Rozdział 31 „Kolorowa pętla przejścia" (Część druga)
(Caroliné)
Co jakiś czas pojawiały się tematy do plotek. Wiadomo, Kadic pod tym względem nie różniło się niczym od innych placówek, w których do tej pory się uczyłam. Najśmieszniejsze było w tym wszystkim to, że nie starając się za wszelką cenę być w centrum uwagi i tak kończyło się na tym, że opowiadano niezliczone i niewyobrażalne historie odnośnie mojej postaci. Początkowo myślałam, aby jakoś próbować je prostować, ale okazało się, że nie ma na takie działania skutecznego sposobu, toteż postanowiłam dać sobie spokój. Jak tak sobie przypomnę, to słyszałam, jak na ten temat wypowiadała się pewna grupa. Po ostatniej akcji z „Cytrynowym duchem" wolałam raczej ich unikać, zwłaszcza, że Yumi intensywnie próbowała coś na mnie wypróbowywać. Skoro mnie pomyliła z kimś, z kim najwyraźniej miała konflikt, mogła powiedzieć o tym wprost, nie wyśmiałabym jej, każdy ma jakąś traumę. Skończyło się to jednak zintensyfikowaniem plotek. Trochę szkoda, że nikt mnie jednak nie ostrzegł, bo okazji było mnóstwo. Ja nawet nie lubiłam cytryny w herbacie. Ostatecznie nie dowiedziałam się, co to za postać, bo w bibliotece nie było książki z legendami o Kadic, gdzie ta postać byłaby opisana.
Tym sposobem minęło kilka tygodni. Chcąc nie chcąc w trakcie zajęć grupowych musiałam pracować na zajęciach z Oddem i Ulrichem. Odd robił za chodzącą beczkę śmiechu i taki był z niego pożytek. Czasem narysował jakąś ilustrację, ale tylko jak miał wenę. Nie odpowiadało mi wysłuchiwanie historii o tym, gdzie powinien zabrać na wakacje jakąś Samanthę. Przez niego nie miałam ochoty zajmować się projektem nawet z tym drugim chłopakiem, więc każdy przygotowywał swą część oddzielnie. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się niezręcznie, jak Odd parokrotnie próbował plotkować na temat „Cytrynowego ducha". To wcale nie tak, że „specjalnie" zapomniałam zeszytu w tym samym miejscu w bibliotece i na sali do ćwiczeń przez dwa tygodnie. Od kiedy sprawa z Nicolasem została załatwiona, nie zbliżał się już do mnie. Nie chciałam jednak stać się powodem plotek czy sprowadzić inne nieprzyjemności na tę pewną grupę, ale jakoś chciałam pokazać wyrazy szacunku dla tej jednej postaci, która się za mną wstawiła. Nic wielkiego, zwykła kultura.
***
Nawet się nie spostrzegłam, a tu koniec roku szkolnego za pasem! Jeszcze cztery tygodnie, a potem hulaj dusza! Niestety wydarzyło się coś, co dało mi uczucie, jakby magiczny czar prysł. Otóż nauczyciele sprawiali wrażenie, jakby dopiero co wybudzili się z zimowego snu, bo zaczęli hurtem zadawać prace domowe. W tym były już dwie długoterminowe, nad którymi mieliśmy pracować w trakcie wakacji. Z pewnością znajdą się tacy, którzy przeznaczą ten czas na leniuchowanie, a ja, z racji tego, iż niedługo zacznie się ostatnia klasa gimnazjum, nie chciałam robić sobie zaległości i już sporządzałam drobne plany projektów na sztukę czy też język hiszpański. Jeśli chodzi o ten ostatni przedmiot, to nie szło mi z nim zbyt dobrze, więc musiałam chodzić na dodatkowe zajęcia. Prawda taka, iż ani razu nie pojawiłam się, bo nie było już wolnych miejsc, a pani z sekretariatu sama nie wiedziała, co robić. Najwyraźniej nauczyciel był mściwy, bo uparcie skomentował „moje wulgarne zachowanie" na apelu z okazji rozdania nagród za ostatni konkurs językowy. Przynajmniej znajdowałam się na terenie szkoły, bo wciąż trwały lekcje, a ponieważ w tym czasie tylko sala ćwiczeń była wolna, to rozkładałam się przy grzejniku i najczęściej tam się odstresowywałam. Nikt nie miał z tym problemu, w końcu sala nie była podpisana i jeśli nauczyciel od zajęć artystycznych miał zajęcia ze starszymi klasami, to mogłam tam bezpiecznie przebywać. Plotka o braku dyscypliny oraz zaniku szacunku z mojej strony krążyła w wielu zmienionych wersjach, choć w szkole znajdowali się potencjalni świadkowie, lecz nie chciałam wykorzystywać chwil słabości, by korzystać z ich uprzejmości. Robiłam wszystko, by trzymać się na uboczu, przez osoby typu Sissi, Emily, a nawet Yumi.
