~23~

Nie wiedziała, ile spała. Obudziła się na kanapie oparta o ramię Doriana. Otworzyłaby oczy, ale w ostatnim momencie usłyszała fragment rozmowy, a krew zamarzła w jej żyłach.

- Jak ją znajdzie to zabije. - prychnął Ksen. - Uwierz, znam go. W tych Osadach nie jest bezpiecznie dla normalnych ludzi, a co dopiero dla...

- Zamkniesz się w końcu!? - syknął cicho Dorian. - Ta rozmowa nie ma sensu!

- Ja po prostu uświadamiam ci, jak wielki błąd popełniasz.

- Dlaczego aż tak jej nienawidzisz!?

- Mam swoje powody.

- Może mnie oświecisz? - warknął Dorian.

- Jeszcze nie teraz.

- To nie miej do mnie pretensji, że mnie denerwuje to, co o niej mówisz.

- Bo ci na niej zależy? - spytał Ksen z nutą kpiny w głosie. - Podoba ci się, co?

Dorian drgnął i wciągnął gwałtownie powietrze. Edlin musiała walczyć sama ze sobą, żeby nie zdradzić tego, że nie śpi. Chciała krzyczeć. Ta rozmowa wyprowadziła ją z równowagi. Jeszcze jedno słowo i nie wytrzyma. Łzy piekły jej powieki, lecz nie pozwoliła im spłynąć po policzkach. Nie wiedziała, dlaczego ta krótka wymiana zdań spowodowała u niej takie emocje.

- Nie. Nie zależy mi na niej. - powiedział powoli chłopak, z trudem opanowując swój gniew.

- Dorian, znam cię. Co jak co, ale kłamać to ty nie umiesz. Przecież to widać gołym okiem. To, jak do niej mówisz i jak się przy niej zachowujesz...

- Zamknij się! - krzyknął Dorian.

Edlin wykorzystała ten moment i zamrugała kilkakrotnie, po czym ziewnęła i przeciągnęła się z uśmiechem. Pomyślą, że obudziła się przez hałas. Taką miała nadzieję.

- Cześć. - powiedziała sennym głosem i spojrzała na Doriana, a chłopak uśmiechnął się szeroko.

- O tym właśnie mówię. - prychnął Ksen, uśmiechając się podle.

- O co chodzi? - spytała Edlin, udając, że nie rozumie.

- Nieważne. Po prostu Ksen to debil. - odparł Dorian i spojrzał niechętnie na chłopaka siedzącego w fotelu.

- Żadna nowość.

Podła satysfakcja na twarzy Ksena została zastąpiona gniewnym grymasem, a Edlin uśmiechnęła się w myślach. Należało mu się. Ponownie się przeciągnęła, po czym wstała. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się z dala od tego pokoju i napiętej atmosfery. Udała się do łazienki, chcąc wziąć szybki prysznic i zmyć z siebie negatywne emocje. Tylko to wpadło jej do głowy.

Nagle usłyszała głos Ksena, nieco stłumiony przez zamknięte drzwi, lecz i tak wyraźny. Najpewniej uznał, że dziewczyna nie będzie słyszeć tego, co mówi.

- Wiesz, czemu za nią nie przepadam? - spytał, na tyle głośno, żeby mogła coś usłyszeć.

- Nagle cię wzięło na wyznania...

Edlin nie słuchała tego, co mówi Dorian. Pospiesznie odkręciła wodę i stanęła przy drzwiach, przykładając ucho do zimnej powierzchni. Niech Ksen myśli, że się myje. Będzie czuł się pewniej i powie więcej. Czuła, jak jej serce odbija się od żeber. Mimo głośnego szumu wody, wyraźnie słyszała, co mówią.

- Jakiś czas temu zabito mojego wujka. - wyznał chłopak. - Pracował w ośrodku badawczym gdzieś w lesie deszczowym. Zajmował się łapaniem Wodoskórych i dostarczaniem ich Zahirowi. Nie wnikał w to, co potem się z nimi dzieje. Kilka miesięcy temu jakiś mutant wbił mu nóż w oko. Zmarł na miejscu. - zrobił pauzę. - I mimo, że przez ostatnie lata byłem na niego wściekły, naprawdę to przeżywam i nienawidzę każdego Wodoskórego, jakiego spotkam. Nawet tego zmienionego. Teraz rozumiesz?

