~36~
Następny dzień minął równie ciekawie. Edlin cały czas leżała, słuchając wykładów Doriana na temat jej zdrowia i szczerze miała go dosyć. Zaczynała się niecierpliwić, widząc jego czyste włosy. Nie mogła dłużej znieść tego brudu, który przez te dwa dni wyjątkowo jej przeszkadzał. Z każdą sekundą była coraz bardziej sfrustrowana i wściekła na samą siebie. Przez pół następnej nocy przewracała się z boku na bok, ignorując kłujący ból w ramieniu, który jeszcze bardziej podsycał jej wewnętrzną furię, a drugie pół wpatrywała się w śpiącego Doriana. Jego twarz była spokojna, pozbawiona codziennego stresu.
Kiedy nareszcie nadszedł, jak wydawało się Edlin, ranek, usiadła powoli, dotykając stopami zimnej podłogi. Odetchnęła głęboko, próbując zignorować lekkie zawroty głowy, a następnie wstała i podeszła do plecaków leżących w kącie pokoju, po czym zaczęła przerzucać ubrania w tym należącym do niej. Sama nie wiedziała, czego szuka, po prostu chciała ruszyć się z miejsca. Po chwili usiadła na chłodnej kamiennej podłodze i przetarła twarz dłońmi. Natychmiast zacisnęła pięści, kryjąc swoje palce, a co za tym idzie paznokcie, które były w bardzo złym stanie, a następnie ponownie wstała i podeszła do wyjścia, chcąc wyjrzeć za szary materiał.
Ledwie złapała za szorstką krawędź, ktoś wpadł na nią z krzykiem i zaplątał się w materiał. Po chwili do pokoju weszła przerażona Tara, rozglądając się niepewnie.
- Wstałaś już. To znaczy, że czujesz się lepiej... - zaczęła roztrzęsionym głosem, lecz Edlin szybko zakończyła jej kolejny męczący monolog.
- Tara, przestań. Co się stało?
Dziewczyna odetchnęła głęboko i zamknęła oczy.
- Nic, ale chciałam przyjść zobaczyć, jak się czujesz i jak weszłam do pokoju, to na coś wpadłam. Przecież to byłaś ty, nie wiem czemu tak się wystraszyłam...
- Czemu ty stoisz!? - nagle rozległ się wściekły głos Doriana. - Masz leżeć, zapomniałaś!?
Edlin odwróciła się do chłopaka, który momentalnie wstał i podszedł do niej. Zatrzymał się tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na twarzy.
- Edlin, czy ty nie ogarniasz tego, że masz leżeć? – spytał już nieco uspokojony.
- Dori, uspokój się. Nic mi nie jest, czuję się dobrze.
Zmierzył ją wściekłym spojrzeniem, a następnie odsunął się nieco i przeniósł wzrok na Tarę. Edlin zrobiła to samo. Dziewczyna stała skulona obok ściany ze wzrokiem wbitym w podłogę, lecz gdy wyczuła na sobie ich spojrzenia, chrząknęła cicho i odgarnęła włosy za ucho.
- Ja przepraszam. Pójdę już, bo przeszkadzam, a przecież nie chcę się narzucać. Sprawdzę, co u dzieciaków, może potrzebują pomocy...
Odwróciła się, chcąc wyjść, lecz Dorian złapał ją za ramię. Spojrzała na niego przerażona i posłusznie się zatrzymała.
- Uspokój się. To nie twoja wina, że Edlin jest jaka jest, rozumiesz? - powiedział spokojnie.
- Dorian... - syknęła Edlin, mierząc w niego palcem wskazującym. - Ostrzegam cię...
Uśmiechnął się, po czym spojrzał na Tarę.
- Powiesz dzieciakom, żeby przygotowały kąpiel dla Edi?
Dziewczyna skinęła głową i wyszła z pokoju, lecz za chwilę znów do niego zajrzała.
- Możesz zdjąć ten opatrunek, jak chcesz. W sumie nawet będzie lepiej, zobaczymy jak tam twoja rana. - powiedziała z lekkim uśmiechem, patrząc Edlin w oczy.
Dziewczyna uśmiechnęła się z grzeczności, lecz gdy Tara wyszła, odetchnęła z ulgą. Napotkała niezadowolone spojrzenie Doriana i spuściła wzrok.
- Nic do niej nie mam, ale czasem mnie denerwuje...
- A czy ja coś mówię? - spytał rozbawiony, siadając na łóżku. - Chodź, zobaczymy co z twoją ręką.
