~43~
Dziewczyna cofnęła się o krok, lecz mężczyzna nie zwrócił uwagi na jej przerażenie i po prostu wyciągnął dłoń na powitanie.
- No wchodźcie, bo zamarzniecie! - rzucił.
- Co cię dzieje? - odezwał się miękki, kobiecy głos.
Po chwili w drzwiach pojawiła się chuda kobieta. Jej zmartwioną twarz naznaczały liczne zmarszczki, które zmieniły swoje położenie, gdy ta uśmiechnęła się szeroko.
- Ach, to ty. - powiedziała, łapiąc Edlin za przedramię. - Zapraszamy!
Nim dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, została wciągnięta do środka. Znalazła się w przytulnym, dużym pomieszczeniu połączonym z kuchnią. Rozejrzała się pospiesznie. Naprzeciwko kominka, w którym płonął leniwie ogień, stała niska kanapa, a pod nią znajdowało się czarne futro jakiegoś zwierzęcia. Tylko tyle zdążyła dostrzec, ponieważ oprzytomniała z szoku i odwróciła się w kierunku drzwi.
Dorian stał niebezpiecznie blisko brodatego mężczyzny i tłumaczył mu coś z groźną miną. Ten jedynie uśmiechnął się szeroko, a następnie poklepał chłopaka po plecach, wpychając go jednocześnie do środka. Edlin przysunęła się do niego odruchowo, szukając wsparcia i ochrony. Trzęsła się ze strachu. Nie wiedziała, czego spodziewać się po tych ludziach. Wydawali się mili i serdeczni, lecz zareagowali nieco zbyt gwałtownie. Do tego sprawiali wrażenie, jakby dobrze znali Edlin i czekali na jej przybycie. Dziewczyna zadrżała mimowolnie, kiedy drzwi zatrzasnęły się, odcinając im drogę ucieczki.
- Wypuśćcie nas! - rozkazał Dorian, a Edlin wychwyciła w jego głosie nutkę przerażenia.
- Nie macie się czego bać. - odezwała się wysoka kobieta z serdecznym uśmiechem na twarzy. - Nie jesteśmy groźni.
- Wszyscy tak mówią, a potem jest, jak jest. - syknął chłopak.
- Za bardzo się spinasz, młody. - wtrącił brodaty mężczyzna. - Naprawdę nie mamy złych zamiarów.
- To czemu sprawiacie wrażenie, że mnie znacie!? - rzuciła oskarżycielskim tonem Edlin.
Kobieta spojrzała na swojego towarzysza, a następnie oboje szeroko się uśmiechnęli.
- Kochanie, źle nas zrozumiałaś. - powiedziała troskliwie nieznajoma. - Co kilka, no, czasem kilkanaście miesięcy pojawia się u nas ktoś taki, jak ty. Wiesz, te oczy. - westchnęła z zachwytem. - Minęło prawie półtora roku od ostatniej... hm... wizyty, więc zaczynaliśmy się martwić.
Edlin odetchnęła głęboko, próbując wszystko zrozumieć. Jeśli wierzyć tym ludziom, było więcej takich odmieńców jak ona. Serce dziewczyny zaczęło bić mocniej, lecz szybko rozkazała sobie się uspokoić. Przecież to mogły być same kłamstwa mające na celu uśpienie ich czujności, a potem...
- Wiem, o czym myślisz. - powiedziała spokojnie kobieta, a Edlin rzuciła jej zszokowane spojrzenie, przysuwając się mimowolnie bliżej Doriana. - Mówimy szczerą prawdę, choć wiem, że jest dla ciebie trudna do przyjęcia.
Edlin spuściła wzrok. Poczuła się źle, że tak pochopnie oceniła tych ludzi. Sama nie wiedziała czemu, ale już zdobyli jej zaufanie, chociaż mogli być mordercami, którzy tylko na to czekali. Ale co ma do stracenia? Uśmiechnęła się przepraszająco, a kobieta odwzajemniła gest, ponownie zmieniając położenie zmarszczek.
- Pewnie zmarzliście... - powiedziała w zamyśleniu. - Umyjcie się, mamy ciepłą wodę, a ja w tym czasie przygotuję jakąś smaczną kolację, hm? Co wy na to? - spytała.
