~48~

Obudziła się z wrzaskiem i usiadła gwałtownie, a zaskoczona Tenriss wpadła we wgłębienie w poduszce. Sówka pisnęła urażona, po czym ułożyła piórka. Edlin przetarła twarz dłonią, próbując się uspokoić. To tylko koszmar. Nic więcej. Rozejrzała się po niewielkim pokoju, czując nagłą potrzebę ucieczki. Nie mogła tu zostać, potrzebowała świeżego powietrza.

Wstała niepewnie i podeszła do drzwi. Założyła buty, które stały pod ścianą, lecz nigdzie nie było jej kurtki. Wzruszyła ramionami, a następnie nacisnęła na klamkę i wyszła na zewnątrz. Uderzył w nią lodowaty wiatr, a jej nieosłonięte ramiona pokryły się gęsią skórką, lecz Edlin to zignorowała. Rozejrzała się niepewnie i po chwili wahania ruszyła w kierunku urwiska na końcu obozowiska. Przeszła niepewnie obok namiotów i usiadła na krawędzi, a śnieg i chłód zaczął wgryzać się w jej uda. Potarła ramiona dłońmi, a następnie wbiła wzrok w rozciągające się przed nią góry.

Musiała pobyć sama ze sobą. Miała potrzebę uporządkowania myśli i rozdzielenia rzeczywistości od snu. Brakowało jej Doriana. Chciałaby się do niego przytulić i wyżalić, lecz jego nie było. Edlin miała nadzieję, że chłopak żyje i jest zdrowy. Wiedziała, że musi być mu ciężko po stracie Greè, pewnie też martwił się o nią, do tego nie miał jedzenia, bo to skończyło się, zanim wydarzyły się te wszystkie złe rzeczy.

Edlin spojrzała w niebo i zaklęła głośno, widząc ciężkie chmury przesłaniające gwiazdy. A taką miała ochotę na popatrzenie na te świetliste punkciki. Nagle usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się, zerkając przez ramię. Obok niej stanął jakiś chłopak i zaczął przyglądać się jej z ciekawością.

- Czego chcesz? - warknęła.

- Nie kojarzę cię. - powiedział spokojnie, ignorując jej pytanie. - To ciebie znaleźli kilka dni temu w górach?

- Niestety.

Chłopak usiadł obok niej, a Edlin odsunęła się nieco.

- Nie jest ci zimno? - spytał troskliwie, patrząc na jej nagie ramiona.

Zdjął kurtkę i wyciągnął ręce, chcąc zarzucić okrycie na plecy Edlin, żeby ta nie zmarzła, lecz dziewczyna spojrzała na niego jak na wariata i odsunęła się jeszcze dalej.

- Spadaj. - warknęła. - Skąd mam wiedzieć, czy nie roznosisz chorób?

- Aha?

- Chcę być sama. - syknęła, gdy chłopak nie ruszył się z miejsca. - Idź stąd.

Coś się w niej zmieniło. Czuła, że wraca stara Edlin. Ta, którą była zanim poznała Doriana. Wredna i agresywna. To wszytko przez stratę, która ją przygniatała, a ona nie potrafiła sobie z tym poradzić. Ukrywała swoje cierpienie pod warstwą sarkazmu i złośliwości, bojąc się, że ktoś zauważy jej smutek.

- Serio nie jest ci zimno? - spytał chłopak, który najwyraźniej nie zamierzał ruszyć się z miejsca.

- Nie!

- Dobra, dobra...

- Idź. Stąd. W. Tej. Chwili. - wysyczała przez zęby, ale on nawet nie drgnął.

- Nie jesteś zbyt towarzyska, co?

- A zepchnąć cię w przepaść?

Odpowiedziała jej cisza, lecz chłopak cały czas siedział na miejscu. Edlin zaklęła w myślach, wściekła na całą tę sytuację. Niepotrzebnie wychodziła na zewnątrz. Mogła zostać w pokoju i spać dalej.

- Masz jakieś imię? - spytał, doprowadzając Edlin do szału.

- Nie powinno cię to obchodzić. - odparła, starając się zachować spokój.

- Może jednak powinno?

- Mówiłam już, żebyś sobie poszedł?

- Kilka razy.

Nagle Edlin wpadła na pewien genialny pomysł i z trudem powstrzymała podły uśmiech.

- Człowieku, daruj sobie i idź spać! - powiedziała niby zrezygnowana i z niecierpliwością czekała na jego reakcję.

