Rozdział 18: „Obiecanki-cacanki i cukrowe misie"
(Odd)
Nie wiedziałem, że po Kartaginie oraz drugiej stronie morza cyfrowego coś jeszcze jest. I bez tego Lyoko wydawało mi się być mocno rozbudowaną wirtualną platformą. Podobało mi się od samego początku, choć były takie momenty, iż miałem wszystkiego dość, lecz każde inne coś było lepsze niż szkoła. Poza tym lepiej zająć się problemem niż żyć w strachu, w mieście, którym zawładnął jakiś zły wirus komputerowy. Mimo wszystko wypady do Lyoko miały więcej plusów niż wad, a ja byłem z tych, co woleli poczuć odrobinę adrenaliny, poczuć zew nowej przygody. A najlepsze, że po Lyoko są jeszcze światy pośrednie, które w jakiś sposób wpisują się w te przynależące do Lyoko.
Nie znałem nowej, trójwymiarowej przestrzeni i mimo iż lubiłem odkrywać, tym razem postanowiłem być „grzecznym kotkiem" i trzymać się grupy. Szliśmy wszyscy truchcikiem, gdy poczułem, jak coś zaczyna trzepotać u góry.
-Cholera, Jeremy! Mogłeś nas ostrzec- zwróciłem mu uwagę, a przy tym starałem się uniknąć bycia ostrzelanym.
-Normalne ćmy nie atakują- zauważyła Yumi.
-A czy któreś ze „zwierzątek" tego dziwnego wirusa jest lub kiedykolwiek wcześniej było normalne?- odpowiedział jej Ulrich.
Siedzieliśmy ukryci w składowni węgla. To było fascynujące, że jak te zmutowane, wielgaśne ćmy strzelały do nas, to robiło się niebezpiecznie. Natomiast podłożu czy innym elementom nic się nie działo... poza tym, że zanikały. Daleko nie zaszliśmy, bo najpierw odpadła Yumi. Zaatakowały ją znienacka i coś zaczęło się dziać. Yumi została sparaliżowana i nie można było jej w żaden sposób pomóc, bo gdy tylko efekt „odrętwienia" minął, Yumi utraciła ostatnie 5 punktów. Zauważyłem, że Van próbuje coś wykombinować, ale okazało się, że nie ma jak użyć swojej „mocy". Odpadłem tuż po Ulrichu. Nie było dalszego sensu w wyprawie, więc Jeremy zmaterializował Aelitę i Van.
Było beznadziejnie, bo pojawiły się stwory, których sposób na pozbycie się ich znowu trzeba będzie rozkminiać.
-Piękna wycieczka, czyż nie?- skomentował William, gdy wysiedliśmy z windy. Siedział na skrzyni i układał Kostkę Rubika.
-Nie obijaliśmy się- zaprzeczyła Yumi.- Jedynie na koniec nie udało się nam tak, jak to sobie obmyśliłam. Myślałam, że jak tam pójdziemy, to czegoś więcej się dowiemy.
-Nie było tragicznie- stwierdziła Aelita.
-Właśnie, trochę jednak się nauczyliśmy po tej wycieczce- dodałem.
-Ty? Niby czego?- zdziwiła się Yumi.
-Zauważyliście, że gdy pojawiły się te ćmy, to straciliśmy kontakt?- odezwał się nasz „Einstein".
-To prawda. To musi o czymś świadczyć- przytaknęła Yumi.- Ona wiedziała wszystko! Musi nam powiedzieć więcej.
-No może, ale już nie dzisiaj. Nie wiem jak ty, ale ja chcę wrócić do pokoju i jeszcze trochę się pouczyć, bo jutro nie znajdę na to czasu.- objaśniła jej Aelita i nam wszystkim przy okazji.
-To jest bardzo dobry pomysł- poparł ją Ulrich i rozejrzał się.- Widzisz Odd, Van jest mądrzejsza niż ci się zdaje, bo już dawno jest w drodze do Kadic.
-Wow, gdzie zniknęła Vani, przecież była z nami...- nadąłem policzki.
-Odd, choroby się leczy. Jeremy też ma dzisiaj jakiś opóźniony zapłon, bo zapomniał zrobić powrotu- stwierdził William.
