Rozdział 13 "Before the stars..."

Przedrozdziałowa notka: kolejny rozdział zostanie dodany, gdy pod  tym rozdziałem pojawi się trzynaście komentarzy.  Nie jest to żebranie, lecz prośba,  dlatego radzę potraktować tą notkę poważnie. Chciałabym usłyszeć wasze odczucia z dotychczasowych rozdziałów, jakieś uwagi, pytania, opinie w stylu: co wam się podobało, na jakie zagadki do odkrycia czekacie, itd. Tak więc dopiero gdy uzbiera się te 13 komentarzy, to dodam kontynuację :)

Dedykacja leci do trzech stałych czytelniczek:  likierxd, GabrielaNosfaratu12oraz  KruczaBuntowniczka

-SongJiji

     -        -       -        -         -        -        -      -      -       -         -          -        -

(Aelita)

     Yumi strasznie się niecierpliwiła i zaczynałam mieć jej dziecinnego zachowania dość. Nie sądziłam, że któregoś dnia będziemy z nią na wojennej ścieżce. W przeszłości zdarzały nam się sprzeczki, ale nie w takim zaawansowanym stopniu jak obecnie. Yumi sama sobie szkodziła i niestety nie chciała tego zaakceptować. Rozumiem, że czasem można nie mieć zaufania do innych, ale poczynania Yumi od kilku dobrych tygodni, a nawet miesięcy przedstawiały się i wyglądały na niepokojące. Zaczęło się od jej drobnego nieporozumienia z Ulrichem, jednak wkrótce rozmawiali ze sobą normalnie, więc myśleliśmy, że to tylko przejściowy kryzys. Często tak mieli. To fakt, Ulrich przyczynił się najwięcej do kiepskiego humoru Yumi, bo i jemu zachciało się nowych znajomości. Między nimi było dziwnie. Specyficzna relacja Ulricha i Yumi odbijała się niestety na reszcie. Podobno poszło im o Vanillé, bo Ulrich spędzał z nią dużo czasu. Również się na niego o to denerwowaliśmy, ale to niczemu dobremu nie służyło. Nigdzie nie było napisane, że ma tego nie robić, zwłaszcza, że jego znajomość z Yumi nie weszła na kolejny szczebel, tak jak wówczas się na to zapowiadało. Okazało się, że jednak nie to było powodem apatyczności Japonki, choć tak z początku ja, Odd i Jeremy myśleliśmy. Nie wiem, czy Yu robiła to świadomie, czy nie, ale dawała nam się niejednokrotnie we znaki. Okropność! Potrafiła strasznie marudzić i bez przerwy obgadywać Bogu winną nową uczennicę. Nie układało im się z Ulrichem, ale to nie była wina Vanillé. Przestało mnie dziwić, dlaczego Ulricha do niej ciągnęło- niekoniecznie w taki sposób, o jaki oskarżała go Yumi. No chyba, że 'świnka' od początku tylko udawała, że niby nie chce, by na nią zwracano uwagę, tak jak Odd i William uparcie to robili. Vanillé nie zachowywała się podejrzanie, więc nie miałam jak jej winić. Tolerowałam nastawienie Yu, bo nie do końca się z nią nie zgadzałam; Ulrichowi brakowało taktu, mógł przynajmniej mnie i Jeremiego poinformować, że kogoś poznał. O Oddzie już nie wspomnę, bo ten to już zupełnie stracił głowę. W krótkim okresie przestawił się z Emily na pannę świnko-kotka. Irytowało mnie to przyprawiając o ból głowy, lecz później najzwyczajniej w świecie nie zwracałam już najmniejszej uwagi na słowa Yu, bo to nie ona liczyła się w tym momencie. Najgorsze jednak jest to, że te jej humorki strasznie rozpraszały i mentalnie nas rozbijały. Jej tok myślenia zdawał się być ograniczony. Kwestionowanie pomysłowości Odda nie było kulturalne. Przeszkadzały mi jej uwagi tak bardzo, że czasem nie miałam ochoty się do niej zbliżać, aczkolwiek byłam zmuszana wbrew swojej woli przez Jeremiego. Kiedyś przyłożyłam Ulrichowi z liścia, ale to było tylko jeden raz. Nie chciałam używać przemocy, szczególnie dlatego, że bardzo Yu lubiłam, ale wtedy się nie hamowałam. Poza tym Ulrich był inny niż teraz. Wolałabym jednak tego nie powtarzać. Wiedziałam, że od słuchania Yu długo tak nie wytrzymam, jej bezsensowna paplanina, te niesympatyczne insynuacje sprawiały, iż nie poznawałam własnej przyjaciółki. Z wielkim trudem trzymałam swoje nerwy na wodzy. Ulrich proponował mi nawet ćwiczenia, które wypróbowywał sekretnie z Vanillé, ale jakoś nie miałam do tego zapału, poza tym wolałam się nie bawić w jakieś kung-fu czy cokolwiek innego. Znałam siebie i nie przesadzam- dla Ulricha czy kogokolwiek innego mogłoby się to skończyć jedynie siniakami na kolanach i nie tylko, ponieważ moje ruchy są niewyważone i komuś mogłaby stać się krzywda.

