Wampir [1]

Junshirō uważał, że może się trochę martwić o młodszego brata, bo tak przecież powinno funkcjonować rodzeństwo. Żadna nowość, że jeden trochę dokucza drugiemu, ale nigdy nie jest to ani trochę powodem, by braterska troska wygasła. Różnej powagi zwady występują naturalnie, a gdy negatywne emocje odchodzą w niepamięć, ponownie wszystko wraca do normy. Chyba.

Rodzina Kobayashich, mimo wielkich chęci, nie zdołała jednak poprawnie wprowadzić w życie tak prostej zasady i Junshirō coraz częściej zdawał się to dostrzegać, zaglądając przez ramię do pokoju Ryōyū. Nagrody za pierwsze miejsca stały już nie tylko w specjalnej gablotce naprzeciwko łóżka, ale i z powodu braku miejsca zaczęły gnieździć się na biednym parapecie i w odmętach biblioteczki. Ostatnia statuetka z Oberstdorfu jeszcze nie znalazła dla siebie wygodnego kąta, lecz śmiało można było podejrzewać, że zostanie ona wepchnięta gdzieś pomiędzy widocznie celowo rozsunięte książki na drugiej półce od dołu. Ryōyū przecież wiedział, że wygra i nie byłoby to najmniejszym problemem, ale...

Właśnie, zawsze jest jakieś „ale"! Junshirō trzymał ich w zanadrzu wyjątkowo sporo.

Brat zdobywa pierwsze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata – „Ale co ze mną?"; postać orzełka któregoś dnia na pocieszenie trafia na biurko Junshirō – „Ale to nie moje!"; Ryōyū znowu wykorzystuje swe zdolności do zapisania się na kartach historii – „Ale tak nie wolno!" ... i tak dalej.

Aktualnie największe kłótnie wywoływał fakt notorycznego podjadania przez młodszego z Kobayashich między posiłkami. Niby nic. Warto jednak przypomnieć, że w przypadku Ryōyū skutki tych działań niewiele miały wspólnego z tym, co przyniosłoby urządzanie sobie przekąsek na przykład w gronie niemieckiej kadry. Ci drudzy najwyżej zaszkodziliby własnym skokom.

A Ryōyū był sprytny. Potrafił zachowywać się tak, żeby wyłącznie czerpać korzyści i nie wzbudzać przy tym podejrzeń wśród przyszłych ofiar. Wystarczyło małe co nieco, a wtedy nikt nie mógł mieć wątpliwości, kto stanie w danym konkursie najwyżej na podium...

Za każdym razem to samo. Słowa starszego Kobayashiego przestały znaczyć cokolwiek wraz z opanowaniem tej jednej niezawodnej techniki. Ktoś kończący stale w drugiej dziesiątce nie miał prawa przeszkodzić mistrzowi, więc Junshirō pozostało naciąganie materiału koszulki oraz doszukiwanie się resztek człowieczeństwa w niegdyś życzliwych oczach, kiedy tak bliska osoba czasem nawet bez uprzedzenia uznawała, że oto pora na prawdziwy obiad.

Jak gdyby rodzony brat też był wyłącznie zwykłym śmiertelnikiem. Kolejną przeszkodą.

(7.01.2020r.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top