~1~

Ciszę przerwał pisk, podobny do dźwięku, jaki wydaje zwierzyna złapana w sidła. Coś wiło się desperacko, rozchlapując dookoła mętną wodę, a grupka ludzi stojących w półkolu kopała delikatnie ciało. W końcu ta zabawa przestała być śmieszna, więc ktoś schylił się i podniósł poobijaną dziewczynę, która upadła, jeszcze zanim wstała. Twarde, suche powietrze raniło jej płuca, lecz zmusiła się do nieprzyjemnego oddechu. Zanurkowała i uderzyła silnymi nogami o taflę wody. Poczuła się wolna, lecz nie mogła długo się tym cieszyć, ponieważ ostry, lśniący nóż przebił błony pławne między jej palcami. Wtedy ktoś wyciągnął ją w górę i rozległy się kpiące śmiechy.

Jakiś obrzydliwy mężczyzna podszedł do niej i uśmiechnął się nieprzyjemnie, odsłaniając żółte zęby z licznymi ubytkami. Na jego czarnej brodzie osadziły się drobinki rdzy, a w szarych oczach płonęła chęć mordu. Nieznajomy śmierdział starym potem, tak jak jego towarzysze. Dziewczyna dusiła się, nie potrafiąc oddychać tym powietrzem, a smród nie pomagał. Zaczęła się wić i szarpać, co spowodowało rozbawienie wśród oprawców. Zaczęli się śmiać, doprowadzając ją do szału. Nie mogła nic z tym zrobić.

Nagle wszyscy zamarli. Rozległ się niski i groźny głos, a dziewczyna nie pojmowała ani jednego słowa. Zrozumiała jednak to, że wysoki mężczyzna, który przepychał się pomiędzy brudnymi ludźmi, nimi dowodził. Poznała to po jego władczym tonie oraz reakcji oprawców. Mężczyzna syknął coś w niezrozumiałym dla niej języku, a ludzie odsunęli się natychmiast, robiąc mu miejsce. Dziewczyna wykorzystała to i wyszarpnęła nóż ze swojej dłoni, a następnie zamachnęła się. Ostrze utkwiło w oku brodacza, który stał najbliżej. Z jego zniszczonej twarzy zniknął podły uśmiech, a mężczyzna osunął się na ziemię, rozchlapując dookoła brudną wodę.

Reszta zareagowała natychmiastowo i doskoczyła do niej, po czym zaczęli okładać ją pięściami. Skuliła się, chcąc ochronić się przed ciosami. Nagle Dowódca wrzasnął wściekle, a oprawcy odsunęli się od zmaltretowanej dziewczyny. Mężczyzna przecisnął się między nimi z nieukrywanym obrzydzeniem, po czym zmierzył swoją ofiarę krytycznym spojrzeniem, które pozbawione było gniewu albo niezadowolenia. Wyrażało niemal podziw oraz lekkie rozbawienie. Dostrzegła w nich też pewien niezdrowy tryumf. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swoją ofiarę, po czym uniósł dłoń i kiwnął nią, nie odrywając wzroku od swojej zdobyczy.

Nagle dziewczyna poczuła za uchem bolesne ukłucie, a następnie po jej poobijanym ciele rozeszło się błogie i przyjemne ciepło. Kształty zaczęły rozmywać jej się przez oczami, a po chwili osunęła się na kolana, czując coraz większą senność. Kilka sekund później zatopiła się w przytulnej ciemności.

~*~

Obudziła się, a czerń wsiąkała w każdy zakątek jej umysłu. Poruszyła ręką i usłyszała plusk, lecz nie była w wodzie. Lepka maź oblepiała jej nagie ciało, a ona sama trwała w mroku. Nie było jej ani ciepło, ani zimno. Nie była głodna. Po prostu była, nic nie czując.

Nagle jaskrawe światło błysnęło prosto w jej fioletowe oczy, a jaskrawa smuga przesunęła się po jej ciele, jakby je skanując. Podskoczyła i zacisnęła mocno powieki pod nadmiarem blasku. Gdy przyzwyczaiła się do wszechobecnej bieli, rozejrzała się powoli z sercem bijącym jak oszalałe ze strachu. Otaczała ją szarość i błękit. Wyciągnęła drżącą rękę i dotknęła gładkiej powłoki, znajdującej się nad jej głową, a w momencie, w którym jej palce spotkały się ze ścianami, cały sufit rozświetlił się nienaturalnie, po czym wszystko zgasło i znów nastała ciemność.

