Rozdział 15
Czarnowłosy, który dopiero co podniósł się z swego tymczasowego łoża, przeciągnął się leniwie i zakosztował ciepłego powietrza, jakie panowało w całym budynku, co było miłą odmianą*. Ku jemu zdziwieniu, białowłosej nie było w pomieszczeniu, a jego przyjaciel nie spał, w przeciwieństwie do większość drużyny.
-Kenma, wiesz, gdzie jest Hiniku?- zapytał nie głośno. Odpowiedziało mu jedynie ''game over'', wywołane nagłym rozproszeniem farbowanego, i zaprzeczenie skinięciem głowy.- Mówiłem byś nie grał przez całą noc- dodał, kręcąc przy tym głową z dezaprobaty.
-Nie grałem tyle...- odparł jedynie, odwracając nieco głowę od kruczowłosego. Doskonale wiedział, że kłamanie komuś w żywe oczy nie było jego dobrą stroną. Powrócił do gry, z powrotem włączając poziom, na którym przed chwilą poległ.
-Gdyby było inaczej, to nadal byś spał- Podrapał się po głowie, czochrając jeszcze bardziej swe włosy.- Idę poszukać naszej zguby!- rzucił jedynie, wychodząc biegiem z pokoju. Zachował jednak przy tym tyle ostrożności, że nie obudził nikogo. I tak zaczął truchtem przemierzać korytarze, otaksowując wzrokiem wszystko dookoła.
Docierając tak do kolejnych pomieszczeń, zatrzymał się w kuchni, gdzie nastolatka pichciła śniadanie dla wszystkich. Akurat nalewała do drewnianych misek, gdy tam wtargnął. Przywitała go jedynie zerknięciem zza ramienia, oszczędzając swe siły, jak tylko mogła. Może i nie mogła odczuć wielu stanów, jakie doświadczało jej ciało, ale mniej więcej zdawała sobie sprawę, kiedy była znacznie osłabiona. Ewentualne przemęczenie się mogło skutkować zemdleniem bądź późniejszymi powikłaniami zdrowotnymi, a nie chciała nikogo niepokoić.
- Możesz zawołać innych na śniadanie?- spytała cicho, przez co ledwo ją dosłyszał. W czasie, gdy kruczowłosy poszedł po swą drużynę, dziewczyna pozmywała i wytarła jeden komplet naczyń, w których to ona przed paroma minutami zjadła swą porcję. Wzięła ze stołu jeszcze swój notatnik i powędrowała na spokojnie do pokoju Nekomaty.
Zapukała kilka razy, jednak odpowiedziała jej niezmącona cisza, którą od czasu do czasu przerywał jej oddech. Westchnęła w myślach, kierując się w stronę sypialni, by odłożyć zeszyt do reszty bagażu. Celem jej wizyty u trenera miało być nie tylko udostępnienie zebranych informacji, ale także zapytanie się o możliwość chwilowego opuszczenia budynku. Chciała skosztować regionalnych potraw, jakie podawane były w przydrożnych sklepach, kupić kilka pamiątek dla służby oraz odwiedzenie kilku ogrodów, by móc podziwiać piękno roślin i odrzucić dręczące ją problemy. A miała oszczędzać siłę - śmiała się tak w duszy, rozumiejąc swą hipokryzję.
Jako, że znajdowała się przy swych torbach, to wyciągnęła z nich komplet ubrań, z którymi to następnie ruszyła do łazienki. Odłożyła je na podłogę, a zaraz po nich wylądowały tam i brudne szaty. Drzwi zamknęła wcześniej na klucz, więc nie bała się o nieproszonych gości. Stając przed lustrem związała włosy w koka, by przyglądnąć się przy tym swemu ciału, co robiła sporadycznie. Najbardziej w oczy rzucały się szeregi różnych blizn, liczne przebarwienia. Jedne piętna były w kolorze pereł, inne w dopiero kwitnącej, różowej róży, znalazły się i nawet lekko fioletowe - informowało to o czasie ich powstania.
Nie przepadała za swym ciałem, a tym bardziej za ukazywaniem go innym. Jednak nie obdarzała go żadną pogardą ani obrzydzeniem. Był to raczej niepokój o to, że tak łatwo poddała się w przeszłości. Choć żałowała tych blizn, to nie mogła tak powiedzieć o swych czynach, bo choć były haniebne, to napawały ją swego rodzaju nostalgią, podziwem. Wszystko zaczęło się, gdy jej rodzice jeszcze żyli, lecz nie oskarżyłaby ich winowajcami. Wręcz przeciwnie, pokazali jej, że powinna dumnie nieść miano samobójcy, nie zważając przy tym na opinię innych. Była to jedna z rzeczy, za które była im wdzięczna, a tych było niewiele.
