~13~
Nie zorientowała się, kiedy zasnęła, lecz głośne dźwięki dochodzące z dworu skutecznie ją dobudziły. Edlin lekko podenerwowana ruszyła, standardowo, w stronę kuchni. Słońce ledwo zaczęło wschodzić, a zważywszy na to, że wczorajszy dzień był dla dziewczyny nieco wyczerpujący, nie uśmiechało jej się wstawać tak wcześnie. Zostało sporo czasu do pobudki Cerdii, więc Edlin spodziewała się, że samotnie zje śniadanie. Przemknęło jej przez myśl, że może Dorian znowu będzie czytać. Wzruszyła ramionami i powoli szła w stronę kuchni, gdy do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach. Usłyszała skwierczący tłuszcz i była pewna, że ktoś przyrządza śniadanie.
Cerdia stała przy blacie i nakładała jajecznicę na talerze, nucąc pod nosem. Edlin stanęła w drzwiach i oparła się o futrynę, wciąż starając się nie oszaleć przez uciążliwy hałas.
- Co tak wcześnie wstałaś? - spytała, a kobieta odwróciła się przerażona, po czym odetchnęła głęboko na widok Edlin.
- Nie strasz mnie!
- Dobrze. - dziewczyna posłała jej przepraszający uśmiech. - Czemu tak wcześnie wstałaś? - powtórzyła pytanie.
- Dorian uparł się, żeby naprawić dach jak najszybciej. - mruknęła i spojrzała w górę, jakby chciała zobaczyć chłopaka przez sufit. - Muszę mu zrobić śniadanie.
- Czyli to ten debil tak hałasuje. - westchnęła zdenerwowana Edlin.
- Debil, nie debil, przynajmniej ci deszcz nie kapie na głowę.
Dziewczyna spojrzała w stronę okna i dopiero teraz zauważyła, że pada. Ogromne krople odbijały się od szyby, dudniąc przy tym. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, skupiona na tajemniczym hałasie, który ją obudził. Dorian siedział teraz na dachu i go naprawiał. Wyobraziła sobie tysiące lodowatych kropel i porywisty wiatr. Wzdrygnęła się mimowolnie i zaczęła współczuć chłopakowi.
- Siadaj i zjedz. - poleciła Cerdia, stawiając talerz na stole.
Edlin już miała usiąść, gdy do domu wdarł się ciepły wietrzyk przesączony wilgocią. Spojrzała w tamtą stronę. Dorian stał w drzwiach, cały przemoczony. Woda skapywała z jego włosów i ubrań, tworząc kałużę na podłodze. Chłopak posłusznie zdjął buty i ustawił je pod ścianą, po czym odwrócił się i przeczesał posklejane kosmyki.
- Widzisz Cerdia... O, Edi. Nie śpisz już? - spytał, uśmiechając się podle.
- Nie, bo jakiś idiota wlazł na dach i hałasował. - warknęła w odpowiedzi.
- Jedz szybko, bo idziemy na spacer. - prychnął, chcąc się z nią podroczyć.
- Sam sobie idź! Nigdzie nie wychodzę w taką ulewę. - powiedziała i skrzyżowała ręce na piesi.
- I mówi to ktoś, kto żył pod wodą.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale jakiś psychopata zniszczył moje poprzednie życie! - warknęła.
- Dobra Dori, porozmawiacie sobie później. - wtrąciła Cerdia. - Idź w tej chwili się przebrać, bo się rozchorujesz!
Chłopak pospiesznie wyszedł z kuchni, a staruszka odetchnęła. Edlin siedziała zgrabiona, wpatrując się w talerz. Straciła apetyt. Nagle naprzeciwko niej usiadła Cerdia i złapała dziewczynę za drżące dłonie, chcąc dodać jej otuchy.
- Wszystko w porządku? - spytała troskliwie.
- Tak, po prostu muszę się uspokoić.
- Wiesz, że on nie zrobił tego celowo.
- Wiem, Cerdia, ale jakoś jeszcze nie przywykłam do swojej przeszłości. - westchnęła i spojrzała kobiecie w oczy.
- Spokojnie. Kiedyś się z tym pogodzisz. - powiedziała kobieta. - Tylko nie daj sobie wmówić, że jesteś gorsza, rozumiesz?
Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się słabo. W tym momencie do kuchni wszedł Dorian, który zmarszczył brwi, gdy zobaczył, że Cerdia i Edlin rozmawiały.
- Dyskutujecie o mnie, mam rozumieć? - spytał rozbawiony.
- Właśnie mówiłam Cerdii, jaki jesteś szpetny. - prychnęła Edlin, a kobieta wybuchła śmiechem.
- Nie jestem! - oburzył się Dorian, siadając przy stole.
- Jesteś, jesteś. I nie wykręcaj się, bo wszyscy znamy prawdę. - powiedziała dziewczyna, unosząc brwi.
- Teraz mi smutno. - westchnął sztucznie i skrzyżował ręce na piersi, po czym odwrócił się tyłem do Edlin i Cerdii.
- Oj, nie przesadzaj! Dla mnie jesteś śliczny. - pocieszyła go staruszka, chichocząc pod nosem. - Zjedz coś, bo mi umrzesz z głodu.
Dorian odwrócił się, przekonany słowami Cerdii i zaczął jeść, lecz nagle spojrzał na Edlin.
- Jesteś gotowa, żeby zmoknąć? - zapytał od niechcenia.
