~22~

Po kilku dniach jazdy dotarli do żelaznej bramy strzegącej wstępu do Osady. Jednak zanim ktokolwiek ich zauważył, pożegnali się z Greè, która musiała poradzić sobie sama. Nie mogli wziąć jej do Osady, wywołałaby panikę, więc została poza murami miasta, do czasu aż wyruszą dalej.

Obok bramy stało dwóch strażników. Byli młodzi i dobrze zbudowani, a ich oczy nieustannie obserwowały okolicę. Najpewniej bracia. Obaj mieli ciemne, brązowe włosy i zielone, czujne tęczówki. Lekki pancerz chronił ich klatki piersiowe i ramiona oraz nogi, a w dłoniach trzymali krótkie trójzęby, symbole morza.

Gdy dwójka podróżnych zatrzymała konie pod bramą, strażnicy spojrzeli po sobie, a następnie ten po lewej wzruszył ramionami i zrobił krok w przód. Nie wyglądał na wściekłego ani zniesmaczonego. Jego oczy wyrażały zaciekawienie. Spojrzał na Edlin, a następnie na Doriana, a coś wyraźnie go zainteresowało.

- Czego szukacie w Osadzie? - spytał, niby znudzony, lecz jego oczy lśniły od ciekawości.

- Rodzina. - odpowiedział krótko Dorian.

- Jakaś broń? - kontynuował, unosząc brwi.

- Nie! Po co nam broń!? Jedziemy do rodziny! - warknął Dorian, lecz Edlin znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że chłopak udaje.

- Rozumiem, rozumiem. - zmrużył oczy, jakby wpadł na jakiś genialny pomysł. - Imiona.

- Po co ci? - spytała podejrzliwie Edlin.

- Rutynowa kontrola. Za to mi płacą. - wzruszył ramionami, udając obojętność, jednak nie zdołał ukryć ciekawskiego zniecierpliwienia.

Edlin spojrzała na Doriana i pokiwała głową, a chłopak westchnął. Nie mieli powodu do ukrywania swojej prawdziwej tożsamości.

- Edlin - wskazał dziewczynę skinieniem. - i Dorian.

Oczy strażnika zalśniły radością. Spojrzał na brata, który był równie zdumiony, co on. Następnie odwrócił się do podróżnych i uśmiechnął serdecznie.

- Wiedziałem, że to ty! - niemal krzyknął. - Wiedziałem! Wszędzie poznam te włosy!

Dorian zmarszczył brwi, lecz po chwili otworzył szeroko oczy.

- Ris!? - spytał, po czym przeniósł wzrok na chłopaka stojącego obok bramy. - Isan!?

Ris pokiwał głową i zaśmiał się.

- Nie wierzę! - Dorian uśmiechnął się szeroko.

- Uwierz. - powiedział radośnie i strażnik machnął do brata, a ten otworzył bramę. - Wjeżdżajcie. Po starej znajomości. - puścił do nich oczko.

Edlin pojechała przodem, lecz zanim wkroczyła do Osady, usłyszała cichą rozmowę za plecami.

- Uważaj na swoją dziewczynę, stary. - powiedział cicho Ris. - Dla takich jak ona nie jest tu bezpiecznie.

- Nie jesteśmy razem. - odwarknął chłopak, a Ris uniósł ręce w obronnym geście.

- Wybacz. - przełknął ślinę. - Udanego pobytu w tej jakże wspaniałej Osadzie! - dodał głośno, z wyraźnym sarkazmem.

Podenerwowany Dorian dogonił dziewczynę, która rozglądała się dookoła, starając się unikać jego wzroku. Zauważył jej dziwne zachowanie i zrozumiał.

- Słyszałaś. - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

Westchnął zrezygnowany i przeczesał włosy.

- Przepraszam.

- Nie musisz. - odparła i spojrzała mu w oczy. - Co robimy z końmi?

- Zostawimy je tam - powiedział, po czym wskazał jakiś słupek, obok którego stało koryto z wodą. - i pójdziemy się rozejrzeć za jakimś noclegiem. Nie ma sensu łazić z nimi po mieście.

- A pieniądze?

- Mój urok osobisty wystarczy. - prychnął i spojrzał na Edlin niewinnie, a dziewczyna pokręciła głową z lekkim uśmiechem.

- Czyli śpimy pod mostem.

