ od osady dzieliło ich niemal pionowe zejście w dół pokryte warstwą śniegu i lodu oraz niemal kilometr stromej ścieżki prowadzącej do wioski. Nie dadzą rady. Gdyby Dorian był przytomny, mogliby spróbować, lecz Edlin wiedziała, że sama sobie nie poradzi.

Czuła się coraz gorzej, ale zebrała resztki sił i nabrała powietrza. Miała nadzieję, że ją usłyszą. Że przyjdą ich uratować.

- Pomocy! - wrzasnęła, przykładając dłonie do ust, chcąc, żeby jej głos poniósł się dalej. - Tu jesteśmy! - krzyknęła, już nieco ciszej, czując, że to koniec. - Pomóżcie nam... proszę...

Osunęła się na kolana, wyczerpana tymi wszystkimi wydarzeniami. Nie miała już siły na wołanie o pomoc, ani nawet na walkę o życie. Było jej wszystko jedno. Wykonała swoje zadanie, które kosztowało ją więcej niż się spodziewała, więc mogła zamarznąć, zostać rozszarpana przez dzikie zwierzęta lub umrzeć ze zmęczenia. Byle tylko to skończyć.

Spojrzała na nieprzytomnego Dorian i westchnęła ciężko, widząc jego brudną od krwi twarz. To wszystko jej wina. Gdyby nie ona, byłby bezpieczny i nie narażałby życia. Najpewniej by przeżył.

Przeniosła wzrok na osadę, po czym zamknęła oczy i osunęła się w ciemność, nie mając siły na dalszą walkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top