~44~
Obudziła się zanim słońce w całości wyłoniło się zza drzew. Zimne promienie wpadały do domu przez okno, a drobinki kurzu unosiły się leniwie w smudze światła. Edlin zmarszczyła brwi i mruknęła, niezadowolona z tego, że wstała. Odwróciła się na drugi bok, chcąc przedłużyć ten ostatni moment odpoczynku. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie ma obok niej Doriana. Podniosła się na łokciu i rozejrzała sennie, szukając chłopaka.
Spał na fotelu, na którym czytał w nocy. Książka leżała otwarta na podłodze, a kilka stron było nieprzyjemnie zgiętych pod ciężarem okładki. Edlin uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że Dorian jest okryty zniszczonym kocem, podobnie jak ona sama. Raga musiała przyjść w nocy, tak jak obiecała i przynieść im coś do przykrycia. Dziewczyna przeciągnęła się i ziewnęła, a następnie rozejrzała się po pokoju. Wszystko wydawało się ciche i ciepłe, otulone porannym spokojem. Spalone drewno żarzyło się przyjemnie w kominku, a Greè przeciągała się przez sen na czarnym futrze leżącym na podłodze.
Edlin zacmokała cicho, a Puma poruszyła uchem. Zmarszczyła nos, po czym otworzyła sennie oczy i zamrugała. Ziewnęła leniwie, a następnie wygięła grzbiet w łuk. Spojrzała pytająco na dziewczynę, która uśmiechnęła się i poklepała miejsce na kanapie obok siebie. Greè uśmiechnęła się sennie w swój wyjątkowy, zwierzęcy sposób i podeszła do Edlin, po czym wskoczyła bez trudu na niski mebel. Ułożyła się wygodnie, kładąc głowę na kolanach dziewczyny. Ta wyciągnęła rękę i podrapała zwierzaka po grzbiecie.
Przypomniała sobie nagle, jak kiedyś zastanawiała się, czy Greè mogłaby ją zabić. To było wtedy, kiedy chciała umrzeć, skończyć swoje nędzne życie. Mimo że to było dawno, Edlin poczuła wstyd na samą myśl, że mogła się nad takim czymś zastanawiać. Uderzyły w nią wspomnienia z Osady. Te wszystkie spojrzenia pogardy i nienawiść czyhająca na każdym kroku. Ci wszyscy ludzie, przez których była w tak złym stanie psychicznym. Ujrzała przed oczami twarz tej starej kobiety, która tak agresywnie zareagowała, widząc Edlin. Wzdrygnęła się mimowolnie, a Greè poniosła łeb.
Najwyraźniej wyczuła emocje dziewczyny, ponieważ oparła się łapą o jej udo i polizała Edlin po twarzy, a następnie wtuliła swoją dużą głowę w jej szyję. W zamian za to otrzymała kolejną porcję pieszczot i drapania za uchem. Puma zamruczała głośno, ocierając się o twarz Edlin, a ta wtuliła się w cieplutką sierść na karku zwierzaka. Zamknęła oczy, wracając choć na chwilę, do błogiego, sennego stanu, z którego została brutalnie wyrwana kilkanaście minut temu.
Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo kocha Greè, która obdarzyła ją sympatią od samego początku. Wspierała ją w trudnych momentach samą swoją obecnością. Edlin uznała, że spokojnie mogłaby nazwać ją najlepszą przyjaciółką. Uśmiechnęła się na myśl, że kiedyś czuła się nieswojo, mówiąc do zwierzęcia, lecz teraz była w stanie rozmawiać z Pumą bez problemu, mimo że nigdy nie doczekałaby się żadnej odpowiedzi.
- Kocham cię. - wyszeptała Greè do ucha, a ta mruknęła przeciągle i położyła swoje ogromne łapy na ramionach Edlin, przytulając się do dziewczyny.
Mimo że była bezbronna, wcale nie czuła się przerażona lub zagrożona. Wiedziała, że Puma nigdy nie zrobiłaby jej krzywdy. Objęła jej silny kark i westchnęła szczęśliwa, że ma takiego wspaniałego zwierzaka obok siebie. Dopóki Greè była z nimi, nie dopuściłaby do niczego, co zagrażałoby ich życiu.