Wszyscy w Kadic wiedzieli, że „księżniczka z Ameryki" ma swoje słabe punkty, bo nie byłam żadną elitą. Nigdy nie pokazywałam innym, że są gorsi, bo na coś mogło ich nie stać, natomiast Sissi jeszcze bardziej zaangażowała się w dokuczanie mi, także z innego powodu. Dzięki, panie nauczycielu od hiszpańskiego...
Musiałam również wymyślić, jak zamówić lot na okres wakacji, co jednak na chwilę obecną było niemożliwe, ze względu na nieszczególnie przyjemną sytuację, jaka wydarzyła się u mnie w domu. Nie dałam po sobie poznać, że coś się stało. Jak gdyby nigdy nic zajęłam się projektem z Oddem i Ulrichem (chociaż bardziej z tym drugim chłopakiem, bo Odd cały czas latał na randki). Jak się okazało, początki były ciężkie, może właśnie dlatego byłam też taka chłodna dla Ulricha? Ale na szczęście to już za mną, konkurs rysunku też jakoś się udał, choć wiedziałam, że Odd niekoniecznie cieszy się, iż „zajęłam jego miejsce". No ale, nie można mieć wszystkiego, przynajmniej nie traktował mnie tak jak Nicolas, Sissi czy inni należący do „elity Kadic".
Co do tej „sytuacji", to dowiedziałam się o niej od mamy, ale brzmiała tak absurdalnie, że nie chciałam wierzyć w jej prawdziwość. Ktoś w rodzinie znów dał się srogo oszukać, więc teraz rodzice solidarnie zaczęli wspierać tę postać. Nie pamiętam, kto dokładnie, jakaś ciocia czy wujek drugiego stopnia, to znaczy raczej ciocia czy wujek ze strony mamy lub taty. Rodzina to rodzina, chociaż pamiętam, jak jeszcze do niedawna rodzice zarzekali się, że babcia to ostatnia osoba, jaką ratują po zaostrzonym ataku oszustów. I to wcale nie tak, że nie przeprowadzali kursu dla seniorów w rodzinie... Cóż, szczęście w nieszczęściu mieć rodziców ekonomistów. To nie była żadna kara za parę uwag na temat zachowania czy kilka listów na adres mojej rodziny, dotyczących moich osiągnięć, jak i upadków. Treść tych sławnych uwag pod moim adresem bawiła mnie, ponieważ posiłkowano się jedynie moją pracą projektową, którą odbywałam z „tymi problematycznymi". Nie wydaje mi się, że zrobiłam coś, co naruszało szkolny regulamin, z którym rzetelnie się zapoznałam, a ci „degeneraci", jak określił ich pan od wuefu, wcale nie byli marginesem szkolnym. Przynajmniej nie dali mi się poznać, jako ci najgorsi.
Trochę jednak przerażała mnie perspektywa spędzenia wakacji w internacie, w mieście, gdzie na dobrą sprawę nikogo nie znam. Starałam się nie słuchać przechwałek tzw. „szkolnej miss piękności", gdy co tydzień zmieniała plany wyjazdów na wakacje, a to na Hawaje, a to na Bahamy lub do Australii. Możliwe, że ją było stać, tylko w jakim celu wygłaszała takie monologi? Czy to nowy rodzaj promowania swojej majętności? Właściwie też nigdy nie narzekałam, ale w dawnej szkole w Georgii nie mówiłam każdemu, że mogę kupić sobie nowe rzeczy kilka razy w miesiącu, albo że stać mnie na drogie wyjazdy za granicę. Jako małe dziecko sporo podróżowałam, byłam nawet w Sapporo, ale czy się komuś tym chwaliłam? Nie odczuwałam również potrzeby wyładowywania złości na jakichś przypadkowych osobach. Nie wiem na przykład, co takiego zrobiłam Nicolasowi, czym mu się tak naraziłam. Czy może chodziło mu tylko o to, że weszłam w paradę Sissi?