Oddychała szybko i przeraźliwie głośno. Próbowała sobie wszystko poukładać. Była zamknięta w kapsule, coś jakby trumnie o gładkich i okrągłych ścianach, nie wiedziała, gdzie jest i co się z nią dzieje. Chwilowo wstrzymała oddech, nie mogąc zrozumieć swojej sytuacji. Gdy się otrząsnęła, próbowała przywrócić światło, lecz bez skutku. Najpierw jej palce ślizgały się po ścianach, po chwili zaczęła uderzać całymi dłońmi, a na koniec pięściami. Uderzała mocno i energicznie, a z każdą sekundą ogarniała ją coraz większa panika. Ciecz chlupała dookoła, oblewając jej nagie ciało, a przyspieszony oddech zmienił się w krzyk. Uderzała i kopała, aż wkrótce opadła z sił, a wtedy zrezygnowana rozluźniła mięśnie, po czym położyła się, w miarę możliwości, wygodnie. Lepka maź sięgała jej do brody. Była wycieńczona walką, więc po chwili zamknęła oczy i odpłynęła w lekki i niespokojny sen.

~*~

Gdy do jej uszu dotarł syk, podskoczyła, uderzając głową o niski sufit. Zaklęła cicho i rozejrzała się dookoła. Szybko zauważyła wąską, świetlistą szparę biegnącą wzdłuż ścian kapsuły. Dopadła do niej bez zastanowienia, a jej cienkie palce starały się podważyć wieko. Walczyła, lecz było to bezskuteczne, ponieważ prześwit nie powiększył się nawet o milimetr. Już miała się poddać, gdy oślepiło ją światło. Szybko zakryła oczy dłonią i po chwili ujrzała ciemne sylwetki pochylające się nad nią. Rozpoznała tego mężczyznę, Dowódcę, który uśmiechał się sadystycznie.

Jej wzrok przeskakiwał z twarzy na twarz. To byli ci sami ludzie, ci, którzy złapali ją, a później uwięzili w tym czymś. Teraz nad nią stali z fałszywymi, okrutnymi uśmiechami przylepionymi do twarzy. Poczuła tak silną nienawiść, że byłaby w stanie zabić wszystkich wzrokiem, lecz Dowódca przerwał jej rozmyślania, skupiając na sobie jej uwagę.

- Miło cię widzieć. - powiedział fałszywym, przesłodzonym głosem. - Jak się spało? Wygodnie?

Dziewczyna zdała sobie sprawę, że rozumie każde jego słowo. Zauważył to i uśmiechnął się lekko, na pozór sympatycznie.

- Jak widzisz, jesteś teraz taka jak my. Zero łusek, skrzeli, czy błon pławnych. - dodał niedbale, oglądając swoje paznokcie.

Rzuciła przerażone spojrzenie na swoje ciało. Skóra. Sucha, obrzydliwa skóra. Palce nie były połączone błonami. W szoku zaczęła dotykać swojej twarzy. Coraz szybszymi ruchami badała nowe ciało i po chwili poczuła łzy na swoich gołych policzkach. Zakryła się rękami, próbując ukryć swoją nagość przed tymi okrutnymi ludźmi.

Czyjaś dłoń dotknęła jej ramienia. Niespodziewanie złapała za nią i wciągnęła jej właściciela do kapsuły, rozchlapując maź. Krzyk ofiary urwał się, gdy jej twarz zniknęła pod taflą wzburzonej cieczy. Wykorzystała to i mocno zacisnęła dłonie na krawędzi, po czym wyskoczyła na zewnątrz. Jeden zwinny ruch i jej stopy znalazły się na zimnej i mokrej podłodze. Podniosła wzrok akurat w momencie, gdy ktoś wyciągał gwałtownie ręce, chcąc ją złapać. Zanurkowała w przerwę między swoimi oprawcami, lecz poślizgnęła się niespodziewanie, a jej dłonie natrafiły na krawędź wieka kapsuły. Chwyciła się kurczowo, lecz zanim złapała równowagę, zaczęła spadać w dół. Wszystko działo się tak szybko.