- Jak słodko. - rozległo się senne mruknięcie Doriana, który najpewniej dopiero się obudził.
Edlin spojrzała w jego stronę. Przetarł oczy pięścią i położył głowę na oparciu fotela. Był nieprzytomny. Wpatrywał się tępo w sufit, próbując się dobudzić, a po chwili przeniósł lekko nieobecny wzrok na dziewczynę i Pumę. Greè pisnęła cicho, po czym odsunęła się od Edlin i zeskoczyła na podłogę, a następnie wskoczyła na fotel, przygniatając nieco Doriana, który skulił się wcześniej, gotowy na atak. Zaczęła lizać go po twarzy, a chłopak zasłaniał się rękami, próbując odepchnąć Pumę.
- Nie, nie, nie, nie... Greè... proszę, miej litość. - powiedział słabym głosem, lecz zwierzak nie zareagował. - Błagam, jest rano!
Greè pacnęła go łapą w głowę, a gdy zauważyła, że to daje jakieś efekty, kontynuowała zabawę. Edlin przyglądała się temu z rozbawieniem, ciesząc się mimo wszystko, że jej nie spotkała taka pobudka.
- Dobra! - niemal krzyknął Dorian. - Dobra, wygrałaś! Już wstaję!
Puma natychmiast przestała i spojrzała na chłopaka z ciekawością. Następnie zeskoczyła z fotela i usiadła na podłodze, przyglądając się Dorianowi, który powoli stawał na nogi. Edlin ukryła usta w dłoniach, żeby nie widział jej uśmiechu. Gdyby zauważył jej rozbawienie, najpewniej by ją zabił.
- Nienawidzę cię za to, rozumiesz? - rzucił w kierunku Greè, która uśmiechnęła się. - Kiedyś też ci tak zrobię, potworze.
Następnie spojrzał na Edlin i zrobił tak pokrzywdzoną minę, że nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Dorian obrzucił ją wzrokiem mordercy, po czym bez słowa poszedł do łazienki. Dziewczyna spojrzała na Greè i uniosła brwi, a Puma przekrzywiła łeb. Podeszła leniwie do śpiącej Tenriss i trąciła ją łapą, a sówka pisnęła urażona. Ułożyła rozkopane piórka i wskoczyła Greè na głowę, po czym dziobnęła ją w ucho. Puma syknęła, a następnie zepchnęła uciążliwe zwierzątko i zaczęła się ich brutalna, aczkolwiek niegroźna zabawa. To jedna, to druga atakowała przeciwnika w swój sposób. Tenriss wbijała dziób w łapy Greè, gdy ta próbowała ją uderzyć, a Puma trącała sówkę nosem, przewracając ją niezbyt delikatnie na ziemię.
Edlin przyglądała się tej walce bez jakiś szczególnych odczuć. Czuła jedynie zmęczenie i niewyspanie, lecz poza tym była kompletnie wyprana z jakichkolwiek emocji. Nie bała się o sówkę, więc po prostu obserwowała. Wiedziała, że Puma nie skrzywdziłaby małego ptaszka, o którego tak się troszczyła. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy Greè nie traktuje Tenriss jak swojego dziecka, lecz szybko porzuciła tę opcję. To była czysta przyjaźń.
Nagle obok niej usiadł Dorian. Tak zapatrzyła się na zabawę zwierząt, że nawet nie zauważyła, kiedy przyszedł. Był już w nieco lepszym stanie psychicznym, lecz jego twarz nadal zdradzała niezadowolenie. Poruszył powoli głową i skrzywił się, a następnie dotknął obolałego karku.
- Krzywo spałem. - powiedział sfrustrowany. - Teraz wszystko mnie boli.
- Biedaczek. - prychnęła sarkastycznie Edlin, odwracając się w jego stronę. - Wyspałeś się chociaż?
- Chyba tak. - odparł po chwili zastanowienia. - A ty?
- Jestem kwitnąca.
- Właśnie widzę.
Edlin westchnęła, po czym oparła głowę o ramię Doriana. Zerknął na nią i uśmiechnął się słabo, a następnie spojrzał na bawiące się zwierzaki.
