Rozdział 20

Sam po drodze do pracy spotkała Anette. Ciemnowłosa jak zwykle aż do przesady dbała o swój wygląd. Na twarzy miała staranny makijaż, który, jeśli miała być szczera, trochę ją odmładzał. Z tego co wiedziała, była żona Snydera miała około sześć lat więcej niż ona, czyli niemal trzydzieści. Tym bardziej fakt istnienia ich małżeństwa był sporym zaskoczeniem, bo różnica wieku była dość znacząca. Szef Skylight miał trochę ponad czterdzieści lat.

W każdym razie dziennikarka zastała Anette, gdy ta mocowała się z torbami. Próbowała wyjąć je wszystkie z auta, co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę ich ilość. Sam zastanawiała się co ona w nich miała. Szczerze mówiąc, nie przypominała sobie okazji, kiedy sama posiadała aż tyle zakupów za jednym razem. Ale ona też nie miała tyle pieniędzy, uznała w myślach. Przypomniała sobie jak odwiedziła mieszkanie Anette. Piękne, nowoczesne, w trochę zbyt industrialnym jak dla niej stylu. Była żona Snydera zastanawiała się wtedy czy je sprzedać, a Sam myślała o tym, że chyba nigdy nie zarobi równowartości tego mieszkania.

Tak działał świat. Jedni byli przeraźliwie bogaci, a innym ledwie starczało na rachunki. Już nie wspominając o osobach nie mających dachu nad głową.

- Cześć, Anette. Potrzebujesz pomocy?- zagadnęła ją Sam.

- Będę wdzięczna- odparła Anette z ulgą wręczając jej kilka toreb. Dziennikarka przyjęła je i z zaskoczeniem stwierdziła, że są cięższe niż się spodziewała. Dyskretnie zajrzała do trzymanych przez siebie toreb. W niektórych były kosmetyki, a w innych różnego rodzaju dodatki.

Tymczasem ciemnowłosa poprowadziła ją do lokalu dosłownie kilka kroków od miejsca, gdzie znajdował się jej samochód. Sam aż uchyliła usta z wrażenia, kiedy weszła do luksusowego, pięknie urządzonego salonu kosmetycznego. Utrzymany był w stylu nowoczesnym, aczkolwiek znacznie cieplejszym niż na przykład mieszkanie właścicielki lokalu. Dominowały różne odcienie szarości, biel i trochę pudrowego różu. Oczywiście bez zbędnej przesady. Salon bynajmniej nie przypominał stworzonego w realnym świecie kącika barbie.

- Niezwykłe- skomentowała Fox szczerze, ostrożnie odkładając torby.- Już widzę tu tłumy klientek, które biją się o terminy.

- Oby tak było- mruknęła ciemnowłosa z promiennym uśmiechem.- Ale pamiętaj, że ty nie potrzebujesz walczyć o terminy. Ciebie zawsze gdzieś wcisnę. Zresztą obiecuję ci, że będziesz jedną z pierwszych klientek.

Sam podziękowała jej uśmiechem, rozglądając się po wnętrzu. Wprost nie mogła wyjść z podziwu.

- Zatrudniłaś projektanta wnętrz? Wszystko jest tutaj tak... Zaplanowane. Logistycznie i stylistycznie- spytała Fox. Salon był podzielony na dwie części: fryzjerską i manicurową. W każdej znajdowało się kilka stanowisk, ale nie było ich za dużo ani za mało. Wystarczająco, ale nie przytłaczająco.

- Nie. Szczerze mówiąc, ta wizja siedziała mi w głowie od kilku lat. Po prostu musiałam załatwić pieniądze i w końcu się zdecydować.

- Czemu dopiero teraz się zdecydowałaś? Coś się zmieniło?

Anette wzruszyła ramionami.

- Ten pomysł przyszedł mi do głowy, kiedy w naszym małżeństwie nie działo się najlepiej. Jeszcze nie byliśmy z Jimem na etapie rozwodu czy choćby brania takiej opcji pod uwagę, ale sporo się kłóciliśmy, oględnie mówiąc.

- Rozumiem. Z pewnością to będzie sukces.

Sam dostrzegła nutkę melancholii w tonie rozmówczyni. Właściwie zawsze, gdy mówiła o Snyderze można było zauważyć nutkę smutku. Może i już nie byli razem, ale wspomnienia pozostały.

