~19~

Ból rozdzierał jej głowę, a zapach krwi doprowadzał do szaleństwa. Z każdym oddechem zbierało jej się na wymioty. Coś twardego wbijało się w jej plecy. Edlin chciała się podnieść, lecz przed fioletowymi oczami zatańczyły czarne i żółte punkciki, więc zrezygnowana opadła ciężko na twardą skałę. Odetchnęła kilkakrotnie, po czym powoli się rozejrzała. Nierówne ściany były ledwo widoczne w wszechobecnym mroku. Jasne refleksy zdradzały obecność wilgoci na skale. Smród krwi i zgnilizny unosił się w nieświeżym powietrzu, a odległe dźwięki kapiącej leniwie wody uświadomiły Edlin, gdzie się znajduje. Olbrzymia jaskinia połknęła zdezorientowaną dziewczynę, a ta siedziała bezbronna pośród jej kłów wyrastających z czerwonego stropu i podłoża.

Nagle w Edlin uderzyły wspomnienia z przerażającej nocy. Przyczajona bestia, rozpływająca się w mroku. Zniknięcie Doriana i Greè. Zupełnie bezgłośne. Dziewczyna przywołała scenę ataku. Przypomniała sobie uzbrojoną w długie pazury łapę, która błyskawicznie zmierzała w jej kierunku. Edlin uchyliła się w ostatnim momencie, a ostre szpony zahaczyły o jej szyję, pozostawiając po sobie bolesną, lecz niegroźną ranę. Ciągnęła się zza ucha aż do obojczyka, a gęsta krew zaschła na ciele. A tego, co działo się później, po prostu nie pamiętała.

Dziewczyna lekko dotknęła zakrwawionej skóry, pogrążona w nieprzyjemnych wspomnieniach. Niespodziewanie cała jaskinia zatrzęsła się od odległego ryku, a Edlin wyprostowała się przerażona. Do jej uszu dobiegł charakterystyczny syk, nieco dalej, z głębi ciemnego korytarza. Po chwili z mroku wyłoniła się brudna Puma i wyszczerzyła się w zwierzęcym uśmiechu, po czym potruchtała do Edlin.

- Nawet nie wiesz, jak dobrze, że tu jesteś. - powiedziała z ulgą.

Przyzwyczajała się powoli do tego, że rozmawia ze zwierzakiem. W sumie Greè była wyjątkowo mądra i Edlin zastanawiała się czasami, czy Puma przypadkiem nie rozumie tego, co się do niej mówi.

- Pomożesz mi? - spytała, a Greè mrugnęła.

Edlin uznała, że się zgadza, więc złapała Pumę za grzbiet. Podparła się i powoli wstawała. Każdy centymetr wyżej wiązał się z zawrotami i pulsującym bólem głowy, lecz po dłuższym czasie dziewczyna stanęła na nogach. Trzymała dłoń na ciepłym ciele Greè, na wypadek gdyby zasłabła.

- Myślisz, że dasz radę znaleźć Doriana?

Puma spojrzała na nią zainteresowana, słysząc znajome imię. Zaczęła ruszać nosem i po chwili zastanowienia ruszyły w prawą odnogę korytarza. Smród stęchlizny był nie do wytrzymania, a kleista maź pokrywająca podłoże mlaskała odrażająco przy każdym niepewnym kroku. Zdawało się, że robi się jaśniej. I tak było. Edlin ucieszyła się na widok wątłego światła zalewającego ściany jaskini. Do czasu aż nie dostrzegła szczegółów. Maź okazała się gęstniejącą krwią wielu ofiar, a dookoła walało się mnóstwo kości. Czerwone ściany naznaczone były tysiącami śladów po pazurach. Gdzieniegdzie znajdowały się brunatne plamy rozchlapanej krwi, które powstały podczas brutalnych mordów. Jedna z nich była wyjątkowo świeża. Edlin poczuła skurcz i z trudem powstrzymała wymioty. Bała się pomyśleć, czyja to krew. Nagle Greè pisnęła i odwróciła się gwałtownie, a Edlin poczuła dotyk na ramieniu. Podskoczyła przerażona, po czym spojrzała w miodowe oczy i odetchnęła z ulgą.

- Idiota. - syknęła.

- Też się cieszę, że nic ci nie jest. - prychnął Dorian, po czym spojrzał na Greè. - Musimy się zwijać i to szybko.

