~25~
Coś uderzyło ją w twarz. Nie bolało. Ale czuła to. Chciała zaczerpnąć powietrza, lecz nie mogła. Jakby coś blokowało jej płuca. Po chwili zwymiotowała sporą ilością wody, a następnie odetchnęła głęboko. Ostry ból zaatakował jej klatkę piersiową, ale Edlin ignorowała go, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej powietrza, bo bała się, że za chwilę znów zostanie wepchnięta pod wodę.
Otworzyła powoli oczy, przygotowując się na ujrzenie zardzewiałych ścian i podłego rzeźnika uśmiechającego się szyderczo pod chustą zakrywającą jego usta. Uderzyły w nią niezwykle jasne barwy. Dopiero teraz poczuła przyjemną bryzę na twarzy. Morze szumiało spokojnie, nie tak agresywnie i brutalnie jak w pułapce, w której niedawno była. Otworzyła szerzej oczy i rozejrzała się niepewnie. Ktoś się nad nią pochylał. Chyba dwie osoby. Wzrok jej się wyostrzył i ujrzała znajome, miodowe tęczówki.
- Dorian? - spytała nieprzytomnym głosem i zmrużyła oczy. Usiadła niepewnie, odruchowo przyciskając dłoń do rannego boku. Zakaszlała kilkakrotnie, krzywiąc się z bólu.
Chłopak zaśmiał się, nie kontrolując swojego zachowania. Następnie przytulił Edlin tak mocno, że dziewczyna chwilowo straciła oddech. Kątem oka dostrzegła Ksena, który wstał z chłodego piasku i otrzepał spodnie z brudu. Jego twarz wyrażała jakąś ulgę, lecz dziewczyna aktualnie nie była w stanie go rozszyfrować.
- Bałem się, że już za późno. - wyszeptał Dorian, nachylając się nieco. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko jej twarzy.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale ona się przed chwilą topiła. Może dałbyś jej trochę pooddychać? - odezwał się karcąco Ksen, a Dorian natychmiast się od niej odsunął, dziwnie zakłopotany.
Ksen przeszedł kilka kroków i schylił się po coś leżącego na piasku. Gdy Edlin dostrzegła, co podniósł, jej serce jakby zamarło, a ona napięła wszystkie mięśnie ze strachu. Chłopak trzymał łuk ze strzałą założoną na cięciwę i rozglądał się czujnie. Wyglądał na kogoś, kto wie, co zrobić z taką bronią. Dziewczyna poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach. Ksen mógłby ją zabić, gdyby chciał. Jeden celny strzał wystarczy. Wzdrygnęła się i przeniosła spojrzenie na Doriana. Uśmiechał się szeroko, a w jego jasnych oczach błyszczała niewyobrażalna radość i ulga.
- Ale... jak? - spytała cicho.
- Później ci powiem. Teraz musisz odpocząć. - powiedział Dorian, przesypując piasek między palcami i starając się opanować emocje.
Nagle Ksen mruknął. Wszystko stało się szybko. Z gniewnym wzrokiem wbitym w Edlin naciągnął cięciwę i uniósł ramiona, a dziewczyna zamarła, niemal czując kłujący ból, towarzyszący momentowi, w którym strzała wbije się w jej ciało. Niespodziewanie Ksen odwrócił głowę i wycelował w pobliskie zarośla. Strzelił. Zduszony jęk wyprzedził zwłoki mężczyzny, które wypadły z krzaków. Nóż potoczył się po białym piasku, zostawiając za sobą podłużne ślady. Krew powoli zalewała piasek swoją czerwienią.
Edlin spojrzała zszokowana na Doriana. Chłopak był równie zdziwiony, co ona. Następnie przenieśli wzrok na Ksena, który otrzepywał jakieś pyłki z ramienia. Gdy wyczuł ich spojrzenia, zamarł i wlepił w nich swoje błękitne oczy.
- No co? - wzruszył ramionami, po czym wrócił do przerwanego zajęcia.
Powrót do domu Ksena był trudny i długi, ponieważ wyjście z kryjówki oprawców Edlin znajdowało się spory kawałek drogi od centrum Osady. Dziewczyna kulała, lecz szła wytrwale po mokrym piasku, trzymając się za ranny bok, a fale obmywały jej stopy. Gdy z pomocą Doriana wdrapała się na murek oddzielający ulicę od plaży, wszyscy ludzie jakby zamarli. Zaczęli nerwowo szeptać i pokazywać sobie dziewczynę palcami. Wtedy przez tłum przedarła się awanturnicza staruszka. Ta sama, która obraziła Edlin pierwszego dnia.