- Pomożesz mi to ogarnąć?- zapytała brunetka, wskazując na torby.- Chyba, że się gdzieś spieszysz.

- Chętnie pomogę. Czego ty aż tyle kupiłaś?

Anette zaśmiała się.

- Nawet nie wiesz, ile kosmetyków trzeba kupić do własnego salonu. No i kupiłam też trochę akcesoriów. Chcę dopracować każdy, nawet najmniejszy szczegół.

- Wybacz, że jestem wścibska, ale masz dzisiaj wolne?- zapytała po pewnym czasie Anette. Zdążyły już rozparcelować większą część kosmetyków. Sam pokręciła przecząco głową.

- Nie. Po prostu nie mam ochoty iść do redakcji. Ostatnio udało mi się zyskać, powiedzmy, że awans. Mogę zbierać materiały do artykułów, tylko nie wybierać tematów. Niestety. Ale przynajmniej mam pretekst do wyjścia w plener- odpowiedziała Fox.

- Zawsze to coś. Jak nie chcesz, to nie musisz mi pomagać. Poradzę sobie.

- Daj spokój. Chętnie pomogę.

- Właśnie. Przypomniałaś mi o artykułach, które krążą w sieci. To prawda?- ożywiła się Anette, patrząc na nią z mieszanką ciekawości i powagi.

- Co konkretnie?

- Że morderca pogrywa sobie z organami ścigania, podszywając się pod martwą osobę- sprecyzowała brunetka.

Dziennikarka starała się z całych sił zachować pozory normalności. Nie lubiła rozmawiać o tej sprawie, bo zmuszała ją do kłamstwa lub wymijających odpowiedzi. Musiała przemilczeć kilka kwestii.

- Zasadniczo tak, chociaż wiem niewiele więcej niż ty. Times nas wyprzedził. Snyder był wściekły. Tamtego dnia wszyscy chodzili po redakcji, uważnie się rozglądając. No wiesz, nie chcieli trafić na rykoszet.

- Współczuję wam. Jim potrafi być naprawdę wkurzony. Nie zastanawialiście się kiedyś nad zgłoszeniem tego?

- Czego?- spytała Sam. Nie wiedziała czy dobrze zrozumiała Anette.

- Mobbingu, znęcania się nad pracownikami. Wiem, że on jest bardzo wpływowy i ma mnóstwo pieniędzy, ale nie jest niezniszczalny. Czasami przydałoby mu się przemówić do rozsądku.

- Nigdy. To byłoby...- Sam aż wzdrygnęła się na samą myśl. Nie potrafiła wyobrazić sobie wściekłości szefa.- Kancelaria prawnicza by nas zniszczyła. Jak wiesz, mamy po sąsiedzku jedną z najlepszych w całych Stanach. Osoba, która by to zgłosiła nie miałaby przyszłości w zawodzie dziennikarskim.

- Rozumiem. Za duże ryzyko. Jednak jeśli to zajdzie za daleko... Moglibyście pomyśleć o jakimś środku zaradczym.

- Masz coś konkretnego na myśli?

Anette speszyła się i spuściła wzrok.

- Nie powinnam była w ogóle zaczynać tego tematu. Nie chodzi mi o zemstę, na serio. Nie życzę Jimowi źle tylko... Nie chcę, żeby ktoś w pracy przeżywał choć trochę podobne sytuacje do kłótni z naszego małżeństwa. Jakby coś, to powiedz. Mam znajomości w Timesie, o co między innymi był zazdrosny Jim.

- Jeśli sytuacja zajdzie za daleko, to ci powiem- zgodziła się Sam. Bynajmniej nie wierzyła, że taka sytuacja mogłaby kiedykolwiek się zdarzyć. To byłoby cios ostateczny dla jej kariery, a ona nie chciała doszczętnie jej pogrzebać. Dziennikarstwo było całym jej życiem.

Po pewnym czasie spędzonym na rozmowie oraz rozkładaniu kosmetyków i dodatków Fox doszła do wniosku, że musi już iść. Przeprosiła Anette i udała się do Skylight. Musiała w końcu dostarczyć artykuł mentorowi, nawet jeśli nie miała na to ochoty. Nie mogła dłużej go unikać i przede wszystkim nie przychodzić do wieżowca. Zanim zdołała się przekonać, że to zły pomysł, nacisnęła w windzie guzik z numerem piętra McFarlena. Miała wrażenie, że jazda windą trwa zdecydowanie zbyt krótko. Nawet się nie obejrzała, gdy nogi same poprowadziły ją do odpowiednich drzwi. Nacisnęła klamkę, jednocześnie mentalnie przygotowując się na kłótnię. Była gotowa wygarnąć mu wszystko prosto w twarz. Jednak w środku, ku jej zdziwieniu ujrzała Bryce'a. Rozmawiali sobie, pijąc kawę.