Edlin czekała na decyzję Doriana, chociaż sama już ją podjęła. Spojrzała na niego z wyczekiwaniem, a chłopak westchnął i rozluźnił mięśnie.
- Dobrze. - odpowiedział po chwili wahania.
W tym momencie rozległo się drapanie w drzwi. Dorian odwrócił się błyskawicznie i wpuścił do środka sfrustrowaną Greè. Puma spojrzała na nich z urazą, po czym zrzuciła z grzbietu i głowy płatki śniegu. Te natychmiast rozpuściły się na podłodze, tworząc niewielką kałużę , ponieważ w domu panowała dosyć wysoka temperatura. Gospodarze wpatrywali się w zwierzaka w ciszy, a na ich twarzach malowało się nieme przerażenie. Dopiero gdy Greè okazała swoje niezadowolenie i oznajmiła ludziom, że nie powinni o niej zapominać, zwróciła uwagę na nieznajomych. Przyglądała się im przez chwilę, a następnie potrząsnęła łbem i wróciła do oznajmiania swoim towarzyszom, że jest na nich zła.
- Cóż... - odezwał się cicho mężczyzna. - Ładny zwierzaczek.
- Dziękuję. - odparł Dorian, nie zwracając większej uwagi na strach, jaki wywołała Puma.
- Greè jest niegroźna. - powiedziała Edlin, drapiąc zwierzaka za uchem.
Puma prychnęła, po czym podreptała w głąb pomieszczenia, a następnie ułożyła się wygodnie na ciemnym futrze obok kominka. Odwróciła się do nich tyłem, cały czas pokazując, jak bardzo jest obrażona. Po chwili dało się słyszeć ciche chrapanie, a boki Greè unosiły się rytmicznie, gdy zwierzak oddychał przez sen.
- Niech śpi. Może jej przejdzie. - prychnął Dorian, po czym przeniósł wzrok na Edlin. - Idziesz się umyć pierwsza?
- No raczej.
Zdjęła kurtkę, a następnie odwiesiła ją na wieszak wykonany z jelenich poroży. Wyjęła z kieszeni przerażoną Tenriss, czując pod palcami bicie jej małego, wystraszonego serduszka, po czym wręczyła sówkę Dorianowi, który posadził sobie ją na ramieniu i uśmiechnął się. Już chciała spytać kobiety, gdzie jest łazienka, gdy uświadomiła sobie, że nie ma się w co przebrać. Jej ciuchy zostały przy koniach.
- Dori... Nie mamy naszych plecaków. - powiedziała, a chłopak zaklął głośno.
- Zostały przy koniach. - warknął sfrustrowany. - Świetnie.
- Czyli one są wasze? - odezwał się mężczyzna, siadając na kanapie. - W sumie to się zgadza. Mamy wasze rzeczy i konie. Złapałem je, jak poszedłem narąbać drewna na opał. - uśmiechnął się szeroko spod swojej gęstej brody. - Macie szczęście, dzieciaki.
- Są obok kanapy. - rzuciła kobieta, która już przygotowywała kolację.
Edlin uśmiechnęła się szeroko, po czym zabrała swój plecak i dzięki instrukcjom brodatego mężczyzny, trafiła do łazienki. Była mała, ale praktyczna. Kilka szafek przykrytych drewnianym blatem stanowiło idealne miejsce do przechowywania przeróżnych potrzebnych rzeczy. Sam blat zastawiony był rozmaitymi buteleczkami z płynami oraz kryształkami w kolorach zieleni, a w pomieszczeniu unosił się zapach ziół, tak jak w całym domu. Edlin zauważyła, że niewielki, przeźroczysty dzbanuszek wypełniony jest ususzonymi, żółtymi kwiatuszkami, które świetnie leczyły wszelkie rany. Uśmiechnęła się na myśl, że jej kostka nie będzie goić się naturalnie, tylko przy pomocy tych jakże przydatnych roślinek. Prawie w ogóle nie czuła już bólu, lecz wiedziała, że to nie będzie trwać wiecznie i w końcu nadwyrężone mięśnie znów zaczną jej doskwierać.
Podeszła do niewielkiego lustra wiszącego nad umywalką i przejrzała się. To, co zobaczyła, było przerażające. Miała tłuste, rozczochrane włosy, które opadały na jej brudną twarz. Cienie pod oczami podkreślały kolor tęczówek, sprawiając, że te miały jeszcze intensywniejszą fioletową barwę. Edlin szybko odwróciła wzrok, chcąc uniknąć dalszego oglądania swoich zapadniętych policzków.