- Jak mnie nazwałaś!? - niemal krzyknął.

- Uspokój się. Ludzie śpią. - syknęła, czując wewnętrzną radość, która niemal rozrywała ją od środka.

- Ludzie!? - wrzasnął. - Ludzie!?

- Nie, Gayah. - przewróciła oczami. - Jasne, że ludzie, idioto.

Chłopak wstał gwałtownie i wbił w nią tak wściekły wzrok, że Edlin prawie pozazdrościła mu tej umiejętności. Następnie odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem w stronę namiotów. Dziewczyna nareszcie mogła pozwolić sobie na szeroki uśmiech. Była z siebie dumna jak nigdy. Spojrzała jeszcze na zachmurzone niebo, po czym wstała i otrzepała spodnie, a następnie ruszyła w kierunku domku, w którym mieszkała.

Gdy dotarła na miejsce, zobaczyła tylko niewielką drewnianą budowlę, jakby wrastającą w górę. Rozejrzała się i dostrzegła jeszcze dwie inne podobne konstrukcje. Dlatego Musa nazwała ją szczęściarą. Reszta Doliny mieszkała w namiotach, a ona miała własny domek, do tego z łazienką i gorącym źródłem. Westchnęła ciężko, po czym weszła do środka i gdy tylko zamknęła drzwi, usiadła na podłodze i załamała się. Cała się trzęsła i sama nie wiedziała, czy to z zimna, czy z emocji, a łzy spływały po jej zmarzniętych policzkach.

Nagle usłyszała zmartwione piśnięcie i uniosła wzrok. Tenriss wskoczyła jej na kolano i zaczęła przyglądać się dziewczynie ze smutkiem w ogromnych oczach. Edlin uśmiechnęła się słabo, po czym wzięła sówkę do rąk i usiadła z nią na łóżku, głaszcząc czarne piórka. Wyjrzała przez odsłonięte okno i mruknęła, wciąż widząc czarne chmury przesłaniające gwiazdy. Nie miała ochoty na nic. Najchętniej by stąd uciekła, lecz wiedziała, że nie poradzi sobie sama w górach. Gdyby był z nią Dorian, na pewno dałaby radę, ale jego nie było, a Edlin została sama. Może i była wśród swoich ludzi, którzy przeżyli to samo co ona, ale nie czuła tej więzi. Prawie nikogo tu nie znała, a te osoby, z którymi rozmawiała, nie były zbyt ciekawymi postaciami. Przynajmniej w mniemaniu Edlin.

Odetchnęła głęboko i nakarmiła Tenriss kawałkiem mięsa, który zostawiła specjalnie dla niej, po czym przysunęła się do okna i zaczęła wpatrywać się w jakiś odległy szczyt, ginący w chmurach.

~*~

Nad ranem rozległo się ciche pukanie do drzwi, które otworzyły się po chwili. Do środka zajrzała Musa i uśmiechnęła się na widok Edlin, po czym odwiesiła kurtkę na wieszak. Dziewczyna siedziała przy oknie i nawet nie zareagowała na pojawienie się kobiety, tylko mruknęła zniesmaczona, marszcząc brwi. Nie zasnęła od momentu, w którym wróciła do pokoju, nie chcąc mieć kolejnego koszmaru. Poza tym, była zbyt wściekła i załamana jednocześnie, by spać.

- Dawno wstałaś? - spytała Musa, wchodząc do środka.

- Tak.

- Obudziło cię to zamieszanie w nocy? Jakiś idiota się wydzierał i nie dało się spać. - prychnęła kobieta, patrząc przez okno, a Edlin uśmiechnęła się perfidnie.

Musa zerknęła na nią podejrzliwie i zmarszczyła brwi, lecz po chwili wzruszyła ramionami.

- Ubierz się jakoś ładnie, bo za chwilę idziemy do Wodza.

- Yhym, już lecę. - mruknęła pod nosem Edlin.

- Co się z tobą dzieje? - spytała podenerwowana Musa, krzyżując ręce na piersi.

- Ze mną? - uniosła brwi. - Nic.

- Wydawałaś się sympatyczna, kiedy się obudziłaś. - kontynuowała spokojnie kobieta, siadając na łóżku. - Powiedz mi, chodzi o tego Doriana?

- Nie powinno cię to obchodzić. - warknęła Edlin, czując, że powoli traci grunt pod nogami.