Westchnęła i również usiadła na łóżku, a Dorian wyciągnął dłoń, chcąc pomóc jej z opatrunkiem.
- Poradzę sobie. - syknęła i zaczęła odwijać bandaż.
Rana nie wyglądała źle, choć piękna też nie była. Małe zaczerwienione ślady po zębach Gayah ciągnęły się od obojczyka do łopatki, tworząc spore koło. Edlin dotknęła delikatnie ugryzienia i syknęła cicho. Ta rana ewidentnie goiła się sama, bez pomocy leków i roślinnych wywarów. Mruknęła niezadowolona z tego faktu, ponieważ wiedziała, że wiąże się z tym sporo problemów. Nie będzie mogła normalnie funkcjonować przez tydzień albo więcej, a do tego będzie musiała uważać na zakażenia i inne nieprzyjemne rzeczy. Przeniosła wzrok na Doriana, który przyglądał się jej ramieniu z niezadowoloną miną.
- Co o tym sądzisz? - spytała.
- Będzie się długo goić. Świetnie.
- Taa...
Nagle do pokoju wbiegła Mila. Cała jej twarz i ręce pokryte były czarnym pyłem oraz sadzą, lecz dziewczynka nie wyglądała na zbyt przejętą. Uśmiechała się szeroko, łapiąc Edlin za rękę.
- Chodź! - pisnęła uradowana, po czym podbiegła do wyjścia i zatrzymała się z wyczekiwaniem.
Edlin wstała niechętnie, starając się nie pokazać po sobie walki z zawrotami głowy, a następnie podeszła do Mili. Dziewczynka odgarnęła z twarzy brudne włosy i wybiegła z pokoju. Edlin ruszyła za nią, lecz zakręciło jej się w głowie, więc przystanęła na chwilę i oparła się o ścianę. Już przygotowała się na kolejny wykład Doriana, lecz on jedynie uśmiechnął się i objął ją w pasie.
- Chodź, bo ci woda wystygnie. - powiedział rozbawiony.
Wyszli z pokoju do wąskiego korytarza, na końcu którego stała Mila, skacząc niecierpliwie w miejscu. Uśmiechnęła się szeroko i zniknęła za zakrętem.
- To ci Czarni...
- Nie. Mila zajmuje się... hm... ona po prostu dba o paleniska i takie tam. Dlatego jest taka brudna. - przerwał jej Dorian. - Tutaj każdy coś robi.
Skręcili w lewo, podążając za Milą i po chwili weszli do ogromnej jaskini. Strop był równy, tak samo jak ściany. Widać było, że ludzie udoskonalili to miejsce dla swoich potrzeb. Całość oświetlały pochodnie oraz olbrzymie palenisko znajdujące się na środku sali. Gdzieś daleko szumiał wodospad, lecz był on zagłuszany przez głosy kilkudziesięciu dzieci bawiących się lub wykonujących swoje zadania. Grupka niskich dziewczynek szyła w kącie biały materiał, a obok dwóch chłopców oprawiało jakieś zwierzę. Pomiędzy stołami i różnymi rzeczami biegały maluchy, goniąc się z piskiem, co spotykało się z niezadowoleniem starszych dzieci jedzących coś obok paleniska.
Nagle wszyscy zamarli i skupili swoją uwagę na Edlin i Dorianie. Dziewczyna spojrzała przelotnie na prawie każde dziecko, z trudem powstrzymując dreszcz zaniepokojenia. Tyle par ogromnych, ciekawskich oczu wpatrzonych nieruchomo w jej twarz wzbudzało w niej pewien niezrozumiały strach. Po chwili odetchnęła z ulgą, ponieważ skręcili w kolejny korytarz, zostawiając za sobą główną salę, lecz Edlin wciąż czuła na plecach te przerażające spojrzenia. Nagle zrozumiała, dlaczego tak się czuje. Ta sytuacja była bardzo podobna do tej z Osady, kiedy wszyscy ludzie skupiali na niej swoją uwagę, chcąc okazać swoje niezadowolenie, więc Edlin odruchowo przygotowała się na atak. Spojrzała przez ramię i dostrzegła, że dzieci znów zajęły się swoimi sprawami. Po prostu są ciekawskie, bo nic się tu nie dzieje, siedzą zamknięte w jaskini, skazane na swoje obowiązki. Było to lepsze niż śmierć, lecz Edlin zastanawiała się, jak długo dałaby radę tak żyć.