-Nic nie robiłeś, więc siedź cicho, William- westchnąłem.
-Skanery przetestowaliście, owszem, ale ta funkcja nadal jest nieaktywna. Nie wystarczy raz pójść do Lyoko i wrócić z niczym. Myślisz, że ja tu siedzę, piję kakao i gram w warcaby? Poza tym myślę, że nawet jeśli uda mi się rozwiązać ten problem, to i tak musimy dowiedzieć się, jakim cudem Vanillé wiedziała o Lyoko- wyjaśnił Jeremy, a ja miałem ochotę go uściskać z radości. Przygasił Williama równo i to był powód, aby się cieszyć.
-Tsch, niewdzięcznicy. Już zapomnieliście, kto wam opowiadał o pannie „świnko-kot"?- upomniał się William.
-Ech, i co chcesz w nagrodę? Złotego dywanu w sklepie szukać na próżno- zażartował z niego Ulrich.
-Chcę do Lyoko i dobrze o tym wiecie- zażądał.
-Nie, bo znowu narobisz bałaganu.
-Pomyślę nad tym-nie... czy Jeremy właśnie zdradził swą drużynę?
-A jak coś znajdę o tej Vanillé, to mnie weźmiecie?- dopominał się uparcie William.- Jestem pewien, że mi się uda.
-Jesteś bardzo przekonany, że podołasz. Tak, to typowe. Wraca twoja dawna osobowość- zauważył Ulrich.
-Co mamy do stracenia, niech się wykaże- poparła go Yumi.
-Dobra, zakład o 5 euro*, że nie da rady dowiedzieć się choć jednej informacji o Vani- wyciągnąłem z bluzy banknot o nominale 5 euro. Aelita i Ulrich podali mi dwa papierki z tym samym. Mieliśmy już 15 euro.**
-Ja pasuję- wystawiła mi język Yumi.
-Ja się nie zakładam- oświadczył Jeremy. Aish, on i ta jego „einsteinowska duma".
Wracałem do szkoły w wyśmienitym humorze. A oni myśleli, że dam się na to nabrać. Ja chcę zdobywać zaufanie Vani uczciwie i nie potrzebuję wiadomości od trzeciej osoby. Nie ufam Williamowi i naprawdę nie wierzę, że cokolwiek znajdzie. Musiałby zapytać Van, a wątpię, by opowiedziała mu historię życia od A do Z. Używanie przemocy wobec Vani mogłoby się skończyć bardziej niż źle, dlatego wolałbym, aby porzucił zadanie nie do wykonania. Wszystko jest lepsze niż tłumaczenie Williamowi rzeczy zbyt oczywistych, których on nie jest w stanie ogarnąć. Wypadał raczej kiepsko w rankingu na „Mistrza Umysłu", aż się zastanawiam, czy mu nie zacząć współczuć. Może tak, ale najpierw zajmę się pewnym „problemem", który długo już wzbudza mój niepokój.
* * *
(Ulrich)
-Ulrich, chodź ze mną. Pomożesz mi- poprosił mnie Odd.
Uczyliśmy się dopiero 40 minut, a dla niego to już za dużo?
-Mój Kiwi~! Jest w pokoju Vani, a ona się go nie dość, że wystraszy, to dostanie uczulenia.
-Musisz ją jeszcze w ten sposób wykorzystywać? Ona nie jest dodatkiem do szkoły jak palmy, które posadzili w tym roku na ganku.- próbowałem mu wyjaśnić (po raz n-ty), żeby traktował Van jak człowieka, a nie pluszowego misia czy interaktywnego zwierzaka. Kiedy Odd dorośnie...
-Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz. Najpierw kradniesz ją przez „treningi", później wypadł wypad do Lyoko, a teraz lekceważysz moją potrzebę zapewnienia Van bezpieczeństwa, a później pewnie sam do niej pójdziesz i będziesz zgrywał nie wiadomo jak wielkiego bohatera!
-Odbiło ci?
-I jeszcze namówiłeś Jeremiego, żeby nas rozdzielił! Gdzie jest limit twojej podłości.
-O czym ty do mnie teraz w ogóle mówisz?
