Rozdział 9 „Koszmar, któremu na imię truskawka"

(Vanillé)

   Przez parę kolejnych dni naprawdę zaczęłam odczuwać dyskomfort. Lubiłam zajęcia sportowe, mogłam się wyciszyć i nie wymagało to ode mnie zbyt dużego zaangażowania, jak i pracy mojego mózgu, ale tutejszy wuefista miał chyba groszek zamiast narządu odpowiadającego za myślenie. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie zrezygnować z zajęć, a wszystko przez jakiegoś śmiesznego gościa,, który codziennie chodzi w tym samym zestawie dresowym. Ale nie o to chodziło. Chociaż nie należę do osób, które zwracają uwagę na wygląd, jednak ten człowiek jest specyficzny i sprawia wrażenie, jakby chciał, aby inni go unikali. Tak, jakby jego celem było odbieranie i przyjmowanie na siebie kpin przez swoje zachowanie.

   Pomimo, że minęła lekcja matematyki, to pozostawały jeszcze 2 ostatnie godziny: zajęcia wychowania fizycznego. Mój dobry humor od razu wyparował. Nawet jeżeli tym razem cudem dostałam pozytywną ocenę, bo za mało się uczyłam, to perspektywa spędzenia 90 minut na murawie szkolnego boiska niezbyt mi się uśmiechała. Ponieważ zaczęło mi się kręcić w głowie tuż przed rozpoczęciem lekcji nie sądziłam, żebym w takim stanie mogła wykonywać jakiekolwiek ćwiczenia. Poszłam do gabinetu pielęgniarki, ale na moje nieszczęście, drzwi były zamknięte, a kartka przyczepiona do drzwi zawierała informację, że pielęgniarka będzie dopiero za półtora godziny. Nie miałam innego wyjścia, tylko czekać na nią na korytarzu, bo kluczy do pokoju dalej nie miałam i mieć chyba nie będę. Zresztą o tym teraz nie muszę myśleć. Nigdzie w pobliżu nie ma Emily, więc jest w porządku.

* * *

(Aelita)

    Bieganie 10-ciu okrążeń, które miało miejsce 3 dni temu pozostawiło niemiłą pamiątkę, nie byłam w stanie dziś pobiec więcej niż 2 razy, a Jim uznał, że zmyślam. Mogłam pomyśleć wcześniej, by załatwić sobie zwolnienie. W przerwie przed ostatnią godziną wuefu poszłam do szkolnej pielęgniarki. Jeremy i Ulrich zostali, żeby nie wzbudzać podejrzeń u Jima, co swoją drogą było dziwne, bo on tym bardziej będzie coś podejrzewał. Niby od kiedy nie można było udać się do szkolnej pielęgniarki?

    W przypadku Odda, który poszedł ze mną, stwierdzić można, iż wizytę u pielęgniarki traktował jako wymówkę; z pewnego powodu unikał Emily, choć wcześniej sam próbował się do niej zbliżyć, a przecież to dzięki jej notatkom za ostatni test z sinusów i cosinusów dostał 4+! Ja bym się cieszyła, jemu ta czwórka była potrzebna jak tlen do oddychania, ale z pewnych powodów Odd starał się nie wpadać na Emily.

-Oo~ Aelita, zobacz, spójrz! Świnko-kot~- zawołał radosnym głosikiem takiego naiwnego 10-latka.

Zachowanie Odda było nieodpowiednie oraz niekulturalne. Ja rozumiem, że ekscytuje się na widok każdej dziewczyny, ale z nową w naszej klasie przeginał. Jak on mógł tak ją traktować?

-Odd!- zwróciłam mu uwagę, ale nie chciał słuchać, a z drugiej strony Vanillé sama jest sobie winna: nie powinna zasypiać przed drzwiami pielęgniarki.

Przez chwilę nie zwracałam uwagi na wyczyny Odda, zastanawiając się, co mogłabym powiedzieć pielęgniarce, ale gdy zobaczyłam, co zrobił, to natychmiast wyrwałam my piórko z dłoni. Skąd on je w ogóle miał?!