- Czy ty coś sugerujesz?

- Niee...

Właśnie dojechali do wcześniej wskazanego przez Doriana słupka i przywiązali do niego konie. Zwierzęta spojrzały na ludzi z urazą i zaczęły pić z koryta.

- Nikt ich nie ukradnie? - spytała Edlin, sprawdzając, czy klacz jest dobrze przywiązana.

- Raczej nie. - odparł chłopak, klepiąc swojego rumaka po szyi, a następnie spojrzał na nieco zagubioną Edlin. - Chodźmy.

Zaczęli wchodzić w coraz gęstszy tłum. Był dzień targowy, więc ludzie wlekli się od straganu do straganu, oglądając mniej lub bardziej istotne rzeczy. Grupka otyłych kobiet oglądała sukienki, które niewątpliwe nie były w ich rozmiarze. Wokoło gdakały kurczaki, a sprzedawcy przekrzykiwali się z uciążliwymi klientami. Szmer głośnych rozmów niósł się za leniwym tłumem. Gdzieś darło się jakieś małe dziecko. Cały ten hałas zagłuszał szum morza, znajdującego się kilka ulic dalej. Nagle grube kobiety zaczęły kłócić się o zieloną sukienkę, pomijając fakt, że żadna z nich by się w nią nie wcisnęła. Targowy zgiełk wydawał się cichutki przy ich wrzasku. Nagle jedna z nich zamarła i wbiła nienawistny wzrok w Edlin, która szła po drugiej stronie zatłoczonej ulicy. Dziewczyna przyglądała się całej sytuacji i szybko pochwyciła spojrzenie kobiety. Po jej plecach przebiegł dreszcz, lecz po chwili wszystko wróciło do normy. Szli dalej, zostawiając za sobą pole bitwy.

Ludzie spoglądali z zachwytem na włosy Doriana. Niektórzy dyskretnie, inni po prostu się gapili. Następnie ich spojrzenie ześlizgiwało się przelotnie na Edlin. Wszyscy, co do jednego spuszczali wzrok, a ich twarze wyginały się w gniewnym bądź przerażonym grymasie. Dziewczyna czuła nienawiść unoszącą się w zakurzonym powietrzu. Nerwowe szepty rozbrzmiewały w jej głowie, raniąc umysł. Skuliła się i wbiła wzrok w buty. Tak, żeby nikt nie widział jej oczu. Dorian się zatrzymał, a Edlin zrobiła to samo.

- Znalazłeś jakiś nocleg? - spytała cicho.

- Nie.

- To czemu się zatrzymałeś?

- Spójrz na mnie. - powiedział stanowczo, ignorując jej pytanie.

- Chodźmy już.

- Edi. Proszę.

Błaganie w jego głosie było tak żałosne, że Edlin nie mogła nie posłuchać. Spojrzała niepewnie w miodowe oczy, a Dorian uśmiechnął się.

- Nie pozwól sobie wmówić, że jesteś inna, rozumiesz? Twoje oczy są śliczne i wyjątkowe.

- Daruj sobie. - prychnęła. - Nie umiesz kłamać.

Chłopak westchnął ciężko. Nagle obok przeszła jakaś starsza kobieta. Jej rysy twarzy zdradzały bogate życie awanturniczki i krzykaczki. Sprawiała wrażenie wiecznie niezadowolonej.

- Zabij to póki masz okazję, chłopcze! - zaskrzeczała, a Edlin poczuła łzy, lecz stłumiła w sobie płacz.

Spojrzała na Doriana. Chłopak zacisnął zęby i zamknął oczy. Gdy je otworzył, płonęły furią. Chwycił dłoń dziewczyny i pociągnął ją w ślad za wrednym babskiem. Nie odeszła daleko. Złapał staruszkę za ramię i zacisnął palce, odwracając przerażoną kobietę.

- A teraz grzecznie przeprosisz, zanim źle zinterpretuję twoje słowa i to ciebie zabiję.

- Trochę szacunku dla starszych, szczeniaku! - krzyknęła, jednak głos jej się załamał.

Przyciągnęła tym uwagę kilku przechodniów, jednak nikt nie ruszył na ratunek. Najwyraźniej wszyscy mieszkańcy Osady mieli dosyć tej kobiety.

- Nie wymagaj od innych tego, czego sama nie potrafisz. - warknął.

