Rozdział 16

Oficjalne powitanie dobiegło końca i gracze, ciekawi swych przeciwników, wdawali się w krótkie pogawędki. I choć niektóre konwersacje miały nieco negatywny ton, tak został on prędko zgaszony przez pozostałych. Można powiedzieć, że każdy wyczekiwał aż będą mogli zmierzyć się na boisku. Jednak białowłosa nie mogła się odnaleźć w tym całym entuzjaźmie. Nie mogła zrozumieć, czemu są tak przyjacielsko nastawieni do swych wrogów. W końcu są tu po to, by wygrać, a nie zawierać nowe przyjaźnie.

Nawet jeśli próbowała sobie tłumaczyć pustkę, jaką obecnie miała w swym miejscu, tym, że są tu jako rywale, to wiedziała, choć starała się to wyprzeć, że w rzeczywistości po prostu tłamsi ją strach przed straceniem swych przyjaciół. Była to bardzo prosta logika; znajdą kogoś na jej miejsce, więc nie będzie już potrzebna. Co się z nią stanie, gdy straci całą uwagę ze strony Tetsuro i Kozume...? Nie mogła nawet trzeźwo o tym pomyśleć, ponieważ jej wnętrze zostawało zalewane przez niepokój, obawę. Była jednak w pełni świadoma, że nie będzie mogła już powrócić do swego starego stylu życia, w którym to była niezwykle zadufaną w sobą nastolatką. 

Zaciskała swe pięści coraz mocniej i mocniej, choć nie robiła tego świadomie. Kenma, który w zwyczaju miał zerkać kątem oka, co jakiś czas, na dziewczynę, zaniepokoił się ździebko, jednak długo nie mógł zastanowić się, co wywołało u niego takie odczucie, ponieważ został zaczepiony przez rudego, niskiego siatkarza. Po kilku sekundach dziewczyna zluzowała swój uścisk i przywdziała na twarz maskę najpiękniejszego uśmiechu, jaki potrafiła zrobić. Jedynie jej oczy, które momentalnie zaszły oceaniczną barwą, zdradzały, że działo się coś wewnątrz niej.

Jak na zawołanie, jeden z graczy Karasuno zaczął wołać wniebogłosy, gdy tylko ujrzał zmiennooką. Dziewczyna udała wpierw zaskoczenie, a chwilę potem zakłopotanie, ponieważ wzrok wszystkich skierował się na jej osobę. Choć na ogół nie lubiła zakładać akurat tej maski, która ukazywała ją jako uroczą istotkę, tak teraz się na to skusiła.

-Coś się stało, onii-san?- spytała niewinnie, odwracając wzrok na pustą przestrzeń. Był to idealny plan na wywołanie chaosu! 'Nazwanie obcego człowieka swym starszym bratem jest w końcu uważane za urocze - pomyślała.- czy jakoś tak...'

-Onii-san?!- zawtórowali mu wszyscy. Posłała im jedynie pytające spojrzenia, by następnie uśmiechnąć się jeszcze szerzej, choć tym razem bardziej dziecinnie.

-Kenma-nii-san!- krzyknęła, wymijając całe zbiorowisko i biegnąc do swego przyjaciela, który był przy wejściu do budynku.- Chodźmy przodem!- I tak ruszyli przed siebie, wchodząc do środka jako pierwsi. A gdy tylko oddalili się na bezpieczną odległość, dziewczyna głośno westchnęła.- To męczące...- dodała, widząc pytający wzrok swego towarzysza. Choć nie chciał odpowiedzi akurat na to pytanie.

-Dlaczego to zrobiłaś?- spytał cicho, niemal niesłyszalnie, zalewając się przy okazji rumieńcem. W swej głowie wciąż miał jej słodki głosik, którym nazwała go bratem. I tak z uroczego, stawał się coraz bardziej erotyczny. Okres nastoletni jest dość niebezpieczny, jeśli chodzi o takie sprawy.