   Zaczęłam rozglądać się, bo to niemożliwe, żeby w szkole znajdowały się zwierzęta, a tymczasem usłyszałam mruczenie. Był pies Odda, ale psy szczekają, poza tym Kiwi był głośny, ale to był sekret, bo nikt o tym nie wiedział, że w budynku przetrzymywany jest czworonóg. Ale przecież ewidentnie słyszałam dźwięk, jaki koty z siebie wydają, gdy na przykład kichają, chyba że to Odd się wydurnia...

-Dzień dobry. Jak się spało?- zagadał do dziewczyny Odd, bo akurat się obudziła, nie dając jej nawet szansy na to, aż całkowicie odzyska zmysły.

Dopiero teraz zauważyłam karteczkę przyczepioną do drzwi... Cudownie! Akurat dziś musi być spóźniona?!

-Przepraszam... to ty kichnęłaś?- zapytał Odd.

-Odd, jesteś normalny?- zwróciłam mu uwagę, gdy podetknął obcej chusteczkę pod sam czubek nosa.

-Cii~ Przeszkadzasz.- odpowiedziała mi i pogroził palcem. Westchnęłam i odeszłam od tego głupiutkiego wariata. Do rozpoczęcia drugiej godziny zajęć wychowania fizycznego została minuta. Wybierając między sadystycznymi zagrywkami Jima a bycie świadkiem, jak Odd próbuje tych swoich tanich sztuczek, aby poderwać nieznajomą, wolałam już zostać dla świętego spokoju. Wolałam to, niż wysłuchiwanie bzdurnych kazań Jima. Z tą tylko różnicą, że odeszłam na koniec korytarza, bo przecież nie musiałam słuchać, jak pastwi się nad kolejną, biedną dziewczyną. Że był przyjacielem, to go nie tępiłam, bo i też nie było nad nim żadnej władzy, Odd robił to, co chciał, ale ktoś lub coś na pewno się znajdzie, kto lub co go nie nieco przywróci do porządku. No bo jak tak można traktować jakąś przypadkową osobę jak domowe zwierzątko? Jak nie szkoła, to życie pokaże Oddowi.

* * *

(Vanillé)

    Miałam tak, że gdy byłam przeziębiona i ogólnie osłabiona, to zasypiałam o dziwnych porach dnia. Od kiedy trafiłam do szkoły Kadic, ta nieprzyjemna dolegliwość nie tylko wróciła, ale silnie się nasiliła. Od naparu z truskawek, który pielęgniarka przyszykowała myślałam, że wykituję. Truskawki powinny być zakazane.

Pielęgniarka wygoniła mnie po godzinie, choć dalej było mi źle, jednak ona stwierdziła, że skoro nie mam gorączki, to mogę wrócić na zajęcia. No to pięknie, będę musiała się tłumaczyć, dlaczego mnie nie było na w-fie.

W szatni spędziłam jeszcze ponad 2 godziny, bo „ktoś miły i życzliwy" postanowił schować moją torbę z rzeczami, a książki i zeszyty znalazłam w kantorku wuefisty, przez co oberwało mi się. Ponieważ nie pojawiłam się na zajęciach, a potem wlazłam do jego pokoju bez pozwolenia, a że nie chciał dać wiary, że zrobiłam to tylko po to, by znaleźć to, co do mnie należało, zarobiłam mega szlaban. Nie wiedziałam, jak się przed nim usprawiedliwić tak, żeby do niego dotarło, więc mimo iż bardzo nie chciałam, to musiałam zostać dodatkowo aż 4 godziny dłużej, umyć podłogę i poukładać maty oraz inne przyrządy gimnastyczne w schowku. Jedyna przyjemność była w tym taka, że płyn do podłóg miał zapach cytryny, którą uwielbiałam szamać i czyszczenie powierzchni podłogi mopem umoczonym wodą ze środkiem czystości o ulubionym zapachu, jak i smaku, sprawiało mi wielką radość. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ moje nozdrza zaatakował silnie mocny odór truskawek. Miałam trudności z oddychaniem, ale dzielnie powstrzymywałam się od mdłości. Chrupki kukurydziane o smaku truskawkowym? Ktoś miał ograniczoną wyobraźnię.

    Okazało się, że ten zapach dobywa się zza szpary w drzwiach, za którymi mieściła się siedziba głównego „Mistrza Naczelnego ds. terroryzowania uczniów".

