~28~
Jej wrzask zlał się z gromem rozdzierającym niebo. Usiadła gwałtownie i zamrugała kilkakrotnie. Była w takim szoku, że dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że pada deszcz. Równomierne, pospieszne bębnienie kropel o ziemię działało uspokajająco na jej nadwyrężoną psychikę. Znajdowała się pod jakimś skalnym nawisem. Co ona tu robi? Po chwili rozmyślań doszła do wniosku, że Dorian musiał ją tu przywieźć, gdy spała. W sumie to nawet lepiej. Wolałaby nie obudzić się na tej chorej polanie.
Rozejrzała się i napotkała błękitne oczy wpatrzone w nią z niepokojem i ciekawością. Wyciągnęła rękę do Greè, która wystrzeliła przed siebie i wtuliła się w szyję dziewczyny. Edlin przytuliła mocno Pumę, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Potrzebowała czyjegoś towarzystwa, a Greè niewątpliwie takowe zapewniała.
- Mogę ci się wyżalić, hm? - spytała cicho, a Puma spojrzała na nią z ciekawością i zrozumieniem, po czym polizała Edlin swoim miękkim językiem po twarzy.
- Nie wiem, czy zrozumiesz. - powiedziała Edlin i pociągnęła nosem, a Greè poruszyła się niecierpliwie w miejscu. - Ja już dłużej nie mogę. Nie chcę żyć, bo to nie ma sensu, wiesz?
Puma przekrzywiła łeb i poruszyła uszami. Następnie położyła się Edlin na kolanach i ziewnęła przeciągle, a dziewczyna spojrzała na duże łapy i westchnęła.
- Jak myślisz, ile czasu... - szepnęła Edlin, biorąc do rąk jedną z łap Pumy i oglądając błękitne, długie pazury. - Och... Nad czym ja się zastanawiam. Przecież mogłabyś mnie zabić bez zmrużenia tych swoich ślicznych oczek. - postukała Greè po nosie i uśmiechnęła się słabo. - Poza tym nie mogłabym cię prosić o coś takiego, prawda?
Westchnęła głęboko i spojrzała na zalany deszczem las. Tysiące maleńkich kręgów zakrywały taflę sporego jeziora, a szum kropel niósł ze sobą przyjemne orzeźwienie. Greè prychnęła przez sen i mlasnęła cicho, oblizując nos.
- To wszystko nie ma sensu. - westchnęła, drapiąc Pumę za uchem. - Muszę to skoczyć. Uwolnić ciebie i Doriana ode mnie, wiesz? - mówiła do Greè, nie mogąc poradzić sobie z ciszą, chociaż ta spała. Musiała do kogoś mówić.
Nagle jakiś hałas rozległ się gdzieś po prawej, a Edlin spojrzała przerażona w tamtą stronę i ujrzała Doriana. Uśmiechnęłaby się na jego widok, lecz zauważyła jego wyraz twarzy. Był wściekły. Zmarszczył gniewnie brwi i błyskawicznie podszedł do skały. Schylił się i wszedł pod nawis, a następnie usiadł naprzeciwko Edlin, łapiąc ją za ramiona.
- Jeszcze jedno takie słowo... - syknął i wymierzył w nią palec wskazujący. - Jeszcze raz tak o sobie powiesz...
- To co mi zrobisz? - przerwała mu, unosząc brwi. - Zabijesz mnie? Śmiało! Wyświadczysz i sobie, i mi ogromną przysługę.
Czekała na wybuch. Na wrzask. Jednak nic się nie stało. Dorian patrzył na nią smutnym wzrokiem, a woda spływała po jego jasnych włosach, które opadły mu na czoło. Spuścił wzrok i westchnął głęboko.
- Jeśli sobie coś zrobisz, to wiedz, że zrobię to samo. - powiedział cicho.
- Co ty głupi jesteś, czy co!? - spytała Edlin i skrzyżowała ręce na piersi, zaskoczona jego słowami.