Nie miałam pojęcia, co sądzić o nagłym przedłużeniu wizyty w Szwajcarii, jakie złożył do dyrektora pan Morales. Byłoby dobrze, gdyby ktoś powiedział, ale od czasu osiągnięcia wygranej w konkursie plastycznym, rówieśnicy obrali sobie za cel ignorowanie mnie. Może poza pewną piątką, której jednak nie chciałam się narażać nawet przypadkiem. Nie mam nic do żadnego z nich, ale mimo wszystko byłam niedoinformowana, a nie znałam ich na tyle, by się ich trzymać. Takie pytanie ich co chwilę też mogło być dla nich męczące.
Po dwóch godzinach obowiązkowych zajęć dodatkowych, jakimi było pisanie kreatywne, cała klasa, włącznie ze mną, miała wodę sodową zamiast mózgu. Rozumiem, że szkoła jest na celowniku kogoś z oświaty, ale to nie powód, by nas tak karać. Jakbyśmy mieli mało zadane! Doszły nam jeszcze dwie prace domowe na wakacje. Wszyscy wiedzieli, czym trzeba się zająć. Zaczął się weekend, więc po ostatnich zajęciach poszłam na miasto, aby porozglądać się za nowościami typu pisaki czy markery, bo były mi potrzebne. Niespodziewanie przyszła wena na ukończenie pewnego szkicu, ale jak na złość brakowało mi czegoś, a gdy spłynął na mnie pomysł na efekt końcowy, postanowiłam pójść w układ z kieszonkowym. Miało być na coś innego, ale tato nie musi wiedzieć, że znów wydałam na kosmetyki artystyczne.
Nic nie kupiłam, a zamiast tego skorzystałam w inny sposób – pooglądałam nowości w galerii czy powdychałam późnowiosenne powietrze. Jeśli inni mogli chodzić sobie do parku w godzinach wolnych czy tak jak Odd, mieć wykichane i spotykać się w trakcie zajęć ze swoją partnerką, to naprawdę nie widziałam nic złego w odmówieniu sobie wyjścia na spacer. Projekt tak czy siak mogę skończyć, niekoniecznie tym, co sobie upatrzyłam. Nie paliło się, choć długo zajmowałam się tym projektem. Gdy wróciłam, zdziwiłam się tym, że niejaki Odd przyszedł „żebrać" pod drzwiami do mojego pokoju. Może przestraszył się terminu wysłania prac?
Chłopak, z postawionymi na żel włosami a to się uśmiechał w podejrzliwy sposób, to się chichrał, i tak w kółko. Wiedziałam już, że to jego normalne zachowanie i trzeba je było po prostu ignorować. Taki typowy chodzący śmieszek, który nie ma zahamowań. Tym razem jednak nie poskutkowało. Dziecko uzależnione od żelu wyłożyło złotą kartę w trakcie próby negocjacji i próbowało mnie przekupić w sposób wyjęty z tandetnych włoskich lub brazylijskich telenowel. Czy ja naprawdę jestem tak naiwna jak wyglądam? Dlaczego chłopcy zawsze myślą, że jak kupią jakąś błyskotkę, to znaczy, że już wygrali serce dziewczyny? Może wcześniej nie doświadczyłam tego osobiście, ale wielokrotnie widziałam w Georgii, zaś w Kadic zdawało się to być codziennością. No dobrze, miałam trudności z podjęciem decyzji, ale w porę się ogarnęłam. Życie nauczyło mnie, że jak chłopak flirtuje z więcej niż jedną dziewczyną naraz, to nie można się przełamać... nawet jeśli kupił zestaw najpotrzebniejszych pędzelków czy kredek z podwójnym kolorem. Dokładnie za takimi się rozglądałam, a Odd w taki sposób próbował mnie przekupić. Może miał mi za złe, że dobrze dogadywałam się z jego przyjacielem; tylko jedno mu było w głowie, a to nie ja pierwsza zagadałam do Ulricha.