Wzrok staruszki zmiękł, gdy spojrzała w lśniące chęcią mordu oczy Doriana. Zrozumiała, że jest na przegranej pozycji, jednak mimo to walczyła dalej.

- Bronisz tego...

- Przeproś! - krzyknął, tak głośno, że kilku ludzi zatrzymało się, aby popatrzeć na rozgrywającą się scenę.

Kobieta mruknęła coś pod nosem, spoglądając na swoje buty.

- Nie słyszałem. - syknął przez zaciśnięte zęby, żeby nie wybuchnąć i nie zacząć wrzeszczeć.

- Przepraszam. - powiedziała, patrząc mu w oczy.

- Nie mnie, tylko ją! - krzyknął i wskazał palcem na Edlin stojącą za nim.

Staruszka rzuciła jej pełne obrzydzenia spojrzenie, a następnie przeniosła wzrok na Doriana.

- Po moim trupie przeproszę... - zamilkła, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo źle dobrała słowa, a chłopak uśmiechnął się sadystycznie.

- Ostatnia szansa.

- Przepraszam! - syknęła, patrząc Edlin w oczy.

Dorian puścił jej ramię i pchnął kobietę w zebrany tłum. Odwróciła się i wbiła w niego nienawistny wzrok.

- Zobaczymy, co powiedzą strażnicy na takie traktowanie starszej osoby!

Chłopak uśmiechnął się na te słowa. Kobiecie nie będzie się chciało daleko chodzić. Najbliżsi strażnicy znajdują się przy bramie. Ris i Isan. Na pewno będą bardzo przejęci tym zgłoszeniem, gdy usłyszą opis sprawcy.

- Też jestem ciekaw. No idź! Ja tu sobie poczekam. - warknął i skrzyżował ręce na piersi.

Kobieta prychnęła i tak jak przewidział, ruszyła w stronę bramy. Gdy tylko staruszka zniknęła mu z pola widzenia, odetchnął głośno i odwrócił się do Edlin. Chwilowo stracił oddech od silnego i nagłego uścisku dziewczyny.

- Dziękuję.

- Nie masz za co dziękować, Edi.

Ludzie zaczęli powoli kontynuować swoją podróż po targu, lecz większość została, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Wpatrywali się w Edlin. Czuła na sobie ich niechętne spojrzenia, lecz ignorowała je. Dopóki Dorian jest obok, jest bezpieczna. Wtuliła się mocniej w jego ramiona i odetchnęła głęboko.

Nagle znów usłyszała ten głos. Lodowaty dreszcz przebiegł po jej plecach. Chłopak wyczuł jej strach i pogłaskał ją po głowie, a następnie odwrócił się w stronę staruszki. Za nią stał Ris. Uśmiechał się, jakby niedowierzając, a w jego oczach świeciły iskierki rozbawienia. Kobieta odwróciła się gwałtownie, a strażnik momentalnie pozbył się uśmiechu, przybierając groźny wyraz twarzy. Edlin widziała, że przychodzi mu to z niemałym trudem. W jego oczach wciąż błyszczało rozbawienie.

- Czyli twierdzi pani, że ten chłopak panią szantażował, tak? - spytał poważnie.

- Do tego mi groził! Nie zapominaj o tym!

Ris w ostatniej chwili powstrzymał wybuch śmiechu. Chrząknął i natychmiast się uspokoił.

- Poza tym - kontynuowała kobieta, odwracając się i mrużąc oczy. - ma ze sobą to... coś. Nie ma prawa...

- Mówiącego o tym, że posiadanie fioletowych oczu jest nielegalne. - przerwał jej Ris dobrze wyuczonym, znudzonym głosem, tak, jakby musiał powtarzać tę zasadę kilka razy dziennie. - Myślę, że to pani złamała dzisiaj kilka praw. Co my tu mamy... Obrażanie nieznajomych na ulicy, powodowanie zamieszania w miejscu publicznym, znęcanie się psychiczne, a no tak i jeszcze przeszkodzenie strażnikowi w wykonywaniu obowiązków na rzecz błahych spraw. Mam wymieniać dalej? - spytał, unosząc brwi.

Staruszka zaczęła gwałtownie nabierać powietrza, aż w końcu odwróciła się i zniknęła w tłumie. Ris spojrzał Dorianowi w oczy i pokręcił głową z uśmiechem.

