Rozdział 6 : „Rozmowa rekrutacyjna. Zapisy do klasy."

(Vanillé)

*Wspomnienia*

     Dzień zaczął się jak zawsze od rutynowych czynności. Nic nie zapowiadało nadejścia niespodziewanych wydarzeń. Liczyłam na odrobinę puddingu lub owsianki na gotowanym mleku, lecz spojrzenie panny Anné Millieu * – Francuzki, która do tej pory nie wiem, jakim cudem znalazła pracę w domu dziecka, w którym dorastałam, odebrało mi apetyt. Przez pół dnia kiszki grały mi marsza, lecz starałam skupić się na zleconym zadaniu przez pannę Ming. ** Chodziło o to, aby zrobić pranie. Właśnie miałam się tym zająć, gdy zostałam poproszona do dyrektorki sierocińca. Spodziewałam się tego, gdyż średnio 3 razy w tygodniu byłam wzywana na rozmowę, ponieważ panie odpowiadające za poszczególne grupy, ciągle miały do mnie uwagi. Mimo iż w niczym im nie przeszkadzałam.

    Zjawiłam się przed drzwiami do pomieszczenia, w którym urzędowała pani Ranne Campen***. Chodziły słuchy, że w latach młodości wygrała konkurs Miss Tajlandii 2001. Obecnie świeżo po trzydziestce, lecz nie grzeszyła inteligencją. Gdybym się pomyliła względem niej, to nie musiałabym być wołana za każdym razem, gdy coś przeskrobię. Rozmowy były nt. mojego zachowania, ponoć nagannego. Niestety nie posiadałam o niej dobrej opinii, kobieta sprawiła, iż byłam nią rozczarowana. Chciałabym, żeby choć raz mnie doceniła, a nie pozwalała swojej 'świcie' na traktowanie mnie jak jakąś służkę.

Kulturalnie zapukałam. Usłyszałam formułę „Proszę wejść" , po czym przekroczyłam próg. Przed biurkiem siedziała Campen, ubrana w bardzo dopasowane ubrania. Niech poczeka do 40-tki, łatwo mieć nie będzie z utrzymaniem figury osoby o kształcie 'A' lub 'S'. Okej, potrafię być wredna, lecz rzadko się to zdarza.

-Przyszedł na adres tego budynku list do ciebie. – rzekła, wsypując do swojej kawy odrobinę cukru trzcinowego.

-Nie wiem, kto mógłby..- zaczęłam tłumaczyć, gdyż wiedziałam, że ma do mnie pretensje. Nie miałam przecież żadnych krewnych ani znajomych.

-Sprytna z ciebie dziewucha. Świetnie grasz. – przerwała mi Campen. Ach, ten jej sarkazm. –Nie rozumiem, jak tego dokonałaś. – skomentowała.

-Przykro mi, nie wiem, o co pani chodzi. Czego dokonałam? Nie jestem w stanie sobie przypomnieć. – wyjaśniłam.

-TO! – prawie krzyknęła, ale w jej tonie słychać było złość, i pomachała mi kopertą, na której widniał napis 'Kadic High School'.

Chyba byłam naprawdę jakaś tępa, jak mi wmawiano, bo dalej nie miałam pojęcia, co ma na myśli dyrektorka.

-Z tego, co wiem, nie posiadasz żadnych krewnych.

-Tak jest. Ma pani jak najbardziej rację. – potwierdziłam.

-Coś ty zrobiła?! Niby skąd sam Jean-Pierre Delmas znał twój adres?! Dlaczego niby cię zaprosił, abyś dołączyła do grona uczniów z jego szkoły?!

     Kobieta rzuciła listem prosto w moją w twarz.

-Co tak tu jeszcze stoisz? Pakuj się i jedź do Francji. Nie licz na to, że będę cię tu dłużej trzymała!

     Ulotniłam się jak najszybciej, również nie miałam ochoty czuć presji w obecności pani zarządzającej niniejszą placówką. Udałam się do 'mojego' pokoju. Oprócz mnie mieszkało w nim 5 innych dziewczyn. Usiadłam na rozłożonym na podłodze kocu, który służył nam za posłanie i odpieczętowałam kopertę, rwąc ją równo wzdłuż klejenia. Koperta zawierała list, jak wspomniała panna Ranne Campen. Koperta była już otwierana, a list ubrudzony plamą po kawie – zapewne z winy pani Campen. Ponieważ byłam ciekawa, kto do mnie napisał oraz skąd znał mój adres i w ogóle, skąd usłyszał o mojej osobie, postanowiłam sama przekonać się o prawdziwości słów trzydziestoletniej kobiety, a przy okazji dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie chce mnie więcej widzieć na oczy.

