~3~
Została obudzona gwałtownym szarpnięciem za ramię. Zaspana rozejrzała się powoli, lecz szybko rozbudziła się i podparła na łokciu. Obok kucał blondyn, a jego dłoń spoczywała na jej barku.
- Co ty robisz?! - krzyknęła, zrzucając jego rękę.
- Próbuję cię obudzić! Musisz uciekać! - powiedział szybko drżącym głosem.
Nie wiedziała, czy to przez strach, czy przez inne emocje, ale coś podpowiadało jej, że chłopak nie żartuje. Chciała się podnieść, lecz prawie paraliżujący ból owinął się wokół jej łydki i zaczął błyskawicznie piąć się w górę nogi.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mam rozszarpaną nogę! - warknęła, coraz bardziej przerażona.
Nic nie odpowiedział. Szybkim ruchem odrzucił koc na bok, a jej oczom ukazał się przesiąknięty krwią bandaż, który chłopak wcześniej owinął wokół jej łydki. Niegdyś biały materiał przykleił się do rany. Blondyn westchnął głośno i zrzucił plecak z ramienia. Chwilę mu to zajęło, lecz w końcu wyjął strzykawkę z mętną mazią.
- O nie! - szepnęła i przerażona spojrzała na długą igłę - Co ty chcesz zrobić?!
Błyskawicznie wbił cienki metal w jej nogę, po czym wstrzyknął lek idealnie w ranę. W momencie, gdy igła zagłębiła się w mięśnie, całe jej ciało przeszła fala bólu. Następnie wszystko zniknęło. Pozostało tylko zdziwienie i szok. Dziewczyna przyglądała się swojej łydce z niedowierzaniem. Przecież to nie było możliwe. Delikatnie wyciągnęła dłoń i ostrożnie dotknęła brzegu rany, która przybrała białawy kolor.
Z zadumy wyrwało ją kolejne szarpnięcie, tym razem w górę. Chłopak szybkim ruchem postawił ją na nogi i rzucił jej plecak, z którym podróżowała do tej pory. Zwinnie go złapała i założyła. Spojrzała na blondyna, a on wskazał drzwi.
- Idź za Greè! - powiedział, a dziewczyna skinęła i ruszyła w stronę pumy, która czekała przy wyjściu.
Zwierzę wyprowadziło ją z niewielkiego, szarego budynku i ruszyło w gąszcz. Wkrótce zaczęły biec. Ogromny kot z łatwością pokonywał wąskie przejścia pomiędzy zielonymi zaroślami, jednak dziewczyna co chwila zaplątywała się w jakieś liany. Potykała się o kamienie i wystające korzenie. Wieczorna cisza niosła odgłos ich kroków, gdy biegły po miedzianym podłożu lasu. Ostatnie promienie słońca przebijały się gdzieniegdzie przez gęste korony drzew, a pomiędzy niższymi krzewami panował półmrok ozdobiony pomarańczowymi refleksami.
Szybko opadały z sił, lecz mimo to puma wytrwale parła naprzód, lekceważąc trudny teren. Dziewczyna starała się za nią nadążyć. W pewnym momencie myślała, żeby położyć się na miękkiej trawie porastającej brzegi miedzianej powłoki i po prostu się poddać, jednak przetrwała chwilę słabości, a nogi same ją niosły. Nie odczuwała już bólu związanego z tym, że ostatnio nie używała tych mięśni. Wiedziała, że nie upiecze się jej i dopadną ją silne zakwasy. Ale to nastąpi za jakiś czas. Teraz liczył się ten moment i ta chwila. Nie miała pojęcia, przed czym ucieka, lecz zatrzymanie się na pewno źle by się skończyło.
Nagle wszystkim dookoła wstrząsnął potężny wybuch. Dziewczyna upadła, a jej twarz uderzyła o metalową powierzchnię. Jej czoło eksplodowało bólem. Syknęła wściekła i szybko podniosła się na łokciach. Greè chciała dobrze, lecz zamiast pomóc jej wstać, popchnęła dziewczynę w tył. Mimo wszystko, ta utrzymała równowagę i obrzuciła pumę groźnym spojrzeniem. Zwierzę zjeżyło sierść na karku i obnażyło szkliste kły. Następnie rzuciło się do przodu, a z gardła dziewczyny wyrwał się dziki wrzask. Przykucnęła szybko, starając się uniknąć ataku, który nie nastąpił.
Usłyszała warknięcia i metaliczne pomruki. Ostrożnie podniosła wzrok i odwróciła się. Greè przyszpiliła do ziemi ogromnego wilka i bezwzględnie wgryzała się w jego krtań. Umierająca bestia wiła się i skamlała, lecz puma trzymała przeciwnika mocno i ani myślała rozluźnić uścisk. Silne łapy pokryte niegdyś białym futrem, cięły powietrze ostrymi pazurami, lecz w końcu czerwone ślepia zgasły.
Greè stanęła nad ciałem i zaciekawiona wpatrywała się w dziewczynę. Ta podeszła do niej i podrapała zwierzę za uchem.
