List (1/3)

Dostawanie listów prywatnych od fanów zawsze jest miłe, zwłaszcza w dobie internetu i zwłaszcza jeśli standardowo nie otrzymuje się ich zbyt dużo. Przyjemnie w chwili wytchnienia móc chwycić zaadresowaną do siebie kopertę, bezkarnie rozerwać papier, po czym może potem czytać kilkakrotnie ręcznie napisaną treść w gorsze dni, aż serce roztapia się od życzliwych stwierdzeń. Przecież właśnie z tego powodu Kamil Stoch wozi ze sobą niektóre z nich na zawody, prawda?

Gdy po niedzielnym konkursie w Zakopanem zatrzymano Kubackiego nagle z czymś rzekomo nie będącym zwykłą prośbą o autograf, jego podstawowa wiedza na temat listów przedstawiała się właśnie tak. Każdy fanowski gest w postaci choćby zwykłego pisemka miał przyprawiać zaraz o lepszy humor, zaś zapoznawanie się z zawartością ozdobionych pięknymi słowami stron musiało być z góry uznane za dobrą zabawę. Czyż nie?

Powiedzmy.

Długo nie mijało się to z prawdą, dopóki tego wieczora zmęczony właściwie wszystkim, głównie zajęciem dopiero dwudziestego trzeciego miejsca, Dawid nie wrócił nareszcie do domu i nie postanowił jeszcze na dobranoc leniwie przeczytać tego, co ma mu do przekazania jeden z licznych kibiców. Rozsiadł się więc na pościelonym łóżku wygodnie, pamiętając o notce zamieszczonej na tyle zgiętej kartki, która została sklejona z dwóch stron niebieskimi kawałkami taniej taśmy.

„Ostrożnie!"

Koperty nie było. Z tego, czego łatwo się domyślić, list przyszedł z informacją do Związku i został otwarty wcześniej, ale nie odbierało mu to pewnej magii wydającej się Kubackiemu aktualnie wyjątkowo potrzebnej.

Kto by pomyślał, jak wiele może zdziałać coś tak niepozornego? Taki mały, zwykły...

– List? – Świeżo wykąpana Marta przeciągnęła się z ziewnięciem i opadła na łóżko obok małżonka.

– Dokładnie.

– Kochają cię – zamruczała, zanurzając się pod kołdrę. – Czytaj na głos.

– Jak sobie życzysz – zarechotał Dawid. Wyglądał na szczerze rozbawionego stanem żony, która utonęła już w pościeli, jakby zamierzała zasnąć za najpóźniej pół minuty. – Tylko zobacz.

– Hm? O, jaki ładny! Mamy tutaj artystę czy artystkę?

– Moment.

Marta obróciła ołówkowy portrecik w dłoniach i przeskanowała go krytycznym okiem, porównując z oryginałem. Jedno ucho trochę za szerokie, włosy jakieś niepoukładane...

– Jest ładniejszy od ciebie – zażartowała w oczekiwaniu na odpowiedź. – I jak? Coś tam wyczytał?

– To dziewczyna, Karolina.

– Miałeś na głos – upomniała, po czym zsunęła się na poduszkę i przylgnęła do męskiego łokcia.

– Czytam, czytam:

Drogi Dawidzie!
Mogłabym rozpocząć swój monolog na wiele sposobów, więc zacznę od tego, że mam nadzieję, że dołączony do koperty rysunek się podoba."

– Podoba – wtrąciła Marta.

– Widziałem go chyba raz na Instagramie, ale zapomniałem ci pokazać – dodał w ramach ciekawostki jej prywatny lektor.

Jako szara Karolina marzę jedynie o zapisaniu się jakkolwiek w pamięci swojego idola, stąd pomysł na kontakt za pomocą poczty. Poza tym tak istnieje znacznie większa szansa na to, że moja wiadomość trafi w pożądane ręce dokładnie tak, jak powinna. A do przekazania mam coś bardzo ważnego.

Przykro mi, że nie będzie to jeden z tych listów, które sprawiają wiele radości. Przykro mi, że musisz się wszystkiego dowiedzieć tak enigmatycznie i po prostu mi zaufać, jednak nie to ma znaczenie. Chodzi o Ciebie, nie o mnie. Głównie dlatego, że prawdopodobnie, kiedy to czytasz, ja..."

Dawid mówił coraz wolniej, aż w końcu przerwał, by ze zmarszczonym czołem wpatrywać się nierozumnie w kartkę.

– Co się dzieje? – zaniepokoiła się Marta.

– Wydaje mi się...

– Jak nie potrafisz rozczytać, to daj.

– Nie o to chodzi – odrzucił propozycję. – Ona pisze, że nie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top