- Dlacz...

Cała jaskinia zatrzęsła się pod wpływem pełnego furii wrzasku. Odgłosy pospiesznych kroków i zgrzyt pazurów na skale wystarczyły w odpowiedzi. Bestia zbliżała się nieubłaganie szybko i już po chwili wyskoczyła z mroku korytarza. Czarne ślepia wyrażały ślepą chęć mordu, a obnażone kły ociekały śliną.

Tym razem Greè go wyczuła. Całe futro stwora pokryte było świeżą krwią. Puma warknęła głośno i stanęła pomiędzy bestią, a swoimi przyjaciółmi. Nikt nie ma prawa skrzywdzić jej rodziny, szczególnie on. Będzie walczyć aż do śmierci, jeśli będzie to konieczne, byle tylko ich chronić. Coś na kształt uśmiechu pojawiło się na pysku stwora, gdy ten zauważył zuchwały krok żałosnej Pumy. Przecież to delikatne zwierzątko nie ma z nim szans. Stanął na szeroko rozstawionych łapach i mruknął prowokacyjnie. Greè nie drgnęła. Bestia się tego spodziewała. Machnęła pazurzastą łapą, zaczęła chodzić w prawo i w lewo, nawet zamachnęła się i posłała w stronę Pumy kilka leżących luzem kamieni. Kot trwał niewzruszony i spoglądał w oczy samej śmierci.

Sfrustrowany stwór prychnął groźnie i rzucił się do ataku. Puma napięła wszystkie mięśnie i wyskoczyła w górę. Wczepiła się w kark napastnika i wbiła ostre kły. Ledwie dosięgła ciała, ponieważ skudlona sierść skutecznie blokowała jej zęby. Bestia odwróciła łeb, po czym chwyciła delikatną Pumę za łapę. Greè pisnęła, lecz nie przestawała atakować. Rozwarła szczęki, rozumiejąc, że w ten sposób nic nie osiągnie i wbiła kły w uszy stwora. Pociągnęła do siebie, a następnie wypluła ich czarne resztki. Wiedziała, że musi atakować słabe miejsca.

Potwór zawył i wgryzł się w łapę Pumy ze zdwojoną siłą. Greè odpuściła na chwilę, lecz ten moment wystarczył, by odczepić uciążliwego kota od ciała. Bestia zamachnęła się i cisnęła jęczącą Pumą o najeżoną nieregularnymi krawędziami ścianę. Greè prychnęła, po czym zaległa nieruchomo.

Satysfakcja wymalowana na twarzy stwora była niezwykle nienaturalna, gdy ten zbliżał się do przerażonych ludzi. Dorian popchnął lekko Edlin za siebie i spojrzał w czarne ślepia. Wymierzył ostrze włóczni w bestię, a ta poruszyła nosem. Dziewczyna ściskała w spoconych dłoniach dobrze znany nóż, błagając, by ten jej się nie przydał. Dorian warknął, chcąc sprowokować potwora do ataku. Im szybciej, tym lepiej. Bestia spojrzała na niego z kpiną, a następnie zamachnęła się i uderzyła od niechcenia. Chłopak poleciał na ścianę, a z jego rozszarpanego barku sączyła się jasna krew. Edlin została sama.

Ściskając w dłoni żałosny nóż, zaczęła się cofać. Bestia powoli podchodziła, ciesząc się chwilą zwycięstwa. Nagle Edlin potknęła się o coś i runęła na plecy. Kostka chrupnęła, a całą stopę zaatakował niewyobrażalny ból. Dziewczyna syknęła i podniosła wzrok.

Stwór wyskoczył w jej stronę. Zamknęła oczy i w ostatnim momencie wyprostowała ręce, wciąż trzymając nóż. Poczuła szarpnięcie i ból, a do jej uszu dotarł cichy syk. Powoli rozchyliła powieki. Ostrze zniknęło w głębi pożółkłej czaszki, a znad rany unosił się ciemny dym. Nóż wyślizgnął jej się z dłoni, gdy powoli zjeżdżał w dół, rozcinając kołtuny czarnej sierści oraz twardą skórę. Płynnie przecinał ciało umierającej bestii, aż w pewnym momencie zatrzymał się. Edlin sięgnęła po niego powoli i szybkim szarpnięciem wydobyła ostrze. Poczuła ciepło bijące od metalu i zrozumiała, co się stało. Silne emocje. Skrajne przerażenie zdecydowanie się do nich zaliczało. Jakimś cudem rozgrzała nóż do takiego stopnia, że rozciął bestię aż do łopatek.

