~2~

Otaczała ją zieleń. Od trzech dni nic, tylko zieleń. Po gałęziach skakały małpy, półmaszyny, półzwierzęta. Czasami, gdy były blisko, słyszała ciche buczenie ich małych mechanizmów. Widziała ich ciała pokryte szarawym futrem. Kolorowe ptaki latały wysoko między koronami drzew i strącały skrzydłami uschnięte liście. Przez pierwsze godziny podróży była zafascynowana lasem. Obserwowała faunę i florę, podziwiając wielobarwne poszycie i gładkie pnie drzew. Nawet niebo miało tutaj jakiś inny kolor. Brązowe promienie słoneczne padały na ogromne kamienie oraz miedziany, ziemski pancerz. Wszystkie te rzeczy nadawały temu miejscu niezwykły nastrój, lecz mimo to, po kilku godzinach marszu, znudził ją ten monotonny obraz.

Noce spędzała w ciemnościach. Bez ognia, sam na sam ze złowieszczymi odgłosami prawie uśpionego lasu. Wsłuchiwała się w nieznane szelesty i piski, próbując odgadnąć, co może być ich źródłem. Mało spała, ponieważ nie potrafiłaby całkowicie zaufać temu miejscu. Coś ją niepokoiło. Drugiej nocy usłyszała odległe, metaliczne ujadanie. Czuła, jak jej serce mocno bije. Nie umiała zapanować nad drżeniem rąk, a jej umysł zaprzątały ponure myśli, jednak do rana nic się nie wydarzyło. Ujadanie dobiegało ze znacznie bliższej odległości, lecz nic poza tym.

Gdy słońce było już wysoko na niebie, nie słyszała nic prócz dźwięków dnia. Małpy, ptaki, drobne owady oraz gryzonie przemykały pośród gałęzi drzew i krzewów poruszanych lekkim wiatrem. W ciepłym powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów, a zwinne, miedziane jaszczurki wygrzewały swoje zdobione grzbiety w słońcu. Panował całkowity spokój. Szła pomiędzy krzewami, a jej nogi były zmęczone od ciągłego pokonywania nierówności terenu i wywróconych pni drzew. Często musiała skakać lub podnosić wysoko kolana, przez co marsz przez nieprzebyte gąszcze wyczerpał ją. Tak bardzo chciała odpocząć.

Zaczęło się ściemniać. Nagle wszystkie dobrze jej znane odgłosy zniknęły. Wszystko zamarło. Przez chwilę panowała całkowita cisza, tylko po to, by niespodziewanie ustąpić miejsca głośnemu ujadaniu. Widziała, jak zwierzęta chowają się w bezpiecznych kryjówkach. Z każdym metalicznym dźwiękiem jej serce biło mocniej. Oddychała pospiesznie i nierówno. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała cztery olbrzymie wilki. Potężne bestie szybko zmniejszały dystans, a ich lekko przybrudzone, białe futro falowało w rytmie ich niezmiennie szybkich kroków. Ciemny metal pokrywał ich silne karki, łopatki oraz część pysków. Wydawały z siebie groźne pomruki satysfakcji.

Nagle dziewczyna potknęła się, upadając na brzuch, a najszybszy z wilków zatopił ostre, przeźroczyste kły w jej łydce. Krzyknęła z bólu i natychmiast odwróciła się na plecy, za co zapłaciła przerażającym cierpieniem. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała widzieć swojego napastnika. Jej chude palce gorączkowo szukały czegoś, czym mogłaby się obronić, aż w końcu natrafiła na spory kamień i ostatkiem sił rzuciła nim w głowę bestii. Popełniła kolejny niewybaczalny błąd, za który mogła zapłacić życiem, ponieważ rozwścieczony wilk zaatakował z jeszcze większą furią, a jego czerwone ślepia jarzyły się nienawiścią.

Zrozpaczona zaczęła kopać i po chwili trafiła maszynę w pysk. Nacisk szczęk zelżał. Wykorzystała to i z wrzaskiem wyszarpnęła nogę z paszczy bestii. Jasna krew intensywnie spływała na milczące rośliny, a pozostałe wilki nadal nie nadbiegały. Nagle usłyszała ciche odgłosy walki. Gorąca fala ulgi przebiegła przez jej ciało, lecz natychmiast ustąpiła przerażeniu.