Dorian milczał przez chwilę.

- Wiem o jego śmierci. - odparł w końcu niemrawo. - Powiedzieli mi o tym jak...

Edlin szybko odsunęła się od drzwi, nie mogąc złapać oddechu. Dalsza część rozmowy nie była już istotna. Nie obchodziło jej, co Dorian ma do powiedzenia. Usiadła ciężko na zimnej podłodze, walcząc o cenne powietrze. Poczuła mdłości. Z trudem powstrzymała wymioty. Ona go zabiła. Zabiła wujka Ksena. Była morderczynią. Zamordowała kogoś, kto był dla niego ważny, a teraz tak po prostu korzystała z jego gościny. Jak mogła w ogóle oczekiwać jakiejkolwiek sympatii z jego strony!?

Zaczęła płakać, leżąc na kafelkach do czasu, aż ktoś nie zapukał do drzwi.

- Edi? - rozległ się zaniepokojony głos Doriana. -Wszystko dobrze?

Z trudem podeszła do prysznica i zakręciła wodę. Odetchnęła głęboko, starając się opanować swoje roztrzęsione ciało.

- Tak. Zaraz wyjdę. - odparła, siląc się na spokój.

Zaczekała jeszcze chwilę, a następnie ostrożnie przemknęła do pokoju, w którym miała spać. Dorian podniósł wzrok znad książki i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Edlin usiadła na łóżku i wzięła do ręki śpiącą Tenriss. Sówka zamrugała, a następnie wtuliła łebek w jej kciuk. Dziewczyna westchnęła i zapatrzyła się w równomiernie oddychającego zwierzaka. Sumienie wierciło bolesną dziurę w jej głowie. Dlaczego to akurat był wujek Ksena? Chciałaby go przeprosić, ale czuła, że gdy chłopak dowie się, że to ona, zabije ją bez zastanowienia.

- Mogę zgasić światło? - spytała zmęczonym głosem. - Chcę spać.

Chłopak skinął głową i zamknął książkę, a Edlin wstała i zgasiła światło, po czym położyła się, układając Tenriss na poduszce. Czuła zmęczenie, lecz nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w sufit, walcząc z bolesnymi myślami. Westchnęła i odwróciła się tyłem do drzwi.

Nie wiedziała, ile dokładnie minęło czasu. Leżała nieruchomo, pozwalając, aby łzy spływały po jej policzkach. Była mutantem. Była mordercą. Nienawidziła sama siebie. Pragnęła zrobić sobie krzywdę. Zakończyć kłujący ból, wypełniający całe jej wnętrze. Wbiła paznokcie w swoją dłoń, chcąc się wyżyć, lecz to nie pomagało. Nie potrafiła poradzić sobie z poczuciem winy. Rozumiała tych wszystkich ludzi. Patrzyli na nią jak na potwora i mieli rację. Czuła wstręt do swoich obrzydliwych oczu i całego ciała.

Nagle coś odwróciło jej uwagę od nienawiści. Ujadanie psa? Usiadła cicho, nasłuchując. Ktoś głośno krzyczał. Był to stłumiony dźwięk, jakby dochodził z zewnątrz. Wstała i podeszła do okna, a to co zobaczyła, zadało jej decydujący cios w walce z rozpaczą.

Czarne psy szarpały jakieś ciało leżące na białej plaży, a grupka ludzi czekała, aż skończą. Zwierzęta w końcu odsunęły się od ofiary, a Edlin zamarła. Wodoskóry. Leżał nieruchomo, a jego sina skóra poplamiona była ciemną krwią. Nagle obecni tam ludzie zasłonili zwłoki, a następnie zaciągnęli martwego mutanta w tylko im znane miejsce.