- Martwisz się, hm? - spytała, ale dziewczyna nie odpowiedziała, cały czas patrząc przez okno. - Edi, przykro mi, ale wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić. Możesz tylko czekać.

- Na co!? - krzyknęła, a kilka łez spłynęło po jej policzku.

- Może go znajdą. - powiedziała troskliwie Musa, przysuwając się do Edlin. - Zwiadowcy cały czas chodzą po górach.

- A jak nie...?

- Nie myśl o tym. - kobieta przytuliła ją do siebie, a dziewczyna zaczęła płakać.

Miała dosyć wszystkiego. Najchętniej skoczyłaby w przepaść i skończyłaby to cierpienie, lecz wiedziała, że to żałosne. Chciała być silna i wiedziała, że musi to przetrwać. Wtuliła się w ramiona Musy, czując wdzięczność za wsparcie. Potrzebowała czyjegoś towarzystwa, ale bała się do tego przyznać.

Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju ktoś wszedł. Edlin podniosła wzrok i spojrzała w fioletowe oczy jakiegoś chłopaka, który zmarszczył gniewnie brwi.

- Wódz na was czeka. - warknął, a Edlin rozpoznała jego głos.

- Wynoś się. - syknęła, ocierając łzy. - Nikogo nie obchodzi wasz Wódz.

- Widzę, że dalej jesteś taka wredna. - zmrużył oczy.

- A ty dalej taki głupi. - odparła wściekle. - Spadaj stąd.

- O co wam chodzi? - wtrąciła przerażona Musa, patrząc to na Edlin, to na chłopaka.

- Nazwała mnie wczoraj człowiekiem. - syknął, a kobieta uniosła brwi.

- Czyli to ty się tak darłeś w nocy, idioto? - spytała, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że ma sojusznika. - A ty się nie ciesz, bo w ogóle nie powinnaś wychodzić z domu. - zwróciła się do Edlin.

- Jasne. - prychnęła, po czym spojrzała na chłopaka. - Mówiłam ci już, żebyś sobie poszedł?

Zmarszczył brwi, a następnie odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami. Edlin uśmiechnęła się, zadowolona, że nareszcie się go pozbyła.

- Dlaczego taka jesteś? - spytała nagle Musa, psując chwilę zwycięstwa. - Przecież Selen nic ci nie zrobił.

- A skąd wiesz?

- Selen nie jest człowiekiem, więc na pewno nie zrobił ci krzywdy. - odparła spokojnie.

- Żyjecie sobie w swoim małym, kolorowym świecie, zupełnie ślepi i nieświadomi. - mruknęła pod nosem Edlin, a Musa spojrzała na nią podejrzliwie.

- Nie wiedziałam, że masz duszę artysty.

- Bo nie mam.

To było przykre. Ci ludzie ślepo wierzyli w to, że są lepsi od reszty i uczciwi, choć w rzeczywistości byli zwykli, niczym niewyróżniający się. Zbudowali wokół siebie kokon nieświadomości i bezpieczeństwa oraz stworzyli własne, dziwne społeczeństwo, a to wszystko przez to, że byli zniszczeni psychicznie przez resztę ludzi. Edlin pewnie też zmieniłaby się w taką przerażoną istotę, gdyby nie Dorian, który nie pozwolił jej zamknąć się w sobie.

Nagle Musa wstała, po czym otworzyła szafę i wyjęła z niej grubą kurtkę. Odwróciła się do Edlin i rzuciła jej ciepłe okrycie, a dziewczyna złapała je lewą ręką, zaskoczona. To nie była jej kurtka. Ta, którą trzymała w dłoniach była czysta i lepiej uszyta od tej starej. Spojrzała na kobietę, która stała obok drzwi i czekała na nią z niecierpliwością, więc ubrała się i wstała. Musa nacisnęła na klamkę, po czym wyszły na zewnątrz, gdzie ludzie krzątali się przed namiotami. Skierowały się w stronę jednego z drewnianych domków i już po chwili stanęły pod drzwiami.

- Udawaj miłą chociaż przez tę chwilę. - poprosiła Musa, sprawdzając, czy Edlin dobrze wygląda. - Wódz jest bardzo drażliwy i niedosłyszy, więc ostrożnie dobieraj słowa, dobrze?

- Wódz ma jakieś imię, czy po prostu jest Wodzem? - spytała dziewczyna, ignorując wskazówki kobiety, która spojrzała na nią przerażonym wzrokiem.