Potrząsnęła głową na boki, odganiając przy tym obrazy przeszłych dni. Nawet gdyby chciała, to nie dałaby rady zmienić tego, co ją spotkało. Usiadła na małym stołeczku i skierowała twarz do źródła wody, która po chwili zaczęła ściekać po jej twarzy. Razem z kroplami, które prędko oczyściły powierzchownie jej ciało, odeszły i złe wspomnienia. I po co wiązała włosy? Coraz częściej zdarzało jej się robić rzeczy sprzeczne z logiką, co doprowadzało ją jedynie do kolejnych rozmyślań.
Wychodząc z łazienki napotkała na swej drodze dwie pary ciekawskich oczu. Obrzuciła ich zmęczonym wzrokiem i już chciała coś powiedzieć, jednak czarnowłosy odezwał się pierwszy:
- A co się robiło w nocy?- spytał z podejrzanym, nieco zboczonym uśmieszkiem. Założył ręce na klatkę piersiową, odchylając głowę do góry. Natomiast Kai, który poproszony został o towarzystwo przez chłopaka, nic nie mówił - przenosząc wzrok na białowłosą - pokiwał jedynie głową w geście przywitania oraz szacunku, jakim darzył tą niewielką istotę. Nastolatka rozłożyła ręce na boki, a na jej ustach pojawił się szeroki, ironiczny uśmiech. Westchnęła jeszcze cicho, by dodać scenie trochę zmęczenia życiowego.
-Wiesz, jak to jest, Koguciku- zaczęła prużąc oczy.- gdy coś sprawia, że nie możesz spać w nocy.- dodała nieco ściszonym, ponętnym głosem. I tak uśmiech Tetsuro opanowało do reszty zboczenie, którym szczycić się mogli jedynie profesjonalni fapacze. Drugi z chłopaków jedynie zarumienił się ociupinkę, wyłapując oczywisty, lecz niezwykle dziecinny, podtekst.- Żartuje jedynie...- Założyła złączone dłonie za siebie, wyprostowując bardziej swą sylwetkę oraz nieświadomie podkreślając biust.- Przygotowywałam jedzenie na dzisiaj, a gdy to zrobiłam zaczęłam czegoś szukać w internecie i przy tym zasnęłam- skłamała bez najmniejszego zawahania, choć większość jej słów była prawdą.- A teraz muszę was pożegnać.- i z tymi słowami na ustach schowała wczorajsze ubrania do swej torby i potajemnie wyciągnęła z niej małe, srebrne pudełeczko, przyozdabiane gdzieniegdzie popękanymi malunkami róż.
Znów przemierzała korytarze budynku, poszukując tym samym miejsca, w którym mogłaby spędzić czas samotnie. Choć niezwykła odczuwać strachu czy zdenerwowania, tak teraz niepokój zżerał ją od środka. W głowie miała same pytania, które odprowadzały ją od zmysłów. Jak zareagują, jeśli przypadkiem uwolni swe zwierzęce elementy? Co się stanie, jeśli zasłabnie przy nich? Czy ma prawo nazwać ich swymi przyjaciółmi? Czy może opowiedzieć im o wszystkim, co dotychczas ją spotkało? Czy może przelać na nich swój ból, dzielić się nim?
Docierając do okna, które dawało wzgląd na wejście na teren budynku, wyjrzała przez nie. Chciała poobserwować przez krótką chwilę zwykłych mieszkańców, którzy przechadzali się po ulicach. Brew ze złości jej zadrżała, a wewnętrzna część warg została lekko poraniona przez kły, które wysunęły się wbrew jej woli, gdy jej szkarłatnym oczom ukazał się widok reporterów, fanów oraz zwykłych przechodniów, którzy zainteresowali się tłumem. Nekomata oraz starsza właścicielka budynku odgradzali tą całą rzeszę, nie pozwalając im przejść.
Białowłosa otworzyła w pośpiechu swe pudełeczko i wyciągnęła z niego jedną, bieluteńką tabletkę, by następnie ją połknąć. Odkąd ukończyła cztery lata podawane jej były specjalne leki, które zażywać miała w chwili wycieńczenia organizmu. Prędko stymulowały ciało do normalnego funkcjonowania, jednak ich długoterminowe używanie niezwykle wyniszczało, dlatego też dziewka używała ich zasadniczo rzadko. Truchtem ruszyła do drzwi wyjściowych, mijając po drodze członków drużyny siatkarskiej oraz innych mieszkańców domu. Zatrzymała się dopiero przed wrotami.