Edlin poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Drgnęła i wciągnęła gwałtownie powietrze, a następnie odwróciła się. Ujrzała miodowe oczy, przepełnione smutkiem i bez zastanowienia wtuliła się w ramiona Doriana.

- To ja go zabiłam. - wyznała cicho. - Zabiłam wujka Ksena.

Nie mogła dłużej tego w sobie tłumić. Musiała mu powiedzieć, nieważne, co sobie o niej pomyśli. Czekała, aż chłopak odepchnie ją z obrzydzeniem i pójdzie powiedzieć Ksenowi prawdę, lecz Dorian jedynie westchnął i mocniej ją przytulił. Dał jej czas na wypłakanie się, za co Edlin była mu wdzięczna. Potrzebowała tego.

Gdy się uspokoiła, poprowadził ją do łóżka i usiadł na jego skraju, po czym spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się lekko. Edlin ułożyła głowę na poduszce i wbiła w chłopaka zapłakane spojrzenie, a następnie nieco wyciągnęła rękę. Złapała dłoń Doriana leżącą na materacu i zacisnęła histerycznie palce.

Dorian przełknął nerwowo ślinę, zerkając szybko na dłoń swoją i dziewczyny. Znów przeniósł wzrok na jej twarz.

- Boję się. - wyznała Edlin, patrząc mu w oczy.

- Nie dziwię się, Edi. - westchnął. - Ale spróbuj zasnąć. Posiedzę przy tobie.

Zaczął zataczać małe kółka kciukiem na jej dłoni. To było uspokajające.

- Śpij. - szepnął. - Wszystko będzie dobrze.

Gniew i nienawiść odeszły w niepamięć, zastąpione zwykłym zmęczeniem oraz poczuciem bezpieczeństwa, a Edlin zasnęła szybciej niż się spodziewała.

~*~

Obudziły ją jakieś hałasy dobiegające zza drzwi. Spojrzała na okno. Był późny ranek. Wstała niepewnie i wyjrzała przez szparę utworzoną przez uchylone drzwi. Dorian rozmawiał z Ksenem. Dość brutalnie. Stał niebezpiecznie blisko chłopaka i tłumaczył mu coś agresywnie. Edlin wstrzymała oddech i zaczęła nasłuchiwać. Ich słowa były zniekształcone, lecz dało się je zrozumieć.

- Nie idźcie tam! - rzucił desperacko Ksen. - Ludzie uważają, że ona nie ma prawa żyć, rozumiesz!?

- A ty!? Jak uważasz!?

Nastąpiła nerwowa cisza ze strony Ksena, która mówiła więcej niż słowa. Edlin zrobiło się niedobrze. Przełknęła ślinę i ponownie spojrzała przez wąską szparę. Dorian pchnął Ksena na ścianę z groźnym pomrukiem i ruszył w stronę pokoju. Dziewczyna chciała udawać, że nadal śpi, jednak zareagowała zbyt późno i chłopak zastał ją kilka kroków od drzwi. Nie powiedział nic na ten temat. Jedynie uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic i sięgnął po plecak leżący na kanapie.

- Idziemy na jakieś małe zakupy. Co ty na to? – spytał, unosząc brwi.

- A pieniądze?

- Ksen nam dał. – zerknął niechętnie w stronę drzwi. – Właściwie, to był mi winny jakąś drobną kwotę.

Edlin zjadła śniadanie urozmaicone wściekłymi spojrzeniami i niemymi groźbami. Dorian ewidentnie zakończył przyjaźń z Ksenem. Dziewczyna czuła nienawiść unoszącą się w powietrzu. Nie mogła doczekać się momentu, w którym opuści ten dom i pójdzie przejść się pomiędzy straganami. Bała się tych nienawistnych spojrzeń, ale mimo to była ciekawa tego świata. Nigdy nie była otoczona taką liczbą ludzi.

Po tym, jak Edlin nakarmiła Tenriss, wyszli pomiędzy podstarzałe budynki nadmorskiej Osady. Dorian bezbłędnie pokonywał labirynt wąskich przejść i wkrótce dotarli do szerszej drogi, którą Edlin zapamiętała z pierwszego dnia w mieście. Rzędy straganów nieco się przerzedziły, lecz nadal stało tam mnóstwo kolorowych namiotów, a sprzedawcy zachęcali hałaśliwie przechodniów do kupienia ich produktów.