- Cześć Sam- przywitał ją blondyn wesoło. Zalążek uśmiechu na twarzy McFarlena zniknął. Dlaczego miałoby być inaczej, skonstatowała w myślach Fox. Z całych sił starała się powstrzymać odruch przewrócenia oczami.

- Nie przeszkadzajcie sobie- odezwała się Sam, dostrzegając szansę na uniknięcie konfrontacji.- Zostawię tylko pendrive z tekstem, który miałam napisać i już mnie nie ma.

- Poczekaj, Samantho- powiedział Anthony.- Bryce właśnie wychodzi. Musimy porozmawiać.

- A mnie się wydaje, że powiedzieliśmy sobie wszystko podczas ostatniej rozmowy. Szczególnie na końcu.

Wtedy właśnie dziennikarka zarzuciła mu hipokryzję, chociaż powinna i nawet miała ochotę powiedzieć coś dużo bardziej obraźliwego. Wbrew pozorom potrafiła powściągnąć gniew, przynajmniej w pewnym stopniu.

- I tak poczekaj- polecił McFarlen, chociaż Sam odnosiła wrażenie, że jego ton uległ zmianie. Jakby był bardziej... Miękki? Nie. Musiało jej się wydawać, uznała finalnie w myślach.

- No dobrze. Już wychodzę- mruknął Bryce bez cienia pretensji w głosie.- Widzę, że musicie sobie coś wyjaśnić.

Żadne z nich nie skomentowało słów blondyna. Zamiast tego mierzyli się spojrzeniami. Sam nie zamierzała pierwsza przerwać kontaktu wzrokowego, żeby nie zrozumiał tego w opaczny sposób. Nie chciała pokazać, że choćby w najmniejszy sposób ma nad nią przewagę. Po prostu usiadła na krześle przed chwilą zajmowanym przez Bryce'a i skrzyżowała ramiona na piersi.

- Słucham. O czym chcesz rozmawiać? Masz kolejny przeraźliwie nudny temat, który chętnie mi przydzielisz?- zapytała kąśliwie.

- Zrozum w końcu, że nie chcę pogrzebać twojej kariery, Samantho. W redakcji obowiązują pewne przepisy, a ja ich przestrzegam i tyle.

Sam milczała. Nie wierzyła mu. McFarlen wypuścił ze świstem powietrze, pokazując tłumioną frustrację.

- Na początku i później zresztą też nierzadko jest tak, że opisujesz temat, który w żaden sposób cię nie interesuje. Musisz wtedy po prostu zacisnąć zęby i dobrnąć do końca. To właśnie chciałem ci pokazać...

Nagle dziennikarka poczuła wibracje z telefonu, który spoczywał w torebce. Błyskawicznie go wyciągnęła, nie zważając na pełne reprymendy spojrzenie mentora. Może nie powinna okazywać mu braku szacunku i zainteresowania rozmową w tak jawny sposób. Ale czekała na bardzo ważną wiadomość od Danny'ego. Musiała poznać nazwę ośrodka, w którym dorastał brat Douglasa Flynna. Uważała, że w jej sytuacji to było wystarczające usprawiedliwienie. Jeśli rozwikła zagadkę, McFarlen nie będzie mógł jej nic zrobić. Będzie nietykalna w Skylight i nikt nawet nie spróbuje zasugerować czegokolwiek innego.

- Mogłabyś odłożyć ten telefon? Chciałbym z tobą porozmawiać- zauważył Anthony chłodno.

Sam bynajmniej się tym nie przejęła. Z niedowierzaniem spoglądała na wiadomość, którą otrzymała. Nie spodziewała się takiego gestu po Cameronie.

Przepraszam. Myliłem się, oskarżając cię o sprzedanie informacji. Jeśli oczekujesz, że powiem ci to wprost, zapomnij o tym. Nie ma mowy. Ale mogę ci to zrekompensować w inny sposób. Natychmiast idź do Central Parku, koło rezerwuaru. Może zdołasz wyprzedzić radiowozy.