-Robisz to specjalnie, żeby mnie nie kojarzyła? To wcale nie jest zabawne, że ją tak bajerujesz!
-Zaczynasz mnie wkurzać, Odd.
-Nie zabieraj mi Vani...
Zatrzasnąłem książkę w twardej oprawie i popatrzyłem na niego jak na idiotę, którym niestety, ale chyba był.
-Proszę powiedz mi, czy ja skaczę wokół niej z ekscytacji jak jakiś narwany pudel na wybiegu.
-Nie, ale...
-Czy ja za wszelką cenę staram się zwrócić jej uwagę na siebie?- kontynuowałem.
-Nie jestem pewien...
-Rozumiem, w takim razie jeszcze wiele nauki przed tobą. Pójdę po Kiwiego, żebyś mi tu nie pajacował. W zamian żądam ciszy. Czy to jasne?
-Jesteś kochany, mój kumpel jest najlepszy- najlepsiejszy~!
Zignorowałem jego pochwały i dziękczynne modlitwy, które odprawiał w nieznanym celu. Życzyłbym sobie, by w końcu dorósł i przestał myśleć, że każde moje spotkanie i rozmowa z Vanillé są skierowane przeciw niemu. Prawda jest taka, że dużo nam pomogła, ale przez jego takie głupie i dziecinne zachowanie nie wiem, jak mam się do niej odezwać. Z drugiej strony też jest jakaś dziwna skoro pozwala tak się wykorzystywać. Inna dziewczyna od razu przywróciłaby Odda do pionu, zaś Van nie robił kompletnie nic. Tak to właśnie jest- zaoferuję palec, a biorą całą rękę. Muszę być mniej uległy, ale to ostatni raz, jak ratuję Odda z opresji. Aż mi wstyd teraz do niej iść, bo Odd jest po prostu żałosny. Nawet mi przez myśl nie przeszło, aby okazać jej większe zainteresowanie.
Zapukałem do drzwi, a za chwilę zostały otwarte.
Na materacu dostrzegłem tego rozwydrzonego psa. To niesamowite, bo był mniejszy niż niejeden dorosły kot, a i tak po sobie śmiecił, jak również zajmował sporo miejsca.
-Ja po tego tam- wskazałem na Kiwiego rozwalonego na poduszkach jak książę magdeburski.
Kiwi chyba domyślił się, że chcę go zabrać, więc wlazł za szparę między ścianą a łóżkiem.
-Wyrobisz się w 20 minut?- spytała Van.
-Raczej tak, o ile ten gamoń zechce współpracować- odpowiedziałem i wsunąłem się między szafę a ścianę, bo nie miałem zamiaru włazić na łóżko na byle jakich sprężynach. Odsunąłem jednak ten mebel, zdzierając przy okazji trochę wykładziny, która ze starości aż się kruszyła, a spod której wylazły drobne czarne mrówki i „domowe pajączki"... fuj. Zastanawiałem się, czy to pomieszczenie nim zostało przeznaczone na pokój dla Van, było odnowione, ale sądząc po „lokatorach" zamieszkujących dziury pod podłogą, a które do tej pory były przykryte wykładziną, założę się o każdą walutę, że upchnęli ją tu, bo mieli dość fochów i skarg Emily. Takie działania chyba zaliczają się, jakby nie patrzeć, do przejawiania rasizmu, czyż nie? No chyba, że coś pomieszałem, co zdarza mi się dość często.
Niestety to był dopiero początek trudności; Kiwi nie chciał wyjść, bawił się skarpetkami we wzorek z kaczuszkami, a na dokładkę zauważyłem ślad mysich łapek.
-Psa rozumiem, ale trzymać mysz jako zwierzątko?- pomyślałem na głos.
-Nie mam nic do myszy, ale nie lubię ich aż tak. Miłośniczką szczurowatych nie jestem.
-Masz na myśli gryzonie- poprawiłem ją i w dalszym ciągu próbowałem ruszyć tego leniwego kundla.- Głupi pies- westchnąłem, gdy przejechał mi pazurkami po całej dłoni. Zostały po tym dwie, długie czerwone kreski. Zaszczekał i podrapał teren wokół siebie. Przecież to nie był jego pokój!