Rozebrała się pospiesznie, pragnąc jak najszybciej pozbyć się mokrych i zimnych ubrań, a następnie weszła pod prysznic. Nie wiedziała dokładnie, ile stała pod strumieniem gorącej wody, która początkowo ją parzyła, lecz teraz była ukojeniem dla obolałych i przemarzniętych mięśni. Gdy już uznała, że wystarczy, sięgnęła po ręcznik wiszący na wieszaku z jeleniego poroża obok prysznica. Wytarła włosy i owinęła się nim, czując na skórze przyjemne ciepło. Postawiła pierwszy krok na mokrej podłodze, a skręcona kostka odmówiła jej posłuszeństwa. Edlin poślizgnęła się, uderzając głową o blat. Zaklęła głośno, wściekła na swoją głupotę i nieuwagę. Jak mogła zapomnieć o skręconej kostce!?
Rozległy się czyjeś pospieszne kroki i po chwili w łazience pojawił się przerażony Dorian.
- Mógłbyś chociaż zapukać, kretynie. - syknęła Edlin, wstając niepewnie na nogi.
- Jasne. Wiele by to dało, gdybyś leżała nieprzytomna, a ja stałbym pod drzwiami i czekał na zaproszenie, jak jakiś idiota.
Nagle w wejściu do łazienki pojawił się ich zmartwiony gospodarz. Nie zdążył się odezwać, ledwie otworzył usta, ponieważ Dorian złapał za klamkę i zatrzasnął mu drzwi przed nosem, po czym odwrócił się do Edlin.
- Co to było!? - niemal krzyknęła, coraz bardziej wściekła.
- Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek oglądał cię w takiej sytuacji. - powiedział, krzyżując ręce na piersi.
Edlin zerknęła w dół i dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest owinięta ręcznikiem. Nic więcej.
- A ty niby możesz!? - warknęła, czując rumieńce wpływające na policzki.
- Tak. Jestem twoim chłopakiem, to normalne.
- Aha. - prychnęła. - Wyjdź.
- Krew ci leci. - stwierdził nagle z przerażeniem, przenosząc wzrok na jej czoło.
Edlin była wściekła, że zignorował jej polecenie. Dorian podszedł do niej, po czym sięgnął po leżący na blacie niewielki ręczniczek. Przyłożył materiał do rany na czole Edlin, a ta syknęła, czując piekący ból. Cała ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi, lecz powoli się uspokajała. Westchnęła zrezygnowana, pozwalając, żeby Dorian zajął się niewielką raną powstałą przez uderzenie w kant blatu. Po chwili czuła jedynie zmęczenie, chęć odpoczynku oraz ból głowy i kostki, który przypominał Edlin o jej nieuwadze.
- I jak to wygląda? - spytała, gdy chłopak się odsunął.
- Lekkie rozcięcie. Będziesz żyć. - ocenił.
- Szkoda. - mruknęła pod nosem. - A tak się starałam.
- Uderzenie głową o blat to nie najlepszy sposób na samobójstwo, Edi. - prychnął. - Ale próbuj dalej, może w końcu ci się uda.
Edlin zaśmiała się sztucznie.
- Śmieszne. - powiedziała bez emocji. - Idź już sobie, bo chcę się ubrać.
- Tylko się nie uduś swetrem, czy coś. - rzucił, wychodząc z łazienki.
Edlin przewróciła oczami. Miała dosyć wszystkiego. Pragnęła zasnąć i zapomnieć chociaż na chwilę o całym świecie i problemach. Udało im się znaleźć bezpieczną oraz ciepłą kryjówkę, lecz życie w jakiś tajemniczy sposób utrudniało jej możliwość odpoczynku. Starała się nie myśleć o sytuacji, w której przed chwilą się znalazła, ale świadomość, że Dorian widział ją owiniętą jedynie w ręcznik, sprawiała, że Edlin bała się wyjść z łazienki. Sama nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała rozmawiać z chłopakiem z obawy, że ten nawiąże do tego dziwnego wydarzenia.