- Męcząca baba. Co najmniej kilka razy w tygodniu mamy od niej jakieś zgłoszenie. -westchnął i podszedł do Edlin.- Wszystko dobrze?

- Tak, tak. - odparła szybko, zaskoczona tym, że ktoś obcy jest dla niej miły.

- Cieszę się. - powiedział, a następnie spojrzał na Doriana. - Mówiłem ci. Musicie zniknąć i to jak najszybciej. Ona nie jest tu bezpieczna, rozumiesz?

Chłopak skinął głową i spojrzał na Edlin. Dziewczyna odetchnęła głęboko i zaczęła wpatrywać się w ziemię.

- Dzięki, Ris.

- Nie ma za co. Służę pomocą, jakby coś. - puścił oczko i odszedł w stronę bramy, a Edlin ponownie odetchnęła i spojrzała Dorianowi w oczy.

- Szukamy jakiegoś noclegu, czy jedziemy dalej? - spytała cicho.

- To od ciebie zależy.

- Zostańmy. Chcę się w końcu wykąpać i najeść.

- Jak chcesz. - uśmiechnął się.

Ponownie zaczęli płynąć z tłumem. Ludzie znowu spoglądali na Edlin tymi swoimi oczami przepełnionymi nienawiścią. Dziewczyna czuła się jak jakiś odrażający potwór, lecz odwzajemniała te spojrzenia. Toczyła małe bitwy, wystawiając swoje fioletowe oczy do walki.

- Dorian!? - rozległ się nagle męski głos, gdzieś za nimi.

Zamarli. Edlin spojrzała zaskoczona na chłopaka, a ten pokręcił głową. Nie wiedział, kto go woła. Odwrócili się powoli i ostrożnie, jakby nieznajomy mógłby ich zaatakować.

Pośród tłumu stał wysoki chłopak. Czarne włosy opadały mu na prawą stronę w rozkopanej grzywce, a błękitne oczy wpatrywały się w nich z radością. Na twarzy miał trzy pieprzyki, dwa na boku nosa, obok oka, jeden na brodzie, z lewej strony pod ustami. Edlin dostrzegła jeszcze pięć znamion na szyi oraz obojczyku chłopaka. Uśmiechał się szeroko, machając do nich. Dorian zmarszczył brwi, po czym wytrzeszczył oczy.

- Ksen!? - spytał z niedowierzaniem Dorian. - To ty!?

- Nie, twoja ciocia. - prychnął chłopak. - Jasne, że ja!

- Co ty tu robisz?

- Mieszkam. - odparł i wzruszył ramionami, ciągle się uśmiechając.

Podszedł do nich szybkim krokiem i przywitał się z Dorianem, a Edlin zignorował. Dziewczyna stała nieco z boku, przyglądając się całej sytuacji. Ci dwaj niewątpliwie byli dobrymi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się długi czas. Uśmiechnęła się lekko, jednak nic nie powiedziała. Czekała, aż Dorian ją przedstawi. Gdy tylko o tym pomyślała, chłopak odwrócił się do niej z uśmiechem.

- Ksen, poznaj Edlin. - powiedział i lekko popchnął dziewczynę do przodu.

Ksen spojrzał na nią, a przez jego twarz przebiegł grymas niezadowolenia. Szybko zamaskował swoją niechęć i uśmiechnął się sztucznie, po czym wyciągnął do Edlin rękę i uścisnął jej dłoń. Lekko, z lekceważeniem i odrazą. Następnie spojrzał na Doriana, który najwyraźniej dostrzegł jego wyraz twarzy, bo już się nie uśmiechał.

- Co tu robicie? - spytał Ksen.

- Chcieliśmy odpocząć i jechać dalej. Zwykły kilkudniowy postój w jakimś cywilizowanym miejscu. - odparł chłopak i wzruszył ramionami.

- A gdzie jedziecie?

- Nie twoja sprawa. - wtrąciła Edlin, lecz spotkało się to z niezbyt miłym spojrzeniem Ksena.

- Macie nocleg?

- Nie.

- Och... - znów zerknął niechętnie na Edlin. - Możecie spać u mnie.

- Dobra. - mruknął niezadowolony Dorian. - Ale musimy iść po konie, jeśli mamy u ciebie nocować.