- Co? Nie. - odparła zaskoczona.
- Szkoda, bo jutro z samego rana wyruszamy dalej.
- Jak to? - spytała Edlin, jednocześnie z Cerdią.
- Już wystarczająco długo tu siedzimy. - westchnął i spojrzał na staruszkę, która wyraźnie posmutniała - Nie zrozum tego źle! Po prostu musimy iść dalej.
- Wiem Ran, ale mimo wszystko chciałabym was tu trzymać w nieskończoność. - powiedziała cicho.
- Obiecuję, że wrócimy. - zapewnił, posyłając jej uroczy uśmiech.
- A spróbowałbyś mi nie wrócić! Jakbym cię straciła, to bym chyba umarła.
- Nie stracisz. Będziemy uważać.
- Będę pilnować tego idioty, możesz być spokojna. - wtrąciła się Edlin, poprawiając Cerdii humor.
- Spakuję wam potrzebne rzeczy. - powiedziała i zerknęła na dziewczynę. - Dalej chcesz pozbyć się tych swoich ślicznych włosów? - spytała, a Edlin skinęła głową.
~*~
Edlin po raz kolejny dotknęła krótkich włosów. Cerdia skróciła je tak, że z pasm sięgających pasa, pozostały kosmyki do ramion. Sprawiały wrażenie lżejszych i ładniejszych. Edlin była naprawę zadowolona, lecz Dorian był innego zdania i ciągle marudził, że niepotrzebnie je ścinała. Raczej nie przejęła się jego opinią w tej kwestii.
Resztę dnia spędzili na pakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy. Cerdia dała im kilka strzykawek z mętnym lekiem oraz sporą ilość jedzenia, a Edlin dostała zapasowe ubrania i własną kurtkę. Dziewczyna odczuwała pustkę w sercu na myśl, że będzie musiała opuścić to miejsce, a co gorsza, troskliwą staruszkę. Przywykła do jej towarzystwa i szczerze pokochała poczciwą kobietę. Spojrzała na swój dotychczasowy pokój i z westchnieniem poszła w stronę kuchni, gdzie Cerdia siedziała na krześle i rozmawiała o czymś z Dorianem, który wyglądał na podekscytowanego.
- ... wtedy przyleciał Zivon i zabił wszystkie Gayah! - powiedział z fascynacją, wykonując zamaszysty gest ręką.
- Dlaczego nie poczekaliście na mnie!? - spytała oburzona Edlin. - Może ja też chciałabym posłuchać?
- Przecież tam byłaś. - prychnął i machnął ręką.
- Taa, jasne. I leżałam nieprzytomna. Naprawdę, wspaniałe wspomnienia.
- Nie trzeba było mdleć. - Dorian uniósł brew i uśmiechnął się.
Nagle do pokoju wleciał kruk i skrzecząc głośno, wylądował na stole obok Edlin. Dziewczyna niemal krzyknęła, zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się zwierzęcia.
- Edi, poznaj Zivona. - powiedziała Cerdia, przeczesując jego dwukolorowe pióra.
Edlin powoli wyciągnęła rękę i dotknęła białego pióra na piersi kruka. Było niezwykle miękkie i gładkie, a dziewczyna poczuła bijącą od niego moc.
- To twoje pióro. - powiedziała Cerdia, uśmiechając się, a dziewczyna spojrzała na nią z zaskoczeniem. - Ono uratowało ci życie. - wyjaśniła, lecz Edlin dalej nie rozumiała. - Ziv jest niezwykły. Jego pióra uzdrawiają. Każde białe pióro, które tu widzisz, to czyjeś życie. Wystarczy odpowiednio użyć jego daru. Zivon potrafi też zmieniać swoją wielkość. Może urosnąć lub zmaleć, zależnie od zagrożenia i jego kaprysu. - spojrzała na Edlin, wciąż gładzącą pióro.
- Było ze mną aż tak źle? - spytała z niedowierzaniem.
- Do twojej rany dostała się toksyna ze śliny Gayah, a do tego wdało się zakażenie. Gdyby nie pióro Zivona i zioła, które wyczyściły ranę, byłoby naprawdę źle, Edi.
Nastała dłuższa chwila nieprzyjemnej ciszy. Edlin musiała to wszystko przemyśleć. Nie sądziła, że była tak blisko śmierci. Rzeczywiście, rana była poważna, ale żeby aż tak?
- Dorian prawie zwymiotował, jak to zobaczył. - powiedziała nagle Cerdia, chcąc przerwać ciszę.
- Serio? - spytała Edlin, unosząc brwi. - Ale jesteś słaby.
- Oj, przestańcie! - prychnął, a dziewczyna zaczęła się śmiać. - Nie moja wina, że to wyglądało naprawdę obrzydliwie.
- Cóż, moi drodzy, koniec tych rozmów na dziś. - wtrąciła Cerdia troskliwym tonem. - Idźcie spać, skoro jutro wyruszacie. Musicie być wypoczęci.
- Ale dopiero przyszłam. A poza tym jutro nas tu nie będzie, a chciałam jeszcze z tobą porozmawiać. - zaprotestowała Edlin, lecz niewiele to dało i już po chwili wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.
Leżała w łóżku i słuchając bębnienia deszczu o szybę, rozmyślała nad jutrzejszym dniem. Czuła stres. Bała się podróży, jednak wiedziała, że musi dotrzeć do Doliny Starożytnych, chociaż nie miała pojęcia po co.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top