Z zamyślenia wyrwał ją Dorian, zatrzymując się gwałtownie. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, lecz uciszył ją gestem i wskazał na ścianę przed nimi. Podłużne cienie migotały intensywnie w świetle ognia, a stłumione głosy niosły się słabym echem po korytarzu. Edlin wstrzymała oddech i zaczęła nasłuchiwać.
- ...ślisz, że to coś ci da? - rozległ się kpiący głos. - Przestań kłamać, paskudo.
- Nie rozumiesz, Sila! Wszyscy nie rozumiecie!
Edlin wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy rozpoznała głos Mili. Chciała iść jej pomóc, lecz Dorian zatrzymał ją i przystawił sobie palec do ust.
- Nie wierzymy ci, mały pomiocie. Nie ma szans, że jest ktoś taki jak ty, a nawet jeśli, to niemożliwe, że ma dziewczynę. Kto by chciał takie coś...
Edlin zorientowała się o co chodzi i wyrwała się Dorianowi, a następnie skręciła za róg, stając twarzą w twarz z grupką wysokich dzieciaków. Jedna z dziewczyn przyciskała Milę do ściany, lecz gdy zauważyła Edlin, natychmiast ją puściła i zacmokała.
- No proszę, kolejny mutant...
Nagle pobladła, tak jak reszta jej towarzyszy. Edlin odwróciła się i ujrzała Doriana z gniewnym grymasem na twarzy. Podszedł do dziewczyny, która skuliła się przerażona.
- Jeszcze raz tak ją nazwiesz, to się zdenerwuję, rozumiesz? - syknął wściekły. - Zostaw Milę w spokoju, a jeśli masz jakiś problem do jasnych włosów to śmiało, powiedz mi, co o nich myślisz.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zrobiła krok w tył, jakby chcąc uciec. Dorian złapał Milę za rękę i pociągnął ją za sobą, wymijając grupkę zaskoczonych dzieci. Edlin odetchnęła, wściekła na całą tę sytuację i ruszyła za Dorianem. Szli w ciszy, podążając korytarzami za Milą, która dreptała powoli ze spuszczonym wzrokiem, aż w końcu dotarli do szerokiego pomieszczenia. Na jednej ze ścian znajdowało się wejście przesłonięte materiałem. Mila podeszła do niewielkiego wgłębienia w skale, a następnie stanęła przed Edlin, wręczając jej krzywo zszyty ręcznik oraz małą buteleczkę z jakimś gęstym płynem.
- Tym umyj włosy. - powiedziała cicho, a następnie cofnęła się w kąt.
Edlin westchnęła, współczując dziewczynce. Nie dość, że jest prześladowana, to teraz jeszcze martwi się tym, że Dorian był tego świadkiem. Spojrzała na Milę, która wpatrywała się w swoje buty, a następnie ruszyła w stronę białego materiału. Nagle Dorian stanął jej na drodze i zacisnął dłoń na jej przedramieniu.
- Poczekam tu na ciebie. Nie śpiesz się. - powiedział ze sztuczną radością. - I pogadam z małą o tym, co się stało. - dodał szeptem tak, żeby Mila nie słyszała.
Edlin skinęła głową i podeszła do wejścia, czując ciepło i przyjemny zapach kąpieli. Uśmiechnęła się odruchowo. Nareszcie się umyje.
Gdy tylko odgarnęła materiał, uderzyła w nią fala gorącej pary. Weszła do niewielkiego pomieszczenia i rozejrzała się, a następnie położyła ręcznik obok sporej, okrągłej wanny, która była wydrążona w podłodze. Rozebrała się szybko, kątem oka dostrzegając pęknięte lustro. Potrząsnęła głową. Później się przejrzy, jak już będzie czysta. Weszła powoli do gorącej wody, która wydawała się palić jej palce u stóp i resztę zmarzniętego ciała. Bolało tak, jakby małe igiełki wbijały się w jej skórę. Edlin westchnęła, a następnie zanurzyła się cała, aż po brodę. Odetchnęła głęboko jakimś ziołowym zapachem, zamykając oczy. Trwała w bezruchu, pozwalając sobie na chwilę spokoju i odpoczynku od problemów oraz tego całego stresu, który opuszczał z każdym wydechem jej mięśnie i umysł. Teraz te wszystkie przygody z Gayah i innymi śmiertelnymi zagrożeniami wydawały się dziwnie nieistotne oraz błahe. Edlin czuła, że mogłaby zabić setki stworów gołymi rękami. Nagle przypomniało jej się to obce uczucie, towarzyszące mordowaniu. Ta moc i niezniszczalność. Nigdy nie doznała czegoś takiego i na moment przez jej umysł przemknął skurcz strachu. A co, jeśli zamienia się w potwora, za którego wszyscy ją mają? Jeśli zacznie zabijać, nie kontrolując się? Odetchnęła głęboko, obiecując sobie, że powie o tym Dorianowi.