Gdy już była gotowa, odetchnęła głęboko i otworzyła drzwi, a następnie skierowała się w stronę głównego pokoju. Kobieta nakładała na talerze jedzenie, które pachniało wyjątkowo smakowicie, a jej towarzysz siedział przy stole i liczył monety, układając je w niskie wieżyczki. Podniósł na chwilę wzrok, gdy Edlin przeszła obok niego, lecz szybko powrócił do swojego zajęcia. Dorian zajął miejsce na kanapie i czytał książkę, więc dziewczyna westchnęła głęboko, a następnie odłożyła swój plecak i usiadła obok niego. Odłożył książkę, która, jak Edlin zauważyła, była tą ukradzioną.
- Szkoda, że nie zabraliśmy im poradnika o hodowli glonów. - powiedział Dorian, oglądając okładkę. - Ta nie jest zła, ale czytałem lepsze.
Odłożył książkę na niewielki stolik stojący obok kanapy, po czym zamyślił się na moment. Nagle podniósł wzrok i spojrzał Edlin w oczy, łapiąc ją za rękę.
- Słuchaj, ty wiesz, że ja z tym samobójstwem to nie na serio...? - szepnął. - Nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało, rozumiesz?
- Nie jestem aż tak głupia, jak uważa większość społeczeństwa. - prychnęła. - Myślisz, że wzięłabym to na poważnie, głupku?
- Jesteś nieprzewidywalna, więc wolałem mieć pewność.
- Uważasz, że byłabym w stanie zabić się o szafkę albo udusić swetrem? - spytała głośno, rozbawiona całą sytuacją.
Kobieta zerknęła w ich stronę, a jej mina była bezcenna. Coś na kształt mieszanki przerażenia, szoku oraz lekkiego zdezorientowania. Szybko jednak powróciła do przygotowywania kolacji, lecz Edlin i tak zauważyła chwilowe zainteresowanie z jej strony i uśmiechnęła się pod nosem, po czym oparła głowę na ramieniu Doriana, zamykając oczy, by choć na chwilę uciec od wszystkiego. Chłopak westchnął cicho, a Edlin poczuła, jak rozluźnia wszystkie mięśnie. Nareszcie mieli chwilę spokoju, mogli pozwolić sobie na odpoczynek.
Nagle Greè mruknęła przez sen i odwróciła się na drugi bok. Poruszała pospiesznie nosem, jakby starała się złapać jakiś zapach. Zaczęła warczeć, a po chwili obnażyła swoje ostre kły. Edlin przyglądała się Pumie ze strachem, mając najgorsze obawy, lecz Dorian, jak gdyby nigdy nic, szturchnął zwierzaka stopą. Greè otworzyła sennie oczy, a następnie oblizała nos i odwróciła się pyskiem do kominka. Po chwili usłyszeli ciche chrapanie.
- Nawet ona ma koszmary. - prychnął Dorian. - To chore.
- Najwyraźniej tak musi być... - odparła spokojnie Edlin.
- Oho, tylko mi tu nie wyjeżdżaj z jakąś mądrością życiową, dobra? - przerwał jej, uśmiechając się.
- Bo? - spytała, unosząc brew.
- Bo tak.
- Mistrz argumentacji. - Edlin przewróciła oczami. - Jak coś powiesz, to nie ma możliwości się kłócić. Zaginasz wszystkich swoją niezwykłą i jakże zawiłą mową.
- Wiem.
Już otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, lecz przerwała jej wysoka kobieta, która ustawiła ostatni talerz na drewnianym stole.
- Chodźcie zjeść. - powiedziała zmęczonym głosem.
Dopiero teraz Edlin zwróciła uwagę na jej postawę. Była zgarbiona, jakby przygniatał ją cały dzień. Zmęczenie zostało chwilowo zatuszowane przez ekscytację i radość z ich niespodziewanego przybycia, ale teraz, gdy emocje nieco przygasły, wszystkie zmarszczki na jej, niegdyś pięknej twarzy, zdawały się głębsze i ciemniejsze, dodając kobiecie lat. Uśmiechnęła się szeroko do swoich gości, po czym usiadła na krześle obok brodatego mężczyzny, który przedramieniem zrzucał przeliczone pieniądze do skórzanej sakiewki.
- Dasz radę iść? - spytał troskliwie Dorian, spoglądając niepewnie na kostkę Edlin.
