Rozdział 6.2 „ Reinkarnacja" (Część 3)

(Tajlandia, 8 kwietnia 2013, 2 dni przed komplikacjami)

*Narrator*

    Vanillé od 2 miesięcy była bez pracy, a jakby tego było mało dom dziecka, w którym dorastała przestał się nią opiekować. Placówka miała problemy finansowe – z nieoficjalnych źródeł Vanillé dowiedziała się, iż sponsorzy zaczęli się wycofywać. Jedynym rozwiązaniem było tak zwane cięcie kosztów; niektórzy byli adoptowani, lecz Vanillé uratowała oferta nowej pracy. W ten sposób uniknęła obrzydliwie egoistycznego sposobu na pozbycie się jej, a mianowicie sprzedania jej za sporą sumę pieniędzy do nielegalnego, lecz wciąż działającego burdelu.

   Vanillé nie posiadała się ze szczęścia i radości, spędziła dzień na gotowaniu i pieczeniu dla klientów dziedziczonej z matki i ojca na dzieci, małej cukierni „Sweetlicious". Rodzina liczyła sobie dwoje rodziców, oboje w wieku 44 lat oraz 6 ich biologicznych dzieci. Wszystkie niestety wciąż niepełnoletnie. Cukiernia i maluchy wymagały tym bardziej opieki, ponieważ okazało się, że ich rodzina miała się powiększyć. Najstarsza dziewczyna była w wieku Vanillé, po niej każde z rodzeństwa było młodsze o rok lub więcej. Jedynie ostatnie miało 8 miesięcy, a w drodze już było kolejne-siódme. Właścicieli cukierni widziano jako skromnych i uczciwych, nikt nie mógł powiedzieć, że to kolejny rodzaj niewolnictwa czy patologii. W zamian za dach nad głową, który zaoferowali Vanillé, ona pomagała im tyle, na ile sama mogła, ani razu nie czując się wykorzystaną z ich strony. Pomimo iż Vanillé nie była z nimi związana więzami krwi, dziewczyna po raz pierwszy mogła poczuć, że gdzieś należy.

    Nastolatka zajęła się przygotowaniami do obiadu. Najmłodsze pociechy państwa S'ûnloirok albo były w podstawówce, albo w przedszkolu i czekały, aż któreś ze starszego rodzeństwa po nie przyjdzie.

~ ~ ~

   Tak wyglądał tydzień Vanillé. W weekendy zwykle jechali na wieś do rodziny ze strony matki lub ojca. Dla dzieciaków była to frajda; Vanillé zostawała, pilnowała ich domu, obsługiwała klientów lub szła na zakupy do Carrefour'a.

(Tajlandia 9 kwietnia 2013, dzień przed atakiem X.A.N.Y.)

   Vanillé wykonywała swoje codzienne czynności, lecz w odróżnieniu od poprzednich dni, dzisiaj spotkała ją dosyć dziwna sytuacja; Dziewczyna wracając z piekarni była świadkiem ucieczki nieznanej osoby przed inną. Najdziwniejsze dla Vanillé było to, że uciekinier coś zgubił. Vanillé, nawet jeżeli teoretycznie była w stanie ich dogonić i wręczyć któremuś zgubę niestety zlokalizowanie ich nie leżało w jej predyspozycjach. Poza tym zrobiło się ciemno już o 20, Vanillé musiała pośpieszyć się i wrócić do 'domu'.

(Tajlandia 10 kwietnia, dzień ataku X.A.N.Y.)

   Zgodnie z harmonogramem zajęć Vanillé roznosiła ulotki. Dochodziła 17, do zakończenia dodatkowej pracy pozostało 15 minut. Nagle pogoda uległa zmianie: ze słonecznej przeszła na deszczową. Vanillé robiła, co mogła, by rozdać jak najwięcej broszur reklamujących nowo otwartą herbaciarnię, lecz nikt nie raczył nawet poświecić paru sekund, mimo iż dziewczyna okryła ulotki swoją bluzą.

   Z minuty na minutę pogoda stawała się gorsza. Deszcz zastąpił grad, a następnie śnieg. Ludzie starali się jak najszybciej znaleźć schronienie nie tracąc cennego czasu na zastanawianie się nad tą anomalią pogodową.

   Vanillé zrezygnowała i ruszyła w drogę powrotną, lecz niespodziewanie ktoś ją popchnął i bluza z papierami wypadła jej z rąk. Vanillé próbowała wstać, lecz komuś bardzo zależało, by ją przed tym powstrzymać. Vanillé nic nie rozumiała, gdyż nie posiadała żadnych wrogów.