-Nie masz jakiegoś ręcznika?- spytałem.- Albo koca, cokolwiek.
Van podeszła, ukucnęła do szafki i wyciągnęła koc w kaczki.
-Ulrich~ Co tak długo?
Do pomieszczenia wszedł Odd. Acha, zasady grzeczności go już nie obowiązują i może wchodzić bez pukania?
-Błe~- wzdrygnął się, gdy pod nogami przebiegła mu mysz. Kiwi zaczął za nią biec jak jakiś durny, młody kot. A mówią, że psy mądrzejsze od kotów, ale jak widać Kiwi jest wyjątkiem w swoim gatunku. Tak, właśnie zamierzałem go uchwycić w koc, ale przyszedł Odd, mysz wyszła z dziury w ścianie a Kiwi... właśnie próbował skonsumować mysz, ale szybko stracił swój łup. Dostał jakiegoś totalnego świra i zaczął wszystko przewracać, gdy Van najzwyczajniej w świecie, bez obrzydzenia chwyciła mysz w ręce i wyniosła ją na parapet za okno. Aby dosięgnąć i otworzyć okno, musiała wleźć na parapet, wyjść i wystawić gryzonia na parapet na zewnątrz.
-Weź go od niej- przywołałem Odda do porządku, gdyż Kiwi wrzaskliwym warczeniem nie pozwalał dziewczynie zejść z parapetu za oknem, bo wskoczył na krzesło i jeszcze raz dowiódł swoich „zdolności", gdyż znalazł się na parapecie. Nie wiem, jak mu się to udało i od kiedy jest taki agresywny, ale nie podobało mi się to. Nie wyglądało to dobrze, bo parapet znajdował się tuż za oknem. Spadnięcie z tak wąskiego obiektu mogło się skończyć tylko w jeden sposób.
[2 tygodnie później]
(Odd)
Miałem pewne podejrzenia, co do tego, dlaczego Van kontynuowała unikanie nas, ale równie dobrze mogłem się pomylić.
-Przecież ją zawieszono, więc czym się przejmujesz. Na twoim miejscu martwiłabym się o stopnie. Chcesz w nieskończoność powtarzać drugą klasę gimnazjum?- zapytała Yumi.
-Ty może lepiej powiedz, jak idzie Williamowi- wtrąciła się Aelita i wzięła łyk soku pomarańczowo-wiśniowego.
-William? Co z nim?- zamrugała oczami zdziwiona Yumi.
-Zadeklarował się, że załatwi dane o Vani- przypomniałem, a Yumi wybuchnęła.- Co w tym śmiesznego?- spytałem lekko... zszokowany i zażenowany jej niecodziennym zachowaniem.- Jeremy, Aelita, Ulrich? Czy ja powiedziałem coś nie tak?
-Ty w to wierzysz?- śmiała się w dalszym ciągu Yumi.- Zrobiłeś z Kiwim taki cyrk, że cała szkoła gada o tym, jak mocno nawiedzona jest Vanillé.
-Co?
-No wiesz, to znaczy, że nie bardzo styka jej na zwojach. Normalni ludzie nie łażą po oknach w środku nocy i nie hodują pajęczaków czy gryzoni w pokoju pod panelami czy wykładziną.
Spojrzałem na Ulricha, a ten na mnie. Ale on do tego tak, jakby nie miał z tym nic wspólnego. Tak, tylko kto drażnił Kiwiego. Teraz zgrywa niewinnego, a ja czuję, że zmienił fakty, by nei czuć się winnym, że o mało co, a przez jego podejście do mojego psa, Van skończyłaby jak Ofelia.
-Van nie jest wariatką.- zaprzeczyłem.
-Ale sam byłeś w pokoju i widziałeś, jak właziła na parapet na zewnątrz.
-Świetnie, że wierzysz plotkom, a nie mi.
-A, właśnie Odd. Z Kiwim wszystko w porządku?- spytała Aelita.
-Teraz już tak, bo w porę zaprowadziłem go do weterynarza.
-I co mu było, że tak mu odbiło?- dopytywała się Aelita.
