Rozdział 23: „Zaraźliwa nieświadomość w świadomości"

(Vanillé)

    Nie przyszło mi do głowy, że może istnieć jakieś powiązanie między mną a panną Maew, więc gdy dowiedziałam się o tym, to starałam się nie sprowadzać tematu rozmowy na tą niezbyt przyjemną dla mnie kwestię. Niestety nie pomyślałam, że pojawi się przeszkoda, a ja tak bardzo chciałam o tym zapomnieć...

Traktowanie mnie jak zła koniecznego nie było fajne, ale zdążyłam się już z tym pogodzić, to znaczy na początku tak było, ale zaczęłam się czuć doceniana i właśnie w tym tkwił problem. Nie powinnam była ulegać temu zdradzieckiemu uczuciu; muszę zastanowić się, jak nie wrócić w miejsce, gdzie ONI się znajdują, ale strasznie ciągnęło mnie do Lyoko. Wiem, że to mój obowiązek, ale z drugiej strony chcę się wyrwać...

-Kupujesz czy przyszłaś tu oglądać?!- zwróciła mi uwagę jakaś niecierpliwa konsultantka sklepowa. Zagryzłam dolną wargę, gdyż w rzeczywistości nie miałam przy sobie pieniędzy, bo zostały za miastem; by dokonać zakupu potrzebowałabym więcej niż 20 eurocentów*, które wystarczyłoby zaledwie na jakąś oranżadkę w proszku bądź tanie słodycze. Wolałam ich raczej nie marnować na tak trywialną rzecz, dlatego w tempie ekspresowym opuściłam sklep, aby nie drażnić groźnej Francuzki. Udałam się do automatu, by wrzucić ostatnie drobne na puszkę oranżady i poszłam w stronę parku- przynajmniej stamtąd mnie nikt nie wygoni.

    Myślałam, że pobędę trochę sama, ale jednak nie udało mi się.

* * *

(Aelita)

-...No i wiecie, poszliśmy razem do tego budynku, a Sam i tak nie wiedziała, jak tędy weszliśmy, więc później 2,5 godziny błąkaliśmy się po hali centrum handlowego.

    Odd opowiadał o swoim słodko-gorzkim, nieudanym spotkaniu, Jeremy wcale go nie słuchał, podobnie jak Yumi czy Ulrich. Jedynie William próbował ratować sytuację i podsumował to w najgłupszy z możliwych sposobów, tak że nawet Yumi nie odważyłaby się.

Wracaliśmy z fabryki do szkoły i akurat tak się złożyło, że w szóstkę.

-A może w Pustelni coś znajdziemy?- zasugerowała Yumi.

-Że niby co chcesz jeszcze znaleźć? Przecież mamy wszystko tutaj- przypomniał jej Jeremy i pomachał jej swoją torbą, w której skrywały się „złupione" tropy. Miał na myśli zapiski Hagena w dzienniku elektronicznym w formie pendrive'a w kształcie serduszka.**

-Racja, Yumi. Myślę, że zagadek i tajemnic jest wystarczająco dużo i nie trzeba dokładać sobie ich więcej- poparłam Jeremiego.

-No ale wciąż wielu rzeczy nie wiadomo- upierała się dalej, a ja jakoś nie byłam chętna do poszukiwania innych informacji. Jak to mówią „Co za dużo, to niezdrowo".

-Jak zbadam to dokładniej, to dam znać, na razie wiemy dość, by sądzić, iż Hagen, podobnie jak Tyron, chciał bądź nadal chce, współpracować z X.A.N.Ą.- wyjaśnił Jeremy.- Natomiast 'W' ma chyba jakieś problemy o podłożu psychicznym, bo raz pomaga X.A.N.I.E., a raz Hagenowi i Tyronowi, przez co dochodzi między nimi do pasożytniczej relacji.