    Postanowiłam całkowicie ignorować Yumi. Wiedziałam, że łatwo wdam się z nią w kłótnię, a tego nikt z nas sobie nie życzył. Ostatnio zdarza się jej wyprowadzić nas z równowagi zdecydowanie zbyt często; czy ona nie rozumie, że musi nauczyć się kontrolować swoje negatywne emocje? Do niedawna także z Ulrichem miałam ten sam problem, więc naprawdę znam symptomy osoby z zaburzonym myśleniem. Ogromnie cieszyłam się, że nie będę musiała się dłużej z nim użerać. On zrobił naprawdę duże postępy, co mnie dziwiło, ale pozytywnie. Męczył się, ale mu się opłaciło, bo to była ewaluacja w naprawdę dobrym stylu i zmierzająca w dobrym kierunku, progresywizm, o który nikt by go nawet nie podejrzewał. Ulrich zawsze działał szybciej, niż zdążył pomyśleć, zawsze był niesamowicie narwany, przez co tracił głowę, a co również utrudniało nam wzajemną współpracę i relacje. Nie słuchał innych, robił po swojemu. Jednym słowem uparciuch. Nikomu nigdy nie przyszłoby do głowy, że Ulrich może zmienić się o 190º! Wiele osób potrzebuje na to dziesiątki lat, a on osiągnął to po zadziwiająco krótkim czasie. Na swoje szczęście poprawił się, ale jego pasywne ego przeszło chyba na Yumi, o ile to w ogóle możliwe, bo nie słyszałam o damskim ego. W takich warunkach nie można spokojnie działać! Yumi musi coś z tym zrobić. Przykro mi, że się tak dręczy, ale gdy proponowałam jej pomoc, uznała że robię z igły widły. No skoro jej to nie przeszkadza to okej, ja już się do niej wtrącać nie będę. Tylko niech nie mówi, że to nasza wina i że rzuca nam się na mózg, skoro wolimy słuchać Odda i jego chorych wymysłów.

    Mam jednak wrażenie, że nie tylko ja zauważyłam, że Yumi nawet na Ulricha działa drażniąco. Często była sfrustrowana. Zdarzało jej się wybuchnąć niekontrolowaną dawką skrywanej złości. Biedna Yumi. Kryzys totalnie wziął nad nią kontrolę. Nie dziwię się, że nerwy jej puszczały, bo to, że X.A.N.A. miał tak olbrzymią przewagę, wcale nie było pocieszające. Ulrich chyba odpuścił, bo rzadziej udawał się „niby na trening", ale teraz ta mania na Vanillé udzieliła się Oddowi.

Wspólnie pracowaliśmy nad tym, by zapanować nad złością, gniewem oraz innymi, niepotrzebnie nękającymi nas negatywnymi uczuciami; wspieraliśmy się, walczyliśmy z podłym nastrojem, lecz podenerwowanie urastało w nas z każdym dniem. Wszystko to spowodowane niemocą wobec złośliwego wirusa. Yumi się to nie udawało, przez co atmosfera w grupie wcale się nie polepszała.

    Narzekać to jest komu, tylko że ona akurat wcale się nie angażowała. A nawet jeśli, to robiła to nie tak jak powinna. Ulrich zasłużył na pochwały, podobnie jak Odd, o którym nawet Jeremy zaczął się ostatnio pochlebnie wyrażać, pomimo że ma swoje za uszami, to teraz może się poszczycić sukcesem. Oby nie za szybko urosły mu skrzydełka, bo inaczej porażka będzie dla niego druzgocąca.

