Rozdział 16
Dopiero wieczorem udało się Sam uwolnić od Anette. Choć była żona Snydera była naprawdę miła, jej słowotok bywał męczący. Szczególnie biorąc pod uwagę niewielką ilość snu. Mimo wszystko dziennikarka, nie żałowała tego spotkania. Przynajmniej minęło kilka godzin i coraz mniej czasu dzieliło ją od spotkania w kostnicy. Nie lubiła tego miejsca, to fakt. Niemniej informacje były konieczne. Musieli potwierdzić lub wykluczyć hipotezę seryjnego mordercy. Może Danny faktycznie za dużo wypił tamtego wieczoru, wyolbrzymiając fakty?
Miała mętlik w głowie i z każdą chwilą gubiła się we własnych myślach coraz bardziej. Już sama nie wiedziała, czy chciała, aby ich przypuszczenia się sprawdziły. To byłaby wielka sensacja. Potrząsnęła głową, próbując odgonić natrętne myśli. Powinna skierować je na inne tory. Interesowały ją dowody, a nie spekulacje.
W pełnym napięcia oczekiwaniu skierowała się do kostnicy. Wsiadła do uprzednio zamówionej taksówki, gdzie przywitał ją uprzejmy i bardzo rozmowny taksówkarz. Facet zapewne zbliżał się do sześćdziesiątki. Był prawie łysy, dość pomarszczony, a przez skórę jego dłoni przebijały fioletowe żyły. Tyle Sam zdołała zobaczyć z tylnego siedzenia żółtego pojazdu.
- Gdzie jedziemy?- spytał beztrosko, tonem bardziej pasującym do kogoś młodego, pełnego ciekawości i wigoru. Jego wzrok zlustrował ją na tyle, na ile pozwalało lusterko. W każdym razie nie było w tym nic nieprzyzwoitego, podszytego podtekstem.
- Do kostnicy na Morris Avenue- odparła dziennikarka, patrząc na twarz kierowcy. Facet zmarszczył krzaczaste brwi i rzucił jej zaskoczone spojrzenie.
- Hmm... To dość niecodzienne miejsce dla młodej dziewczyny- stwierdził mimochodem. Prowadził pewnie, aczkolwiek z dozą przezorności. Fox zamierzała milczeć, jednak rozmówca chciał kontynuować.- Jeśli ktoś umarł, proszę przyjąć moje kondolencje.
Sam nie miała ochoty tego prostować i zaprzeczać. Wtedy musiałaby powiedzieć taksówkarzowi znacznie więcej niż chciała. Zdecydowała się ciągnąć wymyślony przez mężczyznę temat.
- Dziękuję. Trafił pan- mruknęła niemrawo, udając że ciężko jej o tym rozmawiać. Nie miała pojęcia czy odniosła upragniony efekt. Nawet jeśli nie, miała gdzieś opinię losowego kierowcy.
- Przykro mi- rzucił facet, co Fox skwitowała jedynie skinieniem głowy.- Bliscy zawsze odchodzą zbyt wcześnie i nikt nie jest na to przygotowany.
Dziennikarka ponownie skinęła głową. Mężczyzna mówił dalej.
- Kiedy moja pierwsza żona umarła, byłem załamany. Zacząłem pić, popadać w stany bliskie depresji... Wszystko straciło dla mnie sens- mówił kierowca. Sam zaczęła się rozglądać. Byli już blisko celu. Jeszcze tylko chwila.- Musisz wiedzieć, że choćby niewiadomo jak jest teraz źle, kiedyś będzie lepiej. Ból nie zniknie, ale po pewnym czasie stanie się... Bardziej znośny. Da się nauczyć z nim funkcjonować. Mówię to z własnego doświadczenia. Żona była całym moim światem.
- Przykro mi z powodu pańskiej straty- oznajmiła dziennikarka. Szkoda jej było taksówkarza. W jego oczach lśnił autentyczny ból, gdy jej o tym opowiadał.
Taksówkarz skinął głową z lekkim uśmiechem. Po chwili dojechali na miejsce. Sam zapłaciła, a następnie wyszła na zewnątrz. Pomimo późnej pory, Manhattan ciągle tętnił życiem oświetlony przez latarnie, neony i liczne światła w oknach wieżowców. Tylko posępny, w żaden sposób nieodznaczający się budynek kostnicy w równie ciemnym ogrodzie odstawał od tego krajobrazu. Nie pasował do reszty mniej lub bardziej nowoczesnych konstrukcji. To właśnie był kierunek podróży Sam. Dopiero tam dowie się na czym stoi.