- One są mroczne. - powiedział beznamiętnie.
- No. - odparła Edlin, gapiąc się na dogasające w kominku drewno.
Zdecydowanie wolała budzić się w jakiejś jaskini, przemarznięta, głodna i zniechęcona do życia, ale przynajmniej dobudzona. Takie zawieszenie między snem, a świadomością działało jej na nerwy. Była rozlazła i zmęczona samym faktem pobudki. Tak bardzo pragnęła odpocząć w jakimś ciepłym i bezpiecznym miejscu, lecz teraz zrozumiała, że takie coś wcale jej nie służy. Dorianowi zresztą też. Zawsze był gotowy do dalszej podróży, nawet jeśli był niewyspany, ale teraz nie potrafił dojść do siebie. Edlin chyba pierwszy raz widziała go w takim stanie.
- Dorian, a co jeśli ci ludzie dosypali nam do jedzenia jakiegoś syfu? - spytała nagle, ugodzona niepokojącą myślą.
- Potrafisz myśleć w innych kategoriach niż spisek? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Najwyraźniej nie.
- Świetnie.
W tym momencie drzwi do pokoju ich gospodarzy otworzyły się i z pomieszczenia wyszła Raga. Była uśmiechnięta i w pełni obudzona. Samo patrzenie na jej energiczne kroki sprawiało, że Edlin odechciewało się żyć. Na myśl, że za kilka godzin sama będzie musiała zmusić się do czegoś takiego, wywoływało w niej niechęć do życia. W tym momencie pożałowała, że nie wykorzystała Greè i jej pazurów do skończenia tego wszystkiego.
~*~
Zostali u Ragi i jej męża jeszcze jeden dzień, chcąc porządnie odpocząć przed dalszą podróżą. Kostka Edlin była w lepszym stanie i choć nie była w pełni sprawna, było to lepsze niż nic. Śnieżyca, która szalała na zewnątrz, powoli się uspokajała i gdy przyszedł czas ruszenia w dalszą drogę, prawie w ogóle nie padało. Raga powiedziała im na pożegnanie, że po takim zamieszaniu będą mieli przynajmniej tydzień spokoju od brzydkiej pogody. Edlin wątpiła w tę teorię, lecz mimo wszystko chwyciła się niepewnej nadziei, żeby w jakikolwiek sposób przetrwać resztę podróży.
Wyruszyli z samego rana, a konie, którym odpowiadało ciepło małej przybudówki, w której znajdowały się przez ostatnie dni, niechętnie ruszyły w dalszą drogę. Edlin cieszyła się, że je mają, ponieważ mogła dać odpocząć nadwyrężonej kostce, a poza tym nie musiała brnąć w śniegu do kolan. To było zadanie koni. Czuła się źle z tym, że to one męczą się w tym zimnym puchu, ale gdy tylko pomyślała, że gdyby nie zwierzęta, ona sama musiałaby przedzierać się przez zaspy, natychmiast ulatywało z niej całe poczucie winy. Tenriss dzielnie znosiła trudy podróży i coraz częściej obserwowała świat ze swojego ulubionego miejsca na ramieniu Edlin, lecz gdy tylko mocniej zawiało, szybko zbijała się w małą kuleczkę czarnych piórek i piszczała żałośnie.
Cała podróż nie wydawała się tak straszna, jak się zapowiadało. Edlin myślała, że będzie gorzej, lecz powoli zaczynała się przyzwyczajać do wszechobecnego zimna i śniegu. Jedynie noce były nieprzyjemne, ponieważ coraz częściej spędzali je w niezbyt wygodnych i zapewniających osłonę przed wiatrem kryjówkach. Po pierwszym tygodniu drogi skończyło im się jedzenie, które dostali od Ragi, więc musieli powrócić do niesmacznych resztek, które pozostały im z zapasów otrzymanych od Lissa lub mięsa zwierząt upolowanych przez Greè. Powoli zaczynał doskwierać im głód, lecz nie był on nie do zniesienia.