Odd był jaki był, lecz takiego gderania ze strony Yumi nie doświadczyliśmy już dawno. Yumi ograniczała się jedynie do „zróbmy coś", lecz zapomniała, iż słowa nic nie zdziałają, dopiero czyny cokolwiek wykażą. Yumi wynajdowała milion powodów, aby narzekać, a przez to jeszcze bardziej nakręcała i tak już wystarczająco mocno napiętą sytuację. Powodowała, że negatywna atmosfera wcale się nie rozmyła w powietrzu jak tęcza po deszczu. Pomysł Odda był szalony i praktycznie niemożliwy, aby zadziałał. Każdy się z tym zgadzał, że miał drugie dno, dlatego z początku nie dopuszczaliśmy do siebie takiej opcji, aby zgodzić się na to, by wtajemniczyć Vanillé. Byliśmy świadomi, że Oddowi chodzi tylko o to, żeby być blisko 'świnki'. Był współczesnym, kochliwym Don Juanem w wersji nastoletniej, ale czy mogliśmy go winić? W końcu nie on jeden doświadczył tego magicznego uczucia, jakim było zauroczenie. „Świnko-kot", jak ją nazwaliśmy ze względu na jej mały nosek i wygięte jak u małego kota uszka wydawała się kiepskim materiałem do lubienia, ale nie mieliśmy prawa jej oceniać, za mało ją znaliśmy. Jednak przyznaliśmy Oddowi honory i oddaliśmy pałeczkę. Tak zdecydowaliśmy, bo nic innego nam nie zostało. Nie mogliśmy wiecznie nic nie robić i pozwalać zjadać się podłemu nastrojowi. Tak samo jak Yumi mogliśmy się poddać, ale Odd nas przed tym uratował. Przypomniało nam to, jak to było w przypadku Williama. Przecież dostał od nas szansę i duży kredyt zaufania i to nie jeden raz, na co głównie Yumi nalegała. Zgodziliśmy się, choć z oporami, lecz nie żywiliśmy do Williama nieuzasadnionej niechęci, tak jak to czyniła Yu względem Vanillé. Ulrich się dostosował, ale Yumi tego nie uszanowała. Jeżeli o mnie chodzi, to nie rozumiałam jej- dlaczego mieliśmy zawsze zgadzać się ze zdaniem Yumi, ale gdy ktoś inny coś zaproponuje, to jej nagle nie pasuje? Wychodziło na to, że równie dobrze mogliśmy spytać o poradę panią Hertz czy Jima. Obojętnie kogo, to Yumi by pasowało. Zawsze, gdy o Van wspominamy, Yu dziwnie reaguje. Może jeszcze Sissi do tego? Choć ta ustąpiła miejsce na czarnej liście Yumi świnko-kotu.

    Yumi przechodziła czasem samą siebie. Kolejny raz, gdy wszyscy mieli jej dość, nastąpił w dniu dzisiejszym. Nasza koleżanka Japonka tym razem przekroczyła wszelkie możliwe granice, więc niech się nie dziwi, że z braku lepszego pomysłu to ostatecznie poparliśmy Odda, a nie ją. I bynajmniej nie wyświadczyliśmy mu tym przysługi, by spełnić jego fantazje o częstszym przebywaniu sam na sam z Vanillé. Było to problemem, ale oczywiście nie aż tak wielkim jak X.A.N.A.

Działaliśmy grupowo, sprawiedliwie respektując nasze opinie, ale skoro Yumi ciągle gra obrażoną księżniczkę i uważa się za lepszą, to nie będziemy się z nią wiecznie sprzeczać, by się ogarnęła. Zawsze może wymyślić coś samodzielnie, skoro uważa, że koncept Odda nie jest w jej guście. I tak nie zrozumie, choćby była torturowana. Szaleństwo Odda nie ma limitu, to prawda, ale może dobrze zrobiliśmy? Czyżby to był sposób, na który tyle czekaliśmy? Może nastąpi jakiś przełom w moich i Jeremiego poszukiwaniach, które do tej pory zmierzały donikąd? Podejście Odda miało prawo wzbudzać kontrowersje oraz budzić trwogę, w końcu to nie pierwszy raz, gdy takie coś wyczynia. Nie zapowiadało się na to, by plan obejmujący wplątanie w ten cały bałagan kogoś z zewnątrz pozbawił nas wątpliwości, a jednak dał nam nadzieję.

Póki co los się do nas nie uśmiechał, ale kto wie, może dzięki wątpliwej jakości pasji Odda się to zmieni. Kiedy współpraca moja i Jeremiego nie przynosi oczekiwanych rezultatów to oznacza jedno: życie ssie. Podjęliśmy tą ryzykowną decyzję, ponieważ to nasza ostatnia deska ratunku. A Yumi może się nie podobać, trudno. Nie ona decyduje o tym, czy wykorzystamy Vanillé, czy nie.