-Pięknie, no to mamy roboty od cholery- zaklęłam zdenerwowana natłokiem tych nagłych wiadomości, na co wszyscy obecni przystanęli.- No co, to prawda.

-Ostatnio mówisz o wszystkim zbyt dosadnie, gdzie się tego nauczyłaś?- zauważyła Yumi, a ja wzruszyłam ramionami, gdyż sama nie wiedziałam.

-Dzisiaj o 19 spotkanie u mnie- oznajmiłam, a Yumi i William przytaknęli i poszli w innym kierunku.

-Jej, jesteś kochana Aelita~ Wymyśliłaś sposób na dotarcie do Concordii~- wykrzyknął entuzjastycznie Odd.

-Razem z Jeremym, nie sama- poprawiłam go.

-Ale czemu spotkanie bez Ulricha?- dopytywał się Odd. Właśnie, to było dobre pytanie!

-Ulrich ma coś do załatwienia, a w półtorej godziny się nie wyrobi, no chyba że stanie się cud- wytłumaczył Jeremy, a mi się to niezbyt podobało. Od kiedy Ulrich i Jeremy mają sekrety, o których nie mogą powiedzieć?

- Tak, ale ja się zemszczę, nie oczekuj ode mnie taryfy ulgowej w przyszłości- zagroził mu Ulrich, a ja się serio zaczęłam o niego niepokoić, bo nigdy się nie odgrażał.

* * *

-Ej, ej, czemu on z nami też nie przyszedł?- zapytał Odd, gdy przybiegł do mojego pokoju od razu po wyjściu ze swojego i Ulricha dormu. Mm, nasz kolega gdzieś sobie wyszedł takim późnym wieczorem?

-Przyniosłeś swoje wypracowanie z hiszpańskiego? -przypomniał mu Jeremy. Skąd ta nagła zmiana tematu?

-No właśnie nie bardzo miałem wenę, poza tym spędziłem czas z Sam. Mogę przeczytać twoje?- poprosił go Odd i użył miny zbitego psiaka.- A tak w ogóle to uważam, że ten dodatkowy język, który nam tak nagle wprowadzili, jest w naszym planie niepotrzebnie.

-Za mało jeszcze wiesz, Odd- pokręcił z rozczarowaniem nad poziomem jego wiedzy Jeremy, po czym dał mu łaskawie swoją pracę, którą zajął się dużo wcześniej tak jak na obowiązkowego ucznia przystało.

***

(Vanillé)

   Ponieważ było już późno, kafejka była zamknięta. Od właścicielki dostałam upomnienie oraz karę w postaci podwojenia godzin mojej pracy do końca kolejnych dni obecnie trwającego tygodnia. Wiedziała, że nie chodzę do szkoły i że jestem niepełnoletnia, więc nie mogła dać mi całego, pełnego grafiku na 7 dni. Tak w ogóle to stało się to dzięki Ulrichowi, bo wcześniej William zabrał mnie do miasta, więc musiałam kupić sobie bilet, bo on nic nie fundował. Kobieta posiadała wielkie pokłady szczęścia, że powróciłam tego samego dnia. Niby miałam swoją pierwszą wypłatę, ale i tak 5 euro poszło na bilet i tak jakby na zmarnowanie. William uznał, że powinno odesłać się mnie do Lyoko, ale sam nie mógł o tym decydować bez zgody Jeremiego. Teraz musiałam odjąć sobie z i tak niewielkiego budżetu około 80 euro***, bo po pierwsze źle się czułam z tym, że Ulrich wziął kartę uczniowską Odda i nabił na nią swój oraz mój przejazd, bym dostała się bezpiecznie do obecnego lokum, a po drugie, od niego i od Odda dostałam kilka nowych rzeczy i to nie bardzo było fair.

-Weź te pieniądze sprzed moich oczu, to prezent także od Aelity- wyjaśnił.- To że William coś sobie wymyślił nie znaczy, że wszyscy będą na tobie żerować.

