Narcyz
Narcyz doskonale wiedział, co robi. Najlepiej ze wszystkich. Jego skoki swoim rozmachem przypominały największe dzieła światowej literatury, najważniejsze odkrycia medyczne, były piękne i natchnione niczym loty w kosmos. Zachwycali się nimi telewizyjni eksperci wszelkich narodowości. Ten styl, ta gracja, och, nie wspominając o telemarku...! Mówiono, że oto objawił się nam najlepszy skoczek sezonu, mimo że wziął się znikąd, zupełnie nagle, jak gdyby zstąpił z nieba.
Pozostali zawodnicy nie stanowili dla niego żadnej konkurencji – przyćmiewał ich przecież swą niesamowitością. Nie śmiał na nich choćby patrzeć, gdy z dumą wchodził na podium, gdy wręczano mu kolejne trofeum, złoto za złotem i żadne srebro czy tym bardziej brąz.
Wieczorami zamykał się w hotelowym pokoju, by oglądać powtórki ze swoich występów. Były absolutnie idealne. Każdy najdrobniejszy szczegół wydawał się pojedynczym diamentem starannie umieszczonym w królewskiej koronie. Wywoływały więc zachwyt nawet w samym Narcyzie. Należało je kochać i kochał je. Kochał je wręcz nad życie.
Któregoś dnia nadarzyła się okazja. Postanowił oddać skok, o którym będzie się mówiło przez lata. Udało mu się. Kiedy tak leciał, leciał, leciał poza rekord skoczni, kiedy nie lądował wciąż, ostatecznie jednak nie rozwinął skrzydeł i nie okazał się uwięzionym w ludzkim ciele aniołem, zaś jego ciało dało się poznać jako wyjątkowo człowiecze. Grawitacja zwyciężyła. Po upadku narty nie wypięły się, a świat w sekundę zamarł.
Narcyz już nigdy nie otworzył oczu.
Dedykuję to Halvorowi. Nie uważam go za tytułowego Narcyza, to wyolbrzymiona historia, lecz widzę, że pycha mu na dobre nie wychodzi. Chłopie, nie ryzykuj zdrowia dla kolejnego pucharu, który będzie się kurzył na półce w salonie, bo naprawdę nie warto
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top