- Poczekać na panią?- zapytał na koniec mężczyzna. To było miłe z jego strony, ale nie zmieniało to faktu, że musiała mu odmówić.
- Nie trzeba. Nie wiem ile mi zejdzie. Do widzenia.
Dziennikarka nie czekała na odpowiedź, tylko zamknęła drzwi i poszła do tylnego wejścia. Zardzewiała furtka była uchylona, więc Fox uznała, że Danny już znajdował się w środku. Nacisnęła klamkę, krzywiąc się mimowolnie. Miała wrażenie jakby skrzyp zardzewiałych zawiasów rozszedł się po okolicy niczym syrena policyjna lub głośny system alarmowy. Szybko wślizgnęła się do środka. Miała nadzieję, że nikt jej nie zauważył. W przeciwnym razie mogłaby mieć problemy. Wtargnięcie było traktowane jak przestępstwo.
Minęła kartkę z dość wymownym napisem dla personelu. Zignorowała ją, pomimo towarzyszącego jej niepokoju. Przed kostnicę, koło ulicy stało kilka aut. Niestety nie sposób stwierdzić, ile z nich należało do koronerów i innych pracowników placówki, a ile do przypadkowych ludzi, którzy akurat zaparkowali tutaj auta.
W środku Sam zastała Danny'ego, który ze skupieniem malującym się na twarzy wpatrywał się w zwłoki, a konkretnie w kikut nogi. Dziennikarka odwróciła wzrok od nagiej, pokrojonej, młodej, przede wszystkim martwej latynoski. Kilka dni wcześniej widziała ją w parku, a z rany na szyi wypływały hektolitry krwi. Wzdrygnęła się na wspomnienie tamtego obrazu, chociaż bezsprzecznie mógłby on konkurować z tym obecnym. Klatka piersiowa ofiary została otwarta, a narządy wyjęte.
- O cześć. Dopiero cię zauważyłem- odezwał się Danny, pośpiesznie zakrywając ciało plandeką. Dobrze wiedział, że nie lubiła widoku trupów i dławiącego odoru, który właśnie unosił się w powietrzu. Niestety z tym drugim nie mogli nic zrobić.
- Jak ci idzie?- spytała Sam, opierając się o jedną z pustych szafek. Ominęła zwyczajowe uprzejmości i od razu przeszła do konkretów.
- Dobrze, ale musisz mi dać jeszcze chwilę. Zanim przekażę ci ostateczną diagnozę, muszę mieć absolutną pewność.
Fox kiwnęła głową. W ciszy obserwowała jak przyjaciel, bo tak chyba już mogła go nazywać, obserwuje pod mikroskopem kawałek kości z miejsca, gdzie odcięto stopę Josephine. Był przy tym bardzo skrupulatny i dokładny, a każdy jego ruch nieśpieszny i precyzyjny. Chociaż miała ochotę wytknąć mu, że nie mieli całego dnia, nic takiego nie powiedziała. Z mocno bijącym sercem oczekiwała na wyniki.
- Okej. Już wiem...- zaczął Danny z niepokojem.
- Mów co i dlaczego- przerwała mu bezceremonialnie dziennikarka. Ciekawość zżerała ją od środka i paliła niczym ogień. Miała wrażenie, że za chwilę doszczętnie spłonie.
- Pokażę ci. Spójrz tutaj- wskazał jej ekran komputera. Widniało na nim powiększone zdjęcie czegoś białego o postrzępionych krawędziach.- A teraz tutaj.
Danny wskazał jej mikroskop, pod który zerknęła niechętnie. Na szczęście nie zobaczyła żadnych postrzępionych mięśni czy chociażby krwi. Postrzępiony kawałek kości był czysty. Powinna była się tego spodziewać, uznała w myślach.
- Więc?- ponagliła go Fox. Danny westchnął ciężko. Dziennikarka miała ochotę głośno to skomentować. Przecież nie była koronerem. Jednak przemilczała tę uwagę. Nie chciała powiedzieć czegoś, czego później mogłaby żałować.