Pod spodem widniały jeszcze inicjały nadawcy, chociaż były zbędne. Dziennikarka i tak zorientowałaby się kto do niej napisał. Treść była wystarczająco wymowna.

Była w szoku, że choćby w wiadomości jej przyrodni brat przyznał się do błędu. Jednak znacznie ciekawsza była dalsza część. Central Park. Rezerwuar. Co tam się mogło wydarzyć?

- Później porozmawiamy. Dostałam cynk od znajomego policjanta, że coś się stało w Central Parku. Nie wiem co, ale musimy tam iść. Od razu- powiedziała Sam, zrywając się z miejsca.

- Nie możesz tak po prostu mnie ignorować, a potem wychodzić...- zaczął McFarlen.

- Nie robię tego ze złośliwości. Chcesz stracić szansę na fenomenalny nowy tekst z powodu rozmowy? Co by powiedział na to Snyder? Może w tej chwili jadą na miejsce również dziennikarze Timesa?

- Dobrze, ale idę z tobą. Potem zastanowimy się czy będziesz mogła o tym napisać artykuł- mruknął mentor z rezygnacją, ale i czymś na kształt zainteresowania.

Sam bezwiednie się uśmiechnęła, a potem niemal pobiegła do windy. McFarlen podążał za nią równie szybko, rozumiejąc powagę sytuacji. Fox czuła się tak podekscytowana, że chyba nawet nie dotarły do niej słowa mentora. Anthony jasno wyraził, że być może będzie mogła napisać artykuł. Niczego nie zagwarantował.

Kiedy zjawili się w Central Parku, zastali już pokaźny tłum gapiów, kłębiących się wokół rezerwuaru. Niektórzy patrzyli się w jeden punkt na wodzie jak zahipnotyzowani. Natomiast inni tylko zerkali w tamtym kierunku, żeby później szybko się oddalić z przerażeniem wypisanym na twarzy.

Sam i McFarlen przepchnęli się przez tłum, a potem zamarli. Dziennikarka nie potrafiła powstrzymać własnej reakcji, chociaż miała już do czynienia z taką sytuacją. Na wodzie unosiły się nabrzmiałe, przeraźliwie blade ludzkie zwłoki. Przyszła jej do głowy okropna myśl. Co jeśli to była kolejna ofiara mordercy Amy i Josephine?

Nagle zaczęło jej się robić ciemno przed oczami. Słyszała zniekształcone głosy, ale nie potrafiła ich zrozumieć. Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na ziemię. Straciła przytomność.

*****

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą dwie znajome twarze. Była zdziwiona. Skąd się wziął Cameron? W dodatku McFarlen wyglądał na zmartwionego. Co za nowość.

- Jak się czujesz, Samantho?- zapytał mentor, na co przewróciła oczami. Czy on ciągle musiał używać jej pełnego imienia?

- Dobrze- odpowiedziała dziennikarka, podnosząc się do pozycji siedzącej. Jak się okazało, wcześniej leżała na trawie. Mimowolnie pomyślała o innej kobiecie, która również leżała na trawie tylko kawałek dalej. Musiała jak najszybciej wrócić do normalności.

- Nie możesz wstawać- zaoponował mentor, przyglądając się jej z wyraźną troską. Sam zauważyła, że był zdecydowanie zbyt blisko. Klęknął na trawie, kompletnie nie przejmując się swoim garniturem, który do tanich nie należał. Dopiero po chwili zorientowała się, że trzymał ją za rękę. Jego dotyk był przyjemny. Aż za bardzo. Szybko cofnęła dłoń, spuszczając wzrok. Nie chciała pokazać jakie wrażenie zrobił na niej ten drobny gest.- Jedziemy do szpitala.

- Nie ma mowy- oznajmiła dziennikarka, szybko odzyskując rezon.- Nic mi nie jest.

Żeby potwierdzić swoją tezę stanęła na nogach. Nawet się nie zachwiała.

- Nie wiedziałem, że jesteś taka wrażliwa- odezwał się Cameron drwiącym tonem. Fox spiorunowała go spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Gdyby mogła zabijać wzrokiem, jej przyrodni brat już by nie żył.

