3. [親]

 3 października, piątek

Nienawidzę moich rodziców.

Dzisiaj znów złapali mnie w krzyżowy ogień pytań. Cały czas próbują wymusić, bym powiedział im, w kim się zakochałem. Tak, jakby to mogło coś zmienić. Przecież nie pójdą do rodziców Nishinoyi i nie zmuszą go do pokochania mnie! A zaczęło się od tego, że przy kolacji wspomniałem, że potrzebuję podwózki do psychologa...

– Mamo, tato, jest taka sprawa... – zacząłem. – Jutro mam wizytę u psychologa w związku z moją chorobą. Sprawdziłem rozkłady metra i autobusów, ale nie mam nic dogodnego. Czy któreś z was dałoby radę mnie powieść?

– Myślę, że tak – powiedział tata. – Na którą godzinę?

– Osiemnasta trzydzieści.

– Zgoda, bez problemu. Przy okazji zrobię zakupy. A słuchaj synku... Myślałeś nad tym, co mówił ci pan doktor?

– Konkretniej o czym?

– O operacji usunięcia kwiatów z płuc – wtrąciła się mama. – Przed tobą całe życie, naprawdę jest sens marnować je dla niespełnionej miłości?

– Tak, jest – odburknąłem, zupełnie tracąc apetyt do jedzenia.

– Aż taka jest wyjątkowa? – spytał tata.

– Absolutnie tak – syknąłem.

Choć robiłem to z bólem serca, musiałem ciągle ich okłamywać, że chodzi o dziewczynę. Gdyby wydało się, że obiektem mego cierpienia jest chłopak, mógłbym nie otrzymać od nich ani krzty pomocy. W końcu to oni płacą za wszystkie moje wizyty u lekarza. Zresztą, jak to brzmi? Wielki Asahi Azumane, beznadziejnie zakochany w chłopcu, przez którego wymiotuje płatkami kwiatów i nie może oddychać, a także najprawdopodobniej umrze. To nie jest ani odrobinę romantyczne, a obrzydliwe (dla większości ludzi, bo na pewno nie dla mnie). Za to umrzeć dla kobiety, ach. Ileż to książek napisano na ten temat...

– Jest z twojej klasy? – spytała mama, świdrując mnie wzrokiem.

– Nie.

– Może to ta ładna menadżerka z waszego zespołu?

– Nie!

– Ktoś z innej szkoły?

– Nie!!!

W tamtym momencie wstałem gwałtownie od stołu. Poczułem, jak do moich ust napływa nowa fala płatków, a do oczu łzy. Zachwiałem się. Nie zdążyłem uciec do łazienki, dlatego cała zawartość mojego żołądka i płuc wylądowała na podłodze w kuchni. Upadłem na kolana. Nie mogłem złapać oddechu, jak przez mgłę widziałem czerwono-różowe kształty zmieszane z jedzeniem, wylatujące z mojej buzi. Całe moje ciało drżało.

Potem wszystko działo się błyskawicznie. Matka ruszyła z mopem, ojciec złapał mnie za ramiona i posadził na krześle. Otarłem łzy, jednak dalej nic nie widziałem, a także ledwo łapałem powietrze. Dopiero po kilku minutach odzyskałem oddech i wzrok. Spojrzałem przepraszająco w stronę mamy.

– Widzicie, do czego prowadzą wasze pytania? – powiedziałem cicho z wyrzutem.

– Gdybyś nam powiedział, o kogo chodzi, przestalibyśmy je zadawać – burknął tata.

– Jakby to miało cokolwiek zmienić...

Przez chwilę musiałem wysłuchiwać ich lamentów, że właśnie zmieniłoby, że przecież mogę im wszystko mówić, oraz że nie chcą mnie stracić. Kompletne nie rozumieją, że to wcale nie polepszy mojego stanu, a wręcz go pogarsza! Oni są rodzicami, więc to oni wiedzą najlepiej...

A potem zadzwonił Nishinoya. Zaprosił mnie na swoje urodziny, które mają się odbyć za tydzień. Powiedział, że w tym roku nie chce dużego przyjęcia, tylko zaprosi kilka osób i, cytując go: ''upijemy się jak dzikie świnie piwem bezalkoholowym, udając, że mamy już te dwadzieścia kilka lat, a życie jest piękne''.

Bez najmniejszego wahania potwierdziłem, że przyjdę. Moje serce znów zabiło radośnie, łudząc się, że może nikogo innego nie będzie i zostaniemy sam na sam tylko we dwójkę. To by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, lecz właściwie, czemu nie? Nigdy nie wiadomo. W końcu jestem jego najlepszym przyjacielem...

I właśnie to boli mnie czasem najbardziej. Że jestem tylko najlepszym przyjacielem, a nie kimś więcej...

Asahi

Ps. Dalej jestem zły na moich rodziców, ale już troszkę mniej. Pan doktor miał rację. Pisanie o swoich problemach zdecydowanie pomaga w stabilizacji uczuć i emocji. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top