Nagle usłyszała cichy jęk i obejrzała się za siebie. Z kapsuły wystawały nogi, a reszta ciała została zatrzaśnięta w środku. Po białych ściankach leniwie płynęła krew. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, pozwalając sobie na chwilową nadzieję, że to Dowódca, lecz to nie był on. Mężczyzna złapał ją za ramiona i odwrócił brutalnie. Ujrzała jego ciemne oczy, po czym dostała w twarz. Zapiekło. Pierwszy raz czuła taki dziwny ból. Był jakiś inny i obcy. Rozwścieczona wyrwała się z jego rąk i uderzyła pięścią w nos Dowódcy. Usłyszała cichy zgrzyt i chrzęst łamanych kości, a mężczyzna zaklął głośno i rozkazał reszcie, by ją złapali.

Wyminęła ich niezgrabnie i pognała sprintem przed siebie. Do jej uszu dotarł pisk syren, kiedy w ośrodku ogłosili alarm. Skulona pod naporem dźwięku biegła dalej i już po chwili wpadła przez nieprzyjemnie skrzypiące drzwi do oświetlonej słabym, zielonym światłem sali. Rozejrzała się pośpiesznie i stwierdziła, że jest pusto. Nie wiedziała, co robić, więc po prostu stała na środku pomieszczenia i gorączkowo szukała wzrokiem jakiejś kryjówki.

Nagle za jej plecami rozległ się kłujący w uszy dźwięk metalu ocierającego się o metal, gdy ktoś otwierał drzwi. Musieli usłyszeć, gdy dziewczyna tu wchodziła. Było już za późno na szukanie kryjówki. Czuła silne uderzenia serca i suchość w gardle. Teraz umrze. Niespodziewanie poczuła czyjeś ręce na swoich ramionach. Ktoś szarpnął ją w tył, a dziewczyna wylądowała na zimnej podłodze. Została wepchnięta w kąt w momencie, w którym drzwi otworzyły się w całości. Do pokoju weszli znienawidzeni oprawcy, a Dowódca wystąpił do przodu i stanął twarzą w twarz z wysokim mężczyzną.

- Widziałeś... hm... - szukał odpowiedniego określenia – jedną z naszych pacjentek? - zapytał mężczyzna z połamanym nosem.

Jego głos nie był już taki przerażający. Zniekształcony przez złamanie brzmiał śmiesznie, jak skrzek jakiegoś ptaka.

- Nikogo tu nie było. Odejdź stąd. - spokojnie odparł drugi mężczyzna, występując krok do przodu.

Czekał cierpliwie, aż tamci odejdą. Dowódca odwrócił się i rzucił mu pełne obrzydzenia spojrzenie. Gdy drzwi zatrzasnęły się z hukiem, mężczyzna odwrócił się do uciekinierki. Podszedł do niej ostrożnie. Cofnęła się, gdy kucnął przed nią i spojrzał jej w oczy.

- No i co teraz? - spytał łagodnie. Westchnął ciężko, gdy dostrzegł, jak bardzo jest wystraszona. - Spróbuj się uspokoić.

- Jakby cię porwali i zmienili w to Suchoskóre stworzenie, też byś się zdenerwował! Więc nie mów mi, co mam robić! - krzyknęła.

Zdziwiła się brzmieniem swojego głosu. Wydał jej się żałosny i jednocześnie odrażający. Przeraziło ją to, jak płynnie mówi w tym języku.

Nic nie odpowiedział. Wstał i ruszył w przeciwległy kąt ciemnego pokoju. Po chwili wrócił z lampką, która leżała niedbale na podłodze. Przystawił ją sobie do oczu, które mignęły fioletem.

- Tylko dlatego ci pomagam. - stwierdził oschle. - Jestem taki jak ty, więc daruj sobie. Wiem, co potrafi ten człowiek. - rzucił jej jakieś szmaty. - Masz, ubierz się.

Spojrzała na swoje nagie ciało. Mimowolnie dotknęła gładkiej skóry, która okazała się miękka i delikatna. Przyglądała się z zaciekawieniem swojemu nowemu ciału, aż przypomniała sobie, że jest zupełnie naga. Niezgrabnie założyła ciuchy, cały czas przyglądając się mężczyźnie, który grzebał w zniszczonym plecaku. Stanęła za nim niepewna, co robić. Dopiero po chwili odwrócił się i spojrzał na nią z zatroskaną miną.

- Gotowa do drogi?

- Co?! - otworzyła szerzej oczy.

- Nie możesz tu zostać. Wiem, że chciałabyś odpocząć i mieć czas na zrozumienie. Ale musisz uciekać. - Był bardzo przejęty.