♠ ♠ ♠

(Tajlandia, Wat Rong Khun, świątynia, godz. 18:45)

   Vanillé otworzyła oczy i rozejrzała się. Stwierdziła, że nigdy tu nie była, lecz miejsce wydało jej się znajome z treści książek historycznych.

-Nie ruszaj się! – krzyknął do niej jakiś nieznajomy mężczyzna. Vanillé spostrzegła, że niewiele brakuje, aby wepchnął ją do wody otaczającej świątynię. W przypływie paniki zaczęła się szarpać, a tajemniczy osobnik stracił cierpliwość i wrzucił Vanillé do rzeki.

(Tajlandia, Concordia*)

    Vanillé odzyskała zmysły po jakimś czasie. Pomyślała, iż musiało minąć sporo, bo czuła, że wszystkie kończyny ma sztywne- tkwiła przez kilka godzin w zupełnym bezruchu.

Znajdowała się nad brzegiem jeziora, w tafli wody zobaczyła swoje odbicie: jej twarz wyglądała, jakby była upudrowana, włosy miała spięte w wysokiego koka, spod którego wychodziły pojedyncze pasma włosów. Jej ubiór stanowiła czarna suknia z odkrytymi ramionami i rozkloszowanymi rękawami.

'Co..? Gdzie ja jestem?' – pomyślała nieco przerażona nastolatka, po czym została zaatakowana przez niewiadomą postać. A może to było zwierzę?

   Vanillé schowała się za marmurową budowlą, która była wirtualną repliką Wat Rong Khun.

-No chodź. Gdzie się ukryłaś? – Vanillé usłyszała dziwny, skrzeczący głos; przysłoniła usta dłońmi i wstrzymała oddychanie. Mimo iż umiejętność była trudna do opanowania, a Vanillé nigdy jej nie ćwiczyła, choć na początku dzielnie trwała, lecz długo nie wytrzymała.

♠' * ♠' * ♠

(Francja, Lyoko 3,5 roku później-Wspomnienia)

    Po spędzeniu roku w Concordii, Vanillé dowiedziała się wielu rzeczy. Na przykład, kto na nią polował, co chciał i do czego miała mu służyć. Uciekając przed profesorem Horvejkul** przypadkiem podsłuchała, że pracuje nad ulepszeniem wirusa, który dość szybko, bo w początkowej fazie powstawania, wyrwał się spod kontroli. Stało się to już jakiś czas temu, bo w 1995 roku, kiedy w skład ekipy wchodził: profesor Horvejkul , profesor Tyron oraz trójka innych mężczyzn z dwoma kobietami stanowiąca skład tajnej organizacji międzynarodowej prowadzącej badania pod przykrywką dla NATO oraz ONZ. Jak to jednak bywa, eksperyment nie do końca się udał, a dodatkowo pozostawił powoli rozwijające się negatywne skutki uboczne projektu, jakim z całą pewnością było zbuntowanie się X.A.N.Y. Naukowcy nie umieli zatrzymać procesu stracenia jakiejkolwiek władzy nad X.A.N.Ą. Niedługo potem części badaczy udało się powstrzymać X.A.N.Ę, lecz nie na długo. Ludzie pokroju Tyrona żyli, naiwnie przekonani o tym, że będą w stanie wejść w układ z X.A.N.Ą. Nawet jeżeli Horvejkul wielokrotnie zaprzeczał, ale tak naprawdę nie umiał się oprzeć i wmówił sobie, że zawrze porozumienie z inteligentnym programem, samodzielnie myślącym. Walka ta zdawała się nie mieć końca.

     Z początku Vanillé sądziła, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Nie potrafiła zrozumieć celu, dla którego akurat ona została tak potraktowana. Horvejkul wyjaśnił jej, że badania wykazały, iż dziewczyna jest w stanie nawiązać z nim współpracę. Szybko przekonała się, że miałaby posłużyć jako przynęta na potężny i bezuczuciowy wirus, który nie pozwalał się zablokować. Wbrew temu, co Horvejkul powiedział, Vanillé zrozumiała, że jej przeczucia sprawdziły się: każdego dnia była traktowana jak niewolnik. Przeglądając kilka tysięcy oprogramowań w 2 godziny, mózg dziewczyny był przytłoczony zbyt wielką ilością informacji. Z czasem zaszczuwano ją stadem Rug Doll – wymyślnych stworków pilnujących siedzibę oraz Vanillé. Gdy przypadkiem zasnęła wśród gazet lub na klawiaturze, stworzenia zaczynały ją szczypać, po tym zostawały jej rany, które wcale nie chciały się goić.