Francja, 17.04.2003

Szanowna Vanillé,

informuję cię na wypadek, gdybyś dowiedziała się z opóźnieniem, co jak się domyślam nastąpi.

W każdym razie chciałbym Ci przekazać, że czeka na Ciebie miejsce w Zespole Szkół Kadic.

Wszystkie formalności zostały załatwione, więc możesz śmiało odejść z tego okropnego miejsca.

Pakuj się i jedź do Francji. Następnie udaj się na adres, który załączam do koperty z listem. Nie zwlekaj, tak będzie o wiele lepiej. Spotkaj się z dyrektorem- pytaj o Jean-Pierre'a Delmasa.

W.

     Zajrzałam w głąb koperty, lecz oprócz wspomnianych informacji dotyczących miejsca, w którym miałam się znaleźć, nie było żadnych dodatkowych śladów, które mogłyby mi choć trochę zidentyfikować tożsamość tajemniczej osoby o pseudonimie W.

Tak się zastanawiam, kim tak naprawdę osobnik ten jest. Pisał o sobie w rodzaju męskim, ale kim on lub ona mógłby/aby być 'W' ?

To oryginalne imię? Pseudonim? A co najważniejsze, skąd i jak dowiedział się o mnie? Iść na lotnisko? Zaryzykować?

~~~

     Jakiś czas później stałam w kolejce na lotnisku. Pani w okienku przyglądała mi się podejrzliwie, lecz wydała mi bilet, a ja uiściłam zapłatę pieniędzmi, które mi zostały. Większość oddawałam na utrzymanie domu dziecka po tym, gdy stracili sponsorów; Pomimo iż nie byłam mile widziana i traktowana na równi z innymi dziećmi, to jednak tutaj dorastałam, chcąc nie chcąc wychowawczynie wkładały swój trud i pracę w opiekę nade mną i resztą. Mogę chyba powiedzieć, że zawdzięczam im wychowanie mnie?

    Bagaż został załadowany, a ja usiadłam na swoim miejscu w samolocie. Lot trwał kilkanaście godzin, a dokładniej to pół doby: 12 godzin 13 minut. Po locie czułam się mega zmęczona, a jeszcze musiałam znaleźć ulicę, na której mieściła się wspomniana szkoła. Na szczęście nie musiałam się martwić o komunikację, bo ze znajomością języka francuskiego nie było źle. Znałam parę zdań i pojedynczych słów; mając doświadczenie z wpadaniem w kłopoty, poprzez liczne kary spędzone pod nadzorem Francuzki Anné Millieu, dość płynnie porozumiewałam się po francusku. To chyba jedyna rzecz, za której nauczenie jestem tej kobiecie wdzięczna.

    Szczęście mi sprzyjało i odnalazłam budynek Kadic bez żadnych problemów. A może to ta/ten tajemnicza/y 'W' miał na myśli to, że spotka się wraz ze mną we wspomnianym miejscu? Może nieświadomie liczyłam na to, iż poznam nieznajomego osobiście?

    Okazało się, że długo miałam nie poznać tożsamości 'W' – sam Jean- Pierre Delmas nie raczył mnie poinformować, ale założę się, iż dobrze wie, kim jest 'W'.

   Wypełniłam kwestionariusz oraz papiery rekrutacyjne. Huh, a podobno 'wszystkie formalności są uregulowane'. Rozmowie pomiędzy mną a dyrektorem towarzyszył mężczyzna przed 40-tką w nieczęsto zmienianym dresie. Fuj :')

-Nie masz żadnych pytań?- spytał starszy z nich, czyli Delmas.

-W kwestii?

-Och, możesz pytać o wszystko. Pytaj śmiało. – zachęcił.

-Oczywiście, mam pytania, lecz... nie wypada mi zadać ich wszystkich za jednym razem.

- Co prawda, to prawda. Powinnaś odpocząć. – przyznał, kiwając głową aprobująco. –Jim, pokaż pannie Vanillié pokój.

-Tak jest – gdy mężczyzna w dresie zasalutował, jedynie siłą woli powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. No co, to przecież nie moja wina, że jego zachowanie i gesty sprawiły, iż robiło mi się wesoło.