- Obie kończyny zostały odcięte tym samym narzędziem. Jak mogłaś zauważyć, na kościach widnieją takie same, malutkie wgłębienia. Dodatkowo tkanki na zewnątrz były poszarpane. Za to same kości naruszone tylko na tyle, żeby udało się oderwać kończynę.
- Czyli obie zostały zabite- skonstatowała Sam, czując niewyobrażalną odrazę na myśl o oddzielaniu palca lub stopy od reszty ciała.
Danny ponuro pokiwał głową. Ten gest zdawał się bardziej wymowny niż jakiekolwiek słowa w obecnej sytuacji.
*****
Jeszcze przed ósmą Sam zjawiła się w kawiarni naprzeciwko Skylight. Zdążyła już zamówić swoją ulubioną kawę. Teraz tylko czekała aż będzie gotowa. Jej myśli nieustannie krążyły wokół rewelacji z nocnej wycieczki. Miała wielką sprawę, której tak bardzo pragnęła, a mimo tego nie czuła satysfakcji.
- O Sam!- powiedział wystarczająco głośno Bryce, wyrywając ją z zamyślenia.
- Bryce. Cześć- mruknęła dziennikarka, rejestrując fakt, że sam przyszedł po swoją kawę. To nowość.- Co się stało? Czyżby Carrie miała dzisiaj wolne?
- Zabawna jak zawsze- skomentował blondyn, posyłając jej czarujący uśmiech, który nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Zdążyła już przejrzeć te jego sztuczki. Bryce mimo całej swej nanoszalacji był dupkiem.- Tak się składa, że trafiłaś.
- Poznałam cię już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że uwielbiasz wykorzystywać swoją podopieczną. Ale to wcale nie oznacza, że pochwalam twoje zachowanie. Jak wspomniałam, czasy niewolnictwa już dawno minęły- odparowała Fox, a potem stłumiła ziewnięcie. Nie wyspała się. To z pewnością była wina nocnej wycieczki.
- Możemy się poznać lepiej. Po godzinach pracy. Na przykład dzisiaj.
- Nigdy w życiu. Lepiej sobie odpuść, bo nie zamierzam się z tobą umówić- oznajmiła Sam, odbierając swoje zamówienie. Upiła niewielki łyczek, czego później żałowała. Kawa była gorąca.- To ja już idę do Skylight.
Dziennikarka odwróciła się i skierowała do wyjścia. Miała nadzieję, że Bryce za nią nie pójdzie. Niestety już po chwili poczuła jego dłoń na ramieniu.
- Poczekaj. Przecież też tam idę.
Sam strzepnęła jego dłoń. Na szczęście Bryce nie próbował jej więcej podrywać. Resztę czasu spędzili, przekomarzając się w dość przyjacielski sposób, o ile tak można nazwać kilkudniową znajomość.
W swoim biurze Fox zastała Maddie. Siostrzenica Snydera miała na sobie to co zwykle i wyglądała świetnie. Dopasowaną sukienkę, lekki makijaż i szpilki. Czasami Sam zazdrościła jej chęci, żeby na co dzień tak wyglądać. Jej nie chciało się wstawać wcześniej, aby się pomalować, już nie mówiąc o całym dniu męczarni w narzędziu tortur, jakim były szpilki.
- Co ty tutaj robisz, Maddie?- spytała z uśmiechem Sam.- Jeszcze nie ma ósmej.
- Od czasu publikacji naszego wspólnego artykułu nie miałam okazji, żeby ci podziękować. Proszę- powiedziała ciemnowłosa, uprzednio wyciągając z torebki paczkę czekoladek. Dała jej je, a następnie ją przytuliła. Fox odwzajemniła uścisk, chociaż taki wybuch czułości był zaskakujący.
- Dziękuję, ale nie musiałaś- mruknęła dziennikarka, odkładając czekoladki na biurko.
- Nie mów, że jesteś na diecie.
Sam przewróciła oczami.
- Spokojnie, nie odchudzam się. A powinnam?
- Oczywiście, że nie- zaprzeczyła szybko Maddie.- To dzięki tobie Snyder opublikował nasz artykuł. Pewnie musiałaś do niego iść, po tym jak się upiłam. Przepraszam cię za tamto.
Na twarz ciemnowłosej wpłynął pełen skrępowania uśmiech i delikatny rumieniec.