- Posłuchaj, nie wiem, czemu tak unikasz lekcji. Nie obchodzi mnie, dlaczego tak się zachowujesz, ale nie licz, że będę ci zawsze pomagać, bo to jest bez sensu. – powiedziałam i wyjęłam z szuflady opakowanie żelków Haribo o smaku coca-coli i brzoskwini. Rozejrzałam się również za jakimiś innymi słodyczami, ale miałam tylko pudrowe cukierki, kokosowe i orzechowe draże, ciastko-batonik z nadzieniem galaretkowo-porzeczkowym i kilka kartoników soczków ze słomką w różnych smakach. Je również wyjęłam, choć miałam z każdego smaku po jednej sztuce.
- Kiedy to nie moja wina. Tak trudno było podejść i poinformować? Dobrze wiesz, że jestem zajęty, a klasowi koledzy są od tego, by sobie pomagać. – odezwał się z wyrzutem. Fajnie, że teraz obwinia mnie jeszcze i on o swoją głupotę. Wydawał się mądrzejszy od tej całej córki dyrektora. Nie wspominając o Emily; wszyscy są siebie tak samo warci. – Nie wiesz, co znaczy praca w grupie?
- Masz pięć minut, aby wyjść. Nie mam zamiaru znosić twoich humorów. – poinformowałam go grzecznie.
- Nie daj się prosić, co? Po prostu powiedz, co to za projekt, o którym wszyscy mówią.
- Po prostu... szkoła zgodziła się na przeprowadzenie eliminacji na najlepszy scenariusz, a jak się spodoba, to ta osoba może zostać zrekrutowana na staż do prawdziwej wytwórni. To z inicjatywy pana od pisania kreatywnego.
- Nie powiedziałaś, a wiesz, że jestem najlepszy w szkole.
- Daj mi spokój. Każdego mogłeś zapytać, Odd, dlaczego ja? Naprawdę, to wszystko. – próbowałam go przekonać do pokojowego wycofania się, bo robił się już męczący. Byłam miła, ale moja cierpliwość względem tego chłopaka spadła prawie do zera.
- Ale... jak to „napisać scenariusz", skoro zadaniem jest recenzja z filmu, który sobie trzeba wybrać z listy? Tak mi mówiła Aelita. I dlaczego znowu zostawiasz mi najtrudniejsze zadanie zamiast pracować w grupie, razem?
Słyszałam, że ma jakieś problemy, ale żeby był aż tak męczący przez swoją krótką pamięć, to jeszcze mi się nie zdarzyło mieć z takim Oddem do czynienia. Może gdyby bardziej angażował się w życie szkolne, niż życie uczuciowe, to by nie musiał pytać obcej osoby. Co ja mu takiego zrobiłam? Najpierw Emily, następnie Sissi, a potem ta Japonka i na koniec Włoch. Dziwne to wszystko jakieś.
- To też, ale to zadanie na inne zajęcia. – wyjaśniłam, a następnie sięgnęłam po słodkości. - Proszę, lubisz je? – spytałam go i wręczyłam mu wybrane przez siebie słodycze, na co Oddowi zaświeciły się oczy i zęby... dosłownie!
- Jesteś...!, wiesz, że zawsze początki są najtrudniejsze.
- Każdy przez to przechodził. – przytaknęłam, nie dając mu tak łatwo wygrać. Też mogłabym skorzystać, ale nie lubiłam zachowywać się jak ludzie wokół mnie. Może wykorzystywanie się nawzajem było tu normą, ale ja nie chciałam zaliczać się do tych, co tak czynią.
- Ech, nie dasz się namówić na wskazówki, co?
- Nie, w tej chwili wyczerpałeś swój limit. – odmówiłam.
~ ~ ~
W końcu rok szkolny dobiegł końca. W ostatnich dniach czerwca zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw parę razy jakiś obcy włamywał się wieczorami do budynku, ale nie można było go złapać, a następnie „kochana" szkoła zorganizowała jeszcze dwie rady, ponieważ jakieś dzieciaki wymusiły na nauczycielach, że napiszą skargę, dopóki nie wróci Jim oraz jeśli nie podwyższą im ocen z zachowania. To, co z początku wydawało się fajne, okazało się totalną katastrofą.