- Ja... - spojrzał jej w oczy, a następnie odwrócił wzrok, przygryzając dolną wargę. - Ach... Nieważne.
Wstał i poszedł w stronę, z której przyszedł. Schylił się po niewielki stos gałęzi, które najpewniej kilkanaście sekund temu były suche. Rzucił niedbale drewno pod nawis i usiadł zrezygnowany, bokiem do Edlin, po czym zaczął skubać nerwowo trawę, spoglądając beznamiętnie na swoje palce. Jedną dłoń miał owiniętą lekko zakrwawionym bandażem.
Edlin delikatnie zdjęła Greè z kolan, a Puma mlasnęła zniesmaczona przez sen. Dziewczyna przysunęła się do Doriana i ostrożnie wzięła jego ranną dłoń. Spojrzał na nią zaskoczony, lecz nic nie powiedział. Ponownie wbił wzrok w trawę i westchnął.
- Znowu mi się to śniło... Te ptaki. - powiedziała cicho, a chłopak spojrzał na nią wystraszony.
- Ale... - uderzył się zdrową dłonią w czoło. - Niepotrzebnie cię zostawiałem! Jakbym tu był, to... Jaki ze mnie kretyn!
- Uspokój się! Nic się nie stało. Nawet lepiej, że byłam sama.
- To znaczy? - spytał, unosząc brew.
- Jakoś to przetrwałam. Poradziłam sobie. A gdybyś tu był, to znowu bym się poddała...
- Masz na myśli płacz? - przerwał jej i uniósł jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy. – Oj, Edi, przecież nie ma w tym nic złego.
- Dla mnie jest. - odparła niechętnie. - To słabość...
- A ty chcesz wszystkim naokoło udowodnić, jaka jesteś silna. Rozumiem to. - skinął głową i uśmiechnął się słabo. - Ale przy mnie nie musisz udawać.
- Ale...
- Nie ma żadnych "ale", Edi. - nie pozwolił jej dokończyć, po czym otarł kciukiem łzę, która spłynęła po policzku Edlin.
Przysunął się bliżej. Nastąpiła krótka chwila, w której wszystko zamarło. Edlin poczuła dreszcz na plecach i mocniej ścisnęła dłoń Doriana, który spoglądał niepewnie na jej usta, jakby się przed czymś wahając. Blond włosy opadały mu na czoło, a drobne kropelki wody spływały po jego twarzy. Edlin ostrożnie odgarnęła jasne kosmyki i zatrzymała dłoń na policzku chłopaka, czekając na to, co się stanie.
Ich usta dzieliły milimetry. Jego nerwowy oddech muskał delikatnie jej wargi, a Edlin czuła, jak mocniej zaciska palce na jej dłoni i odwzajemniła ten gest. Po krótkiej chwili zamknęła oczy i przysunęła się bliżej Doriana, unosząc nieco głowę
I wtedy ogromna błyskawica rozcięła niebo, a głośny grzmot poniósł się echem po skąpanym w deszczu lesie. Edlin drgnęła niespokojnie i otworzyła oczy, a wszystko znów było zimne i nieprzyjemne. Zaczął wiać chłodny wiatr. Poczuła, że Dorian uwalnia dłoń z jej uścisku i odsuwa się pospiesznie. Spojrzała w miodowe tęczówki pełne zakłopotania.
- To... uhm... przepraszam. - powiedział niepewnie, po czym odwrócił wzrok i zaczął się gorączkowo rozglądać.
- Może... rozpalisz ogień? - zaproponowała, próbując ukryć zakłopotanie.
- Tak! To dobry pomysł! - odparł i pstryknął palcami, a następnie całkowicie skupił się na rozpalaniu ognia z mokrych gałęzi.
Edlin westchnęła i niechętnie sięgnęła po torbę z jedzeniem. Wysypała całą zawartość i zaczęła wybierać jakieś warzywa. Nie potrafiła skupić się na przyrządzaniu posiłku, co chwila spoglądając ukradkiem na Doriana, który bez zapału próbował rozpalić ogień. Westchnął głęboko i oparł czoło na dłoni, kręcąc głową.