    Po roku niewoli w Concordii Vanillé uciekła. Zgodnie z tym, co znalazła w aktach, a były to szkice map z dokładną lokalizacją czegoś, co nazywało się „wieża" , spróbowała do jakiejś się dostać. Nie żeby odczuwała głód w wirtualnym świecie, co było niezgodne z prawami rządzącymi „rzeczywistością 3D", ale ona czuła się osłabiona, a jej organizm domagał się witamin i składników pokarmowych. Gdy „Misja: Odnaleźć wieżę" zakończyła się sukcesem, przyszła pora na kolejną. „Misja: Odnaleźć pokarm" nie zapowiadała się na bycie prostą. Vanillé uniknęła zaciągnięcia w pułapkę zostając w ukryciu. Przy okazji rozgryzła system wieży. Mogła w niej siedzieć, bez problemu zgrała się z nią tak, że poprzez specyficzne pulsowanie wiedziała, że na zewnątrz czeka ją „komitet powitalny".

   Z czasem nauczyła się używać „mocy", których nabyła wraz z przybyciem do Concordii, a o których nie miała pojęcia; potrafiła stworzyć kulkę śniegową i w zależności od rodzaju stwora, formowała odpowiedni kształt śnieżynki. Potwór tkwił w takiej bryłce lodu na kształt płatka przez kilka sekund, ale to wystarczyło dziewczynce, aby zebrała dziko rosnące ziemniaki albo granaty. Stworzenia zaczęły uodparniać się, więc Vanillé musiała popracować nad tym, aby czas zamrażania jakoś przedłużyć.

     Dzień, w którym trafiła do Lyoko oceniła jako lepszy- przynajmniej profesor Horvejkul zgubił jej trop. Mimo wszystko wolała osobiście poznać X.A.N.Ę lub chociaż jego terytorium, niż robić za tanią siłę roboczą dla pokręconego profesora Horvejkul, któremu widocznie sprawiało frajdę, kiedy mógł zobaczyć swoje stworki „bawiące się" z Vanillé. Co jakiś czas testowała swoją moc na zwiadowcach X.A.N.Y., typu karaluchy czy tarantule***

   Pewnego razu racje żywnościowe Vanillé skończyły się, a ponieważ X.A.N.A urósł w nowe siły, Vanillé nie mogła dłużej mu przeszkadzać czy chociażby szukać żywności. Można by powiedzieć, że Vanillé okazała się mistrzynią w funkcjonowaniu na zasadach survivalowych warunków przetrwania; z sektora polarnego brała lód, z sektora górzystego dzikie owoce jagodowe, których szczerze nienawidziła, bo były strasznie gorzkie. Z sektora pustynnego- jadalne korzonki, zaś z sektora leśnego rosę, wodę z jeziorka oraz żywicę drzewną. Vanillé nauczyła się używać jej także do leczenia ran, które znikały w tempie natychmiastowym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W wyniku przypadkowego zablokowania X.A.N.Y. na pewien czas przez Vanillé, było spokojnie, ale tylko przez parę miesięcy i X.A.N.A. reaktywował się, dokonując silnych zniszczeń w Concordii, a także w Lyoko. Dzieło pana *Franza Hoppera* uległo poważnemu uszkodzeniu; sytuacja Vanillé nie wyglądała za ciekawie, a X.A.N.A. doskonale o tym wiedział.

Po Lyoko stąpały wytwory X.A.N.Y., zaś Vanillé siedziała w wieży, która nie regenerowała jej tak jak powinna. X.A.N.A. życzył jej, by przestała istnieć, wspominał coś o jakiejś Aelicie, a Vanillé postanowiła sobie ją jakoś ochronić, lecz X.A.N.A. miał co do tego nieco inne plany. Dodatkowym powodem radości X.A.N.Y. był fakt, iż pokonał Jeremiego. Przewidział, że „Einstein" Belpois wykona swój ruch, a X.A.N.A. chciał pozbyć się i Vanillé, i Aelity; w trakcie procedury „Powrót do przeszłości" teoretycznie nie miała prawa zajść żadna pomyłka. Jeremy miał się nie dowiedzieć, że on-X.A.N.A. zawirusował program tak, że efektem tego byłby brak Vanillé i Aelity. X.A.N.A. nie dbał, że jedna czy druga mogła wciąż gdzieś przebywać. Najważniejsze, że w Lyoko „ świeciło pustkami". Atak ten kosztował go większość sił, które nabył w okresie swej regeneracji. Nie sądził, by Jeremy był w stanie mu zaszkodzić, toteż pozwolił sobie na drobny urlop, żyjąc w błogiej nieświadomości, że przypadkiem Jeremy pomógł, a zarazem zaszkodził Vanillé.

