Rozdział 9

Sam razem z Dannym, który tego dnia pełnił funkcję szofera, jechała do mieszkania Roya. Zgodnie uznali, że najrozsądniej będzie najpierw sprawdzić tamto miejsce. Co prawda, zostawili numer sąsiadce byłego chłopaka Amy. Niestety kobieta się nie odezwała. Niewykluczone, że pojechała do siostry tak jak miała w planach. W takim wypadku nie zauważyłaby, gdyby się pojawił. Szczerze mówiąc, Fox właśnie na to liczyła.

- Jeszcze nie wyrzuciłaś niechcianego lokatora?- zapytał jakby od niechcenia Danny, nie odrywając wzroku od jezdni.

Sam przewróciła oczami.

- Nie wyrzuciłabym kota- zaprotestowała gwałtownie.- Nie lubię go, to fakt. Ale nigdy bym go nie wyrzuciła. Mimo wszystko to żywe, niczemu niewinne zwierzę. To jego właściciel jest skrajnie nieodpowiedzialny.

Danny uśmiechnął się z miną mówiącą "tak wiem". Aż tak diametralnie nie zmieniła się od czasów liceum.

- To dziwne, że tak nagle zniknął- odezwał się po chwili Danny, hamując łagodnie na czerwonym świetle. Jeżdżąc o takiej porze nie mógł pozwolić sobie na zbyt dużą prędkość.

- Może postanowił trochę odpocząć od tej sytuacji z Amy?

- Widziałaś jego mieszkanie. Coś tu jest mocno nie tak.

Sam pokiwała głową w zamyśleniu. Miał rację. To nie wyglądało jak urlop, bardziej przypominało ucieczkę. Bardzo pośpieszną i najwidoczniej udaną. Po Royu zaginął wszelki ślad, tylko mieszkanie pozostało w dość opłakanym stanie. Wyglądało jak po bliskim spotkaniu z tornadem.

- W ostatnich dniach też nie wrzucił niczego na portale społecznościowe.

- Sprawdzałaś go? Nawet nie podałem ci jego nazwiska- zauważył Danny.

- To nic trudnego. Miałeś go w znajomych, a on wrzucał mnóstwo zdjęć swoich i z własnymi znajomymi.

- Może powinnaś przekwalifikować się na policjantkę lub prywatnego detektywa?

- Wystarczy mi dziennikarstwo.

Sam nigdy nie brała pod uwagę innego zawodu. Lubiła pisać. Nie stroniła od newsów. Po prostu od razu się w tym odnalazła. Uważała to za swego rodzaju misję. Pokazywała ludziom prawdę, informowała o istotnych wydarzeniach, przynajmniej w założeniu. Miała dobre intencje, a jednak Skylight na wszelkie możliwe sposoby podcinało jej skrzydła.

Była perfekcjonistką, dla której praca była najważniejsze. Wkładała w to całe swoje serce i nie miała nic przeciwko nadgodzinom. Ale co z tego, skoro musiała tworzyć nudne i beznamiętne artykuły, aby zadowolić mentora? Na samą myśl o McFarlenie, ogarnęła ją złość. Olał poprawioną wersję artykułu i nie zjawił się w pracy, chociaż dzień wcześniej sam jej wypominał podobne zachowanie.

Co jej po bardzo przyjacielskich i pomocnych znajomych z pracy? Co jej po idealnej lokalizacji? I finalnie, co jej po świetnej pensji? Przecież nie mogła robić tego, co najbardziej uwielbiała w tym zawodzie.

- Nawet w Skylight?

- Lepiej nie pytaj. Nic się nie zmieniło, chyba że na gorsze- odparła Sam, opierając podbródek na pięści. Rękę z kolei umiejscowiła we wgłębieniu w drzwiach.

- Nie przejmuj się tym- poradził Danny. Fox posłała mu potępiające spojrzenie. Jak miała się tym nie przejmować? Zwyczajnie tak nie potrafiła. To było wbrew jej naturze.

