Rozdział 15: „ Niesamowite wieści- odkrycie siostrzanego świata Lyoko"

(Ulrich)

    Obsesja na Vanillé, jakiej nabawił się Odd, nie chciała mu zniknąć. Myślałem, że najgorsze już za mną, lecz niestety- to był dopiero początek dramatu. „Pan Mądry" zamówił na adres szkoły dwie skrzynki cytryn, bo inaczej nie dostarczyłby ich dla Van, ale na tym nie było końca. Wypożyczył wszystkie możliwe książki specjalistyczne takie jak encyklopedie czy poradniki dotyczące opieki nad kotami różnej rasy. Nigdzie nie pojawiła się informacja o tym, że koty mogą być czy są uzależnione od owoców cytrusowych lub egzotycznych.

    Nikt nie pokusił się, by dowiedzieć się prawdy, uznano Odda za wielkiego altruistę. Zapanował jakiś istny szał! Oczywiście Odda to cieszyło, bo ocena jego zachowania została zmieniona przez wielu nauczycieli. No ale się napracował i natrudził! Mi jakoś nikt nie zaproponował miesięcznego stypendium, choć moje stopnie zagwarantowały mi miejsce na liście najlepiej uczącej się dwudziestki i już od dłuższego czasu przestano mnie traktować jak ograniczonego gracza piłki nożnej.*

    Z Vanillé widziałem się tylko w klasie, a w trakcie przerw była nieuchwytna. Nietrudno było się domyślić, iż specjalnie unika mnie oraz moją grupę znajomych. Z winy Odda i jego samolubnego zachowania była linczowana przez inne dzieciaki. Nie zdziwię się, jeżeli w ogóle przestanie uczęszczać na zajęcia.

   Żeby odreagować poszedłem na salę treningową. Miała być wolna, tak słyszałem od Jima, ale na miejscu okazało się, że dałem wpuścić się w maliny. Pod drabinką z drążkiem do podciągania był rozłożony cienki, kolorowy materac albo mata, a tuż obok leżały najzwyklejsze sportowe tenisówki. Przyszedłem tu z zupełnie innym zamiarem, ale nie mogłem się skupić na własnym treningu. Niestety było na co patrzeć, przez co przez głowę przeszła mi wyjątkowo egoistyczna myśl, iż będąc w Lyoko, Van sprawdziłaby się rewelacyjnie. Uniknięcie jakiegokolwiek ataku ze strony stworów stałoby się wręcz zabawą. Gorzej byłoby, gdyby prawa grawitacji w Lyoko przestałyby się w pewnym momencie liczyć, Yumi oraz Odd nie raz się o tym przekonali**.

   Materac nawet się nie ugiął, gdy Van na niego zeskoczyła w wysokości 4 metrów, a następnie zeszła i zwinęła tą matę czy materac. Cały czas przyglądałem się jej, ale gdy spostrzegła, że to czynię, natychmiast zaniechałem tej czynności. Chwilę potem ponownie zacząłem się jej przyglądać. Powiedzieć jej, że zapomniała obuwia?

* * *

(Vanillé)

   Nie rozumiałam, czego oni jeszcze ode mnie chcą. Pomogłam im, czyż nie? Czy to coś innego popsuło się teraz? Nieważne, co to, mam większe problemy na głowie. Musiałam jakoś zaopatrzyć się w notatki z lekcji, na których mnie nie było. Na Emily nie miałam co liczyć, więc pozostawała mi biblioteka, do której zaglądały dzieci z podstawówki czy pierwszaki z gimnazjum. Nie licząc pewnej upierdliwej grupki, która z łatwością poznała moje miejsce. Ostatnio jednak wolałam się nie kręcić po szkole ze względu na zamieszanie, jakie narobił ten cały Odd. Również obsesję, jaką odczuwał względem mojej osoby wuefista, postanowiłam wykorzystać, bo nie mogło być tak, że będę ukrywać się wiecznie. Dyrektor dał mu ultimatum, ale bardziej opłacało mu się udzielić zgody dla reszty, niż tracić „oczko w głowie". Wcale nie panoszyłam się jak królewna, jak większość uczniów uważała. Po prostu w ćwiczeniach fizycznych znajdowałam spokój, zresztą jak inni miłośnicy sportu. W szkole Kadic była grupka takich osób, ale wszystkie pomyje i złości wylewali na mnie. A prawda była taka, że nie lubiłam szumu wokół siebie. Myślałam jednak, że nagonka, jaką sobie na mnie urządzili, minie w mgnieniu oka. No dobrze, to chyba moment przyznania się do porażki, ale nie zmienia to faktu, że nadal nie mam się z czego uczyć i nie wiem, kogo mogłabym zapytać o pożyczenie notatek.