-Tylko że ja jeszcze nie dostałam od nikogo żadnego prezentu i nie bardzo wiem, co to znaczy- wyjaśniłam.

-Myślę, że jednak Odd miał dobre intencje i nie chciał cię urazić, tylko może z kolorem nie trafił.****

-On to kupił... dla mnie?

-No tak, przecież nie dla interaktywnej lalki.

-To miłe, ale nie jestem pewna, czy powinniście się ze mną zadawać.

-O tym nie ty decydujesz, więc nie musisz się tym przejmować- odpowiedział bez najmniejszego zawahania.- To nie ty namieszałaś, więc się uspokój- dodał i położył rękę na moim ramieniu.- Wiem, że to trudne, ale musisz się wziąć w garść.

-Nie lituj się nade mną.

-Dlaczego myślisz, że tak robię?

-Zaufaj mi. Wiem, co mówię z doświadczenia. Raczej nie ma sensu w zagłębianie się w bezsensowne znajomości ze mną.

-Dlaczego taka jesteś?

-Widzisz, bo..., bo to jest właśnie to. Próbuję zmienić swoje pasywne nastawienie, ale dopadają mnie wielkie wątpliwości i wyrzuty sumienia. Nie wiem, czy warto zaczynać, bo nie chcę, żeby znowu coś się pochrzaniło. Znaczy, ja nie chciałam skrzywdzić Odda, tylko przez to wiesz... moją zależność od Scyfozoi..., a z Aelitą to stało się tak dlatego, że...

-Jesteś uzależniona jak niewolnik, a Scyfozoa sama zdołała zorientować się, że nie oddałaś jej tego, na co czeka. A teraz to jak byłem z Aelitą w Lyoko, to pojawiły się aż dwie.

-Czy... to się zdarzało wcześniej?- spytałam go.

-Dziś po raz pierwszy od czasów odkrycia Lyoko.

-Byłeś w Lyoko sam z Aelitą?

-Tak, tylko nasza dwójka, ale nie bardzo dawało się je pokonać, Jeremy nie mógł nas zdewirtualizować, więc odesłałem Aelitę, a ona mnie.

-Ach, czemu to musi być takie skomplikowane- pociągnęłam się mocno za nastroszone kosmyki włosów.

-Ej, nie rób sobie krzywdy. Doprowadzimy jakoś twoje włosy do ładu i składu.

-„Doprowadzimy"?

-Posłuchaj mnie uważnie, Van. Może źle zaczęliśmy i wszystko kręci się wokół Lyoko i tego drugiego wirtualnego świata, ale tylko dlatego, że jakaś idiotka nie pomyślała o tym, co zrobiła nie znaczy, że musisz się chować i tłumaczyć z jej głupot. Zniszczyła ci dzieciństwo, przez co nie miałaś okazji poznać świata i w ogóle, i nie mówię tego ze względu na lyokowe problemy, które trzeba rozwiązać. Mam przez to na myśli... nie wyobrażam sobie, że po raz kolejny uciekniesz, nawet jeśli w jakiś sposób Scyfozoe cię przywołują. Jak trzeba będzie, to pójdę do Lyoko z tobą, ale sama nigdzie nie łaź, bo to naprawdę bez sensu takie poświęcanie.

    Nadęłam policzki i zmrużyłam oczy, bo nie podobało mi się to sprytne zagranie z jego strony. Już to słyszałam i nie zamierzam dać się nabrać kolejny raz.

-O nie, co to za mina?

-O nie, co to za koszmarne zdolności aktorskie? To miało być przekonywujące?

-Dobra, nie znam się i nie mam takiej siły perswazji jak Odd, ale myślę, iż wystarczająco się postarałem.

-To było sztuczne i aż się powstrzymuję, by nie popłakać się ze śmiechu, ale długo nie wytrzymam- przyznałam.

-Dla ciebie...to żart?- odparł, jakby zawiedzionym tonem głosu.