Po upływie kilku sekund auto zwolniło. Danny rozejrzał się za miejscem parkingowym, a następnie wykręcił i zaparkował tyłem. Akurat jeśli chodzi o sposób jazdy, nigdy nie mogła mu nic zarzucić. Nawet tuż po zdaniu prawka nieźle sobie radził.

Midtown East przywitało ich zwyczajnym, bynajmniej nie spokojnym ruchem, zarówno na ulicach jak i na chodnikach. Tak to już było w tak zaludnionym miejscu. Choć mogło to zabrzmieć nieco dziwnie, Sam dużo lepiej odnajdywała się wśród nowojorskich tłumów niż spokojnych ulic rodzinnego miasteczka.

Razem z Dannym skierowali się do bloku Roya. Tym razem, jadąc windą nie odczuwali takiego napięcia. Albo go tam zastaną albo nie. Obie opcje zdawały się być równie prawdopodobne. Ewentualnie mieli jeszcze kilka możliwych miejsc i tabun znajomych. Były Amy nie mógł się zapaść pod ziemię.

Najpierw zapukali do mieszkania Roya. Odpowiedziała im wszechobecna cisza. Zadzwonili dzwonkiem. Kiedy nic nie usłyszeli, zapukali do sąsiadki. Kobieta otworzyła im, chociaż z pewnym ociąganiem. Na ich widok zmarszczyła czoło, sprawiając że wyglądało na jeszcze bardziej pomarszczone.

- O co chodzi?- zapytała sąsiadka, nawet nie zaczynając od zwyczajowego "dzień dobry". W takim razie przejdą do konkretów.- Bo jeśli o kota... Nie mam warunków, żeby go wziąć. Musicie radzić sobie sami.

Sam obrzuciła kobietę zdziwionym spojrzeniem.

- Chcieliśmy zapytać o Roya. Wrócił już z urlopu?- odezwał się Danny.

- Och, to wy jeszcze nie wiecie- mruknęła z niepokojem sąsiadka. Nerwowym ruchem poprawiła, nieustannie zsuwające się jej okulary.- Roy... nie wróci. Nigdy. Miał wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.

Fox zamrugała powiekami jakby chciała wybudzić się z nieprzyjemnego snu. Roy nie żyje? Nie potrafiła w to uwierzyć. Nie znała go, to prawda. A jednak jeszcze kilka dni wcześniej był na pogrzebie... Żywy. Teraz, pomyślała Sam, będzie miał własny. Ta myśl bynajmniej jej nie cieszyła. Zwłaszcza, że nie zdążyła z nim porozmawiać. Kolejny trop okazał się ślepą uliczką, chociaż to nie jest odpowiednie porównanie. Ich sytuacja wyglądała jak małe, okolone z każdej strony ścianami pomieszczenie. Rzecz jasna, bez wyjścia.

- Co takiego?- wyrzucił z siebie Danny. Wydawał się jeszcze bardziej zaskoczony niż Sam. Jego wzrok był utkwiony w jednym miejscu w powietrzu, ale wydawał się trochę nieobecny i mglisty.

Sąsiadka rozłożyła bezradnie ręce.

- Wybaczcie, że wcześniej was nie poinformowałam. Zgubiłam gdzieś karteczkę z numerem- mruknęła kobieta skruszonym tonem.

- Co się stało?- spytała Sam, odzyskując zdrowy rozsądek. Czas zastosować zasadę, którą uważała niemalże za świętość w swoim zawodzie. Powinna zdobyć wszelkie możliwe informacje. Później będzie je analizować.