- Bo nie jestem. To była... Chwila słabości, która bezpowrotnie minęła. Co tu się stało?- spytała Sam, wskazując zwłoki skinieniem głowy. Tuż przed omdleniem ledwie na nie spojrzała. Dopiero teraz zauważyła szczegóły. Zwłoki należały do dość młodej kobiety. Tak jak poprzednie, przemknęło jej przez myśl. W dodatku kobieta nie miała rąk. W miejscu ramion miała dwie, ziejące dziury. Dziennikarka odwróciła wzrok.

- Nie będziesz zbierać materiału do artykułu tuż po tym jak zemdlałaś- powiedział Anthony. Sam spojrzała na niego, krzyżując ramiona.

- Dlaczego? Przecież czuję się wyśmienicie. Dobrze wiesz, że jako pracownicy Skylight nie możemy przegapić takiej okazji.

Snyder byłby wściekły, ale to nie było najistotniejsze. W końcu Sam miała szansę zająć się czymś ciekawym. Nie zamierzała stracić takiej okazji z powodu głupiego omdlenia.

- Nie przesadzaj- mruknął Cameron, zwracając się do McFarlena, który obdarzył go morderczym spojrzeniem.- Omdlenia zdarzają się stosunkowo często wśród świadków i osób postronnych.

Mentor westchnął z rezygnacją.

- Jeszcze wrócimy do tego tematu- zapowiedział mentor.

- Więc co się tutaj stało?- spytała po raz kolejny Sam.

- Nie mam pojęcia, ale wiem, kto może nam przekazać informacje wstępne. Chodźcie za mną.

Sam i Anthony poszli za Cameronem, który zaprowadził ich do szatynki. Z oczu kobiety aż wyzierał chłodny profesjonalizm, kiedy przyglądała się szczegółowo miejscu zbrodni. Była zaskakująco młoda jak na taką powagę. Z wyglądu mogła być nawet jej rówieśniczką. Fox nigdy nie potrafiła zrozumieć jak można tak beznamiętnie patrzeć na ludzkie zwłoki.

- Zachcesz udzielić nam kilku informacji, Mistle?- zagadnął ją Cameron. Szatynka zmierzyła ich pozbawionym emocji spojrzeniem.

- Kim oni są? Nie wydaje mi się, że są z policji- zauważyła Mistle.

- To nie twoja sprawa. Jeśli ktoś będzie miał problem, biorę na siebie pełną odpowiedzialność. A teraz mów.

Scarrow wzruszyła ramionami.

- Póki co nie potrafię powiedzieć jaka jest przyczyna śmierci. Ewentualności są co najmniej dwie: utrata krwi i utonięcie. Ciało nie uległo zaawansowanemu rozkładowi, ale widać już po nim stężenie pośmiertne. Z tych powodów szacuję, że zginęła kilkanaście godzin temu, w nocy. Kończyn nie znaleziono, ale już zawiadomiono ekipę nurków. Przyjadą tu lada moment, żeby przeczesać rezerwuar. Na ten moment to tyle. Resztę wykaże autopsja.

- Dziękujemy, Scarrow.

Tuż po tym oddalili się od szatynki, która wróciła do swojej pracy. Flesze fotografów działały pełną parą, jakby chciały ująć każdy, nawet najbardziej ohydny szczegół zbrodni.

- Kim jest ta Scarrow? Policjantką?- spytała Sam.

- Skąd. Jest technikiem. Bardzo zdolnym jak mogliście zauważyć- odpowiedział Cameron, zerkając na coś, co znajdowało się za ich plecami. Fox obróciła się w tamtym kierunku. Zauważyła jedynie wypasione sportowe auto, z którego wysiadła rudowłosa kobieta. Widziała ją po raz pierwszy.- Tutaj moja pomoc się kończy. Nie liczcie na nic więcej. Jesteśmy kwita, Sam?

- Oczywiście- odparła oschle dziennikarka, obracając się na pięcie. Zobaczyła już wszystko, co mogła. Rozbawiło ją ostatnie pytanie Camerona. Tylko on był zdolny pytać się czy mu wybaczyła w taki sposób. Ich relacja była specyficzna, oględnie mówiąc.

- W porządku?- zapytał McFarlen.

- Jasne.

Chciała dodać, że zawód dziennikarza wymaga poświęceń, ale zrezygnowała z tego. Jeszcze mentor opacznie zrozumiałby, że siedzi tutaj mimo złego samopoczucia. To była ostatnia rzecz jakiej chciała.

- A wracając do naszej poprzedniej rozmowy...