Z tego, co udało mi się dowiedzieć, wcześniej takiej sytuacji nie było, ale jak widać, wszystko może się zdarzyć. Oddowi udało się nie załapać ani jednej oceny niedostatecznej, jak również nie kwalifikował się do grupy osób, które dopuściły się takiej formy wymuszania stopni. Pomimo, iż ukończył drugi semestr w miarę pozytywnie, on i kilkanaścioro innych uczniów mieli uczęszczać na coś o nazwie DZL, czyli „Dodatkowe zajęcia letnie". Wszystko z powodu braków, co niepokoiło grono nauczycielskie, przynajmniej taka była wersja oficjalna. Nieoficjalnie krążyła wersja wśród uczniów i nauczycieli, że Odd rozsiewa złośliwe plotki. Ponoć dyrektor zatrudnił nawet szamana, żeby przeszukał szkołę i wyjaśnił zagadkę związaną z „Cytrynowym duchem". Rozumiem, że Odd lubi stroić sobie żarty, ale chyba nie był aż tak nieodpowiedzialny? Słyszałam natomiast, że Odd ani razu nie pojawił się na DZL. Nie wiedziałabym o tym, gdyby ten wredny pan od hiszpańskiego nie raczył zauważyć, że pamięta mnie i jego jako tych słabszych. Rzeczywiście miałam chodzić na dodatkowe zajęcia letnie, ale to nie był powód, żeby jakiś wykładowca rozgłaszał to wszem i wobec!
Niestety nastąpiły dziwne i niewytłumaczalne okoliczności, przez które nie mogłam wrócić do rodziny, więc chcąc nie chcąc musiałam zostać. Chcąc nie chcąc spotykałam pewne osoby, których wolałam unikać. Niby przypadkiem, ale jednak. Plotki nie miały końca również dzięki Oddowi, który zdawał się robić wszystko, byleby wyżebrać ode mnie dodatkowy kredyt zaufania. Raz mu zaufałam i teraz przez to cierpię.
Biblioteka była nieczynna, ze względu na procesy szamana, który nadal włóczył się po Kadic. Zastanawiałam się, czy nie prościej byłoby powiedzieć i wyjaśnić od razu, ale potem dałam sobie spokój. Prędzej czy później się dowiem, obiecałam sobie przecież, że nie będę robić z siebie dzikusa i widzieć wszędzie zagadek. Niestety sprawy nie ułatwiał fakt, że coraz bardziej zaczynałam wierzyć w to, że postać, z którą mnie utożsamiano, że się znamy, naprawdę istniała. Czyżby została wyrzucona ze szkoły? Zginęła? Naprawdę nie daje mi to spokoju! Szczególnie, że pod drzwiami znajdowałam koszyki z cytrynowymi słodyczami. Czy mój pokój był nawiedzony przez jakąś zjawę czy o co tu chodzi?!
Wolałam nie być przyłapana na terenie Kadic przez pewnego cwaniaka. Właściwie Japonka też nie dawała mi spokoju. Cóż, jak widać, starszy nie zawsze znaczy mądrzejszy. O świcie poszłam do parku i rozłożyłam się na kocu, który ze sobą wzięłam. Choć było przed piątą, powoli zaczynało zażyć z nieba i cieszyłam się, że wzięłam swoje chłodne, żelowe opaski na oczy. Jedna o zapachu miętowym, a druga o różanym. Z plecaka wyjęłam szkicownik i zaczęłam zupełnie nowy szkic. Po kilku godzinach wróciłam do szkoły, lecz gdy weszłam do pokoju, przeżyłam szok i nie było mi miło widząc dokonane zniszczenia: porysowana kolorową kredą, ściana, pocięta firanka i porozsypywane słodycze z koszyka. Myślałam, że to jakiś koszmar, ale obraz okazał się realny. Po trzech godzinach sprzątania nadeszła pora na przejrzenie telefonu, bo zostawiłam go, żeby się naładował. Nie mogłam go nigdzie znaleźć...