- Jakieś dwa dni temu zjawiła się tutaj policja. Najpierw przeszukali mieszkanie Roya, a potem zaczęli wypytywać sąsiadów. Zaczęli ode mnie, bo moje mieszkanie jest najbliżej i tak właśnie dowiedziałam się o wypadku. Podobno uderzył w drzewo, a wtedy jego auto się zapaliło i biedak nie mógł z niego wyjść. Okropne. Przecież był taki młody. Miał przed sobą kilkadziesiąt lat. Do czasu usłyszenia tej strasznej informacji uważałam, że był łajdakiem, ale teraz... Myślę, że był po prostu pogubiony. Z upływem lat z pewnością by mu to przeszło.

Sam nagle zapaliła się lampka w głowie. To ten wypadek? Czytała o nim na stronie Skylight, ale, czego była całkowicie pewna, nie wymieniono tam imienia i nazwiska ofiary. Pewnie potrzebowali specjalistycznych procedur identyfikacji. Zwłoki były mocno zwęglone, więc nic dziwnego, że ta informacja jeszcze nie wypłynęła.

- Wie pani, kiedy odbędzie się pogrzeb?- odezwał się Danny.

- Z tego co wiem, na razie nie ma ustalonej daty. Najpierw policja musi skończyć dochodzenie. Może wejdziecie do środka? Zapraszam na kawę albo herbatę. W międzyczasie jeszcze raz podacie mi numery i jeśli czegokolwiek się dowiem, dam wam znać. Dobrze?

- Ja poproszę niewielką kawę- odparł Danny, na co sąsiadka uśmiechnęła się ciepło i odsunęła się na bok, żeby wpuścić go do środka.

Fox nagle przypomniała sobie o kocie. Skoro właściciel nie żył, to ona będzie musiała zająć się nim na stałe? Musi się nad tym poważnie zastanowić. W końcu opieka nad kotem przez kilka dni, a "adopcja" na stałe to zupełnie co innego. W dodatku nie wiedziała czy naprawdę tego chciała.

W każdym razie, uświadomiła sobie, że nie miała karmy. Zapomniała kupić ją po pracy. Teoretycznie mogłaby zajrzeć do mieszkania właściciela i sprawdzić czy jeszcze trochę jej tam nie zostało.

- A pani?- spytała sąsiadka, wyrywając Sam z zamyślenia.

- Proszę mi mówić Sam. Muszę odmówić. Zajrzę do mieszkania Roya, żeby wziąć resztę rzeczy dla kota. Policja już skończyła przeszukanie?

- Raczej tak.

Drzwi sąsiedniego mieszkania szybko się zamknęły. Fox podeszła do drzwi obok. Czuła lekki dyskomfort na myśl, że ma wejść do mieszkania osoby, która już nie żyła. To głupie, uznała w myślach i zaczęła przetrząsać torebkę. Po chwili znalazła klucze. Wsunęła je do zamka i przekręciła dwa razy. Ostrożnie weszła do środka, obawiając się widoku taśmy policyjnej i karteczek z numerami, jakimi oznaczało się dowody. Nic takiego nie zobaczyła. Zastała wszechobecny bałagan. Najwidoczniej policja musiała zostawić rzeczy tak jak były.

Sam poszła do kuchni. Najpierw zajrzała do szafek. W większości były puste, ale w jednej znalazła paczkę kociej karmy. Wzięła ją. Potem rozejrzała się po salonie i sypialni, szukając pośród kupek najróżniejszych przedmiotów zabawek. Znalazła kilka i wrzuciła je do reklamówki wziętej z kuchni. Nie uważała tego, co robiła za kradzież. Lepiej, żeby kot miał własne rzeczy. Wtedy szybciej przystosuje się do nowego miejsca i właściciela, ktokolwiek by nim nie był. Fox nie zdecydowała jeszcze, co zrobi z tym futrzakiem.

Nagle ciszę rozdarł dzwonek do drzwi wejściowych. Sam była tym mocno zaskoczona. Danny raczej by nie dzwonił, więc musiał to być ktoś inny. Pytanie brzmi kto.