Szli pomiędzy straganami, a ludzie, którzy zauważyli oczy Edlin, odsuwali im się z drogi. Dziewczyna trzymała się blisko Doriana, który mierzył mieszkańców Osady zimnym wzrokiem. Nagle zatrzymał się obok stoiska z jakimś jedzeniem i spojrzał uradowany na Edlin, po czym wskazał na okrągłe owoce.

- Pomarańcze! - niemal krzyknął. - Jak ja je kocham!

Edlin uniosła brew, a chłopak zapłacił za zakupy. Dał dziewczynie jeden owoc, a sam wziął drugi. Zaczął go obierać i wkrótce zjadł pierwszy kawałek. Uśmiechnął się i zamknął oczy.

- Jak ja dawno ich nie jadłem! – mruknął, po czym spojrzał na Edlin z wyczekiwaniem, przeżuwając kolejną porcję pomarańczy.

Dziewczyna niezbyt wiedziała, co zrobić. Trzymała w dłoni pomarańczową kulę i patrzyła na nią z zastanowieniem. Dorian przewrócił oczami i odebrał jej owoc, a następnie pozbył się grubej skórki i zjadł soczystą cząstkę.

- Ej! Nie zżeraj mi, idioto! – oburzyła się Edlin i wyszarpnęła mu pomarańczę.

- Wszystko ma swoją cenę. – uśmiechnął się chytrze.

Dziewczyna niepewnie skosztowała niewielkiego kawałka. Skrzywiła się, gdy słodki sok niespodziewanie zmienił się w kwaśny.

- Jak ty to możesz jeść!? – prychnęła i oddała mu pomarańczę z obrzydzeniem.

- A tak się rzucałaś, że ci zżeram.

Ruszyli dalej, lecz nie przeszli wiele, ponieważ Dorian dostrzegł jakąś czekoladę. Rzucił się w jej stronę, a Edlin przewróciła oczami. Spojrzała w bok, a jej uwagę przyciągnęło coś białego. Odeszła od chłopaka zajętego pożeraniem kolejnych przysmaków z dzieciństwa i stanęła obok stoiska z jakimiś kamieniami i błyskotkami.

Błyskawicznie dostrzegła to, co zwróciło jej uwagę. Niewielki kryształ mienił się lekko w słońcu. Przyjrzała się dokładniej. Biała barwa była jedynie złudzeniem, które pojawiało się pod odpowiednim kątem, a sam kryształ był bladozielony. Wyglądał, jakby pochodził z najgłębszego zakamarka morza. Sprawiał wrażenie delikatnego, lecz w rzeczywistości miał ostre krawędzie i twardą powierzchnię najeżoną niewielkimi, licznymi kolcami.

Dziewczyna wyciągnęła rękę i wzięła kryształ. Chciała go dokładniej obejrzeć, lecz ktoś wyszarpnął jej go i odłożył gwałtownie na stół.

- Przez ciebie nikt tego nie kupi! Najdroższa rzecz zniszczona przez jakiegoś stwora! Dziękuję ci bardzo!

Niepewnie podniosła wzrok i spojrzała w oczy sprzedawcy. Gruby mężczyzna był cały czerwony ze złości. Oddychał szybko i płytko. Cały się trząsł, mierząc Edlin nienawistnym wzrokiem.

- Co się gapisz!? - krzyknął. - Wynoś się, zanim ludzi odstraszysz!

Wziął kryształ do ręki i zamachnął się w stronę ziemi, chcąc go rozbić. Dziewczyna wstrzymała oddech. Tak piękna rzecz zostanie zniszczona przez nią. Przez to, że po prostu dotknęła tego kryształu, stał się bezużyteczny i wstrętny. Wszyscy ci ludzie mają rację. Była potworem. Wiedziała, że przegrała, że dała sobie wmówić, jak bardzo jest odrażająca.

- Za ile to? - rozległ się nagle znajomy głos.