   Przyszła pora, aby zakończyć zajęcia, jakich wykonanie narzuciłam sama sobie. Szczególnie, że od dłuższego czasu byłam obserwowana. Na sali gimnastycznej było to nieuniknione i liczyłam się z tym, że przyjdzie Ulrich. Nie starałam się przywiązywać uwagi do zwyczajów, ale jego widziałam wystarczającą ilość razy, by dojść do wniosku, iż jest stałym bywalcem na sali. Może właśnie dlatego, iż byłam przyzwyczajona, to jego obecność nie robiła na mnie wrażenia..., ale mimo wszystko wolałabym, aby zachował dystans. Chociaż z całej tej dziwnej ferajny, to akurat on wydawał się być najmniej groźny. Może jednak źle, że znowu byliśmy sami, ktoś jeszcze pomyśli sobie nie wiadomo co, jak przypadkiem tu przyjdzie; skoro już przez niektórych jestem nazywana „Rozbójniczką", bo podobno uwodzę. Osobiście nie widziałam w tym żadnego sensu; nie było do tego żadnych podstaw. Jeszcze żebym rzeczywiście zajmowała się „łowami". Biedne te dziewczyny w Kadic naprawdę, skoro mają czas, to mogłyby go wykorzystać w porządny sposób, a one go marnują i to jeszcze w tak głupi sposób. No ale fajnie jest dowiedzieć się czegoś o sobie, nie wiedziałam, że można mieć aż tak dziwne pomysły, acha-yhym, naprawdę fajnie. Tylko jakoś nie pamiętam, abym nawiązała z którymkolwiek z chłopaków krótko-lub-długotrwałą znajomość.

-Ej, dzieciaki. Maszerować do pokoi, ale to migiem! Sala po 18 jest już nieczynna. Takie z was chojraki? Może po szlabaniku, co?

Nie myślałam, że kiedykolwiek będę wdzięczna Jimowi pojawienie się, co nastąpiło właśnie teraz. Nie chciałam szlabanu, stanowczo nie! Najszybciej jak potrafiłam wyszłam drzwiami ewakuacyjnymi.

     W połowie drogi przypomniałam sobie, że na sali zostały moje buty. Nie chciałam narażać się Jimowi i stwierdziłam, że wrócę po nie wcześnie rano.

     Po 40 minutach dotarłam w odpowiednią część budynku. Moja orientacja była wyjątkowo osłabiona; w pewnym momencie zwątpiłam, czy odnalazłam swój pokój. Pomieszczenie nr 120 nie cieszyło się dobrą sławą, więc naprawdę zdziwił mnie widok, jaki zastałam w środku. Cofnęłam się i jeszcze raz przeszłam tą samą trasę, lecz na drzwiach wisiały przybite gwoździami cyfry 1, 2 i 0.

     Zmieniłam skarpetki oraz ubranie w ogóle nie ruszając cudzych notatek, które ktoś zostawił tu najwyraźniej przez przypadek. Ale były też moje tenisówki...Założyłam inne buty, chwyciłam portfel i udałam się na stołówkę. O tej porze nikogo nie było, więc poprosiłam kucharkę o jedzonko, które byłam w stanie zjeść. Wciąż była zła, że musiała zająć się cytrynami, które dyrektor kazał jej przyjąć. Gdybym trzymała je w pokoju, szybko by się zepsuły. Na szczęście cytryny dało radę częściowo przeznaczyć na kompot, który Rosa serwowała przynajmniej 2 razy w tygodniu. Był to prawdziwy i smaczny kompot z prawdziwych owoców. Dla mnie z cytryn, a dla reszty z truskawek lub mrożonych porzeczek czy jeżyn.

Dostałam dziś na talerzyku pokrojoną całą cytrynkę oraz jakieś biedne kiwi. Smakowało, ale szału nie było, bo kompot był oszukany: nie wiem czemu, ale Rosa postanowiła przyrządzić go z bananów i jagód, a doskonale wiedziała, że ja tych owoców nie mogę. Główne danie zaś stanowiła mini porcja sałatki z łososia, która była nafaszerowana jedna z cytryn. Inna sałatka była zrobiona z grapefruita, awokado, z dodatkiem krewetek i prażonymi pestkami słonecznika. Kucharka mogła mieć niefajne dni, ale nie musiała mieszać przy moim kompocie; tłumaczyłam jej, że nikim nie manipulowałam i nie wyłudzam od uczniów potajemnie pieniędzy. Oferowałam jej również, że jak wpuści mnie za ladę, to mogę coś sobie sama ugotować, ale kategorycznie mi zabroniła. Niestety moje negocjacje ze starą panną Rosą skończyły się niepowodzeniem.