Ruszyli po zwierzęta, przeciskając się przez powolny tłum. Było to nie lada trudne i nudne. Ludzie tworzyli korki bądź małe pola bitwy o najmniejszą rzecz. Wszędzie było głośno, a Edlin miała serdecznie dosyć tych nieprzyjemnych spojrzeń, które wierciły dziurę w jej ciele. Gdy udało im się przedrzeć przez nieczuły tłum, dziewczyna odetchnęła nieco czystszym powietrzem, pozbawionym smrodu potu i zgniłych owoców. Ujrzeli dwa konie, przebierające nerwowo kopytami i parskające ze zniecierpliwieniem.

Edlin podeszła do klaczy i pogłaskała ją po pysku, a ta natychmiast się uspokoiła i zastrzygła uszami. Gdy odwiązali konie, Ksen zaczął prowadzić ich przez labirynt uliczek i ogrodzeń. Z dwoma ogromnymi zwierzakami, które płoszą się na każdy głośniejszy dźwięk, ta przeprawa zrobiła się jeszcze bardziej uciążliwa. W końcu dotarli do jakiejś podstarzałej stajni na skraju zabudowań. Z wewnątrz dochodziło rżenie i parskanie. Ksen wziął od nich wodze i zaprowadził konie do środka zanim zdążyli zareagować.

- Tutaj je zostawicie. Dobrze się tu nimi zajmą. - dodał pospiesznie, widząc niezadowolenie na ich twarzach. - Te zwierzaki potrzebują odpoczynku.

- Ile to kosztuje? - spytał Dorian, unosząc brew, nieprzekonany zapewnieniami Ksena.

- Jeśli jesteście tu ze mną, to nic. - powiedział i machnął ręką. - Właściciel to mój dobry przyjaciel.

Zaczęli błądzić w labiryncie wąskich uliczek. Większość ludzi znajdowała się na targu, więc boczne drogi były puste i ciche. Gdzieniegdzie od ścian odstawały płaty zardzewiałego metalu, a z dziur i pęknięć w szorstkiej czerwieni wyrastały jasne roślinki. Młode listki pochylały się pod wpływem wilgotnego, słonego wiatru, który szalał między podstarzałymi budynkami. Ciemniejsza linia rdzy ciągnęła się na jednej wysokości na wszystkich ścianach, przypominając, jak wysoko niegdyś sięgała woda. Z każdym pokonanym zakrętem szum morza stawał się coraz wyraźniejszy i głośniejszy.

Serce Edlin biło jak oszalałe. Oddychała chłodną bryzą, starając się zapamiętać ten zapach na jak najdłużej. Co chwila wychylała się w bok, próbując dojrzeć ciemne fale znad ramienia Ksena, który ich prowadził, jednak przed nią znajdowały się jedynie podniszczone budynki. Westchnęła zrezygnowana. Tak bardzo chciała zobaczyć morze.

Nagle zatrzymali się pod jednym z niewielkich, stojących pojedynczo domków. Ksen wyjął z kieszeni niewielki złotawy klucz i przekręcił go w zamku. Otworzył drzwi i zaprosił ich gestem do środka. Edlin niepewnie weszła do domu, a szum morza, który przed chwilą był niezwykle intensywny, ucichł stłumiony przez ściany.

Wnętrze było przytulne i dobrze oświetlone. Niewielka, pomarańczowa kanapa stała pośrodku największego pokoju, w towarzystwie dwóch foteli w tym samym kolorze. Ciemny stolik zajmował wolną przestrzeń pomiędzy siedziskami, a porozrzucane kartki i kubki przykrywały jego blat. Obok znajdował się podniszczony regał uginający się od grubych książek. Wszystko dopełniał wydeptany dywan, leżący pod kanapą. Kuchnia była oddzielona sporym stołem od reszty pomieszczenia, a na prawo od wejścia znajdowało się troje brązowych drzwi. Wszędzie panował chaos, ukazujący się w nieułożonych książkach otoczonych warstewką kurzu oraz nieposprzątanych naczyniach.

- Witajcie w moim królestwie. - rzucił Ksen, po czym zdjął buty i rozejrzał się z niesmakiem. - Wybaczcie drobny bałagan. Nie miałem czasu posprzątać.

- Drobny. - mruknęła pod nosem Edlin, co nie umknęło uwadze Ksena, który zmierzył ją niechętnym spojrzeniem.