Gdy uporałam się z posadzką, przystąpiłam do porządkowania mat- ktoś je wymieszał z piłkami lekarskimi oraz piłkami do siatkówki. Kije do hokeja były wymieszane z kijkami do nordic walkingu.

Gdy już ukończyłam zadanie, wzięłam torbę i poszłam do drzwi wyjściowych. Na dworze było chłodno, a przede wszystkim ciemno. Byłam wykończona, a czekała mnie jeszcze ciężka przeprawa z Emily.

Usłyszałam czyjeś kroki, więc szybko schowałam się za najbliższe drzewo.

    Mężczyzna musiał być mocno roztrzepany i zakręcony, skoro przyszedł zamknąć drzwi dopiero teraz. Pod pachą trzymał butelkę oryginalnej Coca-Coli. Rano przychodziła komisja z zewnątrz, a on naturalnie nie chciał mieć problemów. Dobrze, że udało mi się wyjść, bo tak, to bym siedziała zamknięta do rana. No ale to nie on będzie musiał się tłumaczyć z mojego późnego łażenia po dworze i korytarzu, dlatego gdy tylko znikł z pola widzenia, ruszyłam do budynku szkoły.

* * *

(Aelita)

    Niedługo miał być robiony conocny obchód- standardowa procedura, by sprawdzić, czy wszyscy uczniowie przestrzegają regulaminu i równo do 22 są w swoich pokojach. 40 minut wcześniej Odd poszedł oddać notatki dla Emily, Jeremy i Ulrich założyli się o 20 euro, że Oddowi się uda, ja nie byłam taką optymistką. Jeżeli chciał być przyłapany, to jego marzenie mogło się wkrótce spełnić. Wyszłam tuż po nim, bo chciałam sobie jeszcze nałożyć odżywkę do włosów, a że w pokoju nie było lustra, tak więc udałam się do łazienki. Nie wątpiłam, że wrócę na czas do swojego pokoju zanim Jim dojdzie na piętro dziewczyn i sprawdzi, czy mu wszystko pasuje. Oczywiście wiedziałam, że mi się uda, bo wcześniej Jeremy powiedział, że Jim zapomniał zamknąć sali gimnastycznej, bo Odd łaskawie przypomniał mu na korytarzu, jak go spotkał, o jutrzejszej komisji- wszystko po to, by kupił sobie odrobinę więcej czasu, aby załatwić to, co miał do załatwienia u Emily. Nie wierzyłam jednak, że wróci na czas do swojego pokoju, musiałby się stać jakiś cud.

* * *

(Ulrich)

   Do „ostatniego dzwonka" myślałem, a raczej liczyłem (naiwnie) na to, że Odd ogarnie się jakoś ze sobą, ale skoro obiecana chwilka zmieniła się w 42 minuty, musiałem zadbać o siebie, nieważne, że był moim przyjacielem. Zrobiłem już dla niego tyle, ile mogłem. Po raz ostatni wyjrzałem za drzwi, przechadzałem się korytarzem, nie zauważając nic podejrzanego, ale Odda nie było. Na krótko przed przybyciem „Naczelnego..." przykryłem się cienką kołdrą i udawałem, że już śpię.

-Stern i Della Robbia... okej, są.- Jim zaświecił latarką i światło padło na szparę w półce pod łóżkiem Odda, gdzie nielegalnie przebywał Kiwi. Jak to „Odd", czy Jim nie widzi? Znając go nie przepuściłby okazji, by przyłapać go na nocnym spacerze.

-Cicho, Kiwi, bo Jim cię usłyszy.- uspokoiłem tego wrednego kundla, bo zaczął tłuc ogonem o mebel od wewnątrz domagając się, by go wypuścić. Pragnąłem się wyspać, więc tylko trochę bardziej uchyliłem półkę.

    Zacząłem poranek obudzony budzikiem o godzinie równo 6 rano. Zauważyłem, że kołdra Odda jest ułożona na środka, a zza niedużej przerwy pod kołdrą wystaje biała skarpetka w kaczuszki. Byłoby miło, gdyby choć raz przywiózł ze sobą porządne ubrania, a nie takie, których nie dopuszcza szkolny regulamin.