-Nie lubi, jak ludzie na siłę wpychają go do szafy, a potem ganiają a nim z kąta w kąt- wymownie spojrzałem na Yumi i Ulricha.- Nie lubi za bardzo zmieniać miejsca do spania, szczególnie jeżeli wie, że jakaś osoba może się go bać. On wtedy jeszcze bardziej chce się zaprzyjaźnić.
-Oj, Odd. To był tylko żart...- nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem.
-Yumi, zwierzęta też mają uczucia- upomniał ją Jeremy.
-Ale Kiwi to tylko pies. Skąd miałam wiedzieć, a co dopiero on sam, że trafi na taką dziwaczkę- żachnęła się niczym obrażona perska księżniczka.- Wyprawa do Lyoko aktualna?- zmieniła szybko temat.
-Tak, owszem- kiwnął głową Jeremy.- Wykombinowaliście już, jak sobie poradzić z ćmami?
-Chyba żartujesz, jeśli uważasz, że miałem czas nad tym się wysilać- odparłem.
-Odd, uczyłeś się?- przypomniał mi Ulrich, którego szczerze miałem ochotę wykopać z pokoju. Za tą akcję z Kiwim wciąż się na niego gniewałem.
-Tak i założę się, że prędzej dostanę 4, a może nawet 6, niż doczekamy się wieści od Williama- upierałem się przy swoim.
-Przekonaj się w końcu sam! Dlaczego musimy znosić twoje zaloty niskich lotów? Nie masz większych ambicji? Czy to zawsze musi być jakaś chodząca patologia?! Emily jeszcze jakoś rozumiem, ale to ostatnie, to porażka nad porażki.
-Yumi, przestań mu to ciągle wypominać. To jego życie.- próbowała ją uciszyć Aelita.
-Tak, ale przez niego muszę znosić tę małą, nienormalną wesz!
-To dziękuję bardzo. Nie licz na to, że pójdę dziś z tobą do Lyoko- uświadomiłem Yumi.
-Ja tylko wyraziłam swoje zdanie.
Nie słuchałem już jej, tylko najzwyczajniej w świecie oddaliłem się od grupy. Na zajęciach ze sztuki bazgroliliśmy coś kredą, węglem i plasteliną po papierze. Mieliśmy lekcje łączone z rocznikiem Yumi.
-Pożycz długopis, muszę coś napisać- zwrócił się do mnie Ulrich. Nauczyciel nie pozwolił mi się przesiąść, więc ostentacyjnie ignorowałem go i jego „śmiechy-hihy", które wymieniał z Yumi.
-Odd, coś się tak zasępił jak osioł?- zaczepiła mnie Aelita. Znając ją, to wciągnęła swój plan w życie. Nie mogła odpuścić pomysłu z kwiatami, a już w szczególności nie po tym, jak na własne oczy ujrzała w Lyoko ziemniaki czy dzikie jagody.
Teraz jeszcze bardziej będzie chciała oranżerię czy jakąś ikebanę.***
-Powiedz temu natrętowi, by przestał mnie dźgać palcem w bok- poprosiłem Aelitę. Miałem na myśli oczywiście Ulricha. Odkąd Vani nie pojawiała się na korytarzach szkoły czy boisku, znacznie częściej nie opuszczał pokoju. Nie wkurzyłbym się tak, gdyby od początku był ze mną szczery. Jednak nie, Ulrich postanowił działać niczym ninja: szybko i niepostrzeżenie. Gdyby od razu mi powiedział, że lubi Van, teraz nie byłoby między nami spięcia. Za takiego przyjaciela serdecznie dziękuję!
* * *
(Ulrich)
Nie zamierzałem przejmować się dziewiczymi humorkami „Casanovy z Kadic", bo wiedziałem, że to nie on miał rację. Nie broniłem zdania Yumi, ale nie popierałem również działań Van. Skoro nie chciała Kiwiego u siebie, to mogła przyjść i poprosić, a któryś z nas, ja lub Odd, na pewno by się zjawił. W tym wszystkim chodziło o to, iż Odd źle odebrał moje i Van relacje. Nawet głupie koleżeństwo musiało być jedynie jednoznaczne! Ale oczywiście ten głuptas tego nie wiedział i uparł się, że konieczne chcę mu podebrać nowy łup. Przez to wszystko zwątpiłem, czy nie narzucałem jej się tak jak Odd.