- Będziecie spać tam. - wskazał ostatnie drzwi, uśmiechając się sztucznie.

Dorian poszedł przodem i powoli nacisnął klamkę. Weszli do niewielkiego pokoju, który w porównaniu do poprzedniego pomieszczenia był w o wiele lepszym stanie. Nie było tu zbyt dużo do sprzątania. Wewnątrz znajdowało się jedynie łóżko, kanapa i biała szafka. Więcej by się tu nie zmieściło. Jakieś wyblakłe obrazki wisiały smętnie na ścianach, jakby błagając o odkurzenie, a spore okno wychodziło na ciemne pasmo morza.

- Śpię na kanapie! - oznajmił Dorian i rozsiadł się na podstarzałym meblu, jednocześnie rzucając plecakiem w kąt.

Edlin zignorowała go. Podeszła do brudnej szyby i dotknęła jej dłonią, wpatrując się w spienione fale. Zastygła w zachwycie przez dłuższą chwilę, a następnie przełknęła ślinę i z trudem oderwała wzrok od hipnotyzującej turkusowej barwy. Później sobie popatrzy, teraz musi się umyć i coś zjeść. Spojrzała na Doriana, a następnie rzuciła swoje rzeczy na łóżko. Usłyszała ciche piski, więc wyjęła rozczochraną Tenriss z kieszeni bluzy i posadziła sówkę na parapecie. Szczerze o niej zapomniała i źle się z tym czuła.

- Edlin, chodź coś zjeść. - powiedział Dorian, po czym podniósł sie z kanapy i ruszył w stronę uchylonych drzwi, zza których dochodził smakowity zapach.

- Zaraz wracam. Czekaj tu, dobra? - mruknęła dziewczyna i stuknęła sówkę w dziób, a maluch zatrzepotał skrzydełkami.

Wyszła z pokoju za Dorianem. Ksen czekał z uśmiechem przy dużym stole, a Edlin poczuła skurcz w żołądku na widok trzech misek z parującą zupą. Gdy skosztowała nieco mętnej zupy, skrzywiła się z niesmakiem, bo ta była słona i smakowała czymś kwaśnym. Ksen zauważył jej minę i westchnął.

- To z ryby. Przyzwyczaj się, bo tu nie ma zbyt dużego wyboru w jedzeniu. - mruknął obrażony.

Zjadła niechętnie małą porcję. Tym razem bardziej przypadła jej do gustu i po chwili zaczęła zachłannie jeść, chcąc jak najszybciej napełnić pusty żołądek. Przeciągnęła się i odstawiła pustą miskę obok piętrzącego się stosu naczyń w kuchni. Z wskazówkami Ksena trafiła do łazienki i poszła się umyć. Westchnęła, gdy ciepła woda spłynęła po jej brudnym ciele i korzystała z tej chwili jak najdłużej. Omijając lustro, ubrała czyste ciuchy i odetchnęła głęboko.

Poszła nakarmić piszczącą Tenriss kawałkiem mięsa, które zostało z podróży. Sówka pożerała wszystko, co jej dała, wciąż piszcząc o więcej, co chwila wyrywając Edlin z kilkusekundowego transu, bo dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od falującego morza.

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a w progu stanął Dorian. Uśmiechał się jak mały chłopiec, potrząsając puszystymi włosami i niecierpliwie stukając palcem w klamkę.

- Edlin! Chodź! Idziemy nad morze! - powiedział rozradowany, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

~*~

Chłodny piasek przesypywał się między jej palcami, gdy szła boso po białej plaży, a wiatr targał jej ubraniami i włosami. Edlin stanęła niepewnie kilka kroków od morza. Bała się podejść do czegoś tak pięknego. Ogromne mewy skrzeczały, szybując po pomarańczowym od zachodu słońca niebie. Edlin wpatrywała się w ptaki z zachwytem. Nagle jedna z fal uderzyła w jej stopy, a dziewczyna westchnęła cicho, gdy zimno ukuło ją w skórę, w przyjemny, trochę dziki sposób. Podeszła bliżej, pozwalając wodzie przelewać się między jej palcami.

Obok niej stanął Dorian. Uśmiechał się, wpatrzony w horyzont. Oczy lśniły mu z radości, a jasne włosy falowały targane silnym wiatrem. Odetchnął głęboko i spojrzał na szybujące mewy.