- Tylko, że ja nawet nie wiem, gdzie mam uciekać. - warknęła, coraz bardziej sfrustrowana.

Nie dość, że jej życie zostało zniszczone, że nie wie gdzie i kim jest, to teraz nawet nie może odpocząć. Nie może dowiedzieć się czegoś o tym, co się stało. Zmarszczyła brwi, krzyżując ręce na piersi.

- Może mi powiesz, co jest tak ważne, że muszę od razu iść?

Mężczyzna skinął głową i rzucił jej plecak. Zwinnie go złapała i zajrzała do środka. Jedzenie, woda, nóż i śpiwór. W jej mniemaniu ekwipunek nie był zachwycający. Był dobry, lecz na krótką podróż, a nawet nie wiedziała, jak daleko musi się udać.

- Pójdziesz na południe. Do Doliny Starożytnych. - powiedział mężczyzna, przyglądając jej się ze spokojem.

- Gdzie niby mam iść? Może mnie oświecisz, hm?

- Dolina to mistyczne miejsce. Ponoć są tam jakieś starożytne bestie, które będą posłuszne temu, kto...

- Czekaj, czekaj. Ponoć? - uniosła brwi. - Czyli mam iść do miejsca, które nie istnieje?

- Tylko tyle wiem... - odetchnął głęboko. - Musisz tam iść.

- Muszę? Bo ty tak każesz? - prychnęła zdenerwowana.

- Inaczej nadejdzie kolejna powódź. Wszyscy umrą. - jego głos drżał.

- A ja mam temu zapobiec? Jak? - spytała kpiąco i zaczęła oglądać swoje paznokcie.

- Nie wiem! - uniósł ręce w akcie desperacji. - Czy musisz zadawać tyle pytań!? Po prostu tam idź!

- Zobaczymy.

Mężczyzna prychnął, a następnie podszedł do drzwi i wyjrzał ostrożnie na korytarz. Alarm ucichł. Machnął w jej stronę ręką. Odczekawszy jeszcze chwilę, wyszli z pomieszczenia. Przemykali po ciemnych i zapomnianych ścieżkach, a z każdym zakrętem byli coraz bliżej celu.

Nagle do ich uszu dobiegł dźwięk kroków. Zamarli w bezruchu. Czuła jak po plecach przebiegł jej dreszcz, a serce próbuje rozbić żebra, gdy usłyszała głos Dowódcy. Wstrzymała oddech, widząc, jak przechodzą. Chciała rzucić się przed siebie i biec, lecz mimo to czekała, nie mając odwagi się ruszyć. Zagrożenie minęło, więc powoli i ostrożnie ruszyli dalej. Byli czujni jeszcze bardziej niż wcześniej. Czuła, jak jej ciało opuszcza adrenalina. Zaczęła się trząść, jednak zignorowała to, starając skupić się na celu.

W końcu dotarli do ogromniej, żelaznej bramy. Przeżarte rdzą wrota były wspomnieniem lepszych lat. Zniszczone zdobienia i klamki przypominały o czasach piękna i sztuki. Istoty kochały tworzyć wspaniałe przedmioty, lecz niewiele z tego pozostało. Prawie wszystko przepadło. Dziewczyna odwróciła się w stronę mężczyzny, a on uśmiechnął się subtelnie. Był lekko zdyszany po biegu przez labirynt korytarzy.

- Ostatnie pytanie. Skąd mam wiedzieć, gdzie jest południe? - odezwała się, łapiąc oddech.

Mężczyzna uniósł brwi i niespodziewanie rzucił w jej kierunku mały przedmiot. Złapała go i obejrzała dokładnie. Trzymała w ręku kompas. Złote znaki słabo wypadały przy starannie wykonanej literze oznaczającej północ. Obracała go w dłoniach, a ruchoma tarcza zmieniała kolory pod wpływem światła. Z zamyślenia wyrwał ją głośny zgrzyt, więc odwróciła się gwałtownie i ujrzała, że ogromna brama porusza się powoli, ukazując kawałek świata na zewnątrz. Mężczyzna podszedł do niej.

- Pora wyruszać. - powiedział spokojnie i przytulił ją mocno – Powodzenia.

Rzuciła mu pożegnalne spojrzenie, po czym ruszyła w stronę zieleni rozciągającej się za skrzydłami wrót.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top