-Tak, nie chcę się angażować w żadne relacje typu przyjaźń. Już przez to przechodziłam i wcale różowo nie było. Nie chcę znowu się zawieść, już się w to nie bawię, Ulrich- objaśniłam dobitnie, aby zrozumiał.

-Jasne, potrzebujesz czasu, ja to rozumiem.

-Ale... Ulrich?- zwróciłam się do niego ponownie.- Ty mówiłeś... o przyjaźni ze mną? To trochę niewykonalne.

-A czemu niby nie?

-To zły pomysł, naprawdę, to dobre dla kogoś, kto w ogóle nie ma żadnych ambicji.

-Dla własnego dobra lepiej przestań wkładać mi w usta słowa, których nie wypowiedziałem. I wcale nie uważam cię za gorszą, jeżeli to masz na myśli, więc nie wmawiaj sobie czyichś głupot.

* * *

(Aelita)

  Analizowaliśmy z Jeremiem drogę z Lyoko do Concordii, która była możliwa tylko i jedynie dzięki fioletowej wieży. Jednak dostęp do niej był zablokowany i próbowaliśmy rozkminić, dlaczego oraz przez kogo.

-Czyli ktoś specjalnie zamknął przejście?- spytał Odd.

-Myślę, że 'W', bo inaczej skąd by się nagle pojawił jego notatnik? Jestem pewny, że pamiętnik Hagena również nie wziął się z chmur.- wystawił wstępną diagnozę Jeremy.

-Ten 'W' jest nienormalny- stwierdził Odd i w tym musiałam mu przyznać rację.- Co on nam chce przekazać gubiąc swoje zabawki? A Hagen to jeszcze większy czub, nie licząc X.A.N.Y.

-X.A.N.A. jest wirusem komputerowym, a Hagen to postać ludzka- poprawił go Jeremy.

-Czemu jesteś taki zły? Zrobiłem ci coś?

-Tak się nie robi, nieważne co- zwrócił mu uwagę Jeremy.

-Dowiem się, co takiego zrobiłem czy będę tak miażdżony jakimiś głupimi argumentami?

-Ciągle wypominałeś Ulrichowi, jaki to z ciebie cudowny przykład cnót i rycerskich obyczajów, do którego panny same lecą sznurem. Gdzie się to podziało?

-Nigdzie nie uciekło, ale naprawdę nie wiem, dlaczego mnie tak bezpodstawnie oskarżasz. Udało mi się z Sam...

-Ej, Jeremy. Może nie złość się aż tak bardzo, to chyba dobrze, że William wrócił do normalności?- próbowałam go jakoś uspokoić, ale w tym samym czasie do drzwi ktoś zapukał, więc wstałam, by otworzyć.

-Yumi nie przyszła?- zapytałam Williama i zaczęłam rozglądać się po korytarzu.

-Ta, drobny poślizg planów ze względu na jej rodziców- objaśnił i wszedł bez zaproszenia. Zauważyłam, że dał Jeremiemu jakiś przedmiot-ten sam, co w fabryce.- Gadałem o tym z Yumi- oznajmił. –Dla niej to wszystko jest wymyślone, ale nie mogę się z nią całościowo zgodzić.

-Zgodzić się? W czym?- podchwyciłam.

-Że 'W' i Hagen to ta sama osoba.

-Ach, to już zupełnie nie miałoby sensu- kiwnął potakująco głową na jego słowa Jeremy.- Teraz już wiemy, że ona nie chce się w nic angażować i podkłada nam kłody pod nogi specjalnie, bo dzięki Van nie jesteś już we władaniu X.A.N.Y.

-Właśnie, rozwiążmy to jak najszybciej, bo mam dość wysłuchiwania, jak się nam grupa rozbiła przez to chodzące tajskie nieszczęście.

-O, nie będę cię prosił o pomoc, skoro tak uważasz, tylko że zauważ, iż gdyby nie ona, to dalej tkwiłbyś w więzieniu X.A.N.Y. w Lyoko.