- Nie ma sprawy. Każdemu może się zdarzyć wypić o kilka kieliszków albo szklanek na dużo. A jeśli chodzi o Snydera... Nawet nie musiałam go długo przekonywać. Praktycznie od razu się zgodził, tylko zastrzegł, że to ma być pierwszy i ostatni raz.
- Sensacja to w mniemaniu Jima niemal świętość. Nie przepuściłby takiej okazji- przyznała Maddie.
- Jeszcze Times by go wyprzedził i jakiś biedny nieszczęśnik załapałby się na rykoszet- zażartowała Sam. Wyjrzała ze swojego boksu, żeby sprawdzić czy przypadkiem nikt jej nie usłyszał. Przez te kilka słów Snyder mógłby wyrzucić ją z redakcji.
- To fakt. Później się zobaczymy. Muszę zdobyć materiał do nowego artykułu.
- O Josephine Brown?- zapytała Fox, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Nie chciała, aby koleżanka z pracy cokolwiek zauważyła. Szczerze mówiąc, uważała to za niesprawiedliwe. Siostrzenica Snydera zgarnie całą sławę, a ona będzie mogła jedynie pochwalić się podpisem pod pierwszym z całego cyklu artykułów.
- Tak. Udało mi się załatwić spotkanie z koronerem zajmującym się tą sprawą. Dowiem się wszystkiego z pierwszej ręki- odpowiedziała podekscytowana Maddie. Sam zdobyła się na blady uśmiech.
- To wspaniale. Nie będę cię zatrzymywać. Leć.
- Do zobaczenia później.
Dziennikarka pomachała do koleżanki, kiedy ta wychodziła z jej boksu, kierując się do kostnicy. Poczuła kolejne ukłucie zazdrości. Też chciałaby móc wyjść z tego wieżowca, mówiąc że idzie zebrać materiały. Niestety miała nad sobą cholerny program mentorski. Przez niego straciła szansę na oficjalne uczestnictwo w tej sprawie. Przecież była współautorką pierwszego tekstu o słynnej zamordowanej z Central Parku. Powinna mieć możliwość uczestniczyć też w następnych. Nie w Skylight.
Z rezygnacją osunęła się na obrotowe krzesło i ukryła twarz w dłoniach. Zastanawiała się czemu ciągle coś stoi jej na przeszkodzie. Najpierw małe miasteczko z niemalże znikomymi perspektywami na przyszłość, z którego cudem udało jej się wyrwać. A potem, gdy myślała, że wszystko się ułożyło, okropnego szefa, dzięki któremu ciągle tkwiła przy biurku. Nie miała szczęścia.
Postanowiła wykorzystać sytuację na swoją korzyść. Skoro Maddie spotka się z Fisherem, to później łatwo będzie wyciągnąć od niej informacje. Kiedy tylko wróci, Sam zapyta się jej niby z czystej ciekawości czego się dowiedziała. Z pewnością koleżanka z pracy nie odmówi. Nie po tym jak wspólnie napisały artykuł o Josephine.
Po krótkim namyśle Fox postanowiła wysłać wiadomość do Danny'ego, żeby odezwał się jak tylko wstanie z łóżka. Uznała, że tym razem nie będzie do niego dzwonić o ósmej rano. Wieczorem wspominał, że miał mieć wolne. Niech przynajmniej raz się wyśpi.
W pewnym momencie Sam dopadła nuda. Zdążyła napisać kolejny artykuł na przeraźliwie nudny temat dotyczący nowej partnerki znanego aktora, która była o piętnaście lat młodsza. W przeciwieństwie do innych podobnych artykułów znajdujących się w sieci, Fox nie starała się obrzucić tej pary błotem. Przedstawiła ich jako dwójkę kochających się ludzi, którzy nie zwracają uwagi na różnicę wieku. Strasznie się przy tym tekście namęczyła.
Czasami zapominała, że na stronie Skylight są również publikowane takie śmieci. Inaczej mówiąc, najnowsze informacje z życia celebrytów. Fox bynajmniej to nie obchodziło. Niestety wielu ludzi na bieżąco śledziło ulubionych lub po prostu będących na topie celebrytów. Po co? Tego Sam nie wiedziała. Odnosiła wrażenie, że pewnych dziwactw cywilizacyjnych nigdy nie zrozumie.