- Może trochę za bardzo się uniosłam- przerwała mu Sam ze sztucznym uśmiechem. Musiała go lekko zmanipulować, żeby pozwolił jej zająć się topielicą. Podejrzewała, że ona była kolejną ofiarą dziwnego mordercy odcinającego różne kończyny.- I zbyt ostentacyjnie pokazałam swoją złość oraz brak szacunku. Czasami nie udaje mi się powściągnąć emocji. Jak sam widzisz, to była bardzo pilna sytuacja.

Mentor zdawał się być zdumiony jej reakcją. W duchu pogratulowała sobie aktorstwa. Musiała brzmieć przekonująco.

- Mówisz poważnie?

- Tak. Pomyślałam, że mogę przyczaić się gdzieś niedaleko rezerwuaru. Poczekam na nurków i zobaczę czy uda im się coś znaleźć, a międzyczasie napiszę tekst. Mogę opisać tę sprawę, prawda?- spytała Sam. Z całej siły starała się utrzymać miły, pytający ton głosu, chociaż miała ochotę oznajmić wprost, że nie odpuści i jeśli będzie trzeba, pójdzie z tekstem do samego szefa Skylight.

- No dobrze. To ten policjant, z którym rozmawialiśmy dał ci cynk? To twój były?

Dziennikarka aż się wzdrygnęła. Jak on mógł w ogóle wpaść na taki pomysł?!

- Nie. To mój przyrodni brat. Nie pałamy do siebie zbyt wielką sympatią, jak mogłeś zauważyć.

- Chętnie bym z tobą został, zwłaszcza, że wolałbym cię mieć na oku po tym jak zemdlałaś, ale muszę iść. Mam mnóstwo pracy. Poradzisz sobie?

- Pewnie. Nie ma problemu. Mówiłam, że już czuję się dobrze. Jeszcze dzisiaj wyślę ci tekst.

- To będzie sprawa priorytetowa- obiecał McFarlen, a potem udał się w kierunku Skylight.

Sam pogratulowała sobie w duchu zwycięstwa. Miała ochotę skakać ze szczęścia z powodu tej sprawy. Wiadomość Camerona niemal spadła jej z nieba. Uratowała jej karierę, która coraz bardziej chyliła się ku upadkowi. Po raz pierwszy od czasu West mogła robić co chciała i opisać zabójstwo. Była podekscytowana i to uczucie chwilowo wyparło niepokój dotyczący najbardziej czarnego z czarnych scenariuszów.

Dziennikarka przycupnęła na ławce nieopodal wielkiego zbiornika wodnego nazywanego rezerwuarem. Siedziała tam  i z zadowoleniem obserwowała rozwój sytuacji. W pierwszej kolejności jej uwagę zwróciła rudowłosa kobieta. Miała pewny siebie, a jednocześnie bardzo płynny krok. Każdemu napotkanemu policjantowi pokazywała odznakę. Nie sposób powiedzieć z takiej odległości kim była. Policjantką, agentką FBI czy może kimś jeszcze innym. W każdym razie skutecznie przebiła się przez kordon funkcjonariuszy i techników. Dokładnie obejrzała ciało, obchodząc je z każdej możliwej strony. Potem skierowała się do obrzeży rezerwuaru. Sam była ciekawa, co ta wyróżniająca się policjantko-agentka chce zrobić. Zanim zdążyła przekonać samą siebie, że to zły pomysł, poszła w tym samym kierunku. Starała się utrzymać dystans. Udawała, że jedynie spaceruje.

Rudowłosa uważnie przyglądała się brzegom zbiornika i roślinności, która pojawiała się na jej drodze. Czasami nawet kucała, żeby obejrzeć jakiś liść lub grudkę ziemi. Zachowywała się nieco ekscentrycznie, ale pomysł miała niezły. Chciała znaleźć miejsce, gdzie czysto potencjalnie mogłaby zostać wrzucona do wody ofiara. Gdyby zdołała znaleźć to miejsce, mogłaby umieścić to w swoim artykule. Byłoby genialnie.

W pewnym momencie Sam przystanęła, przeklinając w myślach. Pozwoliła sobie na niezbyt dyskretne rozejrzenie się, ale nic jej to nie dało. Kobieta zniknęła, a wraz z nią szansa na unikalne informacje. Dziennikarka sama była sobie winna. Mogła skupić się na zadaniu, a nie spekulować na temat przyszłości. Ponownie przeklęła.

