II. Jasne i ciemne strony
-MARY-
― Myślisz, że da Vinci kiedyś wyrzuci Caravaggia za te wszystkie akcje? ― zapytała Mary Cassatt, nachylając się w stronę swojego najlepszego przyjaciela, Edgara Degasa. Znajdowali się właśnie na lekcji malarstwa prowadzonej przez profesora Ingresa, absolutnie ulubionym przedmiocie chłopaka.
― Nie mam pojęcia. ― Wzruszył ramionami. ― Nie wydaje mi się. Gdyby już miał to zrobić, zrobiłby to dawno temu.
― Pewnie masz rację ― przyznała. Sunęła leniwie pędzlem po płótnie, tworząc kobiecą postać z dzieckiem na rękach. Chociaż uważała się bardziej za rysowniczkę niż za malarkę, lubiła ten przedmiot, zwłaszcza, że na tej godzinie ona i Edgar wreszcie mieli czas swobodnie poplotkować.
― To znaczy, z tego co słyszałem, dość mocno przesadził trochę dzisiaj rano ― mówił chłopak, jednocześnie pracując nad portretem na swoim płótnie. ― Dobrze, że odesłali go do domu. Trochę mnie irytuje, a profesor Ingres ― zawsze mówił o tym nauczycielu z wielkim szacunkiem i podziwem w głosie ― jest o wiele lepszym nauczycielem.
― Wszystko jest lepsze niż Hieronim Bosch ― zauważyła Mary, cytując słynną mantrę uczniów Domu Barw.
Degas wzdrygnął się na samo nazwisko nauczyciela.
― Nienawidzę tego człowieka.
― Nikt go nie lubi. Od kiedy zaczął przebierać się od czasu do czasu za te wszystkie dziwne stworzenia ze swoich obrazów, dręczą mnie koszmary nocne.
― Nigdy nie spojrzę na świat tak samo od dnia, w którym przypadkiem spotkałem go na korytarzu w nocy, idąc do łazienki ― wyznał Edgar. ― Nie dość, że jest jeszcze niższy od Buonarottiego, więc prawie się o niego potknąłem, to jeszcze ma te nastroszone włosy i... jeju, Mary, wydawało mi się, że jego oczy świeciły w ciemności.
― Nie zdziwiłabym się, gdyby po kryjomu zjadał fluorescencyjną farbę.
― Ja też nie. Zresztą, co on wtedy robił w skrzydle męskim, w środku nocy?
― To brzmi jak zagadka detektywistyczna, ale nie jestem pewna, czy chcemy poznać odpowiedź.
― Niektóre odpowiedzi nigdy nie powinny zostać udzielone ― zgodził się Degas. Przyjrzał się zarysom postaci na swoim płótnie, krzywiąc się lekko. ― Nie wychodzi mi.
― A kogo malujesz? ― zainteresowała się Mary.
― Nikogo konkretnego, ale denerwuje mnie, że wyszła taka... rozmazana. Dokładnie.
― Edgar, przecież to jest super ― przekonywała go, odkładając pędzel na miejsce. ― To całe "rozmazanie" dodaje świetnej dynamiki i no, przecież to twoja cecha charakterystyczna.
― Co? ―Ton przyjaciela sugerował dziewczynie, żeby lepiej nie kontynuowała tego wywodu, ale Cassatt nie zreflektowała się w porę.
― Te wszystkie niedokładne zarysy, cienie, taki ruch na twoich obrazach... To takie impresjonistyczne przecież.
― Nie jestem impresjonistą! ― oznajmił wściekle Degas. ― Mary, ile razy mam ci powtarzać, nie należę do tego podłego kierunku! Będę jeszcze akademikiem, zobaczysz. Mówię ci. Będę kiedyś malował jak profesor Ingres. ― Zirytowany, pochwycił pędzel, zanurzył go w białej farbie i stanowczymi ruchami zaczął malować szyję kobiety na portrecie. ― A tak swoją drogą, czemu ty ciągle malujesz te dzieciaki? Nie nudzi ci się?
Mary spojrzała w zadumie na kolejne płótno przedstawiające matkę z uroczą, najwyżej pięcioletnią pociechą.
― Nie, nie nudzi. Chyba to lubię, tak myślę. To mój ulubiony temat. Każdy ma jakiś, prawda?
― Oprócz mnie ― burknął Edgar.