- Nie, musisz mnie zanieść. - prychnęła sarkastycznie, lecz chłopak chyba nie zrozumiał.
Wstał i już wyciągnął ręce, żeby ją podnieść, lecz Edlin odepchnęła jego dłonie.
- Żartowałam, idioto.
- Ja też. - odparł szybko, chcąc ukryć swoje zakłopotanie. - Myślałaś, że byłbym cię w stanie podnieść, grubasie?
Edlin przewróciła oczami, po czym z trudem stanęła na nogi. Ból pulsował intensywnie w jej kostce, obudzony przez ruch. Do tej pory po prostu siedziała, lecz teraz obciążyła nieco nadwyrężone mięśnie. Niezgrabnie podeszła do zastawionego stołu, asekurowana przez Doriana, który szedł za nią. Usiadła ciężko na drewnianym krześle i odetchnęła głęboko.
- Jesteś ranna? - spytała przerażona kobieta. - Dlaczego nic nie mówisz!?
- Nic mi nie jest. - zapewniła szybko Edlin. - Tylko trochę boli mnie kostka.
- Bo jest skręcona, może dlatego? - dodał Dorian. - A ty nic z tym nie robisz.
- Teraz się w tobie odezwał instynkt macierzyński, co Dori? Daruj sobie na chwilę, bo chcę zjeść.
- Spokojnie, dzieciaki. - powiedział zaniepokojony brodacz, unosząc dłonie. - Zjecie, a potem zajmiemy się innymi sprawami, dobra?
Edlin uśmiechnęła się do gospodarza, ciesząc się, że ma sojusznika, a następnie spojrzała na Doriana wzrokiem zabójcy. Odkąd są w tym domu, jakoś nie zwracał uwagi na jej kostkę i nie mówił o tym, że powinna coś z tym zrobić, ale jak tylko usiadła do wymarzonego, ciepłego i smacznego posiłku, musiał się wtrącić.
Zaczęła jeść, wbijając wzrok w talerz. Teraz liczyło się tylko to. Początkowo dało się słyszeć jedynie brzęk sztućców, ponieważ wszyscy skupili się na wyczekiwanym posiłku. Edlin czuła się wspaniale, mogąc w końcu zjeść coś, co miało smak. Po kilku zimnych dniach jedzenia tylko upieczonego nad ogniskiem mięsa, takie mocno doprawione danie stanowiło jakiś cud. Wbiła widelec w przypieczonego ziemniaka, a następnie w marchewkę, całkowicie skupiając swoją uwagę na jedzeniu.
- Jak długo się znacie? - padło nagle pytanie.
Edlin zamarła z widelcem kilka centymetrów przed ustami i spojrzała na kobietę, która kroiła z gracją kawałek panierowanego mięsa. Podniosła wzrok znad talerza i uśmiechnęła się serdecznie.
- Nie mam pojęcia. - odparła po chwili dziewczyna, odkładając widelec z warzywami na talerz.
- Bardziej rok, czy bardziej miesiąc? - kontynuowała pytanie.
- Myślę, że coś koło pół roku. Może mniej. - powiedział Dorian, przełykając kawałek marchewki. - Musiałem ją ratować przed wilkami.
- Wcale nie. - prychnęła Edlin. - Poradziłabym sobie.
- Jaasne...
Spojrzała na niego, udając obrażoną, lecz dobrze wiedziała, że gdyby nie Dorian, umarłaby kilka dni po ucieczce z ośrodka.
- Wyglądacie na zżytych. - powiedziała kobieta, nabijając na widelec ukrojone przed chwilą mięso. - Dobrze, że masz takiego przyjaciela w tym chorym świecie. - zwróciła się do Edlin.
Dziewczyna chrząknęła i zerknęła ukradkiem na Doriana, który stłumił uśmiech.
- Tak w zasadzie, to jesteśmy razem. - odparła cicho Edlin.
- Och... - szepnęła kobieta, zbita z tropu.
- Coś nie tak? - spytała szybko dziewczyna.
Gospodyni milczała przez chwilę. Zerknęła na męża, jakby wystraszona, a on odwzajemnił to spojrzenie, równie zdziwniony. Jakby... jakby to, że ich goście byli parą było czymś złym...