~ ~ ~

(Francja, teren szkoły Kadic, 2003 rok )

[Jeremy]

      Pojawienie się nowej osoby nie zrobiłoby na mnie wrażenia, gdyby nie jeden drobny, maleńki fakt. Płeć postaci to dziewczyna. Za dużo o niej nie wiadomo. Jej imię brzmi Vanillé, znajome, a zarazem obce, nie wiem czemu. Cóż za oryginalność ze strony rodziców, że nazwali ją nazwą przyprawy. Podobno głupota, zwłaszcza Odd, jest zaraźliwa. Zgadnijcie, kto ten stereotyp przełamał. Tak, macie rację. Mowa oczywiście o nowej uczennicy. Po raz pierwszy w historii to nie Odd, a pani Hertz znalazła się w sytuacji, kiedy musiała zwalczyć swoją dumę i kogoś przeprosić, w tym wypadku Odda. Szkoda, że tak Aelita za mną nie stawała w obronie...

Aelita i ja wymieniliśmy spojrzenia. To nie tak, że taka sytuacja to nowość. Co jakiś czas zdarzało się, że ten powiedział to, ten tamto i wprawił panią Hertz w szok. Ostatnia taka sytuacja zdarzyła się rok temu, gdy do naszej szkoły dołączył niejaki Theo, który lubił popisywać się i kozaczyć nie tylko przed dziewczynami, ale i nauczycielami Chłopak, który narobił niemało zamieszania. Następnie Talia, no i na koniec William, który być może wiedza się nie popisał, ale pajacowaniem. Wprawdzie nie wiem, na ile to prawda oraz jak rzeczywiście zachowywał się William, ale dzisiaj do grona 'nadpobudliwców' zapisała się na własne życzenie Vanillé

-Eee, Odd? Chciałbyś może zamienić się tym, co na tacy? Brukselka za rogala z owocami z owocową marmoladą . – zaproponowała Aelita, ale Odd zajadał się zieleniną, której do tej pory szczerze nie cierpiał. Co mu się stało?

♠ ♠ ♠

[Yumi]

-Hej, Odd, mam dla ciebie truskawkowy chleb i kulki ryżowe. – przypomniałam sobie o lunchu, który udało mi się 'wyżebrać' z domu; tata wrócił z delegacji z Kioto i przy okazji przywiózł mi i Hirokiemu małe co nieco. Nie podobało mi się zachowanie Odda, ale nietaktem byłoby przeszkadzanie mu w posiłku. Zapytałabym Ulricha, lecz udał się na trening. Zgodnie z harmonogramem miał trwać 45 minut, a tymczasem Ulrich był nieobecny od 2 godzin. Chyba są telefony komórkowe i może zadzwonić, tak czy nie?!

-Ulrich i Odd to jakieś zombie. – pożaliłam się Aelicie.

-Przenieśli do Kadic jakąś Azjatkę i chłopaki zachwycają się nią, bo sprawiła, że pani Hertz zabrakło pomysłów na to, jak uwalić Odda na kolejny rok. - wyjaśniła Aelita.

-No co, może szkoła jej nie odpowiadała? – zapeszył się Odd, który zbyt mało i krótko ją znał, by oceniać.- Poza tym ona uwzięła się na mnie. – powtórzył Odd, a my domyśliliśmy się, że ma na myśli panią od chemii. Spojrzałam na ekran telefonu. Dochodziła 4 po południu. Jeżeli za 5 minut Ulrich się tu nie zjawi, to wrócę do domu. Nie po to umawialiśmy się, bym teraz czekała na daremno.

- - -

Na zdjęciu Wat Rong Khun

*Concordia - wirtualny świat  3D w Tajlandii tak jak Lyoko we Francji

** Horvejkul - tajlandzkie nazwisko ( nie mam pojęcia czy istnieje jakaś zasada, co do odmiany tajlandzkich nazwisk, szukałam, lecz nie znalazłam)

*** pierwszy raz Vanille spotyka potwory X.A.N.Y. , gdy trafia do Lyoko

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top