- Z kim mam przyjemność?- odezwał się tuż za nią melodyjny, kobiecy głos. Fox aż podskoczyła w miejscu z zaskoczenia na widok rudowłosej. Ona musiała należeć do jakichś służb specjalnych, uznała w myślach. Udało jej się zniknąć i zajść ją od tyłu.

- Eee... Jestem dziennikarką z Manhattan's Skylight. Nazywam się Samantha Fox- odpowiedziała, dochodząc do wniosku, że szczerość to najlepsze wyjście. Przecież nie zrobiła nic nielegalnego.- A pani kim jest?

- Przejdźmy na ty. Agentka FBI Lara Cross- odparła rudowłosa, wyciągając do niej dłoń, którą Sam, rzecz jasna, uścisnęła. Była zdziwiona jej reakcją. Agentka nie wydawała się ani odrobinę zła, raczej ciekawa?

- Zajmujesz się... Eee... Tym morderstwem?

- Chętnie odpowiem na wszelkie pytania, ale mam jeden warunek. Ty również odpowiesz na moje. Co na to powiesz, Sam?

Po krótkim namyśle dziennikarka przytaknęła. Uznała, że może dzięki temu poznać kilka interesujących faktów. Umowa wydawała się sprawiedliwa.

- Jeszcze nie. To kwestia czasu i mnóstwa pracy papierkowej. Biurokracja w tych czasach jest nadzwyczaj upierdliwa.

- To kwestia czasu? Nie za bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć- przyznała szczerze Fox.

- Jak wspomniałam pracuję w FBI. Ta sprawa formalnie należy do policji, więc żebym mogła w niej uczestniczyć muszę wykazać niezwykłe okoliczności. W tej konkretnej sytuacji zamierzam powiązać zabójstwo Josephine Brown i tej nowej ofiary. Modus operandi w mojej opinii się zgadza.

Sam aż uniosła brwi z zaskoczenia. Ta agentka FBI była bardzo dobrze poinformowana. Czy to oznaczało, że policja również o tym wiedziała?

- Skąd to wiesz?- spytała dziennikarka. Rudowłosa wzruszyła ramionami.

- Modus operandi się zgadza. Poza tym mam przeczucie. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

Ta odpowiedź również była zaskakująca. Sam odnosiła wrażenie, że agentka skrywa więcej asów w rękawie niż mogłoby się wydawać. Przede wszystkim musiała być bardzo inteligentna.

- Czy policja ma jakichś podejrzanych?

- Nie. Próbujemy namierzyć faceta z szalenie udaną charakteryzacją. Póki co bez żadnego efektu. Zupełnie jakby się rozpłynął. Czy mogłabym przejść do własnych pytań?

- W porządku.

Rudowłosa uśmiechnęła się zagadkowo.

- Chcesz napisać artykuł o tym morderstwie?- zapytała Cross. Dziennikarka przytaknęła.- Znasz szczegóły morderstwa Josephine?

- Tak- mruknęła Sam, czując lekki niepokój. Czy przy tej agentce wszystko się wyda? Albo czy sądząc po jej reakcji domyśliła się, że wie więcej niż mogłoby się wydawać?

- Skąd?

- Mój znajomy pracuje w kostnicy, gdzie wykonano sekcję. Trochę mi powiedział.

- Fascynujące- skomentowała agentka.- Bardzo ci dziękuję, Sam. Możemy wymienić się swoimi numerami telefonów? Jeśli któraś z nas będzie chciała się skontaktować, to zadzwoni. Zgoda?

- Okej- przytaknęła dziennikarka, pomimo pewnych obaw. Rudowłosa wyciągnęła dłoń w jej kierunku. Fox podała jej telefon, żeby agentka mogła wpisać swój numer. Poprosiła również, żeby puściła jej sygnał. Tak zrobiła.

- Szczerze mówiąc, wolałabym na razie zachować informację o morderstwach w tajemnicy. Mam nadzieję, że masz podobne zdanie.

Sam przytaknęła. Rudowłosa minęła ją bez słowa z enigmatycznym uśmiechem na ustach, wracając do oględzin brzegów rezerwuaru. Dziennikarka tymczasem wróciła na ławkę nieopodal miejsca, gdzie wyłowiono ciało. Obserwowała rozwój sytuacji, ale jej myśli krążyły wokół tajemniczej Lary Cross. Czas konfrontacji coraz bardziej się zbliżał, a ona nie wiedziała czy powinna być z tego powodu zadowolona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top