   W pewnym momencie odniosłam wrażenie, iż jestem śledzona, lecz gdy oglądnęłam się za siebie, to nikogo nie dostrzegłam. No nic to, trudno. Może zaczynam mieć problemy także ze słuchem...

* * *

(Aelita)

   Tak naprawdę to bałam się, co się wydarzy. Może powinnam była jednak ich powstrzymać? Jednak Jeremy twierdził, że wraz z Yumi jestem mu bardziej potrzebna w fabryce. Skaptowaliśmy Williama, gdyż chcieliśmy, aby pomógł nam rozszyfrować, o jaką postać o pseudonimie 'W' chodzi. Poza tym William był zbyt łatwym celem, więc trzeba było mieć na niego oko, chociaż na razie jest w swoim żywiole, bo bez przerwy adoruje Yumi.

-To bez sensu, on nam niczego nie powie- poskarżyła się Jeremy'emu Yumi.

-No dobrze. Poczekajmy, aż tamci wrócą z jakimiś informacjami.- oznajmił Jeremy.

-No~ To będziemy czekać- westchnęła Yu.- Dlaczego najpierw musimy ustępować? Amorom Oda nie ma końca!

-No wiesz, może poszłoby nam szybciej, gdybyś zdecydowała się nam jednak pomóc- zwrócił jej w delikatny sposób uwagę Jeremy.

-Wycieczka do Lyoko?- zapytał William.

-No nie wiem. Czy branie ciebie to dobry pomysł?- zamyśliłam się.- Jak myślisz, Jeremy?- zwróciłam się do Jeremiego, lecz nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.- Jeremy?- powtórzyłam.

-Concordia? A to co znowu? Jakiś nieodkryty teren w Lyoko?- spytała Yu, gdy zaglądnęła mu przez ramię. Wstałam równo na nogi i podeszłam, William za mną.

-Jeremy? Co ty zrobiłeś?- spytałam widząc, że obraz z holomapy Lyoko całkowicie się zmienił.

-Oglądałem coś i nagle mnie przekierowało- tłumaczył się Jeremy.

-Ktoś... jest w Concordii?- dopytywała się Yumi. Na ekranie Superkomputera ukazała się karta postaci.- No pięknie, jakaś kolejna replika Lyoko?

-Czekaj, nie klikaj niczego więcej jak wariat- powstrzymałam go.- Chodźmy tam, wybadamy teren.

-Jeszcze przed chwilą nie chciałaś- przypomniał mi William.

-Pójdę z Yumi- poprawiłam go i zrobił niepocieszoną minę.- Co o tym sądzisz, Jeremy?

-Chcecie, to Williama bierzcie ze sobą. Jeszcze mi tu namiesza- no nie wierzę! Czy on nie mógł tak po prostu się zgodzić, tylko dodaje nam brudną robotę? Jasne, kobiety to tylko od gotowania, prania, sprzątania i czyszczenia syfu po facetach! Jakie to prymitywne myślenie; przecież wyraźnie powiedziałam, że chcę pójść z Yumi!

-Wysyłam was w trójkę albo nie idzie nikt- zarządził Jeremy.

-No dobrze. Możesz iść, ale masz się nas słuchać- oświadczyłam Williamowi.

                                                                 💖                       💖                     💖

*stereotyp związany z posiadaniem zainteresowania piłką nożną, dotyczy to również postaci fikcyjnych

** W Lyoko była jakaś taka inna grawitacja, skoro mogli odbijać sieod skał i zataczać koła w powietrzu. Jedyne co było zachowane to przyciąganie. W kilku odcinkach było tak, że wylądowali na skraju jakiejś skały i byli to bodajże Yumi i Ulrich (Yumi w pierwszej serii, Ulrich w drugiej, ale pamięć już nie ta :'') Co do Odda nie jestem pewna.

Co do "starej panny" wydaje mi się, że w którymś odcinku było wspomniane, iż była starą panna, ale tego również nei jestem pewna, więc proszę mi to wybaczyć :')

Jak widać, akcja z każdym rozdziałem nabiera tempa, bohaterowie dowiadują się coraz więcej informacji. 

Dziękuję wszystkim, którzy czytają to opowiadanie, zostawiają gwiazdki oraz poświęcili parę minut, aby skomentować ~ <3 

Mam nadzieję, iż nikogo nie pominę, ale proszę o sobie przypomnieć:

likierxd , KruczaBuntowniczka , GabrielaNosfaratu12 , olciamowa , Annhedonia , Icia13 ,  LidkaKamiska

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top