- Myślałam, że chcesz mnie zabić, wiesz? - powiedziała, czując się dziwnie, mówiąc do zwierzęcia.
Puma wlepiła w nią pytający wzrok. Dziewczyna poczuła się nieswojo i głupio.
- Co ja w ogóle robię? Gadam ze zwierzakiem! - westchnęła, a w tym momencie Greè skoczyła i powaliła ją na plecy, zasypując jej twarz mokrymi, zwierzęcymi całusami.
Zniesmaczona odepchnęła ogromnego kota, po czym wytarła z twarzy ślinę, która spłynęła po kocim języku. Następnie podeszła do ciała wilka. Z jego lewej tylnej nogi pozostały tylko kawałki mięsa przyczepionego do metalowego szkieletu, a z rany na szyi sączyła się czarna maź. Białe futro było poszarpane i osmolone. Bestia miała otwarte szczęki, z których wylewała się krwawa ślina, a oczy nieobecnie wpatrywały się w roślinność rosnącą nieopodal. Dziewczyna szturchnęła martwe cielsko czubkiem buta. Nagle wilk poruszył się gwałtownie, a ona odskoczyła.
Przerażenie objęło i ścisnęło jej serce. Wstrzymała oddech, czując, jak krew szybciej krąży w jej organiźmie. Bestia już się nie poruszyła, więc doszła do wniosku, że to był jakiś odruch pośmiertny. Greè bez chwili wahania podbiegła do ciała i zaczęła bawić się śrubkami, które odpadły. Przegryzała kable i przewody oraz tarmosiła zniszczone futro. Mięsa nie tknęła. Interesowała ją tylko zabawa. Goniła uciekające uszczelki i inne ruchome elementy, które były na tyle interesujące, by poświęcić im czas.
Dziewczyna doszła do wniosku, że skoro czujna Puma oddaje się rozrywce, to znaczy, że jest względnie bezpiecznie. Usiadła ciężko na zgniecionej podczas zamieszania trawie i zaczęła skubać jej źdźbła, przyglądając się Greè, która aktualnie mocowała się z metalowymi resztkami lewej łapy wilka. Jej powieki stawały się coraz cięższe, lecz ona nie miała odwagi poddać się senności. Coś jeszcze mogło zaatakować.
W końcu zaczęło zmierzchać. Siedziała na sporym kamieniu i wpatrywała się w maleńkie mrówki przechodzące pomiędzy patyczkami i ziarnkami piasku. Niosły niewielkie kawałki liści i innych owadów. Zmierzały w stronę odległego domu, niestrudzenie pokonując przeciwności losu. Wspinały się wytrwale po wysokich źdźbłach trawy, często zwisając z nich do góry nogami.
Robiło się coraz ciemniej, więc wypatrzenie małych robaczków pośród szarzejących roślin stało się zbyt trudne. Dziewczyna zrezygnowała z tej formy rozrywki i pogrążyła się w myślach. Nie trwało to długo, ponieważ wieczorną ciszę przerwał szelest krzaków. Zerwała się na równe nogi, gotowa na atak kolejnego wilka, choć wiedziała, że nie ma z nim szans.
Ku jej zdziwieniu, wilk się nie pojawił. Zamiast tego do wydeptanego kręgu trawy wszedł blondyn. Jego twarz była brudna, a włosy rozczochrane. Przez ramię przerzucił spore cielsko. Okazało się, że to coś w rodzaju sarny. Zgiął się w bok, a martwe zwierzę opadło na ziemię, uderzając bezwładną głową o metal porośnięty trawą. Uśmiechnął się dumnie, odsłaniając równe zęby, a następnie odwrócił się i zniknął w gęstwinie.
Po dłuższej chwili wrócił i upuścił na ziemię stos suchych gałęzi. Dziewczyna sięgnęła po plecak i wyjęła z niego nóż. Uklękła przy sarnie i już miała wbić ostrze w mięśnie na jej karku, jednak powstrzymał ją jego głos.
- Nie! Nie wbijaj go tam! Uszkodzisz przewody i kwas zniszczy mięso! - krzyknął.
Przewróciła oczami i wyciągnęła dłoń z bronią w jego stronę.
- To może sam to zrobisz, hm? - spytała, a chłopak wziął od niej nóż i chwilę ważył go w dłoni.
- Dobrze wykonany. - mruknął w zamyśleniu. - Idealnie wyważony!
- Nie będziesz z nikim walczył! Po prostu zrób coś do jedzenia! - warknęła, z trudem powstrzymując się przed dodaniem jakiegoś wyzwiska.
Była zmęczona, chciała tylko coś zjeść i iść spać. Nie miała ochoty słuchać jego mądrości na temat noży. Powoli zaczynała odczuwać efekty wykańczającego biegu, a tępy ból zaczął pulsować w jej nogach.
Chłopak bez słowa wziął się do roboty. W ciszy odkrawał części skóry pokrytej ciemnym futrem. Usiadła ciężko i sięgnęła po kilka małych gałązek, a następnie ustawiła je w niewielki stożek i przykryła większymi. Wzięła krzesiwo, które dał jej blondyn. Narastała w niej wściekłość. Tak bardzo chciała odpocząć...