-Co? Dzięki komu?- zadałam im pytanie, a William westchnął.

-Ta nawiedzona Tajka- wyjaśnił William, a ja zmrużyłam oczy, bo nie bardzo chciałam o niej wysłuchiwać.- Dobra, to ja uciekam do swojego pokoju, skoro już po zebraniu- poinformował i mrugnął do mnie okiem.

-Tajka? Jaka Tajka?- dopytywał się Odd.

-Ta, z którą się całowałeś. Dobra, ludzie. Na razie żegnam, bo muszę kuć do sprawdzianu z matmy u Meyer- powiedział Will, po czym tak szybko jak się pojawił, tak też zniknął.

-Pamiętałbym, przecież wiem, z kim byłem i się całowałem- załamał się Odd i założył poduszkę na twarz.- Nawet Sissi, ale to było potrzebne...- przywołał wspomnienie dnia, kiedy musieliśmy iść do Lyoko, ona nas śledziła i prawie wydała, więc Odd się poświęcił.

-Wkręcał cię, nie przejmuj się Odd- poklepałam go delikatnie po plecach, by trochę podnieść go na duchu.

-Tylko że Ulrich też mi mówił o tym samym, co niby zrobiłem.

-To już twoja sprawa, czy sobie przypomnisz, czy nie. Do Lyoko tak czy siak trzeba pójść- przekazał nam Jeremy.- Ale nie teraz, bo nie ma alarmu. Tak przy okazji odwiedzin Kartaginy, co wy na to?

-Jestem za~- potwierdziłam entuzjastycznie i przybiłam z nieco jeszcze skołowanym Oddem, żółwika.- Słyszałeś Odd? Odwiedzimy Kartaginę~- zawołałam do naszego „Casanovy", a on również jakby trochę się rozweselił.

* * *

(Vanillé)

    Przez ostatnie półtora godziny Ulrich dał mi przerwę od wszystkiego, więc każde z nas zajęło się swoim hobby: ja czytałam japońską mangę o Smoczych Kulach, a on robił jakieś zaległe ćwiczenia z matematyki oraz fizyki. Było naprawdę cicho... poprawka, słychać było „pisk" rysika od ołówka, dopóki nie rozległ się dźwięk wibracji rozchodzących się po parapecie. Na domiar złego zaczęło mi niesamowicie burczeć w brzuchu.

Zrozumiałam, że to najwyższa pora na posiłek, ale nim zdążyłam wstać, to sturlałam się na podłogę jak jakiś ziemniak, co było dziwne. Zastanawiała mnie ta nagła „bezwładność"***** w nogach jednak szybko dźwignęłam się na swoje niezdarne kończyny dolne. Chwyciłam parę drobnych i wyszłam. Stanęłam przed automatem, wcisnęłam odpowiednią cyferkę, wrzuciłam monety, a po chwili po kolei wysunęły się: opakowanie Chipicao, puszka z napojem herbacianopodobnym Lipton i saszetka z oranżadką rozpuszczalną. Wrzuciłam jeszcze dwa razy po 3 euro do innego automatu i wysunęły się cukrowe misie oraz cytrynki. Wróciłam do pokoju i położyłam na stoliku rogalika, herbatę oraz cukrowe misie, a ze swoją porcją wpakowałam się do łóżka i zaczęłam powoli konsumować. Nie mogłam znieść dźwięku przepływających przez żołądek wyjątkowo głośnych soków trawiennych, brr, masakryczne uczucie. Gdy już zaspokoiłam głód oraz pragnienie, wróciłam do lektury, dopóki nie zgasło światło. To było dziwne, przecież nie grzmiało na tyle mocno, by zerwało kable z linii wysokiego napięcia... w ogóle nie padało ani nie grzmiało. No i jakby nie patrzeć, nie było Ulricha, a przecież nie widziałam, by wychodził.