-Pomyślałam, że tak będzie zabawnie- odparła szczerze.- Do tego są dość spore szanse, że tamten zawodnik będzie zdekoncentrowany w trakcie gry.- Zachichotała cicho, zasłaniając swe usta dłonią. Miała nadzieję, że mimo wszystko każdy, w tym ich przeciwnicy, będą dawać z siebie wszystko w trakcie meczu. 

Wkrótce po nich weszli i pozostali gracze. Wtem, po rozgrzewce, sędzia zasiadł na swym miejscu, drużyny namawiały się ostatni raz przed rozpoczęciem rundy, a białowłosa siedziała znudzona obok trenera i słuchała jego paplaniny. Krótko po tym rozpoczęła się gra. 

Piłka raz po raz wzlatywała, opadała i zostawała odbijana przez kogoś. Zawodnicy czasem coś mówili, czasem krzyczeli, a innym razem byli zaskoczeni czy zadowoleni. Doprawdy, ilekroć kula była jeszcze w powietrzu, tak każdy czuł na sobie te emocje. Jednak białowłosa, która siedziała w pobliżu Nekomaty, nie rozumiała ich wszystkich. Pomimo tego sama dość często zapominała oddychać, zaciskała pięści czy chociażby przygryzała od środka policzek. I tak, gdy drużyna przeciwna wykonała swój specjalny atak, który miał mały cooldown oraz nie zabierał praktycznie many, jej drużyna była nazbyt zaskoczona.

-To takie wyjątkowe?- spytała trenera, widząc jego rozszerzone w szoku oczy. Odparł jej jedynie uśmiech i skinięcie głową.- Głupota...- wyszeptała jeszcze pod nosem, obserwując lekką fascynację jej przyjaciół.

Nie mogła pojąć, co takiego może być w zwykłym ataku, że zainteresował on Kenme czy Kuro. Przecież wystarczyło dać punkty umiejętności w odpowiednie drzewko, by osiągnąć taki efekt! Jeśli tak bardzo byli zaskoczeni czymś takim, to co będzie, gdy ujawni im swe zwierzęce elementy? I tak - będąc pod zaborem swych myśli - oddalała się coraz bardziej od świata rzeczywistego.

I tak jej obawy zaczynały przeradzać się w palący ją gniew, a może i zazdrość, choć koniec końców nawet nie wiedziała, że obecnie to odczuwa. Mijał czas, piłka wciąż i wciąż, i wciąż latała, odbijała się od ziemi i ponownie latała. Miała na tyle przyćmiony umysł, że nie zwracała uwagi na swą drużynę, która raz na jakiś czas podchodziła do starucha. Jednak czara goryczy została przelana, gdy rudy karzeł, po zepsutej akcji, się uśmiechnął. 

-Wkurwiające...- wyszeptała, aczkolwiek niezbyt cicho, głosem wypranym z jakichkolwiek emocji, zwracając na siebie uwagę zebranych wokół. Strzeliła stawami w palcach i również się uśmiechnęła. Jednak jej wykrzywienie ust zawierało w sobie narastające szaleństwo, gniew oraz wszystkie zasady, jakie wpajali jej rodzice od narodzin.- Nekomata-sensei, po tym meczu zagramy jeszcze jeden, prawda?

-Pewnie tak- odparł po chwili zastanowienia, nie patrząc nawet na dziewczynę. Spodziewał się bowiem, co ujrzy na jej twarzy.

-W takim razie pozwól mi wejść za kogoś- wychrypiała, wprawiając mężczyznę w lekkie zakłopotanie. Ten jedynie przytaknął, wiedząc, że lepiej nie denerwować jej w tym stanie.- Tak więc proszę mi wybaczyć, ale pójdę się przebrać.- Znów założyła na twarz swą maskę Perfekcji, którą najczęściej zwykła nosić, by następnie udać się do szatni swej drużyny.

Zakluczyła drzwi od wewnątrz i natychmiastowo zrzuciła z siebie ubranie, ledwo co panując nad sobą. Jak można się tak uśmiechać, gdy przed chwilą tak bardzo się schrzaniło?! Uderzyła pięścią w ścianę, nie mogąc już wytrzymać pod naporem tych wszystkich uczuć. Teraz już wiedziała, dlaczego miała wszystko tłumić w sobie; bez większego problemu mogła zrobić coś nie tylko sobie, ale i komuś innemu, gdy traciła kontrolę nad swymi uczuciami. 

