9. [望む]
15 października, środa
Wczoraj cały dzień przysypiałem. I na lekcjach, i na treningu... Mam nauczkę, tak, moja wina. Ale przynajmniej Noya też, więc nie byłem w tym sam. To musiało dość komicznie wyglądać, kiedy usiadłem odpocząć i napić się wody pod ścianą, obok mnie usiadł nasz libero i dosłownie po kilku minutach oboje spaliśmy, opierając o siebie głowy. Skąd to wiem? Bo dosłownie WSZYSCY zrobili nam w tamtym momencie zdjęcie, którym pewnie będą szantażować nas przez dobre kilka tygodni.
Muszę jednak przyznać, że sama fotka wyszła naprawdę przeuroczo. Od razu ustawiłem ją sobie jako tapetę na laptopie i zdjęcie kontaktu do Nishinoyi.
Ostatnio bardzo mało pisałem o mojej chorobie... Otóż dlatego, że od kilku dni czuję się bardzo dobrze. Swobodnie oddycham, nie wymiotuję płatkami, a incydent z krwawieniem przeszedł bez echa. W zasadzie nikt się o tym nie dowiedział. Zaczynam mieć nadzieję, że zdrowieję, bo Noya się we mnie zakochuje...! Oczywiście, nie chcę krakać. Jak to się mówi? Odpukać w niemalowane? Bardzo chciałbym, aby tak było, ale wiadomo, lepiej nie zapeszać.
Nasze stosunki od jego urodzin zdecydowanie się polepszyły. Coraz więcej czasu spędzamy na wspólnych rozmowach, razem chichoczemy, plotkujemy o siatkówce... Śmiem twierdzić, że nawet Tanaka zszedł na dalszy plan. Może i byłoby mi go żal, gdyby nie to, że dzięki temu to ja jestem teraz przyjacielem numer jeden. Szkoda tylko, że nie chodzimy do jednej klasy, to bardzo ułatwiłoby naszą przyjaźń.
No właśnie, do jednej klasy...
Już za rok będę musiał wyjechać na studia... Choć wcale tego nie chcę. Tu nawet nie chodzi o to, że będę miał więcej nauki, musiał zamieszkam sam (zapewne z dala od rodziny), stracę przyjaciół i drużynę, a o to, że... Oddalę się od Nishinoyi i oboje nie będziemy mogli poradzić na to zupełnie nic. Nawet jeśli wybralibyśmy ten sam uniwersytet lub chociaż wynajęli to samo mieszkanie, musiałbym czekać na niego BITY ROK w samotności. Ja ledwo wytrzymuję dwa tygodnie ferii bez jego słodkiego uśmiechu, a co dopiero miesiąc czy rok...
No niby mógłbym go odwiedzać (a on mnie), ale to nie to samo. Skąd miałbym mieć w ogóle pewność, że zgodziłby się na takie odwiedziny? Może w międzyczasie zszedłby się z Kiyoko, zostaliby parą, albo jeszcze gorzej... Zakochałby się w innym facecie... Lepszym, przystojniejszym, bardziej wysportowanym, ciekawszym ode mnie...
Niedobrze mi. Nie powinienem o tym myśleć.
Asahi, ochłoń. Stop.
Myśl pozytywnie. Nie pozwól chorobie cię zdominować. Jesteś silny. Jestem silny.
To, co wyżej napisałem to na pewno irracjonalne głupstwa. Na pewno za jakiś miesiąc się zejdziemy i zostaniemy parą. My. Ja i on. W końcu już teraz trzymamy się bardzo blisko. Będziemy burzyć jeszcze więcej dzielących nas murów i przekraczać granice. Tak, na pewno! Za miesiąc na pewno zostaniemy parą! Albo... Albo znów zacznę się ciąć! No dobra, przesadzam. Nie zacznę. Obiecałem sobie, że już tego nie zrobię. To totalna głupota. Muszę być silny. Dla siebie i dla niego.
Studia też jakoś przetrwam. Jeszcze cała trzecia klasa przede mną. Postaram się wykorzystać ten czas w całości najlepiej, jak potrafię. Zarówno na naukę, jak i na rozwijanie relacji z moim obiektem westchnień (ach, jak to poetycko brzmi... obiekt westchnień...). Myślę, że na pewno nam się uda. Jestem przekonany, że wkrótce będzie się nam żyło jak w bajce, a po hanahaki nie zostanie nawet ślad. Tak, to zdecydowanie optymistyczny i realistyczny scenariusz.
Na pewno się spełni.
Asahi
Niemożliwe, że wierzyłem kiedyś w takie głupoty... To żałosne, jaki byłem wtedy żałosny. Pełny optymizmu... Aż mi siebie żal.
Jesteś idiotą, Asahi Azumane.
Totalnym idiotą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top