Fox cicho podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Wolała być ostrożna. Skrzywiła się, gdy usłyszała po raz kolejny dzwonek. Po drugiej stronie stała młoda, bardzo ładna dziewczyna o platynowych, ewidentnie rozjaśnionych włosach. Miała na sobie kremową bluzkę z odkrytymi ramionami i krótką, skórzaną spódnicę.

Sam po krótkiej chwili namysłu otworzyła drzwi. Blondynka otworzyła szerzej oczy, zacisnęła swoje wyszminkowane usta i obrzuciła ją spojrzeniem przepełnionym nienawiścią.

- Nie wierzę- oznajmiła nieznajoma, krzyżując ręce z długimi, przypominającymi szpony tipsami.- To dlatego od kilku dni nie odpisuje. Znalazł sobie nową laskę. Oczywiście. To całkowicie w jego stylu.

- To nie jest tak jak myślisz- uprzedziła Fox, zdziwiona jej gwałtowną reakcją.- Nie...

- Gdzie on jest?- przerwała jej bezceremonialnie blondynka.- Gdzie jest ten palant? Lepiej mi to powiedz. W przeciwnym razie tobie też może się oberwać.

- Możemy na spokojnie porozmawiać? Sytuacja nie jest zbyt... przyjemna- poprosiła Sam. Wolała powiedzieć jej o śmierci Roya w bardziej łagodny sposób niż podczas kłótni na klatce schodowej.

Blondynka zmrużyła nieufnie oczy.

- Możemy. Czyli nie zastałam Roya?

Sam pokręciło przecząco głową. Choć czuła się z tym dziwnie, przesunęła się, żeby wpuścić blondynkę do środka. Ta widząc zniszczenia rozglądała się ze zdziwieniem.

- Kurde. Co tu się stało?- wymamrotała nieznajoma.

- Też bym to chciała wiedzieć. W każdym razie ja nawet nie znam właściciela mieszkania.

Dziewczyna zamrugała powiekami z zaskoczenia. Blondynka usiadła na kawałku sofy, nie przejmując się rzeczami, które przydeptała swoimi pewnie drogimi szpilkami. Sam zachowała się z większą finezją, odsuwając kilka rzeczy na bok.

- Co w takim razie tutaj robisz?

Fox krótko opowiedziała jej o sytuacji. Nie wspomniała ani słowem o Amy i okolicznościach w jakich Danny poznał Roya. Pominęła też powód, dla którego opiekowała się kotem.

- Okej. Rozumiem, ale dalej nie wiem co się stało z Royem. Wrócił czy nie?- spytała blondynka.

- Nie wróci. Miał wypadek samochodowy. Nie żyje. Sama dowiedziałam się o tym dosłownie przed chwilą.

Blondynka z wrażenia rozchyliła usta i zakryła je dłonią. Pod nosem wymamrotała cichą wiązankę przekleństw. W jej oczach zebrały się łzy.

W tym samym momencie drzwi mieszkania się otwarły i wszedł do środka Danny. Uniósł jedną brew na widok nieznajomej i rzucił Sam pytające spojrzenie. Blondynka tymczasem wstała i wtuliła się w Danny'ego, który mimo zaskoczenia, objął ją i pozwolił się wypłakać.

- To jest właśnie Danny. Mówiłam ci o nim przed chwilą- odezwała się Sam. Blondynka odsunęła się od niego raptownie jakby była zaskoczona własną reakcją. Wzięła chusteczkę i delikatnie starła spływające po policzkach łzy. Jej makijaż kompletnie się rozmazał.

- To ty znałeś Roya- mruknęła cichym, łamiącym się głosem.- Przepraszam was. Szczególnie ciebie za powitanie... Jak się nazywasz?

- Możesz mi mówić Sam.

- Ja jestem Trixie- przedstawiła się blondynka.- Dajcie mi chwilę. Muszę poprawić makijaż.

Trixie zniknęła w łazience.

- Kim ona jest?- spytał cicho Danny.