     Nagle drzwi gwałtownie otworzyły się, a ja automatycznie wstałam. Nie miałam w pobliżu żadnego przedmiotu mogącego służyć mi do obrony na wypadek, gdyby obcy chciał zaatakować. Dlaczego doznałam dziwnego wrażenia, iż postać jest mi znana?

Jakoś dziwnie na mnie patrzył, w taki sposób, że aż czułam przechodzące mi ciarki po plecach.

-I jak się teraz bawisz, Lamai? Lepiej niż w Concordii?

-Nie jestem pewna, co masz na myśli... Kim jesteś i skąd wiesz, jak mam na imię?- postanowiłam zachować zimną krew i nie ulec panice, chociaż od tej istoty emanowała taka raczej nieprzyjemna aura, a fakt, iż mnie znał, był niepokojący.

* * *

(Jeremy)

    I tak nie zamierzałem kłaść się spać wcześnie, dlatego zadzwoniłem do Ulricha, by skontrolować jego postępy, jednak nie spodziewałem się, że sprawa aż tak posunie się do przodu lub skomplikuje- zależy od punktu widzenia. W pojawieniu się 'W' nie było nic pozytywnego; raczej nic poza depresją nie można było odczuć. Mając na uwadze doskonałą znajomość wydarzeń Van oraz to, jak szybko i łatwo daje się zastraszać, obecność 'W' wcale nie przynosiła pozytywnych emocji, wręcz przeciwnie- wzbudzała wszystkie negatywne, a to nie było pożądane.

Mówią, że stres jest przyjemny, ale ja dziękuję za taki pasożytniczy stres, który rozwala mój plan wciągnięcia Vanillé do grupy. Wiem, że dużo wymagam i być może Ulrich mnie nie cierpi, ale jego wysiłek idzie na zmarnowanie przez to wszystko. Trochę go przywołałem do porządku, no bo kazałem mu czymś się zająć, a on będzie unosił się honorem i zostawił Van w rękach nawiedzonego psychopaty, tylko dlatego, bo „Lamai ma gościa i ten gość za nią tęskni, więc Ulrich nie będzie się wtrącał". Kto będzie odpowiadał, jak on coś jej zrobi? Grr, w ogóle zero pomyślunku!

* * *

(Vanillé)

    Tak szybko jak 'W' się pojawił, tak też zniknął. Ulrich zostawił mnie z nim samą, ale nie miałam pretensji. Nie mógł mieć pojęcia o tym, co 'W' mi zrobił, bo niby skąd, ale odniosłam wrażenie, iż pokusił się o to z pewnym zamiarem.

-Znowu wlazłaś na parapet?- usłyszałam znajomy głos, ale teraz szczerze powiedziawszy, miałam ochotę rozpłynąć się w powietrzu jak 'W'... i to dosłownie.- Jak tam? Już lepiej? Chyba tak, skoro twój przyjaciel wyrwał się specjalnie po to, by cię zobaczyć, bo się stęsknił.

Nie byłam w stanie powstrzymać powstających w kącikach oczu łez, które zaczęły intensywnie spadać w dół. Nie chciałam się tak zachować, to były emocje, nad którymi nie byłam w stanie zapanować. Nie rozumiałam, jak można być tak wrednym, jak już raz zniszczyło się życie drugiemu człowiekowi. 'W' był niby „tym lepszym", ale kiedyś musiała się ukazać jego zła strona i wtedy bywał gorszy od Hagena, agresywniejszy...

-Ej, co ci jest?- poczułam mocne dźgnięcie ostrą końcówką ołówka w bok, ale widząc jego zdziwiona minę zdałam sobie sprawę, iż zrobił to niespecjalnie. Pięknie! I niby jak ja mam się z tego wszystkiego wytłumaczyć...,przecież on nie odpuści, dopóki nie usłyszy całej historii ode mnie.