W tym momencie ciężkie cielsko opadło na nią, zalewając Edlin masą krwi i odbierając dech. Dziewczyna z trudem wydostała się spod zwłok, a niewątpliwie skręcona kostka nie ułatwiła jej tego zadania. Gdy bezwładna kupa futra upadła na kamienne podłoże, Edlin odetchnęła i spojrzała na Doriana, który powoli odzyskiwał przytomność. Podczołgała się do niego i z głośnym westchnieniem usiadła obok, opierając się plecami o twardą ścianę. Spojrzała na swoją pulsującą bólem kostkę. Spod poszarpanej nogawki wyglądało spuchnięte ciało. Oddychała ciężko, próbując uspokoić rozszalałe serce. Nagle Dorian chrząknął i podniósł głowę, po czym rozejrzał się zdezorientowany i dostrzegł nieruchomą Pumę, leżącą pod przeciwległą ścianą.

- Greè! - krzyknął przerażony i zerwał się z miejsca, jednak od razu usiadł.

Z wyrzutem spojrzał na swoje rozszarpane ramię. Podparł się zdrową ręką o ścianę i powoli wstał, po czym z trudem podszedł do Pumy. Był przechylony w jedną stronę tak, jakby zraniony bark mu ciążył. Kucnął obok Greè z cichym jękiem bólu i po chwili odwrócił się do Edlin, a jego jasne oczy błyszczały od łez.

- Ona nie oddycha!

Edlin poczuła, jak jej serce przestaje bić. Greè musiała żyć, nie dopuszczała do siebie innej opcji. Puma była silna, na pewno chwilowo straciła przytomność i oddychała, ale płytko. Dziewczyna wstała z trudem i podeszła do Doriana, kulejąc. Przyjrzała się zwierzęciu, z nadzieją, że spanikowany chłopak przeoczył lekki ruch boków Greè, lecz Puma się nie ruszała.

Edlin upadła na kolana, ignorując rozdzierający ból kostki. Pogłaskała delikatnie bok Greè, wyczuwając wyraźne nierówności. Żebra były połamane. Odetchnęła głęboko z nieskrywaną rozpaczą. Dorian klęczał obok i pociągał nosem, starając się ukryć łzy. Dziewczyna nie chciała dopuścić do siebie faktu, że Puma nie żyje. Zamknęła oczy, lecz słone, gorące łzy przecisnęły się pomiędzy powiekami i spłynęły po brudnych policzkach, a przez jej głowę przemknęły wszystkie wspólne chwile spędzone z Greè.

Zobaczyła, jak Puma wesoło skacze, polując na jakiegoś małego robaka albo szczerzy kły w swoim rozbrajającym uśmiechu. Przypomniała sobie moment, w którym była załamana brakiem imienia, a Greè przyszła do niej, chcąc pomóc i pocieszyć. Lśniące, błękitnie oczy wpatrywały się w niebo, odbijając wirujące iskry i nieruchome gwiazdy. Tyle tego było, a każde wspomnienie powodowało jeszcze większą rozpacz. Edlin znała Greè zaledwie kilka miesięcy, jak nie krócej, ale Dorian stał się jej bratem. Dziewczyna wolała nie wiedzieć, co czuje chłopak, bojąc się, że ona nie wytrzymałaby tak wielkiej straty i rozpaczy rozrywającej serce. Czuła, że powinna coś zrobić, jakoś go pocieszyć, lecz wiedziała, że nie ma słów ani czynów mogących wypełnić tę pustkę. Zmusiła się do podniesienia wzroku i spojrzenia na Doriana, który wpatrywał się w szare uszy Greè i gładził je delikatnie. Puma już nigdy nie usłyszy żadnego dźwięku, a puszyste uszy już na zawsze pozostaną nieruchome. Edlin poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Już nigdy nie usłyszy tego charakterystycznego syku, nie zobaczy tego uśmiechu. Zamknęła oczy i starała się myśleć o czymś innym, wciąż czując miękkie futro pod dłonią.

Nagle Greè poderwała łeb i wciągnęła powietrze z głośnym świstem. Zaczęła się dusić, wypluwając przy tym gęstą krew. Spojrzała na nich swoimi błękitnymi oczyma, wyrażającymi niemą prośbę, a Dorian otrząsnął się z szoku.