W każdym razie nie miała co robić. Z artykułami była nawet do przodu. Danny dalej się nie odezwał, odsypiając pracowitą noc w kostnicy. Maddie i Jack, jeśli tylko mieli czas, pewnie poszli gdzieś na lunch. A Sam siedziała w swoim boksie, spoglądając tęskno na panoramę Nowego Jorku. Przeszło jej przez myśl, że McFarlen ma jeszcze lepszy widok. Przecież jego biuro znajdowało się wyżej niż jej marny, niewielkich rozmiarów boks.
Fox postanowiła spożytkować ten czas na czymś produktywnym. Razem z Dannym musieli zrobić krok dalej w śledztwie i dowiedzieć się, kto zabił te młode kobiety. Wtedy Sam napisze serię mocnych artykułów i stanie się jedną z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarek na świecie, a przynajmniej w Nowym Jorku. Ale wszystko po kolei. Starała się uporządkować fakty i przypomnieć sobie każdy szczegół z tablicy korkowej.
Nagle ją olśniło. Policja prowadziła śledztwo w sprawie Josephine Brown. Musieli mieć więcej informacji niż oni, a ona znała całkiem nieźle pewnego policjanta. Minęło kilka lat od ich ostatniego spotkania, ale to nie było istotne. Grunt, że powie jej wszystko, o co się zapyta.
Jej rozmyślania przerwał dzwonek w telefonie. Kontrolnie zerknęła na wyświetlacz, chociaż była niemal pewna, że dzwonił Danny. Miała rację.
- Nareszcie. Ile można spać?- rzuciła Sam, opierając podbródek na pięści. Denerwowało ją, że tak długo musiała czekać na telefon.
- Długo. Zresztą ty też nie jesteś rannym ptaszkiem. Gdyby nie praca, pewnie spałabyś dłużej ode mnie- odparł Danny, na co dziennikarka przewróciła oczami. Może i miał rację, ale nie zamierzała przyznać tego głośno.
- Czy to ważne? Mamy pilniejsze sprawy.
- Racja- zgodził się z nią Danny, błyskawicznie poważniejąc.- Masz coś nowego czy dzwonisz tak po prostu?
- Dwie sprawy. Po pierwsze Fisher umówił się na spotkanie z Maddie. Wiadomo dlaczego- powiedziała Fox. Wstała z obrotowego krzesła i zaczęła się przechadzać po niewielkim boksie w tę i z powrotem.
- Przekaże jej wyniki sekcji.
- Otóż to. Ciekawe czy odpłatnie. Zapytam się jej jak wróci.
- A ta druga sprawa?
- Zobaczysz jak się spotkamy. Po południu- odpowiedziała enigmatycznie Sam.- Pasuje ci szesnasta?
- Jasne. Gdzie?
- W Central Parku.
Dziennikarka rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Myślami była już w zupełnie innym miejscu. Nie chciała tego robić, ale nie miała innego wyjścia. Musiała się z nim skontaktować.
*****
Tuż po pracy Fox udała się do umówionego miejsca. Tego dnia słońce bardzo przyjemnie grzało i wiał lekki, odświeżający wietrzyk. Sam nie chciała psuć sobie tak pięknego dnia spotkaniem z tym dupkiem. Właściwie wyjeżdżając z rodzinnego miasta miała nadzieję, że widzieli się po raz ostatni. Niestety tak nie było.
- Cześć Danny- mruknęła dziennikarka, próbując zmusić swoją twarz do uśmiechu. Chciała udawać, że zbliżające się spotkanie ze swoim przyrodnim bratem kompletnie nie robi na niej wrażenia.
- Hej. Co słychać u gwiazdy Skylight?- rzucił beztrosko Danny, wkładając dłonie do kieszeni.
- Daleko mi do tego tytułu. Jeden dobry artykuł nie wystarczy, żeby wyrwać się z programu mentorskiego- odparła Sam, krzywiąc się mimowolnie.
- Jeszcze dostaniesz swoją szansę. Musisz tylko to przeczekać.
Dziennikarka stłumiła ostentacyjne westchnięcie. Cały czas tylko czekała i nic się nie zmieniało.
- Mówisz tak samo jak Jack. Ale zostawmy ten temat. Widziałeś już wyniki sekcji?
- Oczywiście. Ta koleżanka z redakcji niczego ci nie powiedziała?
- Nie, bo nie wróciła do wieżowca- zaprzeczyła Fox.- Tylko bez zawodowego żargonu, jasne?