Stanęła kilka kroków przed nimi i zmierzyła dziewczynę wściekłym wzrokiem.
- Jak śmiesz!? Jak śmiesz pokazywać się publicznie i to jeszcze w takim stanie!? - wrzasnęła, wypluwając przy tym spore ilości śliny.
Edlin wbiła wzrok w ziemię, a Dorian warknął za jej plecami i wyszedł naprzeciw staruszce.
- Co jest? Autograf chcesz, czy co? - spytał groźnie, a kobieta zmrużyła oczy.
- Znowu ty! - syknęła.
- Mógłbym powiedzieć to samo. - odparł oschle, unosząc brwi i krzyżując ręce na piersi. - To jak będzie? Przepraszasz od razu, czy znowu odstawiasz szopkę, hm?
Staruszka prychnęła i uniosła z dumą głowę, po czym odwróciła się na pięcie. Zanim zniknęła w tłumie, Dorian usłyszał kilka wyzwisk i innych nieprzyjemnych słów. Uśmiechnął się zwycięsko, a następnie odwrócił do Edlin, która wciąż stała ze wzrokiem wbitym w buty, starając się nie istnieć. Cała się trzęsła.
- Ej, Edi, już wszystko dobrze. - powiedział cicho, podchodząc do niej.
Dziewczyna potrząsnęła gwałtownie głową. Nie było dobrze. Ta kobieta miała rację. Niszczyła innym dzień swoją obecnością. Czuła, jak rozpacz kłębi się w jej wnętrzu, kłując w gardło. Chciała płakać, ale nie tu, nie teraz.
- Edi... ogarnij się. Proszę. - powiedział, unosząc jej podbródek. - Nie przejmuj się jakimś babskiem.
- Łatwo ci mówić... - szepnęła, odwracając wzrok.
Dorian westchnął ciężko, po czym objął ją ramieniem. Wkrótce wrócili do domu Ksena. Słońce zaczynało powoli zachodzić. Gdy weszli do środka, Edlin poczuła, jak cały stres atakuje ją ze zdwojoną siłą. Zaczęła płakać. Nie potrafiła powstrzymać łez spływających po policzkach, więc szybko zamknęła się w łazience i pozwoliła, żeby wszystkie złe emocje umknęły wraz ze łzami kapiącymi na podłogę.
Po jakimś czasie zmusiła się do wzięcia szybkiego prysznica, a następnie przeszukała szafki w łazience Ksena. Wiedziała, że nie powinna, ale potrzebowała chociażby plastrów, żeby jakkolwiek opatrzyć te wszystkie rany. Okazało się, że chłopak ma naprawdę spory i porządny zapas bandaży i opatrunków. Do tego w szafkach znalazła jakieś słoiczki z różnymi specyfikami, lecz nie ruszała ich ze strachu przed Ksenem. Poza tym, po co jej to?
Gdy opatrzyła nieumiejętnie najpoważniejsze rany, przemknęła cicho do pokoju, całkowicie wyprana z emocji. Czuła jedynie pustkę i słabe echo smutku. Usiadła ciężko na łóżku i spojrzała przez ramię na drzemiącą Tenriss. Westchnęła ciężko i przeniosła wzrok na Doriana, który leżał na brzuchu, czytając książkę.
- Dlaczego po mnie wróciłeś? - spytała, a chłopak natychmiast oderwał się od pożółkłych stron i spojrzał na Edlin.
- Dlaczego miałbym nie wrócić? - odparł pytaniem na pytanie, marszcząc brwi. - Umarłabyś tam.
- Po takie... coś?
Zatrzasnął książkę tak gwałtownie, że Edlin aż podskoczyła, po czym podszedł do niej i usiadł obok, walcząc z furią.
- Skąd taki pomysł, że nie wrócę? - spytał.
- Bo... Przecież pozbyłeś się problemu...
- Nie jesteś problemem! - krzyknął, a Edlin skuliła się.
Dorian przeczesał włosy i odetchnął głęboko, zamykając oczy.
- Przepraszam... - szepnął, przyciągając ją do siebie. - Ale ja po prostu nienawidzę, jak tak o sobie mówisz.
- Jasne... - mruknęła Edlin i oparła się o jego ramię, a chłopak westchnął głęboko, zaczynając głaskać ją po głowie.