-Wstawaj, śpiochu.- potrząsnąłem trochę kołdrą. Usłyszałem chrapliwe mruczenie, dziwnie niepodobne do dźwięku, jaki z rana wydaje zmęczony, zaspany Odd, ale ja wiem, co on tam robił u Emily?- Idę do łazienki sam.- ostrzegłem go, ale nie otrzymałem żadnej reakcji „tak" lub „nie", co jednak aż tak bardzo mnie nie zdziwiło.

    10 minut później wróciłem do pokoju. Z plecaka wyjąłem truskawkowego batona, albo raczej wafelka, Knoppers oraz małą puszkę gazowanej oranżady.

-Hej, pobudka~ Przełożyli nam angielski na 9:15, więc może zechcesz coś słodkiego? Wczoraj mówiłeś, że z chęcią zjesz- ze strony Odda w dalszym ciągu nie było żadnej reakcji. Był chory? Przecież sam mnie ostatnio prosił, bym przywiózł mu coś dobrego, gdy pojechałem do siebie na ferie na świąteczny jarmark, a teraz zero zainteresowania?

Odpakowałem z papierka wafelek, a Odd jeszcze chwilę szamotał się pod kołdrą, a potem było już słychać tylko wielkie „łup!", bo spadł na podłogę. Trochę to było jednak dziwne, szczególnie dziwne wydały mi się odgłosy drapania- cały Odd. Który to już raz w tygodniu się nie mył?

-Nie wygłupiaj się, Odd. Zaczekaj, Kiwi chce do ciebie.- zauważyłem, że pies wyszedł i próbował wleźć pod kołdrę, więc pomogłem.

-Mówię, że nie chcę się z tobą bawić. Nie wiem, gdzie twój właściciel- zamrugałem. To wcale nie brzmiało jak głos Odda!

    Moje obawy się spełniły: zza kołdry nie wyszedł Odd, lecz ktoś inny, kogo nie tylko pomylił wieczorem Jim, ale również i ja dziś rano. Spojrzałem na datę przydatności napoju- wciąż pozostawał rok. Co było grane? Skąd się tu nagle wziął świnko-kot?

Dziewczyna była cała wysypana czerwonymi kropkami...

-Eee... Co ty tu robisz?- zapytałem, ale to małe, cudaczne coś zaczęło biegać po pokoju, a Kiwi za nią. Na koniec wlazła na parapet.- On nie gryzie.- powiedziałem zdziwiony jej reakcją, ale uciszyłem Kiwiego i z trudem wpakowałem go do półki, bo się do niej łasił. –Nie zejdziesz?- spytałem oferując jej rękę, na co ona wtuliła się w ścianę przy oknie.- Nie to nie- wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku. Nie umknęło mi dziwaczne zachowanie świnko-kota, dziewczyna nie dość, że znalazła się tu przez pomyłkę, to zdawała się bać Kiwiego, miała na coś uczulenie, ale to pierwszy raz, gdy słyszę o tym, by kogoś mdliło na wspomnienie o truskawkach lub sam ich smak czy widok.

    Jakiś czas później zjawił się Odd.

-Czemu tu jeszcze jesteś?- zadał mi pytanie.- Ominęło cię śniadanie. A w ogóle to coś jeszcze. Słyszałem o wciąganiu ziół, ale cytryna? A w ogóle to dzięki, słyszałem, że mnie kryłeś przed Jimem.

-Jeszcze jedna nocna schadzka, a pożegnasz się z twoim dobrym współlokatorem.

-Mam 15 lat, wolno mi~

-Kłóć się, by zmienili regulamin.

-Co ty dziś taki niemiły?

-A jak ci się wydaje, przez kogo?!- krzyknąłem do niego.

-Nie mam pojęcia.- Odd wymigiwał się od poniesienia kary za swoje przewinienie.- O? Skarpetka w kaczuszki?

Spojrzałem na przedmiot, który do tej pory leżał niezauważony na podłodze.- To apropo tej cytryny...- zaczął na nowo, a ja wyrwałem mu skarpetkę z ręki i schowałem do pudełka, które trzymałem pod łóżkiem.- Ej, co to było?- dopytywał się uparcie, a ja skrzyżowałem ręce.

-Myślę, że musisz przestać tak działać. Dręczeniem świnko-kota nic nie zdziałasz.- Odd otworzył usta ze zdziwienia, bo dowiedział się właśnie, że ja już wiem, czym się ostatnio tak intensywnie zajmował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top