- Nie, nie. Po prostu pierwszy raz widzę taką... nietypową parę.
- Od razu nietypową. - odezwał się Dorian. - Jestem takim samym dziwadłem jak ona.
- No dzięki. - prychnęła Edlin.
Uśmiechnął się szeroko i wziął do ręki widelec. Edlin zrobiła to samo z zamiarem dokończenia posiłku, lecz jak zwykle, nie było jej to dane.
- Masz... - odezwał się nagle brodaty mężczyzna. - bardzo ciekawy kolor włosów... Dori? Tak, Dori, dobrze usłyszałem.
- Dorian. - odparł oschle chłopak.
- Nie ma różnicy. - prychnął i machnął ręką.
- Jednak jest. - syknął chłopak, zaciskając zęby.
Edlin złapała jego rękę pod stołem, próbując go uspokoić. Spojrzał na nią i rozluźnił się nieco, lecz dziewczyna wiedziała, że dalej jest wściekły. Ona sama miała podobne odczucia. Było sympatycznie, nawet wesoło, lecz tak, jak zawsze coś musiało się stać i wszystko legło w gruzach.
- Skoro tak uważasz. - powiedział, jak gdyby nic się nie stało, mężczyzna. - Wracając do włosów, to masz tak od urodzenia, czy czymś farbujesz?
Dorian otworzył usta, zszokowany pytaniem. Edlin czuła, że to wszystko źle się skończy. Ukryła twarz w dłoni i pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- Garry! - syknęła kobieta.
- No co!? Jestem ciekawy, to pytam.
- Mam tak od urodzenia. - warknął wściekle Dorian, wstając od stołu. - Idę się umyć, Edi. Zrób coś z nogą.
Złapał energicznie plecak, leżący obok kanapy i już po chwili zatrzasnął drzwi do łazienki. Edlin chrząknęła i odsunęła talerz z niedokończonym posiłkiem, a następnie wstała.
- Przepraszam. - powiedziała cicho, nie potrafiąc spojrzeć im w oczy.
- Nie, to my przepraszamy. - westchnęła kobieta. - Jesteście naszymi gośćmi, nie powinniśmy o nic pytać.
Edlin uśmiechnęła się lekko, a następnie bez słowa usiadła na kanapie i zapatrzyła się w ogień płonący w kominku. Rozległ się dźwięk odsuwanych krzeseł, po czym dało się słyszeć brzęk zbieranych talerzy. Edlin siedziała nieruchomo, obserwując płomienie. Wsłuchiwała się w chlupot, jaki towarzyszył zmywaniu naczyń, pozwalając sobie na chwilę bezmyślności. Po tym wszystkim co się stało, potrzebowała takiego momentu wyciszenia.
Po dłuższym czasie obok niej usiadła kobieta, odgarniając ze zmęczonej twarzy siwiejące kosmyki. Edlin nie zareagowała, nie potrafiąc oderwać wzroku od ognia, który ją hipnotyzował.
- Mogę obejrzeć twoją kostkę? - spytała niepewnie, a dziewczyna skinęła głową.
Kobieta kucnęła obok jej nogi i dotknęła spuchniętego miejsca. Bez słowa poszła do kuchni i po dłuższej chwili wróciła z ręczniczkiem, nasiąkniętym żółtym wywarem z małych, leczniczych kwiatuszków.
- Może nie jest to tak efektowne jak zastrzyk, ale też działa. - wyjaśniła, owijając kostkę Edlin.
Materiał był miękki i przyjemnie ciepły. Dziewczyna chwilowo oderwała wzrok od kominka, zainteresowana zabiegiem. Gdy kobieta ułożyła ręcznik, sięgnęła po bandaż, który przyniosła wcześniej i zaczęła dokładnie owijać go dookoła poprzedniej warstwy opatrunku.
- Przepraszam jeszcze raz za to, co powiedział mój mąż. - powiedziała, nie odrywając wzroku od kostki Edlin, skupiona na swoim zajęciu. - Jest w porządku, tylko ma bardzo bezpośrednie podejście do świata. Jeśli coś go ciekawi, to pyta...
- Nie musi się pani tłumaczyć. - odparła beznamiętnie Edlin.
- Pani? Wyglądam aż tak staro!? - zaśmiała się. - Możesz mi mówić Raga.