Energicznie uderzyła o siebie dwoma kamykami, a jasna iskra szybko podpaliła suche drewno. Za szybko. Dziewczyna gwałtownie skoczyła w tył. Uderzyła w coś plecami, po czym usłyszała głośne przekleństwo. Momentalnie poczuła swąd palonego ciała.
- Popchnęłaś mnie i...
- I przeciąłeś wężyk ze żrącym płynem. Życie. - przerwała mu, zanim zaczął krzyczeć, nie wiedząc skąd ma w sobie energię na takie coś.
- Bawi cię to?!
- Możliwe. - wzruszyła ramionami.
Z jednej strony to, jak się denerwował, sprawiało jej przyjemność. Mimo to doskonale wiedziała, że właśnie zaprzepaściła pyszną i sycącą kolację. Nie potrafiła zrozumieć, co takiego nie odpowiada jej w tym chłopaku. Był miły i towarzyski, ale coś wyprowadzało ją z równowagi. Już wcześniej o tym myślała. Podświadomie czuła, iż ich drogi tak szybko się nie rozejdą. Odnosiła wrażenie, że będzie musiała go znosić, aż do Doliny Starożytnych, jednak rozmyślanie na temat podróży odłożyła na później.
Twarz blondyna była czerwona ze złości. Wziął kilka głębokich wdechów i zawołał Pumę. Cicho i spokojnie wydał jej polecenie, a po chwili zwierzę zniknęło w ciemnych zaroślach. Zostali sami. Wpatrywał się w nią, a ona w niego. Jego źrenice były wąskie, a oddech szybki.
- Nawet nie wiesz, ile wysiłku mnie to kosztuje. – syknął.
- Co?
- To, żeby na ciebie nie nawrzeszczeć.
- A krzycz sobie do woli. - prychnęła lekceważąco.
Wstrzymał oddech i zacisnął pięści. Była gotowa na kłótnię. Układała sobie w głowie cięte riposty i wszystkie ewentualne scenariusze, jednak nic się nie stało. Nocną ciszę urozmaicał tylko trzask ognia. Chłopak energicznie usiadł i przyglądał się skaczącym płomieniom. Wzruszyła ramionami i zrobiła to co on.
Greè wróciła po jakimś czasie, a w pysku trzymała bezwładnie zwisającą sowę. Blondyn zawołał ją, po czym odebrał od niej zwierzynę. Niespodziewanie rzucił ptakiem w ogień, a wijące się, płomienne języki zaczęły trawić szare pióra. Dziewczyna zerwała się z miejsca.
- Co ty robisz, kretynie!? - krzyknęła.
- Przygotowuję posiłek. Nie widać?
- No nie bardzo! - powiedziała wściekła i wyciągnęła rękę w stronę płonącej sowy, chcąc ją wyjąć z ogniska.
- Zostaw! - warknął, a dziewczyna momentalnie cofnęła dłoń i z groźnym pomrukiem usiadła na trawie.
Nie pozostało jej nic, jak siedzieć i czekać na efekt kulinarnych wyczynów blondyna. Z czasem jej emocje opadły. Zamyślona wpatrywała się w ognisko. Podniosła wzrok, gdy chłopak wstał nagle i wyjął z plecaka krótką rurkę, po czym zbliżył się do ogniska. Wycelował kawałkiem metalu w przypieczoną sowę.
Nagle z rurki wyskoczyło długie ostrze włóczni, które z cichym chrzęstem wbiło się w metalowy szkielet. Uniósł skwierczący kawałek stali, oblepiony ciemnym, pachnącym mięsem. Posłał dziewczynie dumne spojrzenie, po czym zamachnął się w bok, a sowa zsunęła się z ostrza i spadła na trawę nieopodal ogniska. Następnie złożył broń, która znów przypominała niepozorny kawałek metalu. Schował rurkę do plecaka i usiadł obok ogniska.
Gdy posiłek nieco ostygł, dziewczyna sięgnęła po udko. Było na nim najwięcej do zjedzenia. Zachłannie wbiła zęby w aromatyczne mięso. Nagle rozległ się głuchy, metaliczny dźwięk. Warstwa mięśni okazała się cieńsza niż myślała, więc uderzyła zębami o szkielet sowy. Zaklęła cicho, lekceważąc drwiący uśmiech chłopaka. Spróbowała jeszcze raz, lecz tym razem była ostrożniejsza. Napełniwszy żołądek, sięgnęła po śpiwór. Rozłożyła go na miękkiej trawie, po czym wpełzła do środka. Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy.
- Idziesz spać? - spytał, a ona wydała z siebie nerwowy pomruk.
- Nie, po prostu chcę ci pokazać mój śpiwór...
- Dobranoc.
- Taa... - ziewnęła od niechcenia, a następnie zasnęła, ciesząc się, że w końcu nie będzie musiała słuchać jego głosu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top