Nagle wszystkie nauki jej rodziców poszły się kochać z zdrowym rozsądkiem, a ona została sama ze swoimi myślami. Odkąd pamiętała miała być najlepsza we wszystkim, a teraz, gdy ktoś uśmiechał się podczas swej porażki, nie mogła zrozumieć takiej osoby. Było to dla niej wkurzające. Do tego dochodził fakt, że siatkówka jest grą drużynową, więc ściągając przegraną na siebie, robił to także dla swej drużyny. Ta bezczelność była dla niej wkurzająca. Samo to, że ktoś takim małym gestem mógł dotrzeć do jej najskrytszych ran na sercu, było wkurzające. Nie wiedziała, jak powstrzymać ten ból, który wniknął tak głęboko do jej serca.

Machając swymi ogonami, które niekontrolowanie wyszły z jej ciała, na lewo i prawo, robiła coraz to większy burdel w pomieszczeniu. Nawet jej uszy całe się jeżyły, gdy tylko przez myśl przebiegał jej tamten rudy dzieciak. Koniec końców, gdy ujawniły się i jej skrzydła, zeszła z swej jawy na ziemię, dostrzegając szereg czarnych piór, które obecnie walały się po ziemi. Wtedy też zrozumiała, że nieważne, jak bardzo białe jest jej ciało, jej dusza na zawsze już zostanie splamiona przez mrok jej przeszłości. Czerwone nici oczywistych kłamstw, które od lat oplatywały jej skamieniałe serce, które teraz się skruszyło, zacisnęły się jeszcze bardziej, sprawiając przy tym niewyobrażalny ból, jakiego nie była w stanie teraz dostrzec. 

Był to najprawdopodobniej pierwszy raz, gdy aż tak potrzebowała czyjejś obecności, czyjegoś torsu, w który mogłaby się wypłakać, czyiś ramion, w których mogłaby się skryć. Potrzebowała nożyczek, które uwolnią jej serce od tych nici. 

Wracając, już przebrana, do wszystkich zawodników, zauważyła, że gra za kilka minut się skończy. Tak też usiadła obok trenera, który z niewiadomych jej przyczyn pochwalił jej wygląd, by następnie związać swoje włosy w wysokiego kucyka. Musiała przyznać, że jej białe kłaki były już przydługawe, ale zbytnio nie zamierzała ich ścinać. Uśmiechnęła się szeroko, a wróciła do niej fałszywość, spoglądając raz to na tablicę wyników, to na graczy. Naprawdę chciała coś poradzić na ten zżerający ją gniew, jednak była w tym momencie bezsilna. Pozostało jej jedynie wierzyć, że po wygraniu z tą krewetką jej ulży na sercu. Pod wpływem gorąca, jakie naskoczyło na jej ciało, rozpięła swą bluzę, jednak jej nie ściągnęła. Jej blizny zobaczyć będą mogli dopiero po rozpoczęciu meczu, w którym będzie grać - tak też postanowiła.


Była wtedy wiosna.  Wszyscy się gdzieś śpieszyli; jedni do pracy, inni do szkoły bądź uczelni. Białowłosa mogła na to jedynie spoglądać zza okna w swej sypialni. Kładąc swą dłoń na chłodnawej szybie, chciała się stamtąd wyrwać, by móc polecieć na swych skrzydłach hen do góry. Jednak było to niezwykle samolubne marzenie, które było nie do spełnienia. A mimo to wciąż wierzyła, że uda jej się pewnego dnia tego dokonać. Jeszcze wtedy nie było świadoma, jaką cenę będzie musiała zapłacić za swe fantazje.

Nagle w powietrzu rozbrzmiało pukanie oraz prośba o wejście. Zezwoliła na nie, jak zresztą zawsze. Wtem do pomieszczenia weszły dwie służące matki dziewczyny. Za zadanie miały obudź swą panienkę, więc gdy ujrzały, że jest już na nogach, wyjaśniły pokrótce, przeprosiły i udały się z powrotem do swych pozostałych obowiązków. 