Odwróciła się do Doriana, a sprzedawca zamarł w pół ruchu. Spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się niewinnie.

- Dwadzieścia. Stracił na wartości przez tego... - obrzucił Edlin niechętnym spojrzeniem.

- To nie ma znaczenia. Biorę. – przerwał mu chłopak i wyszarpnął kryształ z rąk sprzedawcy, po czym rzucił niedbale pieniądze na stół.

Uśmiechnął się do Edlin i dał jej zakupioną przed chwilą rzecz. Dziewczyna wpatrywała się zaskoczona w kryształ trzymany w dłoniach. Sprzedawca stał nieruchomo, nie wiedząc, jak zareagować. Dorian spojrzał rozbawiony na grubasa i ruszył przed siebie, a Edlin podążyła za nim. Po chwili oderwała wzrok od hipnotyzującej zieleni.

- Wiesz, że nie musiałeś?

- Wiem, ale chciałem. – powiedział i uśmiechnął się radośnie. Gdy to zobaczyła, jej policzki zrobiły się jakoś niepokojąco ciepłe.

- Dzięki. – mruknęła i wbiła wzrok w ziemię, a następnie schowała kryształ do kieszeni.

Po chwili chłopak znów ruszył w stronę jakiegoś straganu w celu zakupienia kolejnej rzeczy. Zachowywał się jak małe dziecko. Chodził od stoiska do stoiska, rozglądając się gorączkowo z szerokim uśmiechem.

Edlin stanęła gdzieś na uboczu, czekając, aż Dorian obejrzy wszystko, co go interesuje. Nagle coś zakryło jej usta. Zaczęła się szarpać, próbując krzyknąć, lecz nie potrafiła. Wydawała z siebie jedynie zduszone jęki. Z trudem wbiła zęby w, jak się okazało, czyjąś dłoń, a za jej plecami rozległ się głośny syk. Odwróciła się i ujrzała zamaskowanego mężczyznę, który zbliżał się do niej z nożem w ręce. Zaczęła panikować. Wyrwała do przodu, wybiegając na środek zatłoczonej ulicy. Mimo targowego hałasu, słyszała przerażający oddech za plecami.

Nagle coś uderzyło ją w brzuch. Zgięła się wpół i jęknęła. Następnie otrzymała cios w twarz. Na oślep sięgnęła za pas, wyciągając nóż, z którym nigdy się nie rozstawała. Zobaczyła, jak kilku mężczyzn zbliża się do niej. Rozejrzała się gorączkowo, szukając pomocy. Ludzie przechodzili obojętnie, udając, że nic się nie dzieje.

Znów została zaatakowana. Uderzenie było niewyobrażalnie silne. Dziewczyna bała się, że jej kolano zostało złamane. Zamachnęła się nożem. Dosięgła celu, o czym poinformowało ją głośne przekleństwo. Ktoś uderzył ją w głowę. Krzyknęła głośno, bojąc się tego, co się stanie. Upadła na kolana, co spotęgowało ból pulsujący w jej nodze po poprzednim ataku. Zamknęła oczy i złapała się za głowę, jakby to miało jej jakoś pomóc.

Wtedy usłyszała jakieś głośne zamieszanie. Ktoś zareagował. Ktoś jej pomagał. Otworzyła oczy i ujrzała Doriana walczącego z jej oprawcami. Wstała z trudem, lecz po chwili ponownie upadła, powalona kolejnym ciosem w kolano. Ktoś złapał ją za ramiona i zaczął odciągać od małego pola bitwy. Zaczęła kopać i szarpać się, lecz po chwili jej nogi zostały unieruchomione. Rozejrzała się spanikowana w poszukiwaniu Doriana.

Spostrzegła go, walczącego z dwoma mężczyznami, o wiele od niego większymi. Trzeci zaszedł go od tyłu i uderzył w głowę, a chłopak upadł na ziemię. Edlin krzyknęła zrozpaczona i wpatrywała się w nieruchome ciało Doriana leżącego w rosnącej kałuży krwi, do czasu aż została pozbawiona przytomności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top