Minęły 2 miesiące, a William dalej nie wywiązał się z danego słowa, że da radę, lecz poszukiwania długo trwają. Taa, jasne. Pewnie w ogóle się za to nawet nie zabrał, a w tym czasie zdążyliśmy zapoznać się z kolejną „przejściówką". Aelita wzięła nas w rejs przez cyfrowe morze i odkryliśmy „wodną" wersję sektora leśnego. Sektor koralowy, bo taką nazwę nosił, był jakby alternatywą lasu. Jestem pełen podziwu dla twórcy, że połączył dżunglę z elementami rafy koralowej. Przestrzeń była na tyle skomplikowana, iż poruszanie się wymagało pomyślenia. Grawitacja zanikała, więc używanie pojazdów równało się z automatycznym „wyjściem z gry". Natknęliśmy się na kolejne zabawki X.A.N.Y. Rag Dolls były ciasteczkowatymi ludzikami, za oczy posiadały guziki. Nie atakowały z siebie jak inne „skarby i dary Lyoko", w działaniach zbliżone były do ciem z Shadow Hill. Rag Dolls posiadały właściwość laleczek voodoo, ale było to na takiej zasadzie, iż ulegały autodestrukcji, gdy tylko widziały wojowników Lyoko. Unicestwienie ich musiało być szybkie.
Małe dziadygi zabierały aż 30 punktów przy jednym „wybuchu". Nie cierpiałem tych nowych sektorów, były przepełnione grozą, terrorem i iluzją niczym filmowe horrory. Nie no, cudnie. „Uwielbiam" tajski humor! Ja nie mogłem wytrzymać tu 5 czy 10 minut, jak w takim razie musiała czuć się Van? Co ona tak naprawdę tu przeszła, jak sobie radziła, co się jej przytrafiło, że trafiła do Lyoko? A przede wszystkim, kim jest Van?
Odd od dawna nie odzywał się ani słowem. To chyba najwyższa pora, aby go przeprosić. Ktoś musi pierwszy „pokazać klasę". Lepiej go szybciej znaleźć zwłaszcza, iż miała odbyć się kolejna „misja eksploracyjna". Na samą myśl o ponownym spotkaniu wiadomo gdzie, dostawałem gęsiej skórki.
Szukałem Odda dosłownie wszędzie, ale usłyszałem jego donośny śmiech z jadalni, tylko kurczaki zielone, co on tam robił? Co sprawiło, iż stał się beczką śmiechu?
Gdy wszedłem drzwiami głównymi za ladą dostrzegłem Odda, Williama oraz Vani.
-...Obiecanki-cacanki, William. Ja naprawdę uwierzyłem w którymś momencie, że jednak coś robisz, a ty... Weź~ Wyjdź i zejdź mi z oczu, i...- dotarłem w niedobrym momencie. Rozmowa wciąż miała status „w trakcie".
-I co, Odd?- odpowiedział William i z uśmiechem cwaniaka sięgnął po czeko-tubkę.
-I cukrowe misie.- dopowiedziała Vanillé. „Cukrowe misie"? Co jest nie tak z jej gustem?
-Ha! A jednak mam pewne wiadomości...
-Spróbuj, a zobaczysz gwiazdki- ostrzegła go.
-Będę milczał jak grób. L..lama- o? „L..."? Czemu mam wrażenie, że miał na myśli co innego.
-I co, może jeszcze alpaka do tego? Drzwi są tam, jak widać z kimś rozmawiałam.
No, nieźle go spławiła. Ale mniejsza o to. Co to za ubiór, doczepione gdzieniegdzie różowe bądź fioletowe sztuczne pasemka włosów? I... zaraz, zaraz. Wydaje mi się czy przypomina tą „znajomą" Odda? Ten sam „ordynarny" nawyk żucia gumy...
Niezbyt umiałem się teraz wysłowić. Moje i Odda spojrzenia spotkały się, ale nie odezwał się. Posłał mi kciuk w górę, a chwilę potem cmoknął Van w prawym dolnym kąciku ust.
- - -
*5 euro to 21,22 zł
**15 euro - 62 zł z hakiem
*** ikebana-japońska sztuka układania kwiatów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top