Zakopałam się pod kołdrę, by przemyśleć to i owo, ale jednak długo tak nie wytrzymałam; odrzuciłam kołdrę i usiadłam do stolika, poszukałam strony z zadaniami, dorwałam się do ołówka i poprawiłam w paru miejscach błędy.

-Można wiedzieć, co robisz?

-Poprawiłam ci równania wielomianowe, bo kłuło po oczach.

-No~ I to dosłownie, ymm, dziękuję...

Zamrugałam, przez co uświadomiłam sobie, jak mocno pieką mnie oczy. Tylko jakim cudem było to zauważalne?

Gdy zorientowałam się, że wcale nie spał ułożony na śpiworze w pozycji półleżącej, a w rzeczywistości obserwował mnie cały czas, przez głowę przeszła mi głupia myśl.

-O, widzisz? Już cię nie ciągnie do Concordii. Co to było to wcześniej?

Hmm? Co to za reakcja? Żadnej uwagi typu: „Przestań mnie straszyć" albo „Jesteś nawiedzona, gdzie z tymi łapami?!" ?

-Jeżeli chodzi o to wcześniej, to ja...- zaczęłam, ale nie skończyłam. Nie wiedziałam, na czym się skupić.

-To był ON?- spytał Ulrich jak gdyby nigdy nic.- Ten twój przyjaciel...?

-Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek był nim naprawdę, czy też od początku miał układ z Hagenem. W sumie nie zdziwiłoby mnie to, bo w pewnym stopniu są spokrewnieni i...

-Są braćmi?

-Tak, przyrodnimi. Skąd...

-...wiedziałem?- dokończył za mnie.- Trochę pogrzebaliśmy z Jeremiem w jego notatniku, a w pamiętniku Hagena są schematy budowy i funkcjonowania Concordii.

-Właśnie, miałam ci to wyjaśnić.

-Jesteś pewna?

-Tak, dzięki za troskę. Yy...to znaczy... muszę iść się ogarnąć, bo wyglądam jak miś panda i w ogóle mażę się jak przedszkolak, i... to ja ten... łazienka, świnko-kot pójdzie się ochlapać.

    Chwyciłam szybko piżamkę i ręcznik w rączki, i pobiegłam w stronę wspomnianego pomieszczenia, którego zamek zaryglowałam na klucz. Ugh! Jesteś taka głupia, Lamai Petcharat, po tym wszystkim jeszcze niczego się nie nauczyłaś? -zganiłam się w myślach. Tylko że nie chcę do Concordii, by znowu przez to samo przechodzić, ale z drugiej strony nie podoba mi się moje obecne zachowanie, dlaczego ja muszę zawsze do kogoś się przyczepić...

-Usnęłaś tam?- do drzwi rozległo się pukanie po 15 minutach. Odkręciłam kran w zlewie i chlusnęłam sobie strumieniem zimnej wody prosto w twarz, a gdy zakończyłam tę czynność, wzięłam szybki prysznic. Skoro długu u 'W' nie udało mi się spłacić, spróbuję z nim... to jest Ulrichem, bo to moje takie „rzucanie się z łapami", jak to określił 'W', jest nienormalne. Wydawało mi się, że nie jestem zbyt namolna, za jaką uznał mnie 'W', ale okazało się, że jednak tak się działo. Ale jednak jak wykonałam to, o czym pomyślałam, to Ulrich nie zachował się tak jak 'W'.

Hmm, czyli według 'W' istniało więcej sposobów na to, aby zniknąć ludziom z oczu, okej. Wystarczy, że się trochę wyspecjalizuję i w tej kwestii już nikt nigdy nie zarzuci mi, że się nadmiernie uspołeczniam. Najwyraźniej 'W' uznał za konieczność pojawić się i mnie pouczyć, że znowu zatruwam komuś niepotrzebnie życie tak jak jemu.