- Dawaj nóż! Szybko!

Edlin rzuciła się w stronę martwej bestii i chwyciła brudny od czarnej posoki nóż. Zapomniała o skręconej kostce, znieczulonej adrenaliną. Teraz liczyło się tylko życie Greè. Podała Dorianowi ostrze i czekała na dalsze polecenia.

- Co się dzieje? - spytała roztrzęsionym głosem.

- Zrób mi miejsce! - krzyknął. - Odsuń się!

Edlin cofnęła się posłusznie, bojąc się o Pumę. Nie wiedziała, co dokładnie się dzieje, ale wiedziała jedno. Greè się dusiła i z każdą sekundą była bliżej śmierci.

- Edlin, proszę! - głos Doriana załamał się, zdradzając rozpacz. - Odsuń się!

Dziewczyna przeczołgała się pod przeciwległą ścianę, nie rozumiejąc całej tej sytuacji. Nagle cały korytarz rozbrzmiał echem łamanych kości. Głuche chrupnięcia przeplatały się z zdławionymi piskami. Edlin zamknęła oczy, chcąc znaleźć się w jakimś słonecznym miejscu. Gdzieś, gdzie nie ma troski ani problemów, lecz urywany oddech Pumy skutecznie utrudniał jej ucieczkę w miejsca z wyobraźni.

Cały ten niezrozumiały dla Edlin zabieg trwał i trwał. Głuche trzaski rozbrzmiewały w czaszce dziewczyny, powodując silny ból głowy. Nagle zrobiło się cicho, a ostatnie chrupnięcie słabło, niesione echem w głąb jaskini. Edlin otworzyła oczy zaskoczona niespodziewanym końcem tortur. Dorian usiadł ciężko obok niej i spojrzał na oddychającą lekko Greè.

- Co...? - zaczęła niepewnie Edlin.

- Greè leczy się szybciej niż my, rozumiesz? - przerwał jej. - Myślałem, że nie żyje, ale ona nagle zaczęła się regenerować, a połamane żebra krzywo się zrastały i przygniatały jej płuca i serce. Musiałem połamać je na nowo, żeby jej dar jej nie zabił. - otarł pot z czoła, jednocześnie rozmazując na twarzy krew Pumy.

Edlin siedziała cicho, próbując przetrawić wszystkie informacje. To dlatego Greè tak szybko wyzdrowiała po ataku Gayah i uciekła z tej dziwnej wioski. To miało sens.

- Czyli już jest dobrze? - spytała cicho.

- Mam nadzieję. Musimy dać jej czas. - powiedział i spojrzał na kostkę Edlin. - Teraz nasza kolej.

Sięgnął zdrową ręką po plecak i wyjął z niego dwie strzykawki. Wbił igłę w rozszarpany bark, sycząc cicho. Po chwili odetchnął i poruszał kilkakrotnie ręką, a następnie kucnął obok stopy Edlin i spojrzał jej w oczy.

- Jesteś gotowa? - spytał.

- Nie...

Cała jaskinia zatrzęsła się od jej wrzasku, który zagłuszył chrzęst nastawianej kostki. Po chwili długa igła wbiła się w mięśnie i mętny lek przemknął ze strzykawki do nadwyrężonego ciała. Wszystko zniknęło, a Edlin spiorunowała Doriana spojrzeniem zabójcy.

- Idioto! - wrzasnęła wściekła.

Chłopak uśmiechnął się głupio i usiadł obok niej. Obrzucił nieprzytomną Pumę troskliwym spojrzeniem. Do złudzenia przypominał Cerdię, mimo że nie był z nią spokrewniony. Edlin zatopiła się we wspomnieniach z chatki na równinach. Zobaczyła w myślach uśmiechniętą staruszkę, głaszczącą dwukolorowego kruka, który usiadł jej na ramieniu.

- Gdyby nie Cerdia, Greè już by nie żyła. - powiedział nagle Dorian, jakby czytał Edlin w myślach, a dziewczyna spojrzała na niego z wyczekiwaniem. - Uczyła mnie leczenia, ale jakoś mnie to nie bawiło. Wolałem łazić po dworze i znajdować nowe kryjówki. Ale, jak widać, coś z tego utkwiło mi w pamięci. - postukał się palcem w głowę.

- Tęsknię za nią.