- Dlaczego tu nie wróciłeś? - spytała Edlin, nie odrywając wzroku od lśniących fal.

- Bałem się wspomnień. To wszystko mnie przerastało. - wyznał cicho. - Ale teraz jesteś ty i wszystko jest łatwiejsze...

Edlin spojrzała na niego z pytaniem w oczach, a chłopak odwrócił wzrok, uświadamiając sobie, co powiedział. Jego policzki zrobiły się jakoś podejrzanie czerwone. Dziewczyna, widząc to, również poczuła się jakoś nieswojo. Szybko przeniosła wzrok na ciemne morze.

Resztę wieczoru spędzili w ciszy, siedząc na chłodnym piasku. Wpatrywali się w niespokojne fale, podczas gdy mewy szybowały nad ich głowami niesione silnym wiatrem. Edlin pogrążyła się w myślach, rozkoszując się spokojem i bezpieczeństwem. W pewnym momencie położyła głowę na ramieniu Doriana, a on zerknął na nią i uśmiechnął się lekko. Chwilę później objął ją delikatnie ramieniem, jakby niepewny, czy może to zrobić, lecz Edlin nie zaprotestowała. Byli tu sami. Żadnych pogardliwych spojrzeń i nerwowych szeptów. Żadnych ludzi. Spojrzała na chłopaka, który siedział nieruchomo, wpatrując się w horyzont. Uśmiechał się lekko, zatopiony w miłych wspomnieniach z czasów dzieciństwa.

Pierwsze gwiazdy pojawiały się na ciemniejącym niebie, a lekkie chmury tłumiły nieco ich blask, gdy przepływały bezszelestnie po nieboskłonie. Morze przybrało czarną barwę, odbijając białe refleksy świetlistych punkcików. Edlin mogłaby siedzieć na tej plaży całą noc, lecz nie było jej to dane, ponieważ Dorian wstał nagle, otrzepując spodnie z piasku. Gdy nagle zabrakło go obok niej, zauważyła, jak zimna była ta noc. Chłopak spojrzał w stronę najbliższych domów i westchnął.

- Musimy wracać, Edi. - powiedział niechętnie. - Ksen będzie się niepokoił.

- Sam w to nie wierzysz. - prychnęła. - Pewnie byłby szczęśliwy z powodu naszej nieobecności.

- Edlin...

- Dlaczego go bronisz? - spytała, unosząc brew, a Dorian westchnął i spojrzał w gwiazdy.

- Bo to mój najlepszy przyjaciel. Przynajmniej kiedyś nim był. - wyznał cicho. Potrząsnął głową i wyciągnął do niej rękę, chcąc pomóc jej wstać.

Edlin chwyciła jego dłoń, wstała i położyła mu rękę na ramieniu, pragnąc go jakoś pocieszyć, lecz nie potrafiła. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się lekko. Ruszyli w stronę domu, a gdy weszli do środka, zostali przywitani niezadowolonym mruknięciem Ksena. Chłopak rzucił Edlin niemiłe spojrzenie, a następnie uśmiechnął się na siłę do Doriana.

- Chodźcie zjeść kolację.

Usiedli przy dużym stole i w ciszy zjedli kanapki. Następnie Ksen przeniósł się na jeden z foteli, nie sprzątając po sobie ze stołu. Edlin wzięła swój talerz i odłożyła go obok miski po zupie, którą jadła wcześniej. Stos brudnych naczyń rósł błyskawicznie, sprawiając wrażenie, jakby za chwilę miał się wywrócić.

Edlin odeszła powoli od niestabilnej konstrukcji i usiadła na kanapie obok Doriana. Ksen opowiadał jakąś historię, lecz gdy dziewczyna przyszła, zmarszczył brwi, niezadowolony z jej obecności. Szybko się uśmiechnął i kontynuował opowiadanie swojej przygody. Mówił z mniejszym zainteresowaniem i zaangażowaniem. Pomijał szczegóły, jakby Edlin stanowiła jakieś zagrożenie, gdyby usłyszała zbyt dużo.

Dziewczyna podciągnęła kolana do brody i objęła je ramionami. Jej powieki stawały się coraz cięższe, a wszystkie przykre wydarzenia tego dnia zaczęły odpływać. Zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top