Bestia skoczyła w jej stronę, chcąc zakończyć żywot dziewczyny. Tyle, że szkliste zęby nie dosięgły celu, a wilk upadł na bok z dzikim piskiem. Szybko wstał i pełnym nienawiści wzrokiem spojrzał w stronę drzew, które znajdowały się po prawej stronie. Z jego szyi wystawała metalowa włócznia, idealnie wbita pomiędzy metalowe płyty, raniąc delikatną tkankę zwierzęcia. Po jego karku spływała ciemna, gęsta maź, brudząc jasne futro.

Kątem oka ujrzała coś, co szybko leciało w stronę wilka. Po chwili wbiło się w jego bok, a małe, białe błyskawice zaczęły tańczyć po jego ciele. Bestia wyginała się nienaturalnie, wydając z siebie okropne wrzaski i piski, aż czerwień w ślepiach zgasła. Zwierzę upadło prosto na dziewczynę, a ostre pazury wbiły się w ranę na jej nodze. Wrzasnęła, łapiąc się za nogę, po czym zemdlała z bólu.

~*~

Nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna. Z trudem otworzyła oczy i ujrzała szary sufit, podparty drewnianymi, zniszczonymi belkami. Ostrożnie się rozejrzała. Znajdowała się w małym pokoiku, który był praktycznie pusty. Nie licząc szafki, materaca, na którym leżała i jej plecaka rzuconego niedbale w kąt, całą wolną przestrzeń zajmował kurz. Przez niewielkie, zabrudzone okno wpadało trochę światła, a liście i pnące rośliny opierały się o szybę. Przeciąg delikatnie poruszał zszarzałą i potarganą firanką. Było późne popołudnie. Tak przynajmniej jej się zdawało.

Nagle coś poruszyło się na ścianie po jej lewej stronie. Niegdyś białe drzwi otwierały się powoli, cicho przy tym skrzypiąc i po chwili do pokoju wszedł wysoki chłopak. Jej uwagę przykuły jego jasne, miodowe włosy. W tych czasach taki kolor był rzadkością. Wszyscy, których do tej pory widziała, nawet wtedy, kiedy żyła w wodzie, mieli ciemne włosy.

Podszedł bliżej. Przerażona spróbowała szybko się podnieść, lecz pulsujący ból zaatakował jej rozszarpane ciało. Przelotnie spojrzała na swoją ranną nogę, ukrytą pod brązowym kocem, a następnie skierowała wzrok na przybysza, chcąc mieć go na oku. Musiała leżeć i czuła się z tym niezwykle źle, ponieważ gdyby chciał coś jej zrobić, nie miałaby nawet jak się obronić. Zauważyła, że blondyn ma coś w ręce. Znad metalowej miski unosiła się falująca para, a do jej nozdrzy dotarł zapach jedzenia. Skurcz zaatakował jej żołądek. Była taka głodna. Nie wiedziała, jak długo spała ani kiedy ostatnio coś zjadła.

Jednak postanowiła nie okazywać słabości. Nie chciała, aby wiedział, jak bardzo potrzebowała posiłku. Próbowała sprawiać wrażenie silnej, chociaż sama nie miała pojęcia dlaczego, ale tak podpowiadał jej instynkt. Niespodziewanie cały plan został zaprzepaszczony przez donośne burczenie jej zdradzieckiego brzucha. Chłopak posłał jej promienny uśmiech i podszedł bliżej.

- Głodna? – spytał.

- Nie, wiesz? Po prostu nie jadłam nic od kilku dni, bo jestem na diecie. - warknęła, nie mogąc się powstrzymać.

- Byłaś nieprzytomna jeden dzień. Nie przesadzaj.

Zaskoczył ją tą informacją. Była najedzona, gdy wilki ją zaatakowały. Niemożliwe, żeby tak zgłodniała przez jeden dzień, a jednak skurcze żołądka, domagającego się o coś do zjedzenia stawały się coraz bardziej intensywne i bolesne, więc z udawaną niechęcią sięgnęła po miskę drżącymi z radości dłońmi. Że też taka błaha rzecz doprowadziła ją do takiego stanu. Na myśl o ciepłym posiłku przez jej ciało przebiegł dreszcz. Brudnymi palcami wydobyła kawałek parującego mięsa i ostrożnie włożyła sobie do ust pierwszy kęs.