Nie sposób było się nie zgodzić. Cassatt widziała, jak jej przyjaciel próbował sił w pejzażu, w mnóstwie portretów, w scenkach mitologicznych, nawet nieco w sztuce religijnej czy batalistycznej. Kiedy malował to ostatnie, popełniła spore faux pas, roztkliwiając się nad "taką ładną martwą naturą z chustkami i zmiętymi kartkami" - okazało się, że w rzeczywistości Degas pracował nad polem bitwy. Nie odzywał się do niej przez cały tydzień po tym wydarzeniu, a ona od tej pory starała się być jeszcze ostrożniejsza w ocenach prac przyjaciela. W każdym razie, niektóre rzeczy wychodziły mu lepiej, inne gorzej, ale wciąż nie znalazł żadnego tematu, w którym czułby się tak swobodnie, jak Mary w swoim matkach z dziećmi, najlepiej rysowanych pastelami. Przekonywała go wiele razy, że kiedyś i Edgar trafi na coś, co rzeczywiście go zafascynuje, czego nie będzie mógł przestać odtwarzać, ale niewdzięczny Degas tylko kręcił nosem.
Lekko eufemizując, bycie przyjaciółką tego człowieka nie należało do zadań prostych i naturalnych. Wiecznie naburmuszony, sprawiał wrażenie zgryźliwego outsidera, który gardzi całą ludzkością. Niezwykle łatwo było go urazić, zaś niezwykle trudno zachęcić do dłuższej rozmowy. Przez ten rok, który się znali - obecnie chodzili do drugiej klasy w Domu Barw - wypowiedział do Mary prawdopodobnie więcej słów łącznie, niż do kogokolwiek innego w całym swoim życiu. Stanowiła jego jedyną przyjaciółkę. Ludzie podejrzewali, że są parą, ale ona wiedziała, że Degas prędzej połknąłby pędzel, niż zaczął żywić jakiekolwiek romantyczne uczucia do kogokolwiek.
Berthe, współlokatorka Mary, często pytała ją, dlaczego taka miła istota jak ona spędza cały wolny czas z takim gburem jak jej Edgar. Prawdę mówiąc, trudno znaleźć na to odpowiedź. Może chodziło o to, że Cassatt, wbrew pozorom, też raczej kwalifikowała się jako samotniczka i nie przepadała za zbyt dużymi grupami ludzi? Może zwyczajnie lubiła inteligencję oraz błyskotliwość Degasa, którą wykazywał w ich dyskusjach na najróżniejsze tematy? A może - lubiła tak o tym myśleć - miała w sobie coś w rodzaju odtrutki na nieprzyjemną osobowość Edgara, coś, dzięki czemu nie odrzucał jej tak jak innych, dzięki czemu potrafił się przed nią otworzyć, chociaż troszeczkę, albo przynajmniej nie narzekał na jej towarzystwo? Nie wiedziała, ale nie rozmyślała nad tą kwestią zbyt często. Mary należała do osób raczej praktycznych, nie filozofowała na każdym kroku, co odróżniało ją od większości populacji Domu Barw. W niektórych szkołach wyróżniasz się, nie posiadając superstarów, a tutaj zjawisko stanowiła osoba bez autorskiej ideologii.
Jednak mimo tego, że nie zwykła wpadać w labirynty duchowych wątpliwości, od zawsze zdawała sobie sprawę z tego, iż Edgar ma jakąś tajemnicę. Ukrywał coś - nie tylko przed nią, ale właściwie przed całym światem. Coś ewidentnie było na rzeczy, a Cassatt od dawna miała nadzieję na poznanie sekretu swojego przyjaciela.
Lecz nie stanie się to dzisiaj.
― Mam dość życia ― oznajmił znienacka Degas grobowym tonem. ― To przereklamowane, a najbardziej przereklamowana jest ta szkoła.
Mary wzniosła oczy do nieba, ale powstrzymała się od uszczypliwego komentarza. Tego typu refleksje wypowiadanie ni z tego, ni z owego stanowiły domenę jej przyjaciela.
― Czemu tak myślisz?
― Ludzie są nudni i mnie nie lubią ― zauważył beznamiętnie ― ja ich jeszcze bardziej. Malowanie mnie irytuje, bo nie mogę znaleźć tematu, lekcje z profesorem Boschem to koszmar na jawie, a Buonarotti nieustannie na mnie krzyczy. I w dodatku mam takie okropne imię... Mary, zrób coś z tym.