Otworzyła oczy i ujrzała coś małego, płynącego leniwie w jej stronę. Wyciągnęła dłoń i złapała, jak się okazało, żółty kwiatek. Ten sam, z którego Ksen zrobił lek. Uśmiechnęła się szeroko, wypuszczając roślinę spomiędzy palców. Jest szansa, że jej rana zagoi się szybciej. Spojrzała przelotnie na swoje ramię i zauważyła, że brzegi ugryzienia robią się białe. Czyli lek działa. Ponownie zamknęła oczy, a następnie zanurzyła się całkowicie w gorącej wodzie. Wszystkie odgłosy życia w jaskini zniknęły pod powierzchnią wody, ustępując cichemu szumowi. Po dłuższej chwili wynurzyła się i sięgnęła po buteleczkę z dziwnym płynem. Wylała na dłoń zimny szampon, a następnie umyła włosy. Gdy już doprowadziła się do ładu, niechętnie wyszła z gorącej kąpieli i zawinęła się w ręcznik. Zauważyła kątem oka, że w łazience pojawiły się świeże ciuchy oraz bielizna. Oblała się rumieńcem na myśl, że ktoś tu był, kiedy ona siedziała w wannie. Ubrała się szybko, a następnie podeszła do pękniętego lustra. Odetchnęła głęboko, po czym przetarła parę z zimnej powierzchni.
Ujrzała swoją wychudzoną twarz i fioletowe oczy. Tym razem nie wydawały się tak złe, jak wcześniej. Nie były aż tak brzydkie i okropne. Edlin uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się dołeczki. Stała przy lustrze kilka minut, dokładnie oglądając swoją twarz. Chciała zapamiętać jak najwięcej szczegółów, bo nie wiedziała, kiedy znowu będzie mogła się przejrzeć. Po dłuższej chwili odetchnęła głęboko i przeczesała włosy, a następnie splotła je w krótki warkocz. Tak jak nauczyła ją Cerdia. Uśmiechnęła się na myśl o starszej kobiecie, po czym zebrała swoje rzeczy i wyszła z łazienki.
Oczekiwała, że Dorian będzie na nią czekać tak, jak obiecał, lecz pokój był pusty. Rozejrzała się niepewnie, szukając jakiegokolwiek śladu życia.
- Dori...?
Odpowiedziała jej cisza, która po chwili została zakłócona przez jakieś odległe uderzenie. Edlin spojrzała w kierunku ciasnego korytarza oświetlonego ubogo kilkoma pochodniami. Dopiero teraz go zauważyła. Odłożyła swoje rzeczy do wnęki w skale, z której Mila wyjęła dla niej ręcznik, a następnie ruszyła w stronę wąskiego przejścia. Szła niepewnie w kierunku coraz częstszych i głośniejszych uderzeń, aż w końcu dotarła do większego pokoju. Podeszła powoli do materiału przesłaniającego wejście do kolejnego pomieszczenia i odsunęła go delikatnie. Uderzył ją zapach zgnilizny i krwi. Zapach śmierci. Zdusiła w sobie obrzydzenie, po czym rozejrzała się po pokoju. Kilka osób stało pochylonych nad jakimś ciałem z nożami w dłoniach. Edlin przyjrzała się dokładniej i rozpoznała Silę, dziewczynę, która przyciskała Milę do ściany. Nagle Sila podniosła głowę, wbijając zaskoczony wzrok w Edlin, a następnie ruszyła w jej stronę. Edlin chciała uciekać, lecz coś zacisnęło się na jej przedramieniu. Została przyszpilona do ściany. Spojrzała na nóż znajdujący się niebezpiecznie blisko jej gardła. Metal ociekał granatową krwią Gayah.
- I po coś tu przyłaziła, hm!? Myślisz, że jesteś gościem i możesz wszystko!? - warknęła Sila.
- O co ci chodzi? Uspokój się!
- Nie mów mi, co mam robić, śmieciu! Od kiedy mutanty rządzą ludźmi!? - krzyknęła, przyciskając nóż do skóry Edlin. - Nawet nie wiesz, jakie to jest frustrujące. Wyobraź sobie, że nagle jakiś stwór pojawia się w twoim domu, a ty nie możesz go zabić. Chore.