- Idiota... Głupi kretyn... - szeptał, ale nie dość cicho.
- Ymm... Wiesz, że cię słyszę?
Podniósł gwałtownie głowę i spojrzał zaskoczony na Edlin. Zamknął oczy i wypuścił powietrze z płuc.
- Powiedz mi. Dlaczego muszę być takim idiotą?
Edlin odłożyła nóż i warzywo, które akurat kroiła, a następnie przysunęła się do Doriana, po czym złapała go za rękę i oparła się o jego ramię.
- Nie jesteś idiotą, Dori. - powiedziała cicho.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy uświadomiła sobie, co powiedziała. Dorian drgnął niespokojnie. Chciała się od niego odsunąć, lecz chłopak objął ją ramieniem i oparł czoło o jej skroń.
- Nie przeszkadza mi to. - szepnął, a Edlin odetchnęła głęboko i odsunęła się od niego.
- Muszę dokończyć...
- Nic nie musisz. - przerwał jej, ponownie ją do siebie przyciągając. - Chodź tutaj...
Nie miała ani siły, ani ochoty z nim walczyć, więc po prostu wtuliła się w jego ramiona, czując jakieś niezrozumiałe zakłopotanie, lecz spróbowała to zignorować. Obecność Doriana była uspokajająca i całkiem przyjemna, co bardzo ułatwiało jej odcięcie się od niepewności.
Spojrzała w stronę jeziora i zmarszczyła brwi. Jakaś zgarbiona postać siedziała na brzegu, w pobliżu trzciny. Nagle stwór skoczył i zniknął pod powierzchnią wody, a Edlin z trudem opanowała wrzask. To był Wodoskóry.
~*~
Słońce leniwie wznosiło się w górę, ponad drzewa. Przestało padać. Było niewyobrażalnie cicho i spokojnie. Pomiędzy pniami drzew snuła się biała mgła, a delikatna rosa pokryła wszystko w lesie.
- Kretyńska rosa!
Edlin otworzyła oczy i spojrzała na Doriana, który usiłował pozbyć się kropelek ze śpiwora. Roztarł je dłonią, co spowodowało u niego jeszcze większą furię, ponieważ woda wsiąkła w materiał. Wstał rozzłoszczony i uderzył głową o niski nawis, pod którym znajdował się ich obóz, a następnie nadepnął niechcący Greè na ogon. Puma syknęła wściekle i podpełzła pod stos gałęzi, z których miało powstać ognisko. Edlin przyglądała się temu wszystkiemu z zainteresowaniem.
- Chodzi o wczoraj? - spytała, a Dorian odwrócił się i spojrzał na nią, po czym westchnął i usiadł na mokrym śpiworze, chowając twarz w dłoniach.
- Tak, chodzi o wczoraj. - przyznał. - Zachowałem się jak idiota.
- Przeżywasz to, jakby nie wiadomo, co się stało. - prychnęła, próbując ukryć własne zakłopotanie.
- Po prostu dużo o tym myślałem.
- Ty!? Myślałeś!? - Edlin zaczęła klaskać. - No proszę, rozwijasz się!
Dorian spojrzał na nią spomiędzy palców, próbując wyglądać na wściekłego.
- Nieśmieszne. Wcale.
- Tak, tak. Masz rację, geniuszu.
- Ha! Geniusz! - uśmiechnął się dumnie, po czym nachylił się do torby z jedzeniem. - Masz, zjedz coś.
Rzucił w Edlin czymś okrągłym, a ta złapała to zwinnie.
- Pomarańcza! - krzyknęła, po czym cisnęła owocem w ziemię i odsunęła się urażona. - Jak mogłeś!?
- Jakoś tak mi się wzięło. - powiedział Dorian, a następnie uśmiechnął się podle i sięgnął po pomarańczę. - No, masz szczęcie, że jest cała.
- To ty masz szczęście, że jeszcze żyjesz.
- Grozisz mi? - spytał, po czym uniósł brwi i zaczął obierać owoc.