- Nie poruszaj przy nim tego tematu. - szepnęła nerwowo. - Ponoć Wódz nie ma imienia, tylko dalej tę naukową nazwę. Zachował ją, żeby pokazać swoją siłę i dać innym przykład...

- Bohater. - przerwała jej sarkastycznie Edlin i przewróciła oczami.

- Owszem. - warknęła Musa. - Niewielu ma odwagę zachować tę nazwę, bo kojarzy się z przeszłością.

- A jakaż to nazwa, hm? - spytała dziewczyna, krzyżując ręce na piersi. - Musi być jakaś przerażająco mroczna, skoro...

- Mówią, że nazywa się A-99. - przerwała jej Musa z fascynacją w głosie.

- Trochę dużo. - prychnęła Edlin.

- Ponoć był dziewięćdziesiątym dziewiątym Wodoskórym, którego udało się zamienić. Był pierwszy...

- To był w końcu pierwszy, czy setny?

- Przed nim zamordowano prawie stu Wodoskórych, którzy umierali podczas badań, Edlin. - mruknęła zniecierpliwiona. - Dobra, potem ci jeszcze poopowiadam, a teraz chodź, bo Wódz i tak za długo na nas czeka.

Weszły do drewnianego domku, większego niż ten, w którym mieszkała dziewczyna, i dostosowanego do potrzeb Wodza. Musa stanęła nieco z przodu, a Edlin udało się dojrzeć znad jej ramienia starego mężczyznę, który siedział zgarbiony na sporym krześle. Przed nim znajdowały się dwie osoby i rozmawiały ze starcem, a ten uważnie ich słuchał, kiwając co chwila głową. Siwe włosy opadały prostymi pasmami na jego ramiona i stapiały się z białym futrem, zarzuconym na plecy.

Edlin rozglądała się niepewnie po ozdobionym czaszkami zwierząt wnętrzu, starając się jakoś zabić czas. Musa twierdziła, że Wódz na nie czeka, lecz teraz okazało się, że jest zajęty. Dziewczyna była coraz bardziej wściekła i sfrustrowana, ponieważ wolałaby coś zjeść niż czekać na rozmowę z jakimś starcem. Może i mieszkańcy Doliny go szanowali, lecz dla Edlin nie był nikim specjalnym. Kolejny nieznajomy z dziwnym światopoglądem, nic więcej.

W końcu dwójka osób, które stały przed Wodzem, odwróciła się i skierowała w stronę wyjścia. Edlin musiała się przesunąć, żeby przepuścić uśmiechniętą kobietę w ciąży i jej równie radosnego towarzysza. Ich szczęście spowodowało, że dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej i zatęskniła za Dorianem, lecz tak jak mówiła Musa, nie mogła nic z tym zrobić.

Nagle rozległo się chrząknięcie, a Edlin zdała sobie sprawę, że zagapiła się na wychodzącą z domu parę. Odwróciła się szybko i podeszła do Musy, która już stała przed Wodzem i patrzyła na nią wściekłym wzrokiem.

- Podejdź bliżej. - powiedział zmęczonym głosem mężczyzna, gdy Edlin zatrzymała się nieco za plecami Musy. - Chcę zobaczyć nową twarz.

Dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu i spojrzała Wodzowi w oczy, a ten uśmiechnął się lekko i skinął głową.

- I tylko po to miałam przychodzić? - spytała i usłyszała za plecami cichy, przerażony jęk Musy.

- Jeśli twój Wódz tak każe, to tak robisz. - warknął mężczyzna, a uśmiech zniknął z jego twarzy.

- Nie jesteś moim Wodzem. - odparła spokojnie, krzyżując ręce na piersi.

Mężczyzna zacisnął zęby i wstał. Okazał się wyższy i potężniejszy niż początkowo mogło się zdawać, lecz Edlin szybko ukryła zaskoczenie pod maską znudzenia. Starzec zmierzył ją wściekłym wzrokiem, a dziewczyna czuła, że długo nie wytrzyma tego spojrzenia. Mimo wszystko starała się nie odwracać wzroku. Słyszała za plecami przerażony oddech Musy, która niewątpliwie przeżywała jedną z bardziej stresujących chwil w życiu.

Nagle Wódz uśmiechnął się lekko, ledwie widocznie i odsunął się nieco.

- Odważna jesteś...

- Po prostu głupia. - wtrąciła się Musa, a Edlin mruknęła pod nosem, wściekła na kobietę.

- Mogę już iść, czy macie dla mnie jakąś misję? - spytała dziewczyna, unosząc brew.