- Dziewczyną Roya, a przynajmniej tak twierdzi. Poznałyśmy się w ciekawych okolicznościach. Później ci o tym opowiem- odpowiedziała równie cicho Sam.

Po kilku minutach Trixie opuściła łazienkę, wyglądając o niebo lepiej. Fox była pod wrażeniem. Błyskawicznie zmyła rozmazany makijaż i nałożyła nowy. Najwidoczniej musiała mieć w torebce cały arsenał kosmetyków.

- Chodźmy stąd- powiedział Danny. Żadna z nich nie miała przeciwko temu obiekcji. Właściwie żadne z nich nie miało prawa przebywać w tym mieszkaniu.

Po wyjściu Sam dokładnie zamknęła drzwi. Potem kontrolnie nacisnęła klamkę. Mieszkanie było zamknięte.

- Nie potrafię w to uwierzyć- poskarżyła się Trixie, kiedy zjeżdżali windą.

- Ja też. Niedawno piłem z nim w tym mieszkaniu, a teraz nie żyje.

Fox mimowolnie przestała ich słuchać. Jej dziennikarski instynkt podpowiadał, że coś nie było w porządku. Najpierw Roy dzwonił kilkanaście razy do Danny'ego. Później okazało się, że wyjechał, jego mieszkanie było doszczętnie zniszczone, a teraz nagle dowiedzieli się, że miał wypadek. Ta sytuacja wyglądało trochę podejrzanie.

Może miała paranoję i na siłę doszukiwała się drugiego dna? Co jeśli to rzeczywiście był nieszczęśliwy wypadek?

Sam ponownie skierowała uwagę na znajomego i blondynkę. Rozmawiali sobie i nawet trochę flirtowali. Danny patrzył na Trixie z wyraźnym zainteresowaniem, a ona ślicznie się do niego uśmiechała.

- Wybacz, Trixie, ale musimy iść. Danny obiecał, że mnie odwiezie- oznajmiła Sam.

- Szkoda. A nie chcielibyście wyskoczyć na drinka?- spytała blondynka, chociaż mówiła w liczbie mnogiej, patrzyła się na Danny'ego.

- Danny przyjechał swoim autem. Naprawdę musimy iść. Pa!

- Sam na rację- mruknął Danny z wyraźną niechęcią. Trixie podeszła do niego i wcisnęła mu do ręki karteczkę pewnie z numerem telefonu.

- Zadzwoń. Do zobaczenia!

Sam była zszokowana. Tej dziewczynie dopiero co umarł chłopak, a ona już podrywała następnego! Głupota ludzka jest nieobliczalna i potrafi nieustannie zaskakiwać.

Po krótkiej dyskusji udali się do pierwszej napotkanej restauracji. Fox uprzednio wrzuciła kocią karmę do auta. W końcu nie zamierzała z nią iść do knajpki, restauracji czy cokolwiek tam znajdą. Była przeraźliwie głodna. W pracy zjadła jedynie kanapkę, a dochodziła już piąta po południu.

Okazało się, że serwowano tam same fast foody. Sam machnęła na to ręką. Była tak głodna, że zje wszystko. Zamówili sobie hamburgery i usiedli przy drewnianym stoliku.

- Przykro mi z powodu... Śmierci Roya- odezwała się Sam.

- Ledwie go znałem. Doskonale wiesz w jakich okolicznościach- rzucił Danny, posyłając jej blady uśmiech.- Ale... Postarajmy się podejść do tego obiektywnie. Jeśli Roy trafił do kostnicy przy Morris Avenue, mogę wypytać o dokładniejsze okoliczności.

Fox uśmiechnęła się szeroko. Już myślała, że Danny naprawdę uwierzył w wypadek. Pewnie nie tylko ona czuła, że coś tu śmierdziało.

- Byłoby super- skomentowała dziennikarka.- Wypadek mógłby być prawdopodobny, gdyby nie dwa elementy, które kompletnie mi tutaj nie pasują.