* * *

(Jeremy)

    Po jakimś czasie zdecydowałem, że pora sprawdzić postępy poczynione przez Ulricha w ciągu ostatniej godziny. Na początku nie zapowiadało się na aż tak poważne zaburzenia psychiczne, ale z drugiej strony, jak 'W' i Hagen doprowadzili tą Tajkę do takiego stanu, że boi się do kogokolwiek zagadać bez urojenia sobie, że robi coś złego, to nie ma się co dziwić, że zachowuje się po prostu dziwnie. W miarę jak Ulrich mi relacjonował, co się wydarzyło zrozumiałem, co miał na myśli porównując spotkanie Van z pierwszym wypadem do Lyoko. Aelita również miewała załamania nerwowe i może to niezbyt wiele, ale przynajmniej miała nas. No i jej nikt nie używał jak niewolnika, nie licząc momentów owładnięcia przez X.A.N.Ę., natomiast sytuacja Vanillé była rozbudowana nie tylko o traumatyczne dzieciństwo, ale o jej ogólną egzystencję. Miałem dobre przeczucia względem 'W', ale bezpodstawnie. Jak on mógł odepchnąć Van, kiedy ona go potrzebowała, podobno byli przyjaciółmi, ale chyba tylko jednostronnie. Wygląda na to, iż Van służyła mu jedynie do zabawy i forma rozrywki; nie wiem, czy zawsze taki był, czy stał się taki w wyniku wyzysku ze strony Hagena, który miał jakieś porachunki z panną Maew.

     Oczywiście nie wiedziałem, że Ulrich od początku miał pokojowe zamiary i że podejmowane przez niego próby zaznajomienia się z Van wcale nie były atakiem przeciwko Oddowi czy całej naszej paczce, ale zwykłą, ludzką chęcią przebywania w towarzystwie drugiej osoby. A co najważniejsze, robił to bezinteresownie, choć nie dawałem temu wiary, a jednak dopiero teraz dotarło do mnie, dlaczego go do niej ciągnęło. Zresztą nie tylko jego. Odda i mnie także, ale jak to mówią „Dla każdego coś innego". A Yumi może się wypchać z taką postawą; chyba zapomniała, że w jej słowniku istniały takie frazy jak „empatia" czy „bezinteresowność". Na szczęście nie wszystkich dopadła ta przypadłość.

Sądząc po tym, że dość długo im to zajmuje, śmiem twierdzić, iż Ulrich rzeczywiście poradzi sobie i nie muszę denerwować się tak jak w przypadku Odda, któremu wiecznie były i są nadal w głowie tylko amory. Każdy miał inne podejście, ale wychodzi na to, iż to, czego Van teraz potrzebuje, by zostało jej dostarczone, a czego zawsze jej brakował, to nie tylko żarty, błaznowanie i pseudo-śmieszne śmianie się z życia. No i też wobec tego nie widzę żadnych przeciwskazań, by Van dała Ulrichowi spokój, bo to nie ona do niego lata, to, co ona robi i jak się zachowuje względem niego, to nie jest forma narzucania się. Chcą się oboje przyjaźnić? Niech tak będzie, mi to nie przeszkadza. Van nikogo o zgodę nie musi się pytać i mam nadzieję, że prędzej czy później dotrze do Tajki to, że nie chcemy skrzywdzić jej tak jak uczyniły to wszystkie osoby z jej dotychczasowego otoczenia.

-Nie, wróć Jeremy, ty i twoja grupa w ogóle nie chcecie jej krzywdzić - poprawiłem się, myśląc na głos, jak to czasem u mnie bywało.

- - - - - - - - - - - -

*ok. 85 groszy

**naszyjnik z rdz. 19

*** 80 euro- 338,81 zł

**** nawiązanie do ubranka z rdz. 18

***** Van doznała zdrętwienia kości ( tzw. „uczucie mrowienia")

Smocze Kule (ang. DragonBall) – jap. manga o tym samym tytule (komiks) 

Lamai Petcharat- prawdziwe imię i nazwisko Van 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top