- Raczej nie. - odparł Wódz, patrząc na jej dłoń. - Ponoć miałaś zmiażdżoną rękę, więc nie chcę cię męczyć.

- No i super. - prychnęła. - Muszę częściej spadać w przepaście, bo wtedy nie muszę nic robić.

- Edlin, błagam... - jęknęła Musa, ukrywając twarz w dłoni.

- Edlin? - zainteresował się mężczyzna. - Masz imię?

- Na to wygląda. - odparła dziewczyna.

- Skąd? - wypytywał Wódz.

- W sumie to mój chłopak je wymyślił...

- Jak to? Przecież nigdy nie udało im się zmienić dwóch Wodoskórych naraz... - mruknął mężczyzna. - Chyba, że poznałaś go w Osadzie albo podczas podróży...

- Taa... właśnie. - zaczęła Edlin, a Musa wciągnęła gwałtownie powietrze. - Bo Dorian nie był Wodoskórym...

- Idiotka. - warknęła pod nosem kobieta, a Wódz spojrzał na Edlin groźnym wzrokiem.

- Człowiek? - syknął.

- Tak. - odparła spokojnie. - Jak my wszyscy.

Mężczyzna wstrzymał oddech, starając się nie wrzeszczeć. Musa złapała dziewczynę za lewe ramię i odciągnęła ją w stronę wyjścia, po czym wypchnęła ją na zewnątrz, wykorzystując chwilę spokoju. Gdy tylko drzwi zamknęły się, rozległy się głośne przekleństwa, niemal wykrzyczane pod adresem Edlin, która nie przejęła się zbytnio furią Wodza.

- Nie pokazuj mi się na oczy przez najbliższe trzy dni, rozumiesz!? - warknęła Musa, po czym odeszła w kierunku namiotów.

Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym westchnęła i rozejrzała się po osadzie. Zauważyła niewielkie wzniesienie, znajdujące sie między dwoma drewnianymi domkami i ruszyła w tym kierunku. Zaczęła się wspinać, zatapiając się do kolan w zalegającym na zboczu śniegu i wkrótce znalazła się na szczycie. Odgarnęła biały puch i usiadła, opierając się o skałę, a następnie omiotła wzrokiem całą Dolinę. Miejsce, którego tak bardzo miała już dosyć.

Wiedziała, że jest dobrze widoczna z tego miejsca, lecz nie przeszkadzało jej to. Mieszkańcy osady i tak zajęci byli swoimi sprawami, przez co nie zwracali na Edlin większej uwagi. Przeczesała włosy i odetchnęła głęboko, wypuszczając z ust małą chmurę pary. Było jej zimno, ale starała się ignorować nieprzyjemne dreszcze, przebiegające po jej ciele.

Gdy emocje opadły, a Edlin mogła przestać udawać twardą i ignorancką, odezwało się w niej poczucie winy. Nie powinna mówić do Wodza w taki sposób ani obrażać go, nawet jeśli nie był dla niej nikim ważnym. Mogła okazać choć odrobinę szacunku, ale zagalopowała się w ukrywaniu swoich uczuć przed całym światem i dała się ponieść roli. Teraz żałowała, lecz wiedziała, że nie cofnie czasu. Musiała dalej żyć i czekać na to, co będzie.

Ukryła twarz w dłoniach, uważając na tę ranną i westchnęła ciężko. Nie chciała biernie przyglądać się światu i grzecznie czekać. Pragnęła znów być z Dorianem, usłyszeć jego śmiech i spojrzeć mu w oczy. Chciała być szczęśliwa. Chociaż przez chwilę.

Nagle usłyszała czyjeś kroki, więc podniosła wzrok. Zobaczyła Selena, który szedł w jej kierunku. Uśmiechnął się słabo, a Edlin mruknęła wściekła, że będzie musiała znosić jego irytujące towarzystwo. Usiadł obok niej, a dziewczyna mimowolnie się odsunęła. Chłopak uniósł brew, po czym wyciągnął w jej stronę rękę, w której trzymał metalowy kubek z parującym napojem.

- Masz, napij się. - powiedział.

- Trucizna? - spytała Edlin, patrząc na niego podejrzliwie.

- Herbata. - odparł spokojnie. - Pomyśl czasem w innych kategoriach niż spisek, dobra?

