Lotny Sabat [4]

Gdy się wyda, czemu Ryōyū tak daleko ciągle skakał,

Wzejdzie jasne zarządzenie – tu potrzebny Lotny Sabat!

Stanie wielki stół na sali w składzie międzynarodowym,

Noc zapadnie, jakiś Niemiec warknie tonem napuszonym:

Scheiße, mówcie, zgromadzeni, który wciąż nadstawiał żyłę

I dlaczego nikt nie wiedział, że Japończyk jest wampirem?!"

Będą milczeć Norwegowie, a nie lepsi też Austriacy,

Tylko się odezwie Grappa hukiem korka niby racy.

„Każdy z nas jest tu ofiarą, więc nie warto wzniecać spory" –

Rzuci zwięźle Kuba Wolny. Markusowi brak pokory...

„Już ty nie broń swój swojego, kiedy pragnę się zezłościć!"

„Nie widziałeś? Także siedzę w zadumaniu, nie w radości."

Uspokoić zechce skoczków Czech Koudelka zatroskany:

„Ach, wam wszystkim w tym pokoju cały czas brakuje wiary!

By polecieć, trzeba bowiem odpowiednio się oblizać!

Wnet takiemu pewniakowi... Hyp! Peterze? Nalej wina..."

Nagle oczy wbiją świdry jak magnesem pobudzone

W puste miejsce polskiej loży bez opieki zostawione.

„Dawid" – mruknął Andre Tande z jawnym niezadowoleniem

I już usta koleżeńskie wiodą nowe podejrzenie.

A ten przyjdzie, choć spóźniony, uczestniczyć w posiedzeniu,

Wtedy głosy jednoznacznie zwrócą się przeciwko niemu.

„Tyleś wygrał bez alertu, że to nie do pomyślenia,

Więc odpowiesz zgodnie z prawdą, porzuć usprawiedliwienia!"

– To wykrzyczy Eisenbichler, gdy pojawi się pytanie:

„Czy Kubacki jest wampirem?" Niedorzeczne powitanie...

Po leciutkim roześmianiu, łatwo się spodziewać przecież,

W oczach szczerych szczere słowa; dwa jedyne, krótkie „nie jest".

„Do zwycięstwa ja nie muszę żywić się krwią, cudzym szczęściem.

Starczy mi, co tradycyjne: praca i waleczne serce."

Tak zakończy się ten Sabat – cisza wtem wypełni salę.

Może Ryōyū w swych sukcesach też wampirem nie był wcale...?


(12.01.2020r.)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top