Pozostałe dzieci wyglądały z pokoju z zaciekawieniem. Na ich brudnych twarzach wymalowana była satysfakcja i cicha radość. Edlin czuła swoje serce uderzające szybko w żebra. Musiała się uwolnić, chociaż spróbować.
- O co ci chodzi? - powtórzyła pytanie, udając spokój.
- Och, już ci mówię. - syknęła Sila. - Nie powinno cię tu być, rozumiesz? Gadaj, ile widziałaś!
- Nic. - odparła drżącym głosem Edlin. - Jedyne co widzę, to krew Gayah na twoim nożu. Wy je zjadacie? Tara o tym wie?
Na twarzy Sili pojawiło się przerażenie, które natychmiast ukryła.
- Czyli nie. Ach, już wiem. Wy na nich eksperymentujecie...
- Właściwe to badamy ich ciała... - wtrąciła jakaś dziewczyna, która natychmiast zamilkła spiorunowana wściekłym spojrzeniem Sili.
Edlin uśmiechnęła się podle, lecz nóż wbijający się w jej gardło skutecznie pozbawił ją radości z odkrytego sekretu.
- Nikomu o tym nie powiesz. Jeśli ktoś się dowie, twój chłopak zginie, rozumiesz? Przydarzy mu się jakiś wypadek. Może się utopi... Coś się wymyśli. - wysyczała jej do ucha Sila, a następnie odsunęła się gwałtownie i popchnęła Edlin w stronę korytarza. - Wynoś się i nie wracaj. Najlepiej zniknij albo zdechnij.
Edlin odeszła powoli, czując na plecach nienawistne spojrzenia. Gdy tylko skręciła i zniknęła z oczu tym chorym dzieciom, rzuciła się do panicznej ucieczki. Sama nie wiedziała jak, ale dotarła bezbłędnie do ogromnej sali pełnej zdziwionych jej zachowaniem dzieci. Po chwili wbiegła do pokoju, w którym tymczasowo mieszkała z Dorianem i oparła się plecami o ścianę obok wejścia. Zamknęła oczy, pozwalając kilku łzom spłynąć po policzkach.
- Edi, co ci jest? Co się stało? - spytał przerażony Dorian. - Wszystko dobrze?
Nie odpowiedziała. Musiała wszystko przemyśleć. Usiadła na łóżku i przytuliła się do Doriana, oddychając głęboko. Chciała mu powiedzieć, ale nie mogła. Potrzebowała się wyżalić i opowiedzieć komuś o tym, co się stało, lecz strach był silniejszy. Zacisnęła pięści na myśl, że dała się zastraszyć grupce dzieci. Ona, dorosła i bardziej doświadczona od nich.
- Edlin, co się stało? - powtórzył pytanie, coraz bardziej zdenerwowany. - Czy to jest krew Gayah!? - wskazał na niebieską plamę na koszulce Edlin.
- Tak, ale więcej nie mogę powiedzieć.
- Mów w tej chwili!
- Nie. - powiedziała stanowczo, krzyżując ręce na piersi. - Jak ktoś się dowie, to cię zabiją.
- Och... Cóż, nie pierwszy raz ktoś mi grozi. - prychnął. - No mów.
Edlin odetchnęła głęboko, a następnie spojrzała Dorianowi w oczy.
- Serio chcesz wiedzieć? - spróbowała uniknąć opowieści, lecz wiedziała, że to nic nie da.
- Serio.
Powiedziała mu wszystko ze szczegółami, a gdy skończyła, nastąpiła nieprzyjemna cisza. Dorian wpatrywał się w plecaki leżące pod ścianą, najpewniej układając sobie te wszystkie informacje, a Edlin oglądała niecierpliwe swoje, wyjątkowo czyste paznokcie. Czekała, aż Dorian coś powie, a każda sekunda ciszy była dla niej męczarnią.
- Te dzieci są mroczne. - powiedział w końcu. - Nie uważasz, że to trochę straszne? Robią sekcje Gayah w tajemnicy przed Tarą.
- Ale nie powiesz jej, prawda? Przecież cię zabiją...
- Niech tylko spróbują. Niech tylko tkną mnie albo ciebie, to pożałują. - syknął. - Tara musi się o tym dowiedzieć...
- Nie! - krzyknęła przerażona Edlin. - Nie mów jej tego!
W tym momencie do pokoju weszła Tara, patrząc na nich podejrzliwie.
- O czym mam się nie dowiedzieć? - spytała stanowczo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top