Edlin przewróciła oczami i wygramoliła się ze śpiwora. Przeciągnęła się i przetarła twarz, a następnie spojrzała w bok. Zamarła, gdy ujrzała swoje odbicie w ogromnej kałuży. Patrzyła na siebie tylko ułamek sekundy, lecz obraz wychudłej twarzy pozostał nawet wtedy, gdy zamknęła oczy.
Odetchnęła głęboko, starając się odepchnąć od siebie dziewczynę z zapadniętymi policzkami i fioletowymi oczami, które tego dnia miały wyjątkowo intensywną barwę. Poczuła, że Dorian przysuwa się do niej, więc otworzyła oczy. Chłopak wpatrywał się w nią z zainteresowaniem, przeżuwając cząstkę pomarańczy.
- O co ci znowu chodzi? - spytał z pełnymi ustami.
- O nic. - odparła szybko.
- Ta, jasne. Mów, co znowu wymyśliłaś?
Edlin westchnęła głęboko i spojrzała z wyrzutem na Doriana.
- Jestem...
- Tak, wiem, jesteś mutantem. - przerwał jej. - Może powiesz mi coś nowego?
Posłała Dorianowi spojrzenie zabójcy, a ten odwrócił wzrok.
- Dobra, przepraszam. - mruknął. - Trochę mnie poniosło.
- No, brawo. Rzeczywiście się rozwijasz, idioto.
Chciał ją przytulić, lecz Edlin odepchnęła go i wstała gwałtownie. Ruszyła w stronę jeziora, zapominając o tym, co wczoraj siedziało na piaszczystym brzegu. Usiadła ciężko i wbiła wzrok w horyzont. Westchnęła głośno, zamykając oczy. Nagle usłyszała kroki i zmarszczyła brwi.
- Czego chcesz? - spytała wściekle.
Dorian usiadł obok niej. Znalazł jakiś patyk i zaczął nim grzebać w piasku, milcząc.
- Przyszedłeś tu, żeby mi przeszkadzać? Daruj sobie. Idź i rozpal ogień.
- Edi, proszę cię... - powiedział cicho, przenosząc na nią wzrok.
- O co!? - krzyknęła. - Żebym przestała cię męczyć swoim gadaniem!? Dobra, tu możemy się rozstać! Pójdę sama do Doliny, a ty będziesz mieć spokój!
- Nie rozumiesz...
- No jasne, że nie rozumiem! W końcu jestem mutantem!
Dorian krzyknął i cisnął kijkiem w stronę jeziora, a ten wpadł do wody z głośnym pluskiem. Chłopak wstał gwałtownie, obrzucając Edlin wściekłym spojrzeniem.
- Ogarnij się! Jesteś normalna! Męczy mnie to, co ze sobą robisz, że niszczysz się od środka przez czyjeś głupie gadanie! Ci ludzie albo nie żyją, albo już o tobie zapomnieli! Mam już dosyć tego, co o sobie mówisz, bo mi na tobie zależy i nie mogę znieść tego, że się ranisz, rozumiesz!? - przeczesał włosy i zamknął oczy. - Wiesz co!? Zobaczę, co u koni, one na pewno na mnie nie nawrzeszczą bez powodu!
Odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę drzew. Edlin została sam na sam ze swoim smutkiem, który teraz był przytłumiony przez szok. Siedziała z szeroko otwartymi ustami, nie rozumiejąc, co się stało. Dopiero po chwili dotarło do niej, co właściwie się wydarzyło. Zrozumiała, że przesadziła. Ukryła twarz w dłoniach i westchnęła głęboko. To wszystko jej wina.