Dwie osoby przyszły, by ją obudzić, jakby jedna nie starczyła. Absurd jej rodziców, którzy swym bogactwem chwalić się musieli nawet przed swą córką, dusił ją powoli, miażdżąc powolnie jej krtań, przez co nie mogła sobie pozwolić na nieproszone słowa w ich towarzystwie. Już wtedy stawała się jedynie ludzką marionetką, kukiełką, która zrobi wszystko, czego będzie chciał jej pan. 

Przetarła dłońmi twarz, by powstrzymać się od płaczu. Nawet nie wiedziała, czemu łzy samoistnie leciały po jej twarzy, podczas gdy myślami wybiegała do porównywani swej rodziny z tymi, które widziała na ulicy. 'Była to chyba ta wada, o której mówili' - pomyślała, ocierając chusteczką resztki swej żałości. 

Nie mając nic lepszego do roboty na ą chwilę, wyciągnęła spod łóżka swój szkicownik, w którym w tajemnicy przed wszystkimi rysowała. Choć i tak większość służących wiedziała o nim, to żadna nie pisnęła słowa do swej pani, mając ogromną słabość do tej małej dziewczynki. 

Zawsze starała się rysować kwiaty, które już jako dziecko uwielbiała. Jednak tym razem nie miała ani weny, ani większej chęci do tworzenia czegoś, więc poddała się swemu podłemu humorowi, który udziel jej się przez ostatni rok, by napisać na kartce jedno, niedokończone zdanie.

''Niech ktoś pokaże mi łatwy sposób na śmierć''. Niemniej jednak chwilę po zrozumieniu, co wyskrobała, zasłoniła nieudolnie ostatnie słowo na ''życie''. W końcu jeszcze nie mogła umrzeć, skoro miała do zrealizowania marzenie.


Jej oczy zmieniły się na szare, gdy do głowy napłynęło jej to głupie, dziecinne wspomnienie. W końcu dopiero kilka lat potem nabawiła się tych wszystkich blizn, po których teraz mogła bez jakiegokolwiek smutku błądzić dłonią. I choć nieświadomie podsunęła sobie akurat tą retrospekcję, tak dzięki niej coś zrozumiała:

Już dawno spełniła swe marzenie, choć kosztowało życie jej rodziców, więc teraz musi pomóc w tym swym przyjaciołom. Jednak lepiej by było, gdyby ono nie potrzebowało aż takiej ofiary.

***

Jesteście wiernymi czytelnikami, prawda? Lubicie czytać o tym, jak postacie coś przeżywają, prawda? Więc wybaczycie mi, że opisałam mecz tak słabo i skupiłam się głównie na Hi-chan, prawda? Po prostu niezbyt potrafię pisać takie rzeczy, więc się bałam, że coś schrzanię i wam się nie spodoba czy coś...

Pytanie na dziś: Ile jesteście w stanie poświęcić, by zrealizować swoje marzenie? Nie da się zaprzeczyć, że było to pytanie, które towarzyszyło zarówno mi, jak i Hi-chan, w końcówce tego rozdziału, więc teraz możecie poczuć się jak główna postać i napisać swoją opinię na ten temat. Lolol? Mam wrażenie, że napisałam przed chwilą coś strasznie takiego gwiazdeczkowego czy jak to tam się nazywa.

Ciekawostka: Kuro na początku był bardzo sceptycznie nastawiony do Hi-chan, ale dość szybko się do niej przekonał. Było to głównie spowodowane przez to, że wziął ją za jakiegoś punka przez jej wygląd i niektóre zachowania. Z kolei Kenma od początku był zaciekawiony jej osobą, ponieważ posiadała wielkie umiejętności w grach, a jej niektóre odruchy sprawiały, że miało się wrażenie, że dziewczyna przeżywa wszystko inaczej (choć jest w tym sporo prawdy, ponieważ ma inne doświadczenia przez nieodczuwanie bólu).

Bye Bye-bi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top