W tym momencie kobieta zza stołu barowego zaczęła wołać numer piętnaście, czyli ten należący do nich.

- Nawet nie próbuj wstawać. Tym razem ja stawiam.

Sam błyskawicznie zerwała się z miejsca, zanim Danny zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. Podeszła do kasy, zapłaciła i wzięła talerze ze sporych rozmiarów hamburgerami.

- Na czym skończyliśmy?- spytała, ponownie zajmując swoje miejsce. Wzięła duży kęs swojego zamówienia. Było przepyszne! Była tak głodna, że chyba wszystko by jej teraz smakowało.

- Wspomniałaś o dwóch niepasujących twoim zdaniem elementach. Masz na myśli te nieodebrane połączenia przed wyjazdem i zdemolowane mieszkanie?

- Właśnie. Roy ewidentnie przed kimś uciekał. Może faktycznie doszło do wypadku, ale w innych okolicznościach.

- Niewykluczone- przyznał Danny, a potem jego głos stał się bardziej sceptyczny.- Czy przypadkiem to nie ty ostatnio twierdziłaś, że przesadzam? Teraz pojechałaś z teorią spiskową na całego.

Sam przewróciła oczami. Często to robiła w jego towarzystwie, uznała w myślach.

- To jest znacznie bardziej prawdopodobne niż twoje stwierdzenie, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Ktoś taki ma na sumieniu przynajmniej kilka ofiar, a na razie znaleźliśmy tylko jedną.

- Sama użyłaś zwrotu "na razie"- zauważył Danny sugestywnie, podkreślając ostatnie dwa słowa.- Ale mówiąc poważnie, wolałbym się mylić. Naprawdę.

Fox westchnęła. Ta drobna, humorystyczna sprzeczka pozwoliła rozładować ciężką atmosferę, ciążącą na nich od kiedy usłyszeli straszne wieści. Śmierć czyhała na każdego. To było oczywiste, a jednak w takich sytuacjach życie przypominało o tym dość dobitnie.

- Co teraz zrobimy?- zapytała Sam.- Nie mamy niczego. Żadnej poszlaki. Jedyna osoba, która mogła rzucić na tę sprawę trochę światła nie żyje.

- Mogę spotkać się z Trixie. Może wie przed kim uciekał, a przynajmniej próbował uciec Roy- odparł Danny.

Sam posłała mu pełne politowania spojrzenie. Nie wierzyła, że spotka się z nią, żeby zdobyć informacje. Sposób w jaki na nią patrzył jasno mówił, czego chciał. Podobała mu się z wyglądu, bo przez tę chwilę nie mógł jej poznać.

- Chcesz po prostu ją przelecieć. Nie udawaj, że chcesz czegoś innego.

- Jedno nie wyklucza drugiego.

Fox ukryła twarz w dłoniach, udając całkowitą rezygnację.

- Przecież żartuję. Po prostu chciałem zobaczyć twoją reakcję. Ona nie jest w moim typie.

- Serio?- rzuciła unosząc jedną brew.- Zachowywałeś się przy niej jakby było inaczej.

- Wolę nie zrażać do siebie osób, od których mogę chcieć zdobyć informacje w przyszłości.

Kończąc posiłek, prowadzili sobie niezobowiązującą pogawędkę. W gruncie rzeczy obydwoje nie wiedzieli, co dalej mogą zrobić, ale sprytnie to maskowali. Sam nie zamierzała się poddawać. Chciała odkryć prawdę za wszelką cenę. Musiała tylko spojrzeć na sytuację z nowej perspektywy.

Danny odwiózł Fox pod blok, w którym wynajmowała mieszkanie. Pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę. Sam doszła do wniosku, że przyda jej się trochę rozrywki. Wpadła do mieszkania tylko po to, żeby zrobić sobie mocniejszy makijaż, przebrać się w jakąś kieckę i ułożyć włosy.