- No dobrze- przytaknął Danny.- Ogólnie to nie mam spektakularnych wieści. Josephine zginęła około czterdziestu ośmiu godzin temu. Przyczyną śmierci była rozcięta tętnica szyjna i powstały przez to krwotok. Brak śladów obcego naskórka pod paznokciami, czyli nie doszło do żadnej walki. No i oczywiście nie znaleziono jednej stopy. To chyba tyle.
- Tak mało?- zdziwiła się Sam.- Przecież to wszystko można było stwierdzić po obejrzeniu miejsca zbrodni.
Fox miała nadzieję, że po sekcji dowiedzą się czegoś więcej. Niestety tym razem kryminalistyka ją zawiodła. Czas najwyższy na środek ostateczny, uznała w myślach.
- To nauka nie magia. Nie możemy wyczarować czegoś, czego nie ma- wzruszył ramionami Danny.- A teraz powiedz, co z tą drugą sprawą, o której wspomniałaś przez telefon.
Sam uniosła wzrok ku niebu, licząc, że znajdzie tam jakiekolwiek inne rozwiązanie. Jednak musiała to zrobić. Dla dobra śledztwa i jej kariery, która gwałtownie poszybuje w górę, gdy odkryją tożsamość mordercy.
- Pójdziemy na policję i dowiemy się co oni mają. Może coś przydatnego.
- Świetny pomysł. Tylko jak chcesz to zrobić? Przecież nie wpuszczą nas na komisariat i nie opowiedzą wszystkiego pierwszym lepszym napotkanym osobom. Jeszcze jak się dowiedzą, że jesteś dziennikarką...
- Nie będziemy pierwszymi lepszymi osobami- przerwała mu Sam.- Mój przyrodni brat pracuje w nowojorskiej komendzie. Wpuszczą nas do niego, a on powinien odpowiedzieć na nasze pytania.
- Masz na myśli Camerona?- spytał Danny, przyglądając się jej badawczo. Skinęła głową.- Na pewno chcesz z nim rozmawiać?
- Jasne, że nie- przyznała szczerze Fox.- Nie mamy innego wyjścia.
Danny wiedział o wszystkim. Mówiła mu o różnych rzeczach w liceum. Dzięki temu niczego nie musiała mu tłumaczyć. Doskonale rozumiał jej wątpliwości, całkiem uzasadnione, nawiasem mówiąc.
*****
Na komisariacie przywitano ich dość chłodno. Znudzony policjant otaksował ich spojrzeniem zza szyby. Nie powiedział im nawet głupiego "dzień dobry". Od razu zaczął mówić, gdzie mają się skierować, żeby złożyć zeznania lub zgłosić przestępstwo.
- Przyszliśmy spotkać się z Cameronem Wilsonem. Jestem jego siostrą- przerwała mu po chwili Sam. Facet zaczął już gadać kompletnie od rzeczy, zagłębiając się w szczegóły, które bynajmniej ich nie interesowały.
Policjant kiwnął głową. Wybrał odpowiedni numer i przekazał kto przyszedł. Przez boleśnie długą chwilę Sam spodziewała się, że przyrodni brat nie będzie chciał jej widzieć. Zresztą ona też nie miała na to spotkanie najmniejszej ochoty.
Kiedy miała dziewięć lat, usłyszała to, czego najbardziej obawia się każde dziecko. Rodzice się rozwodzili. Z początku nie potrafiła się z tym pogodzić. Obraz może nie idealnej, ale szczęśliwej i kochającej rodziny, rozpadł się w drobny pył. Matka wyprowadziła się do nowego faceta, ojca Camerona. Natomiast do niej i ojca wprowadziła się nowa, o kilka lat młodsza kobieta. Każde z rodziców zachowywało się tak swobodnie, jakby rozwód był jedną z lepszych decyzji w ich życiu. Chciała się cieszyć ich szczęściem, ale jakoś nie potrafiła. Nie mogła pogodzić się z nową rzeczywistością. Przyrodni niczego jej nie ułatwiał. Śmiał się z niej i drwił, gdy tylko miał ku temu okazję. Ona odpłacała mu się tym samym. Z nawiązką.
