Jakiś Kroch [chyba +18]
Najwyraźniej istnieje wiele uniwersów i w jednym z nich shipy takie jak Szlirendawid czy Kotfang doczekują się spełnienia. Niewykluczone, że to to, w którym Kubackiego ciągnie po skoku na lewo, a Koudelka nie otwiera ust podczas lotu. Kto wie? Tego nie uczą w szkołach, można więc tylko domniemywać.
Nam nie dane doświadczyć atmosfery zupełnie innego wymiaru. My mamy lubiących się skoczków narciarskich, ich koleżeńskie uśmiechy i sportowe emocje, właściwie nic poza tym, mimo licznych fanowskich opowiadań osadzonych w odmiennych realiach. Historii odkrywających rąbek tego fascynującego świata, czasem brzmiących przecież tak niedorzecznie! Skoczkowie uwięzieni w tajemniczej wieży, skoczkowie-detektywi, skoczkowie dobierający się między sobą w pary...! Och, jak łatwo stracić głowę...
Witajcie w krainie potwierdzonych teorii!
Tutaj życie toczy się odmiennym rytmem, a przykładowym zawodnikom, Kamilowi Stochowi oraz Stefanowi Kraftowi daleko do prostych, przyjacielskich gestów. Gdy rywale, Polak i Austriak, wyłącznie pomachają sobie na powitanie lub przybiją piątkę, tymczasem ich nieosiągalne odpowiedniki jak na złość kochają się namiętnie. Na złość... może na przekór homofobicznym fankom. Lecz żadne niezadowolone zdanie nie gra roli, bo miłość nie wybiera. Nie bacząc na krytykę, mężczyźni pozwalają sercom zatracić się w przepełnionym żarem uczuciu, porywają się na wzajemne podziwianie swoich oczu osnutych tysiącami ukrytych znaczeń i przebywanie w objęciach! Dyszący z pożądania, obaj wiedzą dokładnie, czego pragną. Jeden napiera ustami na ukochane ciało, drugi poddaje się rozkoszy, by odwzajemnić pocałunek. I razem stoją tak chwilę, błądząc spragnionymi dotyku dłońmi tam, gdzie żadna inna istota ludzka nie ma dostępu. Są tylko oni. Powoli wloką się na kanapę, kiedy ruchy nabierają tempa, ta skrzypi, przyćmiona nagle ciężarem splecionych partnerów. Już ubrania gubią właścicieli, już ciągną za sobą bieliznę...
– Halo! – zagadał raz Stoch do Krafta i to wydawało się dużo.
A zegarek odpiął się, po czym zsunął z nadgarstka. Nie będzie potrzebny. Słychać jedynie krótki chichot leżącego Austriaka, bo nikt nie zamierza liczyć czasu. W takich momentach warto popaść w nieskończoność.
Uwolniona ręka niemal samoistnie szarpie za rozczochrane włosy dla przyciągnięcia bliżej błękitnego spojrzenia. Kolejne muśnięcia warg lądują jednak na piersi, a pracę ust przejmują niezaspokojone palce. Pieszczony wypręża się z cichym jękiem, czując początek nowej, pięknej przygody. Zaś zwiedziona głosem natury cudowność rozlewa się wokół. To znak. Nauczony reakcji ukochanego Kamil przyjmuje zaproszenie do płomiennego tańca. Nie odrywając wzroku od jego twarzy, przystępuje do działania oraz nasłuchuje. Muzyka gra, a jej dźwięki rozchodzą się stale pojedynczymi stęknięciami, by przerodzić się w subtelne wyznanie miłości. W obopólnym zachwycie języki łączą się, potrafiąc wyrazić w ten sposób więcej niż wszystkie najwspanialsze słowa, dłonie zaciskają się wtedy, postanawiając pozostać jednością i nie puszczać nigdy. Błogość trwa, człowiek z człowiekiem związany podwójną nicią intymności... Zwykłe przybijanie sobie piątek mknie w zapomnienie, a jakikolwiek równoległy Wszechświat jak odbity w krzywym zwierciadle zdaje się wyjątkowo komiczny.
Potem taniec uspokaja się chwilowo. Spojrzenia odszukują się zaraz, krzywią w zadumie. Czyjaś ręka opada na policzek i gładzi go delikatnie. Ostatecznie odzywa się westchnienie zmęczenia, wraz za nim łagodny uśmiech, którego zadaniem jest przekształcić się w dziubek i na dokładkę cmoknąć w nos.
Milczenie ustępuje głośnej radości.
Bo gdzieś daleko nie skończyło się na złapaniu za kolano po konkursie w Zakopanem.
Gdzieś daleko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top