Ciepło zagościło na jej języku, a następnie spłynęło do żołądka. Czas się zatrzymał, a ona zapomniała o wszystkich problemach i strachu. Nie zwracała uwagi na pulsujący ból nogi, który rozchodził się z rany na łydce. Teraz zdawał się być odległy i prawie niewyczuwalny. Powoli zjadła całą zawartość miski, a gdy skończyła, wytarła lepkie od sosu palce w bluzkę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że przez cały ten czas była sama w pokoju, lecz gdy tylko o tym pomyślała, drzwi zaskrzypiały cicho. Spodziewała się, że do pomieszczenia wejdzie blondyn. Myliła się.

Przed nią stanęła ogromna, szara puma. Przerażona natychmiast skoczyła na równe nogi, lekceważąc piekący ból. Dzięki adrenalinie zdołała utrzymać się w pionie. Jej serce biło jak oszalałe, kiedy zwierzę zbliżało się z każdą sekundą i zaciekawione wpatrywało się w dziewczynę. Ta z trudem przełknęła ślinę, bojąc się ruszyć choćby o milimetr. Cały czas spoglądała pumie w błękitne, duże oczy.

Nagle w pokoju pojawił się blondyn, lecz ona nie zwróciła na niego uwagi, pochłonięta obserwowaniem zagrożenia.

- Greè!

Puma zareagowała natychmiast. Odwróciła się i wesoło podreptała do swojego pana. Otarła się łbem o jego kolana, a on podrapał ją po delikatnym futerku na karku. Zwierzę obeszło chłopaka dookoła i stanęło u jego boku wpatrując się w obcą osobę.

- Powinnaś leżeć. - powiedział troskliwie.

- I patrzeć jak zbliża się do mnie ogromna puma. - prychnęła. - Uważaj, bo cię posłucham.

- Greè jest łagodna i przyjacielska! Nic by ci nie zrobiła!

- A skąd pomysł, że o tym wiem, hm?

Nic nie odpowiedział, tylko rzucił jej spojrzenie wyrażające obrazę. Tymczasem adrenalina opuściła jej ciało i dziewczyna ciężko opadła na materac, krzycząc przy tym z bólu. Chłopak podszedł do niej i przykrył ją kocem.

- Odpocznij. Greè z tobą zostanie. - powiedział i uśmiechnął się zwycięsko.

- Kretyn. - syknęła tylko, gdy wychodził z pokoju.

Kąciki jego ust uniosły się. Pokręcił tylko głową, po czym zniknął za drzwiami, a puma usiadła obok posłania rannej i przyglądała jej się z zaciekawieniem.

- I co, będziesz tu tak siedzieć i się na mnie gapić, hm? - spytała dziewczyna z nieukrywaną niechęcią.

Na te słowa Greè położyła się, a jej łeb opadł na przednie łapy. Czujnie obserwowała każdy jej ruch swoimi ogromnymi oczami. Po chwili oblizała nos i mrugnęła. Dziewczyna mruknęła z niesmakiem i przyjrzała się dokładniej zwierzęciu. Puma była silna, było to widać. Miała ładnie zarysowane mięśnie oraz duże, błękitne pazury. Jej ubarwienie było dziwne, ale dziewczyna nie miała ochoty pytać tego blondyna, dlaczego tak jest. Denerowował ją.

Niepewnie wyciągnęła rękę i dotknęła karku ogromnego kota. O dziwo, puma nie zaatakowała, ani nie prychnęła. Zaczęła mruczeć, mrużąc intensywne błękitne oczy. Zamyślona dziewczyna drapała spokojnie Greè za uchem, gdy nagle do pokoju wszedł blondyn.

- Och! Widzę, że się lepiej poznałyście! - odezwał się radośnie, a dziewczyna szybko oderwała rękę od pumy, która rzuciła jej pytające spojrzenie. Chłopak uśmiechnął się lekko. - Mam dla ciebie lek.

- Yhym. - mruknęła nieufnie. - Z trujących roślinek?

- Nie. - odparł, próbując zachować spokój. - Wypij, poczujesz się lepiej.

Podał jej metalowy kubek z jakimś parującym napojem. Nie chciała tego pić. A jeśli on chce ją zabić? Nie, nie ratowałby jej, gdyby chciał jej śmierci. Wzruszyła ramionami, po czym przechyliła naczynie, wypijając szybko niesmaczny lek.

- Teraz powinno być lepiej. - powiedział, biorąc od niej kubek. - Szybiciej wyzdrowiejesz.

Poczuła niepokojącą senność. Czyli ją otruł. Tak, na pewno.

- Miłych snów. - usłyszała jeszcze jego głos, po czym chłopak wyszedł z pokoju

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top