- Ja też. Im szybciej załatwimy te twoje sprawy w Dolinie, tym szybciej do niej wrócimy.

- Moje sprawy, tak? - spytała, unosząc brwi.

- Nie, moje. - prychnął, a Edlin uśmiechnęła się.

Stres ustąpił, zastąpiony przez rozbawienie. Strach o życie Greè opuścił ich serca. Puma oddychała coraz swobodniej i głębiej, aż w końcu odwróciła się na drugi bok. Był to jasny sygnał, że kot czuje się wyśmienicie. Oczy wciąż miała zamknięte, a z jej gardła wydobywało się ciche chrapanie. Musiała odpocząć.

Dorian szturchnął Edlin łokciem, a ta spojrzała na niego zaskoczona. Chłopak wyciągnął ku niej rękę, w której trzymał kawałek przypieczonego mięsa, a sam grzebał w plecaku leżącym u niego na kolanach. Zmarszczył brwi i po chwili wyjął jakieś małe zawiniątko. Edlin wzięła od niego zimne mięso i przeżuwała je powoli, podczas gdy on próbował zgadnąć, co znajduje się w paczuszce. Przyłożył materiał do nosa i od razu się rozpromienił. Pospiesznie rozwiązał sznurek i rozwinął szmatkę. Na jego dłoni leżało kilka ciemnych ciastek. Spojrzał uradowany na Edlin i zachłannie zjadł pierwsze. Mruknął cicho i zamknął oczy.

- Jak ja dawno nie jadłem nic słodkiego. - powiedział rozmarzonym głosem.

- Dawaj jedno! - syknęła Edlin i zaatakowała jego dłoń, lecz Dorian podniósł rękę, po czym uśmiechnął się do niej zadziornie i zjadł drugie ciastko. - A jedz sobie, jedz. Będziesz gruby i tyle.

- Dobra. - odparł, nie przejmując się jej groźbą.

Nagle Edlin ponownie przypuściła atak i wbiła palce w bok chłopaka. Wykorzystała moment zaskoczenia i wyrwała mu z dłoni szmatkę z ciemnymi ciastkami, a Dorian spojrzał na nią zszokowany.

- Kto cię tak nauczył, co? - spytał, unosząc brew.

- Ty, idioto. - prychnęła i pospiesznie zjadała pierwsze ciastko, bojąc się, że chłopak będzie chciał jej je odebrać.

- Uspokój się! Nie jedz tyle, bo się porzygasz! - zaśmiał się i wyciągnął rękę w stronę Edlin.

Dziewczyna skuliła się, przyciskając cenny artefakt do piersi, chcąc chronić go przed Dorianem. Syknęła ostrzegawczo i pożarła kolejne ciastko. Zostało ostatnie. Nastała napięta cisza, oboje spoglądali na ciemny krążek. Nagle przed Edlin wyrosła para błękitnych oczu, a spór został rozstrzygnięty. Dziewczyna wzięła ostatnie ciastko i podała je Greè, która aż pisnęła z radości. Połknęła przekąskę w całości i oblizała pysk, a następnie przeciągnęła się i spojrzała na Doriana.

- No chodź tu, cudaku! - powiedział z uśmiechem, a Puma pisnęła i skoczyła na niego.

Obsypała go deszczem mokrych całusów, a chłopak objął ją za szyję i mocno przytulił. Greè wtuliła łeb w jego kark i mruczała cicho. Dorian odetchnął i uśmiechnął się, a Edlin przyglądała się temu wszystkiemu z boku, czując, że jest niepotrzebna. Jednak nie na długo, ponieważ Greè rzuciła się w jej stronę i zaczęła obwąchiwać w poszukiwaniu ciastek. Dziewczyna zaśmiała się i podrapała Pumę za uchem.

- Myślałam, że dłużej będzie się leczyć. - odezwała się, a Dorian wzruszył ramionami.

- Im poważniejsza rana, tym szybciej się goi. Po co miałaby tracić energię na zadrapania?

- Cóż, to ma sens.

- No raczej. - mruknął i nagle spochmurniał. - Dalej nie mamy koni, wiesz o tym, prawda? Zanim dotrzemy do Osady minie prawie tydzień.

- No to nie siedź bezczynnie, tylko się rusz! - prychnęła Edlin i wstała energicznie, nie czując bólu, bo kostka wraca do formy szybciej niż powinna dzięki lekom. - Idziemy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top