Zalewającą ją falę wspomnień przerwało ostentacyjne chrząknięcie. Sam skrzyżowała spojrzenie z wyższym od niej o głowę szatynem. Cameron nie zmienił się specjalnie. Miał tylko nieco dłuższe, jasnobrązowe włosy oraz trochę przypakował, pozbywając się zbędnych kilogramów i zastępując je ładnie zarysowanymi mięśniami. Tylko jego spojrzenie pozostało tak samo złośliwe jak kiedyś.
- Sam. Co za niespodzianka?- odezwał się pierwszy Wilson, obrzucając ją pełnym ciekawości spojrzeniem. Absolutnie nie spodziewał się jej wizyty.
- Cameron- powiedziała Fox, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Chyba do samego końca naiwnie wierzyła, że wcale nie będą mieli okazji porozmawiać. Weź się w garść, nakazała sobie w myślach.- Możemy pójść w bardziej odosobnione miejsce?
Zadając to pytanie, Sam zerknęła sugestywnie w stronę policjanta za szybą. Przyrodni brat skinął głową i poprawadził ich korytarzem do wolnego pomieszczenia.
- Proszę bardzo- rzucił Cameron, niemal siadając na biurku. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Nie wskazał im żadnego miejsca, gdzie mogliby usiąść, więc stali.- Kto to jest?
Szatyn skierował to pytanie do Sam, jednocześnie wskazując palcem Danny'ego.
- Przyjaciel. Nic więcej nie potrzebujesz wiedzieć- mruknęła dziennikarka. Cameron uniósł nieznacznie kąciki ust.
- Nic się nie zmieniłaś. Co tutaj robisz, siostrzyczko? Kiedyś wspomniałaś, że prędzej odwiedzisz piekło niż mnie, a jednak tutaj jesteś.
- Powiem wprost, bo nie mam ochoty na sprzeczkę- oznajmiła Fox, starając się ignorować znienawidzone przez nią określenie "siostrzyczka". Mogła się założyć, że Cameron używał go z czystej złośliwości. Ale nie da mu tej satysfakcji. Będzie udawać, że to nie robi na niej najmniejszego wrażenia.- Potrzebuję informacji i tylko dlatego tu przyszłam.
- Dziennikareczka chce zdobyć materiał do nowego artykułu?- zakpił Cameron.
Sam zaskoczyło to pytanie. Myślała, że on nawet nie wiedział jaką miała profesję. A jednak wiedział. Może nawet spotkał się gdzieś z jej tekstami.
- Być może. Pomożesz mi?
- A co będę z tego miał?- zapytał prowokująco szatyn, ze złośliwym uśmieszkiem błąkającym się na ustach.
- Czego chcesz?
- W swoim czasie wyświadczysz mi przysługę. Nie pytaj się kiedy, ani jaką. Po prostu od razu się zgodzisz, gdy do ciebie zadzwonię. Jasne?
Dziennikarka przygryzła wargę. Wahała się, ale w końcu się zgodziła. To chyba i tak nie była zbyt wygórowana cena.
- Co konkretnie chcecie wiedzieć?- zapytał Cameron.
- Jak najwięcej o zabójstwie Josephine Brown- tym razem odezwał się Danny.
- To jest bardzo ciekawy temat. Dobrze trafiliście, bo póki co kluczowe informacje nie wyciekły do mediów. Została zamordowana, co z pewnością wiecie- Cameron rzucił sugestywne spojrzenie Sam. Zastanawiała się czy czytał artykuł jej i Maddie.- Ale to nie jest najciekawsze albo najdziwniejsze. Zależy z której strony na to spojrzeć.
- O co chodzi?- spytała dziennikarka, nie mogąc się powstrzymać. Wolała jak rozmówca od razu mówił co się stało, a nie kluczył wokół tematu.
- Josephine nie została zamordowana w Central Parku. Znaleźliśmy worki z krwią, świadczące o tym, że została tam przewieziona. Po śmierci oczywiście. Udało nam się też dotrzeć do zapisów z monitoringu, no wiecie, z tego transportu. Teraz słuchajcie uważnie. Morderca- tutaj Cameron zrobił pauzę, niby dla lepszego efektu. Straszliwie tym zirytował Sam, ale nie odezwała się ani słowem.- Zrobił świetną charakteryzację. Udawał martwego od kilku miesięcy faceta. Genialne, prawda?
Dziennikarka zamilkła, kompletnie zbita z tropu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Tego się absolutnie nie spodziewała. Ta sprawa robiła się coraz dziwniejsza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top