Edlin uśmiechnęła się lekko. Już chciała zdradzić kobiecie swoje imię, lecz ta była szybsza.
- Dorian powiedział do ciebie "Edi". - zaczęła, siadając na kanapie. - To jakiś skrót?
- Od Edlin.
- Aha. - Raga zamyśliła się na chwilę. - Pierwszy raz się z tym spotkałam.
- Co?
- Z imieniem u kogoś takiego jak ty. Zazwyczaj to były jakieś naukowe nazwy.
Edlin oderwała wzrok od ognia. Spojrzała zszokowana na kobietę, która skinęła głową.
- Jesteś w jakiś sposób wyjątkowa, Edlin... - powiedziała tajemniczo. - Ja... jestem trochę zdziwiona tym, że ty i Dorian jesteście razem...
- Dlaczego? - zdziwiła się, przerywając kobiecie.
Ta spojrzała na nią ze smutkiem, jakby może było jej żal dziewczyny.
- Ty naprawdę niczego nie wiesz...?
Nie dokończyła, ponieważ Dorian wyszedł z łazienki i podszedł bez słowa do kanapy. Rzucił niedbale plecakiem, a następnie sięgnął po książkę, którą odłożył na stolik.
- Zostawię was samych. - powiedziała Raga, kładąc Edlin dłoń na ramieniu. - Później przyniosę jakieś koce, żebyście nie zmarzli.
Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się na siłę. Potrzebowała odpowiedzi na to, co powiedziała jej kobieta, lecz czuła, że chyba nie powinna kontynuować tematu przy Dorianie. Gdy Raga zniknęła za drzwiami najpewniej prowadzącymi do sypialni, chłopak usiadł na kanapie i westchnął cicho. Edlin oparła się o jego ramię i zerknęła na śpiącą Greè, obok której znajdowała się zwinięta w kulkę Tenriss. Nareszcie było cicho i spokojnie.
- Dalej jesteś zły? - spytała ostrożnie.
- Już nie. - odparł Dorian. - Jak on mógł pomyśleć, że farbuję włosy!? Po co miałbym to robić!?
- Nie nakręcaj się, proszę. Mam już dosyć.
- Ja też. - westchnął.
Oboje milczeli przez chwilę.
- Ej, Dorian? - zaczęła niepewnie Edlin, a on zerknął na nią.
- Słucham?
- Raga powiedziała, że jest zdziwiona tym, że jesteśmy razem. - wyjaśniła niepewnie. Następnie odchyliła nieco głowę i spojrzała na Doriana. - Wiesz może, o co jej chodzi?
Chłopak nie odpowiedział. Przez chwilę wpatrywał się w śpiące zwierzaki, a gdy się otrząsnął, przeniósł wzrok na Edlin i uśmiechnął się lekko. Zdawało jej się, że jest trochę blady, ale może to kwestia przytłumionego światła...? Była bardzo zmęczona, więc mogło jej się przywidzieć.
- Nie mam pojęcia, Edi. - mruknął cicho i odgarnął z jej czoła kosmyk włosów. Nie brzmiał zbyt szczerze, lecz ona tego nie zauważyła. - Zdrzemnij się, jesteś wyczerpana.
Nachylił się nieco w jej kierunku, po czym uniósł jej podbródek i spojrzał dziewczynie w oczy. Uśmiechnęła się sennie, czując, że znajduje się na granicy świadomości. Była niezwykle zmęczona i dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo potrzebuje odpoczynku.
Dorian przysunął się bliżej i musnął ustami jej usta. Edlin zamknęła oczy i kontynuowała pocałunek, wplatając dłoń w mokre włosy chłopaka. Wtuliła się w jego ramiona, chcąc zachować ich ciepło i bezpieczeństwo na zawsze. Dorian dotknął jej policzka, po czym odsunął się niechętnie, a Edlin westchnęła cicho niezadowolona z tego faktu.
- Dobranoc, Edi. - powiedział, a następnie wstał i wziął książkę do rąk.
- Gdzie ty znowu idziesz? - spytała zmęczonym głosem.
- Chcę jeszcze poczytać. - odparł. - Ale ty śpij.
Chciała coś jeszcze odpowiedzieć, lecz nie dała rady. Nie zarejestrowała nawet, kiedy ułożyła się wygodnie na kanapie i zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top