* * *
(William)
Wraz z Aelitą musieliśmy zająć się zleceniem od Jeremiego. Nie jestem pewien czy zostawienie nas samych w Lyoko to dobry pomysł, ale nie było innego wyjścia. Niby to była zamierzona misja, ale miałem na ten temat własne zdanie. Kiedy Jeremy zorganizował niedawno spotkanie-naradę, miałem prawo się zaniepokoić. Na ulotce nowo otwartej lodziarni, widniał dziwnie podejrzany chłopak. Słyszałem, że wygląda podobnie jak ten, co wieczorami przyłaził do szkoły, ale nie mieliśmy dostępu do kamer. Jeśli ten słynny 'W' dotarł do Francji, to nie wiem, czego tu szuka. Świnko-kot gdzieś się zapodział. I właśnie tego się obawiałem! Że Jeremy znów nas wysłał, by jej szukać, ale minęło ponad pół roku. Zgodzę się, że nie była jakoś szczególnie szkodliwa, ale nie potrzebowaliśmy jej, a niektórzy zachowywali się, jakby zgubili jakiegoś puzzla z ukochanej układanki z dzieciństwa, do której mieli sentyment. Nikt nie był na tyle nieostrożny, by wspominać o „tych sprawach" przy Yumi, ale sama nieumyślnie wprawiła mnie w niepokój, a znając powagę sytuacji nie mogłem zignorować jej opowieści. Żałowałem, że powiedziałem Jeremiemu. Z drugiej strony dobrze, że jestem w Lyoko, chyba wolałbym nie spotkać tego 'W'.
Czekałem na Aelitę przed wieżą. Zapomniała która to wieża przejścia i musieliśmy każdą sprawdzać. Z Jeremiem nie było kontaktu od dłuższego czasu, pewnie zapomniał, że nas wysłał.
- Jeremy przesłał mi dane. Musimy udać się na zachód. – oznajmiła Aelita, gdy wypadła z wieży, która świeciła się tak jak powinna, czyli jakoś bezbarwnie. Jak już posłano mnie do Lyoko, to zajeżdżało nudą, bo Aelita musiała sprawdzić, jak rozwijają się kwiatki, które posadziła. Miałem związane ręce, nie mogłem ani się kłócić, ani zwrócić uwagi. Nawet jeśli przyjęli mnie w swoje szeregi ponownie, to nie dawało mi to prawa, do uspokajania tej rozentuzjowanej elfki. Yumi i ta jej cholerna duma! Odd był nieszkodliwy, choć to, co zrobił zasługiwało na detoks od jego osoby. Odkąd wrócił do Samanthy zaczął robić wszystko to, co mu kazała. Nawet narzucał się tej nowej. Nie powiedziałem Jeremiemu czy Aelicie, bo gdyby się dowiedzieli to by temu jakoś zaradzili. Chyba byłem ciekawy, jak Cari zareaguje na pewne informacje, a o czym plotkuje cała szkoła. Z drugiej strony drażniło mnie to „porządnictwo". Może to było wredne, ale nie chciałem zapobiec zdarzeniom. Jednak wolałbym, żeby Jeremy wysłał Ulricha, ale on pojechał na jakiś obóz językowy i nie wiadomo, kiedy wróci! Z drugiej strony istnieje opcja, że zobaczę coś przed nim, a to napawa mnie niesamowitą satysfakcją. Istnieją pewne sprawy, w których jestem i zawsze będę lepszy. Pozbycie się dowodów pod nosem pana naiwnego było niemożliwe, więc w sumie rozumiem, po co Odd odwalał te wszystkie szopki. Można by rzecz, iż Sam spadła jak życiodajny deszcz z nieba.
* * *
(Caroliné)
W porze obiadowej wyszłam na chwilę z pokoju. Wróciłam z małą, zapakowaną w szary papier, paczuszką. Długo zastanawiałam się, czy sprawdzić zawartość. Leżało na ławce, na której sobie usiadłam, więc może powinnam zanieść do sekretariatu, bo ktoś będzie szukał?
Papier był oklejony przezroczystą taśmą. Miałam dziwne przeczucie, że to coś ważnego. Poza tym na papierze widniały inicjały O.D.R., spisane bardzo drobnym druczkiem, co mi nieco dało do myślenia. Przez dłuższą chwilę wzbraniałam się przed otwarciem czegoś, czego wygląd sugerował, iż rzecz została przeznaczona na śmieci. Pojawiły się w mojej głowie sprzeczne myśli i nie chciałam już się wracać. Nie zatrzymałabym na zawsze; gdy ktoś coś zgubił, to mu tę rzecz oddawałam, więc teraz też tym się kierowałam. Pomyślałam, że zawsze to lepiej, iż coś trafia w moje ręce – istnieje większe prawdopodobieństwo, że zagubione coś zostanie zwrócone. A sekretarka pewnie by nie sprawdziła i wyrzuciła, może akurat ktoś zostawił nieumyślnie? Odd uważał się za artystę, więc pomimo mojej małej niechęci do jego osoby, nie chciałabym być odpowiedzialna za jego wpadkę. Potraktowałam to jako nadprogramową pomoc w zamian za to, że odmówiłam mu udzielenia dodatkowych szczegółów nowych, wakacyjnych prac grupowych. Rezultaty i tak mamy przyszykować do połowy września, więc jeszcze trochę czasu ma. Coś przemyśli i wymyśli – przynajmniej taka krążyła o nim opinia.