― Może to ty powinieneś coś z tym zrobić? ― zasugerowała łagodnie. ― Może powinieneś... nie wiem, być bardziej otwarty na ludzkość i trochę bardziej cierpliwy? Więcej się odzywać do osób, które nie są mną? Spróbować patrzeć na jasną stronę życia? Cokolwiek?
Edgar posłał jej spojrzenie, które nie tylko mogłoby zabijać - gdyby miało taką możliwość, to spojrzenie topiłoby małe kocięta i żywiło się snami biednych sierotek.
― Jak mam patrzeć na coś, co nie istnieje?
I wtem, znienacka, niczym Deux ex machina, pojawiło się żywe, oddychające potwierdzenie faktu, że w życiu Edgara Degasa są jeszcze jakieś dobre strony - oto nadszedł jego ulubiony nauczyciel, ucieleśnienie czaru, wdzięku, elokwencji i geniuszu, człowiek ociekający czystym akademizmem, skąpany w zawiłych sformułowaniach oraz nonszalancji, znany szerzej jako Jean-Auguste-Dominique Ingres.
To znaczy, tak opisywał go Degas. Dla Mary nauczyciel malarstwa zawsze wyglądał, delikatnie ujmując, niezbyt atrakcyjnie, ze swoją dziwaczną fryzurą i twarzą przywodzącą raczej nudnego agenta nieruchomości niźli niesamowitego portrecistę, ale to na nic; dla jej przyjaciela mógłby być najbrzydszym człowiekiem wszechświata, a mimo tego Edgar byłby jego największym fanem. W jego oczach nawet Miss Universe nie mogła się równać z ukochanym nauczycielem.
― Cassatt, Degas ― powitał ich głosem określanym przez Mary jako "śliski", a przez jej kompana jako "anielski" ― czego dzisiaj dokonaliście w zakresie malarstwa portretowego? Och, jaki wspaniały obraz!
Podszedł szybko do sztalugi dziewczyny, nie odrywającego wzroku od kolejnej matki z dzieckiem.
― To naprawdę niesamowite ― perorował profesor. ― Nigdy nie widziałem pani dzieła, panno Cassatt, który byłby słaby lub nieudany, lecz mimo to widzę ogromny postęp w każdym następnym! Wspaniała kolorystyka, doskonale ujęty światłocień, ogromna wrażliwość artystyczna widoczna w każdym pociągnięciu pędzla... Panno Cassatt, niech mi pani powie, w jakiej formie czuje się pani najlepiej?
― Pastele ― przyznała uczciwie, jak zawsze oblewając się rumieńcem na lawinę pochwał.
― Czyli rysunek. Nie szkodzi, nic nie szkodzi... I tak w malarstwie jest pani wybitna. Wróżę pani wspaniałą przyszłość, panno Cassatt. Ma pani ogromny, ogromny talent, powtarzam, o g r o m n y . Nie może go pani zmarnować.
Edgar, siedzący stanowisko obok, czekał, aż nauczyciel odwróci się w jego stronę w pozie zdradzającej ogromne napięcie - wzrok pełen uwielbienia wlepiony w profesora, pędzel zastygły w połowie drogi między paletą a płótnem, drżące dłonie. Kiedy Ingres skończył zachwycać się jego przyjaciółką, zerknął na zaczęty portret ze "zbyt rozmazanymi" fragmentami. Zmarszczył brwi.
― Pracuj dalej, Degas ― rzucił sucho, po czym odszedł w inną stronę, nie tracąc nic ze swojej osławionej gracji.
Mary Cassatt, "Młoda matka przy szyciu", znane także jako "Kolejny zbyt ładny obraz Mary"
Hieronim Bosch, tryptyk "Ogród rozkoszy ziemskich", fragment, znany też jako "Kolejne urojenia profesora pralki"
Jean-Auguste-Dominique Ingres, "Autoportret", znany też jako "Miss Universe"
wiem, że to dość chaotyczne i dużo postaci będzie się pojawiało, ale będę Wam pisała, kto jest istotny dla fabuły z każdego rozdzialików *PRZED*, okej?
tutaj warto zapamiętać przede wszystkim Mary i Edgara, dobrze też skojarzyć profesora Ingresa. teraz wydaje się mało, ale uwierzcie, kiedy pojawi nam się cała szesnastka Poszukiwaczy, nie będzie tak prościutko:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top