     Dowiedziałam się, że przydzielono mi pokój z niejaką Emily LeDuc, znaną również jako 'nerd nr 1 w Kadic' . Już co nieco o niej usłyszałam i nie jestem taka pewna, czy rzeczywiście chciałam poznać ją osobiście. To znaczy... Nie chciałam czuć się do niej uprzedzona, lecz jej zachowanie, a przynajmniej to, co dotarło do mych uszu, a wyszło z ust randomowych osób napotkanych na korytarzu, utwierdziło mnie w przekonaniu, żeby nie narażać się jej niepotrzebnie.

Ups, wpadka już pierwszego dnia.

    Tego samego dnia, lecz nieco później miałam (nie) przyjemność bliżej poznać pana Moralésa, który jednak nie cieszył się szacunkiem wśród uczniów. Wbrew jego zakazom, oni i tak nazywali go po imieniu, czyli Jim. Dzięki strzępkom kolejnych rozmów nauczyłam się kilku rzeczy w kilka minut. Jedna z nich było to, że o Kadic krążyły plotki różnej treści. Ekstra, szkoła, na koncie której widnieją niezarejestrowane dzieje. Już ją lubię!

-Hej kociaczku. Zgubiłaś się?

    Rozejrzałam się w celu zlokalizowania osoby, do której należał ten głęboki głos. Słowa, które wypowiadała zdenerwowały mnie. Założyłam, że skoro na placu szkolnym byłam sama, to nie było innej opcji, niż ta, że osoba rzeczywiście mówiła do mnie.

Chłopak miał jakieś 176 cm wzrostu, czarne włosy, punk-rockowe ubrania. Buntownik jakiś czy co? Mamy XXI wiek, podobno wszelkie protesty zostały zakończone. Wygląda na to, że przede mną znajduje się 'żywy wyjątek od reguły'. Postanowiłam udawać, że nie rozumiem i odwróciłam się do niego plecami, podążając za Jimem, który nadszedł i z niezwykłą pasją opowiadał o kadicowym boisku. Bla, bla, bla. Piłka nożna, fuj. Wolę muay-thai.

   Po zapoznaniu się z terenem czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż tuż po locie. Nim pójdę spać, należałoby pójść do łazienki i umyć się. Nasiąknęłam specyficznymi zapachami przebywając w towarzystwie takich a nie innych osób, toteż musiałam jak najszybciej wziąć prysznic.

„No dobrze, nie zabłądziłam, więc jest ze mną dobrze."- pomyślałam. Zmarszczyłam brwi, gdy poczułam elektryzujące ciało ciepło wody. Nie byłam przyzwyczajona, więc ustawiłam bardzo zimną wodę, po której czułam się bardziej orzeźwiona niż ospała.

    Niestety na tym nie było końca, bo do kabiny obok ktoś wszedł. Czy zapomniałam zakluczyć drzwi? Pewnie bym tak uczyniła, gdyby nie fakt, iż drzwi nie posiadały klucza. Zamarłam, kiedy drzwi do mojej kabiny prysznicowej otworzyły się ; Dziewczyna z nienaturalnym kolorem włosów, bo różowym, sięgnęła po butelkę szamponu. Ej, czy ja jestem jakaś niewidzialna?! I dlaczego ona jest w stanie zauważyć moje rzeczy, tylko nie mnie?!

   Zakończyłam czynność, ubrałam się i wyszła, mój ulubiony i jedyny szampon zarazem tak po prostu został ukradziony...

Gdy wróciłam do pokoju mojej współlokatorki, na biurku zauważyłam listę z planem zajęć. Przypisano mnie do klasy 2b, do gr. 1 . Jutrzejszy dzień miał zacząć się o godzinie 7:45 lekcją o nazwie Wiedza o kulturze. Cóż, na pewno wolę to niż na przykład chemię, pomimo tego, iż nie szło mi z nią najgorzej. To nie tak, że mam awersję do przedmiotów matematyczno-przyrodniczych czy innych ścisłych, lecz pewniej czuję się w humanistyce.

~ ~ ~

(Następnego dnia; kontynuacja wspomnień Vanillé z jej perspektywy)