Leciutko pacnęła swe policzki, poprawiła włosy i wygładziła brzegi spódnicy. Mentalnie założyła jeszcze maskę wyimaginowanych uczuć i powiedziała sobie, że ''będzie dobrze''. I tak przygotowana wyszła na zewnątrz. Skierowała swe kroki w stronę zbiorowiska. Po kilku sekundach można było usłyszeć liczne krzyki, prośby o małżeństwo, deklarowane zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, czy głosy zdesperowanych nastolatek proszących o zdjęcie. Z szerokim, entuzjastycznym uśmiechem podeszła do wszystkich.
- Niestety muszę was poprosić o opuszczenie terenu tej posiadłości- powiedziała przepraszającym tonem, podczas gdy na jej twarzy wyraźnie odznaczała się skrucha.- wyjątkowo jestem dziś w towarzystwie drużyny siatkarskiej, w której zostałam menadżerką, więc nie chciałabym sprawiać im kłopotów ani nic z tych rzeczy. Proszę uszanujcie to- Zacisnęła pięści na kroju spódnicy, zagryzła wargę, a wzrok skierowała na swą prawą stronę.
Po chwili zaczęła odpowiadać wymijająco na zadawane jej pytania i robić sobie zdjęcia z ludźmi, którzy o to poprosili. Nawet podpisała kilka odbitek, o co nigdy by siebie nie posądziła. Z lekkim rozczarowaniem musiała sobie przyznać, że dzisiejszego dnia nie będzie mogła udać się z chłopakami ani na trening, ani na bieganie w mieście. Wśród stada osób spędziła zdecydowanie za dużo osób, więc uciekła przy najbliższej okazji, by następnie zabunkrować się w swoim futonie. Na głowę przycisnęła poduszkę, omal się nie dusząc, a nogami zwaliła z siebie kołdrę i bawiła się nią przez najbliższe kilka minut.
Żałowała tego, że została modelką. I choć na ogół była to tylko głupi, dziecięcy smutek, tak teraz dogłębnie ubolewała nad tym. Nie chce być osobą rozpoznawalną, woli być jedynie niewyróżniającym się pachołkiem społeczeństwa, który swe osiągnięcia kategoryzuje w szkolnych przedmiotach oraz w grach. Na co jej uroda, skoro jest uznawana przez nią, jako osoba niskich obyczajów, co zdarza się często przy nowo poznanych osobach. Na co jej absolutna pamięć, skoro nie ma wielu rzeczy, które chciałaby zachować przy sobie na wieczność. Na co jej życie, skoro nie potrafi z niego słusznie korzystać i czerpać przyjemość?! Wszystkie te myśli efektem były zmęczenia oraz dojrzewaniem, które wbrew jej woli wtargnęło w jej codzienność.
I tak zasnęła. Przypadkiem, ale zasnęła. Choć nie chciała tego tak bardzo, to zapadła w tak głęboki sen, że nawet pianie koguta nad uchem by jej nie obudziło. I to tego snu obawiała się najbardziej. Ujawnienie jej elementów nie było zagrożeniem, gdy zapadała w krótką drzemkę, przez co nic się nie stało w autobusie, jednak dłuższy sen mógł nieść za sobą kompletną nieświadomość, za którą szły zwierzęce odłamki jej ciała.
Od zawsze walczyła samotnie. Co prawda, od czasu do czasu, zaszczycana była poradami swych rodziców, ale nie mogła otwarcie pytać się ich o rozwiązanie. Większość dni spędzała albo w swym pokoju, albo na wszelakich treningach czy zajęciach dodatkowych. Nie mogła się uśmiechać, płakać ani denerwować w swym domu, a na zewnątrz nakazane jej było udawanie swych rówieśników. I tak żyła przez całe swe dzieciństwo, hodowana do bycia dobrym reprezentantem rodzinnej firmy. Jednak nie mogła użalać się nad tym czasem, gdyż wbrew pozorom spędziła go, w jej przekonaniu, dobrze - zdobyła wiele nowych umiejętności, wiele się nauczyła oraz była z dala od całego społeczeństwa. Wiele osób kwestionowało miłość rodzinną, jaką zostawała obdarzona, ale mogła bez wyrzutów sumienia rzec, że teraz, gdy była już trochę starsza i zaczęła dorastać, dostrzegała tą dobroć. W okresie śmierci rodzicieli, zyskała niebywałą radość z układania oraz doglądania kwiatów. Wciąż nie okazywała wtedy otwarcie swych emocji, ale rośliny jej to okazywały. W końcu łatwiej jej było podarować komuś lawendę, na znak braku zaufania, niż powiedzieć to komuś prosto w twarz. Mimo wszystko nie chciała sprawiać komuś niepotrzebnej przykrości. Potem pojawiały się pierwsze myśli o zbędności swego życia, by przerodzić się prędko w najzwyklejsze próby samobójcze.