W końcu dotarli do podnóża gór. Gdy tylko Edlin ujrzała strome zbocza, miała odruch ucieczki. Była gotowa odwrócić się i wrócić do Cerdii. Tak po prostu. Lecz jakaś niewidzialna siła ciekawości trzymała ją w miejscu, nie pozwalając jej odejść. Pierwsze dni mozolniej wspinaczki były prawdziwą męczarnią. Konie co chwila potykały się i ślizgały na stromym szlaku, a Edlin za każdym razem miała wrażenie, że patrzy śmierci w oczy. Widoki rozciągające się pod nimi były przerażające, lecz tak hipnotyzująco piękne, że dziewczyna nie mogła oderwać od nich oczu. Widziała kilometry lasów, które przeszli, a także zamarznięte jezioro, miejsce śmierci ogromnego niedźwiedzia. Wszystko przykryte było lekką mgiełką zamazującą kontury drzew, lecz to jedynie dodawało uroku całej scenerii.
Z każdym dniem wchodzili coraz wyżej i w końcu znaleźli się niemal na szczycie jednej z gór. Dorian zadecydował, że mogą rozbić kilkudniowy obóz, żeby nieco odpocząć. Udało im się znaleźć kawałek płaskiego terenu zakończonego ostrym spadem w dół i w miarę odciętego od lodowatej wichury, która świszczała pomiędzy zboczami gór.
Edlin zajęła się rozpalaniem ognia z gałązek skąpo rosnących roślinek, które sprawiały wrażenie, że bardziej wolałyby spłonąć niż dalej znosić trudne, górskie warunki, a Dorian zajmował się zmęczonymi końmi. Gdy skończył, podszedł do torby z jedzeniem i zajrzał sceptycznie do środka, po czym podniósł wzrok na Edlin i pokręcił głową.
- Za mało. - powiedział niechętnie. - Nie starczy nam do Doliny, gdziekolwiek jest.
- Ty to potrafisz poprawić humor, Dori. - syknęła Edlin, wciąż walcząc z lichymi gałązkami.
Dorian westchnął, a następnie zawołał Greè. Zwierzę podeszło do niego z ociąganiem, powłócząc łapami. Edlin zauważyła, że Puma od kilku dni zachowywała się dziwnie, jakby była zdystansowana i nieobecna, lecz dziewczyna zwalała to na śnieg oraz niską temperaturę. Pewnie Greè po prostu było niewygodnie i zimno. Po chwili słuchania cichych poleceń, Puma zrozumiała, o co chodzi i bez cienia niezadowolenia wyruszyła na polowanie. Szybko zniknęła pomiędzy skałami, niemal całkowicie stapiając się z wszechobecnym śniegiem.
- Mam nadzieję, że coś złapie. - odezwał się Dorian, szukając w torbie jakiegoś kąska dla uciążliwej Tenriss, która zaczęła skakać mu po kolanie. - Inaczej umrzemy kilka dni od celu.
- Mógłbyś skończyć!? - warknęła Edlin znad ledwo tlącego się drewna. - Nie musisz mi mówić o czymś, o czym wiem!
Powróciła do rozpalania ognia, skupiając się całkowicie na swoim zajęciu. Była wściekła, przemarznięta i głodna, a do tego dochodził strach przed Doliną. Nagle poczuła dłoń Doriana na ramieniu i westchnęła ciężko, po czym odwróciła się do niego. Uśmiechnął się słabo, a następnie wziął od Edlin krzesiwo i już po chwili schorowane gałązki zajęły się ogniem.
- Jak ty to robisz? - spytała zrezygnowana, przyglądając się niewielkim płomieniom.
- Magia.
Edlin przewróciła oczami, po czym wyciągnęła przed siebie dłonie, by nieco je ogrzać. Westchnęła cicho, czując na skórze przyjemne ciepło ognia. Była głodna, lecz wiedziała, że nie może nic z tym zrobić. Gdyby chciała się najeść, musiałaby zjeść resztę zapasów, jakie im pozostały, a wtedy nie byłoby ciekawie. Pozostawało im jeść jakieś niewielkie kąski, żeby nie umrzeć z głodu i czekać na Greè, która, jak się okazało, nie wróciła przez całą noc i większość następnego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top