Bliskoznaczność ze słownikiem
– „O wielki i niesamowity, znów niby orzeł po niebie płynący gwiazdy pozdrawiasz jednym tchnieniem! O wielki..." Nie, raczej: „Wspaniały lotniku, kolekcjonerze ludzkich uśmiechów, które..." Trochę lepiej! Albo jeszcze inaczej. Ekhem. „Wspaniały, coś tam-coś tam, ludzkich uśmiechów lśnieniami... blaskami fleszy znaczonymi na szkle! Uracz mnie uniżoną swoim... swoimi..." E, nie.
Zawstydzona Krzemiona skrzyżowała ręce i opadła na fotel, mimo faktu, że dopiero specjalnie wstała dla przećwiczenia ważnej przemowy. Przecież już skakał przedostatni z braci Prevców, a ona od pół godziny nie miała gotowej najważniejszej części! Poza tym nadal przez gardło nie przechodziła jej końcówka.
No i po co się starać? Sama w domu siedzi, to nikt nie usłyszy.
Chociaż chęci ulatniały się z dziewczyny coraz bardziej z każdą minutą niespokojnego trwania w oczekiwaniu, uparcie zapisała w zeszycie za pomocą licznych skreśleń najnowszą aktualizację całego tekstu, który zajmował aktualnie prawie dwie strony, zmieniając przy tym w ostatniej chwili „płynący" na „sunący". Orły nie pływają.
Co zostało...?
Właściwie ten cały „sunący" wygodniej wsadzić przed orła. Wszystko brzmiało nareszcie wystarczająco patetycznie i przesada mogła tylko zaszkodzić.
Jednak wciąż jakaś drobnostka gryzła się z wyobrażeniem autorki. Nie za dużo tam banalnych synonimów słowa „niesamowity"? Fakt, były w zupełności uzasadnione, lecz wyglądały w tej ilości nieco jak zbędne powtórzenia.
A co na to słownik wyrazów bliskoznacznych? Zawsze niezastąpiony najlepiej wiedział, gdzie wypada wprowadzić zmianę, więc należy do niego zajrzeć choćby nawet setny raz... Och, „rewelacyjny" prezentuje się tak pięknie, jak Krzemiona miała czelność przedtem go nie użyć...?
– Rewelacyjny... – rozmarzyło się głośno i nie był to żeński głos.
Krzemiona wciągnęła ze świstem gigantyczne pokłady świeżego powietrza, wybałuszając oczy. Oraz na wszelki wypadek zamykając gwałtownie trzymany na kolanach notatnik.
Przeczytane słowo, zakryte wcześniej opuszkiem palca na papierze, wydudniło jej obco w głowie.
– Kto mówi? – odezwała się ostrożnie, gdy akurat z belki wystartował Johansson. Może w takich sytuacjach jak ta nie powinno się tego robić, lecz dziewczyna nie potrafiła zwyczajnie przestać śledzić ekranu telewizora. Grunt to czujność! Po Norwegu pozostawało jedynie jedenastu zawodników do Tego Skoku...
– Pff, a nie widzisz? – Obrażony Słownik aż podskoczył na stole, a zaraz po nim Krzemiona. – Kochana, to ja.
Najwyraźniej logiczne rozwiązanie pt. „Przesłyszało Mi Się" zawiodło.
– Ładnie się urządziłaś – stwierdził niewzruszony. – Nieodwzajemniona miłość? Coś o tym wiem.
– Przestań! – pisnęła przez zaciśnięte gardło. – Niczego nie rozumiesz, nie oceniaj! I nie każ mi rozmawiać z książką, bo sam się pogrążasz!
– Cóż za agresja... Myślałem, że jednak mam jakieś szanse...
– SZANSE? Co mają znaczyć szanse w przypadku słownika?!
– Tworzysz swoje dzieło już całkiem długo – westchnął Słownik. – Dostatecznie, by zauroczyć się w jego adresacie.
– Dawid jest mój, zostaw go! – niemal wrzasnęła, po sekundzie orientując się, jak musiało to wyglądać z boku. Czyli co najmniej idiotycznie. – Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji, przegapiłam skok Piotrka – dodała ku zrozumieniu spokojniej.
– Mówisz, że Dawid – zadumał się na nowo.
– No błagam...
– Wbrew pozorom nie zamierzam stanowić dla ciebie konkurencji. Pierwsza i na razie jedyna w tym domu okazałaś mi ludzkie uczucia. Wypełnia mnie nieopisana wdzięczność i to wymaga nagrody.
– Niby jakiej? – spytała, patrząc na Słownik tak krzywo, jak dotychczas nie zdarzyło jej się patrzeć na cokolwiek (lub kogokolwiek) innego.
– A nie wiem, wymyśl coś trafnego – odparł ten nagle półgębkiem.
– Co, autograf Dawida mi wyczarujesz? Czary-mary, jak złota rybka czy jakoś tak...?
– Daj spokój, nie jestem złotą rybką. Dżinem też nie, dla jasności.
– Więc?
– No co?
– Będziesz tak sobie leżał bez ruchu, czekając aż wymyślę coś spełnialnego dla osobnika z rodu Słowników? Niczego poza autografem do szczęścia nie potrzebuję.
– Czyżby?
– Może mi zaproponujesz dobre życzenie, skoro ci to moje nie odpowiada?
– Wiesz... Mam takie jedno, możliwe, że ci się spodoba.
– Słucham.
Gdyby Słownik posiadał usta, uśmiechnąłby się w tamtym momencie szeroko.
– Trójkącik.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top