Nagle poczuła czyjś wzrok, przewiercający jej ciało na wylot. Podniosła głowę i spojrzała uważnie na taflę jeziora. Ogromne, czerwone oczy zniknęły pod wodą, gdy tylko je dostrzegła. Edlin wstała powoli, zbyt przerażona, żeby zareagować inaczej. Następnie, niewiele myśląc, pognała ile sił w nogach w stronę lasu. Wpadła pomiędzy drzewa i oparła się o najbliższy pień. Odwróciła się, ciężko dysząc, lecz srebrzysta tafla jeziora pozostała idealnie gładka. Odetchnęła głęboko i ruszyła przed siebie, wpatrując się w trzciny na brzegu. Nagle wpadła na coś twardego. Wrzasnęła przerażona i odskoczyła, a następnie spojrzała w górę, prosto w miodowe oczy.
- Wszystko dobrze? - spytał Dorian, unosząc brwi.
- Tak... znaczy nie...
- Zdecyduj się. - powiedział oschle i skrzyżował ręce na piersi.
- Wodoskóry... - szepnęła, a chłopak zamarł.
- Nie... To niemożliwe! Nie, nie, nie! - spojrzał przerażony na Edlin, a następnie objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. - Nic ci się nie stało? Czemu ja nie myślę!? Czemu cię tam...
- Zamknij się! - przerwała mu. - Żyję, więc nie panikuj! Tylko na mnie patrzył.
Poczuła, jak Dorian wypuszcza powietrze z płuc. Wtuliła się mocniej w jego ramiona, pozwalając, by poczucie bezpieczeństwa rozlało się w jej umyśle.
- Dlaczego ja cię tam zostawiłem...? - mruknął, a Edlin uśmiechnęła się pod nosem.
- Panikujesz.
- Może się o ciebie martwię, hm?
- I tak przesadzasz. - odparła, a chłopak zaśmiał się cicho i pocałował ją niepewnie w czoło, jakby nie wiedział, jak zareaguje. Policzki Edlin zrobiły się niepokojąco ciepłe.
- Może mi powiesz, o co ci dzisiaj chodziło?
Edlin westchnęła głęboko, a obraz jej wychudzonej twarzy znów pojawił się w jej umyśle.
- Po prostu jestem brzydka...
Dorian gwałtownie się od niej odsunął i zmarszczył gniewnie brwi. Zamknął oczy, kręcąc głową, a następnie złapał Edlin za rękę i pociągnął w stronę skalnego nawisu.
- Teraz to już przesadziłaś. Skąd ty to w ogóle wzięłaś, hm?
- Niechcący przejrzałam się w kałuży. - wyznała cicho.
- I to ja przesadzam, tak?
Kluczyli pomiędzy drzewami, aż w końcu zatrzymali się przed tą samą kałużą, której Edlin tak chciała uniknąć. Dorian złapał ją delikatnie za policzki, zmuszając dziewczynę do spojrzenia na swoje odbicie. Zamknęła oczy, gdy tylko ujrzała tą okropną twarz.
- Otwórz je i patrz. - rozkazał.
- Nie?
- Edlin, otwieraj oczy w tej chwili. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, więc nie miała wyboru.
Spojrzała sobie w oczy i z trudem powstrzymała dreszcz obrzydzenia. Przeniosła wzrok na odbicie Doriana, przy którym jej własne wydawało się jeszcze brzydsze.
- Nie patrz na mnie, tylko na siebie.
- Nie chcę. - powiedziała, lecz i tak przeniosła wzrok na swoje żałosne odbicie. - I co? Zadowolony?
- Tak. A teraz słuchaj mnie uważnie. Jesteś piękna... - zamknął oczy, tracąc cierpliwość, ponieważ Edlin przerwała mu pogardliwym prychnięciem. - Popatrz. Te oczy. Są wyjątkowe.
- Yyy, nie. - odparła szorstko. - Są przekleństwem. Nienawidzę ich.
- Dobra, może i są, ale skończ już i mnie posłuchaj.
- Słucham. - prychnęła i uniosła brwi.
- To świetnie. Zobacz, jakie masz kształtne usta albo ładne, proste włosy...
- Ta, włosy są świetne. - przerwała mu z kpiną. - Tu dłuższe, tam krótsze. Idealne.
- A wiesz, co jest najlepsze? - zignorował jej uwagę i mówił dalej. - Dołeczki.