***
(Aelita)
Z Williama nie było zbyt wiele pożytku, ciągle czymś się rozpraszał. Wiedziałam, że czeka na moment, kiedy Jeremy powie, że już dość i koniec misji zwiadowczej. William bardzo uzależnił się od Yumi i praktycznie codziennie gdzieś chodzili, chyba że Jeremy potrzebował nas w fabryce, to Yumi wtedy zostawiała Williama. Cóż, dobrze, że przynajmniej nie kazała mu wybierać między Lyoko a nią. Została w niej na tyle ludzkiej empatii, że wiedziała, kiedy się wycofać i nie zachowywać, jakby codziennie miała pms. To w końcu nie wina Williama, że Odd lubi się popisywać. Wiedzieliśmy, z jakiego powodu w ostatnich miesiącach próbował sobie zarobić pozytywną opinię u Cari. Niefajne było już jednak to, że kiedy nie dawała się wykorzystywać, to on ją szantażował i sprawił, że dziewczyna mogła czuć się jak w nawiedzonej szkole rodem z jakiegoś horroru czy opowieści. Nie mieliśmy żadnych folklorystycznych bajeczek, to musiał się popisać. Na miejscu Ulricha każdy miałby już dość. Wcale nie dziwię się, że zmienił numer telefonu, żeby Odd nie nękał go na wyjeździe. Pojechał pod przykrywką, ale doskonale wiedziałam, że ustalili coś między sobą z Jeremiem. Może najpierw trzeba było zająć się sprawami Concordii, ale z drugiej strony ta wycieczka też była potrzebna. Nie rozumiałam tylko, w jaki sposób mają nam się przydać informacje na temat V, ale najwyraźniej Jeremy miał potrzebę dowiedzenia się, co i jak dużo wie lub wiedział, jej ojciec. W sumie to chyba się domyślam, czemu tak postąpił, ale to tylko przypuszczenia. Mam jednak nadzieję, że wszystko to zmierza w dobrym celu.
Kiedy dotarliśmy w odpowiednie miejsce, czekała na nas niespodzianka. Dla Williama to chyba gorzej, a ja w sumie sama nie wiedziałam, czy się cieszyć z niespodziewanej obecności Ulricha. Nie wiem, kiedy Jeremy go tu przysłał, ale jedno było pewne: skoro wrócił Ulrich, poszukiwania pójdą szybciej. Okazało się, że nagle nie musieliśmy nic robić, bo przejście do Concordii samo się otworzyło. Jeśli znajdowało się w tym miejscu, to czemu dopiero teraz je zauważyliśmy? Jeremy coś wymyślił, choć uparcie twierdził, że nie wie, jak rozszyfrować hasło przechodnie? Pętla przejścia z symbolem płatka ze śniegu robiła niesamowite wrażenie. Niestety w praktyce okazało się to być pułapką. W trakcie przejścia z Lyoko do Concordii, to nie Jeremy nas zmaterializował. Cała trójka była dziwnie skołowana i nawet William wykazywał gotowość, aby sprawdzić przyczynę naszego nagłego powrotu. W sali z SuperKomputerem znajdował się Jeremy oraz ktoś inny, nieznany nam ani z widzenia, ani z imienia. Pomimo upalnego lata, siedział w ciemnym, długim płaszczu, z zarzuconym na głowę kapturze. Ogólnie to wyglądał na anorektyka, bo był naprawdę chudy jak patyk. Jedynym elementem kolorowym, jaki można było u niego zauważyć, była biała zawieszka przy pasku u spodni.
- Ej, Jeremy. Co to za typ? – oburzył się William, po czym rozległy się dobitne oklaski.