    Nieco zaspałam, a to dlatego , iż zapomniałam nastawić budzik. Urządzenie nie spełniło swojego zadania, gdyż o godzinie 9 wciąż tkwiłam w łóżku przykryta niezwykle miękką kołdrą. To dziwne: przez tyle lat spałam w jednej i tej samej pościeli, która lata świetności dawno miała już za sobą, a teraz nagle jakimś cudem nie dość, że w czystej i pachnącej, to i na pewno też nowej kołdrze oraz pozostałych elementach pościeli. Niestety trzeba było wstać i zwyczajnie ubrać się. Pójść na aktualne zajęcia.. Mimo takich wygód nie umiałam się przyzwyczaić, chociaż teoretycznie powinnam skakać ze szczęścia.

Ponownie dzisiaj to także nie był mój jedyny problem. Nie wiedziałam, jak trafić do odpowiedniej klasy!

-Hej, zgubiłaś się? – zwrócił się do mnie ... O nie! Znałam ten głos. Z pewnych powodów wolałam, aby taki podejrzany ktoś nie zbliżał się. Dość mam już stalkerów wszelkiego rodzaju.

-Ach, Vanillé. Chodź na zajęcia. – szczęście w nieszczęściu spotkać oryginalną właścicielkę pokoju- Emily, a z drugiej strony dziwnie się czułam, że mnie znalazła. No bo kto przy zdrowych zmysłach cieszyłby się, gdyby „szkolna miss podrywu", ratowała go z opresji?

-Emily LeDuc! Dlaczego się spóźniłaś? – zapytała ją surowym tonem jakaś nauczycielka. – Nieważne, zostaniesz po lekcji w ramach kary. –dodała nie czekając na usprawiedliwienie ze strony Emily. –A ty...to kto? – spytała ponownie i popatrzyła się na mnie spod okrągłych szkieł okularów. Czy ona nie wie, że wygląda w nich jak jakaś nietoperzyca?

-Pani psor, to chyba ta przeniesiona dziewczyna. – raczyła ją poinformować „moja bohaterka". No okej, nie podlizuj się już tak, wskazałaś mi drogę do klasy i co? Wow, zgłoś się do „France got Talent" albo innego programu. Jeju, nic mi nie zrobiła, ale to jak obnosi się ze swoją osobą może przyprawić człowieka o mdłości... Czy jej mózg na pewno prawidłowo funkcjonuje?

-Vanillé, usiądź koło Sterna i Della Robbii. – poleciła starsza pani. Ale skąd ona zna moje imię?! Żeby jeszcze tak raczyła wyjaśnić, jak oni wyglądają...

-Tutaj~! – zawołał entuzjastycznie jakiś blondyn z fioletowym pasmem.

-Ech, Odd, zabierz tą torbę z przejścia. – westchnął jakiś brunet.

-Hejka. Jestem Odd della Robbia. - pomachał do mnie przyjacielsko. Nie wiedzieć czemu nagle mnie olśniło.

-Och, hej. – odpowiedziałam, bo nie liczyłam na to, że mnie zapamięta, po czym ścisnęłam dłonie obu z nich.

-Stern i della Robbia! Porozmawiacie po zajęciach! – uniosła głos nauczycielka.

-No ale trzeba ją wprowadzić w świat nauki. – uparł się Odd i przytulił mnie tak, jakbym była jakimś pluszowym miśkiem, co nie powiem, ale było to niezwykle miłe z jego strony.

- - -

* postać wymyślona na potrzeby opowiadania

** tak jak powyżej

*** 1) taka postać istnieje naprawdę i jest to tajlandzka aktorka 2) postać z opowiadania jest fikcyjna i nie ma nic wspólnego z realną 

Dodatkowo : 

A)Dlaczego rok 2003?  KL zostało wyemitowane w 2004r. (premiera francuska ,polska premiera : w listopadzie 2005r.), poza tym cofnęłam ich rok wcześniej, gdy ledwo co zaczęli drugą klasę.

B)  Kim jest 'W.' ? To chłopak  i to pewne na sto procent.

C)Ostatnie parę linijek z powyższego rozdziału mówi o tym, że Vanille ich pamięta, ale oni jej nie.  Wyjaśnię to za parę rozdziałów, ale zapraszam do zgadywania. 

D) France got Talent - show miało miejsce w roku 2006, więc skoro akcja opowiadania toczy siew 2003r. Vanille nie mogła jeszcze o tym wiedzieć. Dlaczego więc znała tę nazwę? :3

Miłego czytania~

-SongJiji

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top