Kiedy była w łazience, zauważyła kota ocierającego się o jej nogi. Mimowolnie zrobiło jej się go żal. Stracił dom i właściciela. Kucnęła, przejeżdżając dłonią po miękkiej szarej sierści.

- Twój właściciel po ciebie nie wróci- mruknęła sama nie wiedząc czemu. Zwierzątko nie zareagowało w żaden widoczny sposób.- No tak. Przecież mnie nie rozumiesz.

Kot zamruczał w odpowiedzi na pieszczotę. Sam jeszcze chwilę go głaskała, a potem wstała i obciągnęła sukienkę. Kot uniósł głowę i miauknął jakby próbował zawołać ją z powrotem.

Fox wiedziała, że nie była dobrą właścicielką. Znikała na co najmniej pół dnia, a nawet będąc w domu, niespecjalnie zwracała na niego uwagę. Musiała mu znaleźć nowy dom i to jak najbardziej.

Sam wyszła na zewnątrz. Poszła prosto, skręciła w prawo, następnie w lewo i trafiła do pubu. Tuż po wejściu zajęła miejsce przy barze na niebotycznie wysokim stołku. Wdrapała się na niego, pomimo butów na obcasie, co uznała za sukces. Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę obok kogo usiadła. Po prawej stronie, wesoło gawędząc z barmanem siedział Bryce. Natręt, którego spotkała ostatnio w Skylight. W pierwszym odruchu chciała natychmiast stamtąd wyjść, najlepiej póki jeszcze jej nie zauważył. Dopiero po chwili uznała, że co jej tam szkodzi. Chciała się napić, zresetować, naładować baterie. Niezależnie od tego jak to ujmie, blondyn wcale jej w tym nie przeszkadzał. Pewnie i tak już sporo wypił.

- Jaka miła niespodzianka- powiedział Bryce, uśmiechając się do niej, a potem zwrócił się do barmana.- Cole, obsłuż ją. Oczywiście na mój rachunek.

- Co dla ciebie?- zapytał barman.

- Mojito- odparła po krótkim namyśle Sam. W tym przypadku postanowiła nie unosić się dumą. Skoro ten palant chciał za nią płacić, to nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Może zaraz specjalnie, żeby go wkurzyć zamówi najdroższego drinka jakiego tutaj mieli.

- Cześć, Bryce. Co słychać?

- Cóż za wspaniała zmiana nastawienia. Będę się do ciebie zwracał ślicznotko póki nie powiesz mi jak masz na imię.

- Sam.

- Wiesz co, Sam- zaczął blondyn, robiąc krótką przerwę, aby ubić łuk drinka.- Minęłaś się ze swoim mentorem dosłownie o kilka minut. Jeszcze przed chwilą razem z nim piłem.

- McFarlen tutaj był?!- wykrztusiła z siebie dziennikarka z zaskoczeniem.

- Na szczęście sobie poszedł i możemy zostać sami. Znam bardzo przyjemne i odosobnione miejsce...

- Źle się zrozumieliśmy. Nie zamierzam iść z tobą do łóżka. Po prostu piję sobie drinka w barze w twoim towarzystwie, bo mam ochotę się napić i nie zamierzam uciekać do innego lokalu jak jakaś idiotka- zapowiedziała spokojnie Fox.

Już na samą myśl o McFarlenie czuła przemożną złość. Mimowolnie przypomniała sobie o Royu, który, jak się tego dnia okazało, zginął w wypadku. Ogarnęła ją bezsilność i poczuła gorzki smak porażki. Nie mieli absolutnie żadnych poszlak.

Właśnie dlatego piła. Chciała, choć na jeden wieczór zapomnieć o tym wszystkim. Jeden jedyny raz. Jutro, ewentualnie pojutrze wróci do sprawy ze zdwojoną siłą. Nie odpuści tak łatwo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top