- Och, gapa ze mnie. Zapomniałem po sobie posprzątać i mnie ubiegliście. – odezwał się nieznajomy, mówiąc z jakimś dziwnym akcentem. – Mamy wspólny biznes. Jak mi pomożecie walce z XANĄ, to się nie będziemy wzajemnie na siebie gniewać. Chyba i wam, i mi zależy na Concordii, więc się
- Chwila, chwila. A co my z tego będziemy mieli? I nie, raczej nie sądzę, żebyśmy się znali. – zaprzeczył Anglik, zaś nieznajomy odrzucił kaptur z głowy. Jeremy i ja mieliśmy pewne domysły, kim owa postać jest, William natomiast wyglądał na zszokowanego.
- Myszkuj dalej, śmiało. I tak nic więcej się nie dowiesz. – nieznajomy niespodziewanie odezwał się do Ulricha. Czy oni się już wcześniej spotkali?
***
(Caroliné)
Początkowo po przeczytaniu zeszytu uznałam to za naprawdę dobry, amatorski szkic. Dlaczego Odd miałby się pozbywać gotowego scenariusza na serial młodzieżowy? Miałam okazję poznać próbkę jego talentu na konkursie plastycznym, ale że jest aż tak dobry, to tego nie wiedziałam...! Chyba rzeczywiście zna się na sztuce. Jest jednak żenujący i okrutnie nieodpowiedzialny, leniwy oraz niesłowny. Ulrich wcale nie był wobec nie fair, uczciwie mnie przed nim ostrzegając.
Nieważne, z jakiej strony i pod jakim kątem nie patrzeć, w zeszycie było wszystko to, co dzieci z gimnazjum lubiły widzieć na ekranie. To byłby naprawdę dobry film szkolny z dawką humoru, fantastyki i dzikich pogoni za niewinną miłością. Gdybym nie zauważyła paragonów z zakupów, nadal bym tak myślała. Moją uwagę przykuły również rysunki, a na koniec zdjęcia, ale chyba robione nielegalnie i bez wiedzy osoby na fotografiach. Chyba, że zedytowane w jakimś programie, ale w szkole nie zgodziliby się udostępnić kolorowej drukarki, nawet jeśli miało to być zadanie projektowe.
Nie mogłam tego dłużej przetrzymywać. Przejrzałam dość, by dowiedzieć się wszystkiego. Nadal uważam, że pomimo talentu, Odd jest nieludzko nieodpowiedzialny i wcale nie dziwię się, że miałam co do niego złe przeczucia. Odłożyłam zeszyt na biurko i postanowiłam się zdrzemnąć, gdyż z nadmiaru informacji rozbolała mnie głowa.
* * *
Gdy się obudziłam, za oknem już się ściemniło, ale nie miałam swojego telefonu, więc nie wiedziałam, która jest godzina. Postanowiłam jednak, że spróbuję się przejść. Nim wyszłam, przeczesałam włosy, bo każdy kosmyk układał się w inną stronę. Wzięłam podręczna latarkę i ten nieszczęsny zeszyt. Cała zagadka Kadic rozwiązana. Żaden szaman niepotrzebny.
* * *
Drzwi do pokoju chłopaków, z którymi robię projekty, były lekko uchylone. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, próbowałam je za sobą domknąć, ale utrudniała to zepsuta i ciężko chodząca klamka, więc musiałam się nieźle nagimnastykować. Jedno z okien było lekko uchylone, przez co w pomieszczeniu pachniało czystym powietrzem z zewnątrz. O ile się nie mylę, to pierwszy raz jestem tu, gdy nie ma lokatorów. Cóż, nie licząc wesoło pełzającej rodzinki biedronek po framudze okna. Otworzyłam pierwszą lepszą półkę w szafce i umieściłam mentalnie niszczący zeszyt między parą białych, krótkich skarpetek we wzór w kaczuszki a zielonymi skarpetkami we wzór z owocami mango i kiwi. Zasunęłam, tak jak było wcześniej i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam, że ktoś przekręca klucze w drzwiach. Zadziałałam instynktownie, nielogicznie, zależało mi na czasie i nie chciałam, by ktoś mnie przyłapał, więc otworzyłam sobie drzwi do dużej szafy dwuskrzydłowej na ubrania i szybko przysunęłam je za sobą. W środku mebla pachniało zapachem mięty z pina coladą.
- - -
Po kilkumiesięcznej przerwie nowy rozdział :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top