Chłopacy, po skończonym treningu oraz posiłku, który sobie podgrzali, wrócili do sypialni, by się przebrać i pójść od razu spać. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ktoś kopnął przypadkiem białowłosą menadżerkę, która, szczelnie owinięta kołdrą oraz nałożoną poduszką na twarz, wyglądała jak panienka z dobrego domu, która dość miała wszystkiego, więc zabunkrowała się w łóżku. W istocie to skojarzenie było trafne, lecz zarazem błędne ze względu na to, że jej obecna codzienność nawet jej się podobała, więc nie miała od czego uciec.
- Nasza księżniczka w końcu zasnęła- wymruczał pod nosem Tetsuro. I tak, po kilku uciszeniach Taketory, który, jak to często miał w zwyczaju, darł się wniebogłosy, chłopacy kolejno zajmowali łazienkę i rozmawiali między sobą o jutrzejszym meczu, drobnostkach i nieistotnych na obecną chwilę sprawach.
Nim ktokolwiek się zorientował światło w pokoju zgasło, a Kenmie zabrano konsole, więc grzecznie, nie chcąc podpaść kapitanowi, poszli spać. W tym też momencie pojedyncza, osamotniona łza spłynęła po policzku Kyoki, zostawiając na poduszce niewielką plamę. Dopiero przez sen, który zawierał streszczoną wersję jej życia, zdała sobie sprawę, że nie jest już sama, że ma dwójkę przyjaciół i drużynę siatkarską, która w razie potrzeby ją wesprze. Teraz pozostało jej tylko godne stanie u ich boku oraz podpieranie całej drużyny jako fundament, który od teraz starać się będzie o utrzymanie ich w rysach.
Razem z pozostałymi stanęła dumnie w rzędzie, a przed nią znalazła się czarnowłosa dziewczyna w okularach. Opuściła barki, powietrze z swego wnętrza skoncentrowała w klatce piersiowej, wypinając ją przy tym, rozprostowała do reszty kręgosłup, który w zwyczaju miała garbić, oraz posłała osobie naprzeciwko dumne, wyniesione spojrzenie, jakiego nauczyli ją rodzice. ''Zawsze wygrasz, więc zawsze sprawiaj takie wrażenie na przeciwniku. Niech zrozumie, że rywalizacja z rodem Kyoki kończy się porażką!'' - usłyszała to kilka razy z ust matki. ''Jesteś od nich inna i powinnaś to wreszcie zrozumieć!'' - to z kolei od ojca. Od jakiegoś czasu o tym wiedziała, od jakiegoś czasu zdawała sobie z tego sprawę, od jakiegoś czasu zrozumiała, co na celu miały metody wychowawcze jej rodzicieli; była maszyną, zwykłym narzędziem, do wygrywania wszystkiego, czego się podejmie. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz schlebiało, gdy mogła dostrzec twarze swych przeciwników obdarte z nadziei.
Uśmiechnęła się nieco sadystycznie, lecz z wdziękiem, nieco szalenie, lecz z widoczną poczytalnością, nieco nachalnie, lecz taktownie. Wydawało się, że jest mieszanką dwóch zupełnie różnych światów. Uniosła jeszcze kącik ust do góry, a oczy jej zmieniły barwę na dumną magentę.
Czas zacząć bitwę.
*W japońskich domach jest na ogół zimniej niż w Europejskich.
***
Jeeeeeej. Kto by się spodziewał rozdziału? Na wstępie dziękuję za wytknięcie błędów, jeśli ktoś chciał na to marnować swój czas. Jest to dla mnie bardzo pomocne, ponieważ nie chcę, by moi czytelnicy, o ile tacy jeszcze są, zniechęcili się przez nie (błędy).
Eh, dawno mnie tu nie było, a zaczęłam pisać jeszcze to ff z fairy tail, więc powinnam spędzać więcej czasu na pisaniu. Zostawię tą kwestię na kiedy indziej. Dziś nasza Hi-chan przeistacza się z stonogi (nie chodzi tu o Zbigniewa Stonogę) w przepiękną muchę, która de facto wkurzy za chwilę kogoś i zakończy swój żywot...
Pytanie na dziś: Czy jest coś szczególnego, co spodobało wam się w głównej postaci? Szczerze Hiniku Kyoki (wpierw imię, potem nazwisko, jakby ktoś się nie domyślił) kreowana była z jednej strony na moich ideałach, z drugiej na mnie, a z trzeciej na impulsach typu ''białowłose postacie zawsze są w anime jakieś wyjątkowe'' itp. Tak więc ciekawi mnie wasza opinia na temat naszej, troszeczkę okrutnej/bezdusznej, najukochańszej bohaterce.
Ciekawostka: Hi-chan ma tylko dwie, co najwyżej trzy, rzeczy, których się boi. Jednak jej największą fobią są ogromne, naturalne zbiorniki wodne (oceany, morza).
Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top