~*~
Przeciągnęła się i otworzyła oczy. Delikatne promienie słońca wlewały się leniwie do pokoju przez zakurzone okno, a szum morza odbijał się od ścian na zewnątrz. Wszystko było idealnie ciche i spokojne. Edlin zmrużyła oczy i zanurzyła się w miękkiej poduszce. Nagle coś głośno zabrzęczało w sąsiednim pokoju. Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła się na drugi bok. Rozległo się gwałtowne szuranie, jakby krzeseł. Ktoś szedł głośno i szybko w kierunku drzwi do jej pokoju.
- Zabiję ją! - wrzasnął Ksen. - Zabiję!
Serce Edlin przyspieszyło bicie do tego stopnia, że dziewczyna bała się, że rezerwie jej żebra. Usiadła całkowicie rozbudzona i skuliła się w kącie łóżka. Zacisnęła mocno powieki i ukryła głowę w ramionach. Czekała na atak. Coś trzasnęło głośno i niebezpiecznie blisko drzwi, lecz te pozostały nieruchome.
- Nic nie zrobisz. - syknął Dorian, a Edlin odetchnęła głęboko. - Jeden krok w stronę tego pokoju, Ksen...
Rozległy się pośpieszne kroki i trzaśnięcie drzwiami. Edlin rozluźniła się nieco, lecz po chwili zamarła, a jej serce zrobiło to samo. Ktoś wchodził do pokoju. Blond włosy Doriana odbiły słoneczne refleksy, gdy ten przekroczył próg i spojrzał troskliwie na Edlin. Westchnął głęboko i upuścił kuchenny nóż na podłogę, a ten zabrzęczał donośnie i zaległ w bezruchu. Chłopak podszedł do Edlin i usiadł ostrożnie na łóżku, po czym ukrył twarz w dłoniach i pokręcił głową.
- Edi... pakuj się...
- Co się stało!? O co mu chodziło!? - spytała przerażona, po czym potrząsnęła Dorianem, gdy ten nie odpowiadał. - Co się stało!?
Zaczynała panikować. Cała drżała, nie umiała złapać oddechu. Bała się, a Dorian nie chce nawet powiedzieć jej, co się dzieje. Chciał ją przytulić, lecz odepchnęła go i wstała gwałtownie. Niemal przez łzy spakowała swoje rzeczy. Nie było ich wiele, więc po niecałej minucie stała pod drzwiami pokoju z plecakiem przerzuconym przez ramię i wzrokiem wbitym w podłogę. Tenriss skubała jej ucho, siedząc na ramieniu dziewczyny, chcąc ją pocieszyć. Dorian podszedł do niej i westchnął.
- Edi... - zaczął i uśmiechnął się słabo, gdy dziewczyna na niego spojrzała. - Nie martw się, proszę. Wszystko będzie dobrze.
- Nie! Nie będzie! Mam już dosyć tych wszystkich gróźb, rozumiesz!? Nie wpadłeś na to, że to wszystko mnie męczy!? Chciałabym mieć normalne życie, jak inni! Normalne oczy! Dlaczego nie mogę być zwykła, co!? Nienawidzę tego, czym jestem!
- Proszę... Nie mów tak...
- Och, zamknij się!
Odepchnęła go i ruszyła w stronę wyjścia. Tenriss wbiła pazurki w jej ciało w ostatnim momencie i uchroniła się przed upadkiem na ziemię. Zapiszczała urażona i nastroszyła czarne piórka.
Edlin była w połowie drogi do drzwi wyjściowych, gdy te otworzyły się z hukiem, a w progu stanął Ksen. Jego błękitne oczy pociemniały od furii. Uśmiechnął się sadystycznie i zaczął szybko iść w stronę przerażonej dziewczyny. Edlin zaczęła się cofać, lecz chłopak był coraz bliżej.
Nagle Dorian zaatakował i przyszpilił Ksena do ściany, przyciskając mu jednocześnie nóż do gardła.
- Edlin, wyjdź, ale już! - krzyknął, nie odrywając wzroku od swojej ofiary.
Dziewczyna wyskoczyła przez otwarte drzwi i zatrzasnęła je z hukiem. Odetchnęła głęboko i zsunęła się po metalowej powierzchni. Cała się trzęsła.
- Jeśli za nami pójdziesz, Ksen, to umrzesz szybciej niż to konieczne!
- Grozisz mi!?
Edlin usłyszała dziwny dźwięk, jakby ktoś się krztusił. Skuliła się i ukryła głowę w ramionach.