Edlin zamarła. Dorian powiedział coś w podobnym stylu, kiedy siedzieli na kanapie w domu Ragi. Poczuła smutek, lecz stłumiła go w sobie, nie chcąc płakać przy Selenie. W ogóle nie chciała z nim rozmawiać, ale chłopak nie rozumiał jej niechęci.

- Coś cię wyraźnie męczy. - powiedział, marszcząc brwi. - Gdybyś mi powiedziała co, to mógłbym ci jakoś pomóc.

- Poradzę sobie. - warknęła w odpowiedzi.

- Musa mówiła coś o jakimś Dorianie...

- Świetnie. - syknęła, przerywając mu. - Dobrze, że mogę jej zaufać.

- Nie czepiaj się! Ona tylko się martwi!

- I mówi wszystkim naokoło o moich problemach...

- Czyli masz jakieś problemy. - powiedział dumny z siebie. - Wiedziałem.

- Spadaj. - warknęła, upijając łyk gorącej herbaty.

- Zaufaj mi, proszę. - odparł spokojnie. - Naprawdę chcę ci pomóc.

- Bo? - spytała z kpiną, unosząc brwi.

- Bo sobie nie radzisz. - powiedział, a Edlin parsknęła śmiechem.

Przeniosła wzrok na szczyty ukryte pośród chmur. Nie miała ochoty na dalszą rozmowę z Selenem, bo denerwował ją tym, że ma rację. Chciała powiedzieć komuś o swoich emocjach i odczuciach, ale nie jemu. Nie zasłużył, a poza tym mu nie ufała. Sama nie wiedziała dlaczego, ale coś podpowiadało jej, że nie powinna mówić Selenowi o swoich problemach. Westchnęła ciężko i zapatrzyła się na ciężkie chmury, sunące po szarym niebie.

- Po prostu bardzo za kimś tęsknię. - powiedziała cicho, ignorując swój instynkt.

- Za Dorianem? - spytał chłopak, a Edlin zamknęła oczy, starając się powstrzymać łzy.

Nie sądziła, że powiedzenie komuś o swoich problemach będzie tak trudne. Gdy myślała o tym wszystkim, nie czuła tak okropnej straty i rozpaczy, lecz gdy wypowiedziała swoje obawy na głos, tęsknota wygrała z zimną obojętnością.

- Tego wszystkiego jest za dużo. - szepnęła, ocierając pojedynczą łzę. - Nie mam nikogo. Greè nie żyje, a Dorian błądzi gdzieś po górach, o ile nie umarł z głodu... - powiedziała, bardziej do siebie niż do Selena.

- Przykro mi. - odparł cicho, a Edlin była mu wdzięczna, że nie wypytuje o szczegóły.

- Do tego straciłam rękę...

- Nic nie straciłaś. - przerwał jej. - Po prostu będziesz miała bliznę.

- Widziałeś ją? - warknęła, a Selen spojrzał jej w oczy.

- Na pewno nie jest tak źle, jak ci się wydaje...

Edlin nie słuchała jego dalszego wywodu. Odstawiła kubek z herbatą, po czym zaczęła odwijać bandaż i po chwili jej oczom ukazała się okropna, pozszywana dłoń. Wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka, a ten skrzywił się mimowolnie, marszcząc brwi.

- Och... - szepnął jedynie, a Edlin widziała obrzydzenie w jego fioletowych oczach.

Wstała gwałtownie i otrzepała spodnie ze śniegu, po czym ruszyła w kierunku domu. Nie miała ochoty na dalszą rozmowę z Selenem. Słyszała za plecami jego głos, lecz zignorowała go i przyspieszyła. Nacisnęła na klamkę i od razu zwinęła się z bólu, ponieważ odruchowo użyła prawej ręki. Szybko weszła do środka, po czym zatrzasnęła drzwi i zaklęła głośno, przyciskając pulsującą bólem dłoń do piersi.

- Idiotka. - odezwał się ktoś, a Edlin od razu rozpoznała głos Musy.

- Miałaś unikać mojego towarzystwa przez trzy najbliższe dni. - syknęła dziewczyna, oglądając spuchniętą rękę. - Chyba, że zmieniłaś zdanie.

- Przeczuwałam, że będziesz mnie potrzebować. - odparła złośliwie kobieta, po czym wstała i podprowadziła Edlin do łóżka.

Sięgnęła po niewielki ręcznik nasączony jakimś lekarstwem i owinęła nim dłoń dziewczyny, która skrzywiła się z bólu, a następnie wzięła się do przygotowywania świeżego opatrunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top