- Dołeczki? - prychnęła pogardliwie. - Co ty znowu wymyśliłeś?
- Robią ci się, jak się uśmiechasz. A robisz to rzadko, więc tym bardziej są wyjątkowe.
- Aha? - uniosła mimowolnie kąciki ust i ujrzała lekkie wgłębienia na policzkach. - Ojej. Rzeczywiście. - szepnęła i dotknęła swojej twarzy – Dobra, koniec. Starczy tego.
Kopnęła najbliższy kamień, a ten wpadł do wody, mącąc jej spokojną powierzchnię. Odeszła od kałuży, po czym usiadła na brzegu jeziora i podparła brodę na dłoni, przyglądając się tafli jeziora w poszukiwaniu Wodoskórego. Było spokojnie i cicho, a słońce ogrzewało skórę Edlin. Obok niej usiadł Dorian.
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
- Hm? - mruknęła Edlin, patrząc na niego podejrzliwie.
- Nie tylko ty masz... problemy. - szepnął, po czym odetchnął głęboko i wbił wzrok w ziemię. - Te włosy. Niby są wyjątkowe, wszyscy się nimi zachwycają, ale to już męczy. Nie lubię być w centrum uwagi. Nienawidzę tego.
- Ale... - Edlin nie wiedziała, co powiedzieć, była zupełnie zdezorientowana. - Nie. Ty to mówisz tylko po to, żeby mnie pocieszyć.
- Wyglądam jakbym żartował? - spytał i spojrzał jej smętnie w oczy.
Nie żartował. Mówił szczerze, a Edlin to przeraziło. Nie spodziewała się czegoś takiego, nie po Dorianie. Nie miał powodów, żeby tak myśleć. Nagle zrozumiała, że tak samo jest z jej oczami. Ona ich nienawidzi, lecz Dorian uważa zupełnie co innego. Przysunęła się bliżej do chłopaka i oparła głowę na jego ramieniu.
- Nie próbuj nawet myśleć, że coś jest nie tak z twoimi włosami, rozumiesz? - mruknęła, a Dorian zaśmiał się cicho i objął ją ramieniem.
- Tak, tak. Rozumiem. - odparł spokojnie.
~*~
Słońce powoli zachodziło, a oni dalej siedzieli na brzegu jeziora. Nagle Edlin poczuła skurcz w żołądku i przypomniała sobie, że nie jadła nic przez cały dzień. Siedzenie na małej plazy z Dorianem było tak przyjemne, że zapomniała o głodzie Wstała i przeciągnęła się, a następnie ruszyła w stronę skalnego nawisu, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Greè otworzyła oczy i spojrzała na nią leniwie, a chwilę później chrapała cicho za małą stertą drewna, za którą ukryła się rano. Edlin schyliła się i zaczęła grzebać w torbie, szukając czegoś smacznego.
- Weź mi też coś, dobra? - krzyknął Dorian, a jego głos był zniekształcony przez odległość.
Edlin spojrzała przez ramię i zamarła. Chłopak patrzył na nią, więc nie widział tego, co dzieje się w jeziorze. Woda jakby się zagotowała. Liczne bąbelki powietrza tańczyły na powierzchni, a pomiędzy nimi wyglądała para czerwonych ślepi.
- Dorian! Uważaj! - wrzasnęła, po czym zakryła usta dłonią, gdy zrozumiała, co się dzieje.
Chłopak zmarszczył brwi i odwrócił się w ostatnim momencie, żeby zobaczyć zwinnego Wodoskórego, który wyskoczył w jego kierunku z wody. Dorian krzyknął, próbując ochronić twarz, lecz bestia wbiła się kłami w jego ramię i zaczęła wciągać go do wody. Wychudła dłoń zacisnęła palce wokół kostki chłopaka, pomagając towarzyszowi wygrać z ofiarą. Coraz więcej rąk i kłów wynurzało się z wody, aż w końcu na brzegu pozostały tylko fale rozbijające się o piasek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top