- Dorian! Pomyśl, co robisz! Popełniasz błąd!
- To ty pomyśl! Chciałeś ją zabić!
- A ty chcesz zabić mnie! - jęknął przerażony chłopak.
- I dobrze robię. Świat będzie lepszy bez ciebie. - wysyczał Dorian.
- Chyba bez niej...
Znów ten dźwięk. Edlin zaczęła płakać. Bała się, że Dorian zabije Ksena. Nienawidziła go, lecz nie życzyła mu śmierci. Nie w taki sposób, nie z jej powodu.
- Nie tkniesz jej, rozumiesz? Nie masz prawa krzywdzić kogoś, kogo ko...
Edlin nie wytrzymała. Rzuciła się do ucieczki, słysząc za sobą paniczne błaganie Ksena, a następnie głuche uderzenie. Potknęła się i upadła na twarde kamienie i kawałki metalu porozsypywane na wąskiej ulicy. Rozcięła sobie dłonie i kolana. Skupiła się na kłującym bólu i podpełzła pod najbliższą ścianę. Byle tylko nie myśleć o tym wszystkim, lecz ponownie jej mózg robił to, co chciał, podrzucając jej obrazy Ksena z rozciętym gardłem.
Edlin zaczęła płakać, przyciskając sobie dłonie do uszu i skroni. Zacisnęła powieki, starając się ukryć swoje fioletowe oczy. To wszystko jej wina. Powinna umrzeć, zanim uciekła z ośrodka. Zanim zabiła wujka Ksena...
Nagle do niej dotarło. Chłopak musiał się o tym dowiedzieć, dlatego chciał ją zabić. Uderzyła tyłem głowy o ścianę i pogrążyła się w rozpaczy. Nie chciała myśleć ani istnieć. Chciała umrzeć.
Poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Powoli otworzyła oczy, zanim zrozumiała swój błąd. Jeśli podszedł do niej ktoś nieznajomy, od razu ucieknie. Mogła udawać ślepą. Mogła ukryć swoje obrzydliwe tęczówki. Lecz to był Dorian, który spoglądał na nią zatroskany.
- Dlaczego!? Dlaczego mu powiedziałeś!? - krzyknęła i uderzyła go w ramię, starając się go odepchnąć.
- Co? - spytał zdezorientowany.
- To, że to ja go zabiłam! Nienawidzę cię, rozumiesz!?
Nie wiedziała, czy to prawda. Nie wiedziała, czy Dorian powiedział Ksenowi, że to ona zabiła jego wujka. W zasadzie, to sama nie wierzyła w tę opcję. Dorian by tak nie zrobił, lecz nie mogła dłużej trzymać w sobie rozpaczy. Musiała się wyżyć.
- Nic nikomu nie mówiłem. - powiedział powoli, starając się zachować spokój.
- To skąd Ksen wiedział!? - spytała przez łzy, a Dorian zmarszczył brwi.
- Myślisz, że wiem?
Edlin zaniosła się płaczem. Nienawidziła tych podłych, małych kropelek soli, spływających po policzkach, lecz nie mogła tego zatrzymać. Ponownie uderzyła głową o ścianę i chciała to zrobić jeszcze raz, ale Dorian złapał ją za ramiona i odciągnął od metalowej powierzchni.
- Uspokój się! Edlin, proszę!
Przytulił ją mocno, nie reagując na wyzwiska. Czekał, aż dziewczyna się uspokoi, a Edlin powoli przestawała płakać. Przy Dorianie czuła się bezpieczna. W końcu odetchnęła głęboko i rozluźniła mięśnie. Ponownie oparła się o ścianę, zamykając zmęczone oczy.
- Przepraszam... - szepnęła.
- Za co?
- Za to wszystko, co powiedziałam.
Siedzieli w ciszy przez kilka minut, aż w końcu Dorian wstał, rozciągając się od niechcenia.
- Chodźmy po konie, zanim Ksen się obudzi.
- To... ty go nie zabiłeś? - spytała z niedowierzaniem, a chłopak prychnął i potrząsnął głową.
- Po co miałbym go zabijać?
- Tak mówiłeś.
- Naprawdę? Ojej. - zakrył usta dłonią i uśmiechnął się podle. - Może coś tam powiedziałem...
- Głupek. - prychnęła Edlin i uniosła brew z lekkim uśmiechem.
Ruszyli w stronę stajni, w której zostały konie. To, co zobaczyli na miejscu, było przerażające. Jasna krew. Mnóstwo jasnej krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top