Nawet William, który prowokował nas swoimi odzywkami, przyznał, iż pomysł Odda ma szansę przetrwać, o ile dziewczyna będzie chciała współpracować. Poza tym to, że ją 'zatrudnimy' do roli specjalisty wcale nie oznaczało, że będziemy ją angażować nie wiadomo jak. Nie wiem, czy chcę, by uczestniczyła w naszych posiedzeniach, na których omawiane są sprawy dotyczące wycieczek do Lyoko. Na pewno nie udzielilibyśmy zgody na zabranie głosu. Yumi natomiast nie dawała się przekonać, nie pozostawiała suchej nitki na dziewczynce. Twierdziła, że poradzimy sobie w inny sposób. Nikt nie umiał jej przekonać do tego, że tym razem problem nas przerósł i że sami nie damy sobie rady.

-Długo jeszcze będziemy na niego czekać?- spytała Yumi, z trudem przekładając kolory w Kostce Rubika, podczas gdy Ulrich trzymał dla mnie kabel, a ja próbowałam połączyć trzy rozerwane końcówki. Coś naprawialiśmy, a przynajmniej zabraliśmy się do tego, by sprawdzić, czy to w ogóle miało sens. Jeremie jak zawsze siedział z głową w interfejsie, zaś William wciskał kable w odpowiednie miejsca, kiedy się go o to poprosiło. Niestety marnie nam to razem wszystko szło. Nie wiedzieliśmy, co wychodziło nam źle, czego brakowało. Wciąż pozostawało wiele pracy przy naprawie skanerów.- Właśnie minęło równo 40 minut. – dodała.

-Trochę cierpliwości.- odezwałam się. Nie byłam zachwycona faktem, iż Odd wykorzystuje Vanillé do swoich osobistych celów. Robił to, co lubił, ale mógł to odłożyć na później, jednak na to już nikt nie ma wpływu i najlepiej było się z tym po prostu pogodzić. Odd chodził własnymi ścieżkami, z których lepiej było go nie ściągać.

-Ja się zastanawiam, czy on się na nią nie uparł z przyczyn uczuciowych- ciągnęła dalej.

-Nawet jeżeli, to nie nasza sprawa.- stwierdził Ulrich i podał mi kolejny kabel.

-My tu harujemy, a Odd się zabawia. To śmieszne.- Yumi wciąż narzekała, hałasując kostką przy przesuwaniu kwadratów, a ja udałam, że tego nie usłyszałam.

-Przynajmniej się stara.- kontynuował z nią dyskusję Ulrich i przytrzymał mi kolejny kabel. Musiałam się skupić przy spawaniu kolorowych drutów wystających z kabli, które następnie trzeba było złączyć w całość. Z chęcią bym coś odpowiedziała dla tej gaduły, ale odpuściłam, bo nie miałam ochoty na kolejną kłótnię z Yumi. Nie pojmowałam, jak w takim razie Ulrich z tak dużą chęcią jej odpowiada.

-Mimo wszystko mógł poczekać, aż uporamy się z X.A.N.Ą., a nie on jeszcze jeden gwóźdź dokłada.

-A w czym przeszkadza X.A.N.A., żeby się zakochać? To, że w przeciwieństwie do ciebie Odd stara się coś robić w swoim życiu uczuciowym nie znaczy, że robi coś złego.

-Ulrich, Yumi, przestańcie się kłócić.- uciszyłam ich, więc oboje umilkli. I bardzo dobrze, bo miałam tego ich przekomarzania się dość. Ile tak można?

-Dość długo to trwa, może zapomniał?- no nie, a teraz William? Lepiej, żeby Odd się zaraz zjawił!

↔🐧↔🐧↔🐧↔🐧↔🐧↔

(Vanillé)

    Zajęłam się jedzeniem cytryn, których ostatnio mi brakowało i nie zauważyłam, jak bardzo oddaliłam się od miejsca, w którym zorientowałam się, że się zgubiłam. Trochę to było bezmyślne z mojej strony, ale nic na to nie mogłam poradzić. Stamtąd byłoby mi łatwiej odnaleźć drogę, a teraz to w ogóle orientacja odmawiała mi współpracy. Cytrynki przypomniały o tym, jak bardzo byłam głodna, nie umiałam się dłużej powstrzymać zwłaszcza, że od wczorajszego obiadu o godzinie 14 nic nie jadłam ani nie piłam.

-Hej, co się stało z wszystkimi pięcioma cytrynami?- usłyszałam. Odniosłam wrażenie, że to dziwne z jego strony pytać mnie o to, a jednocześnie naturalne. Niby rozpoznawałam głos, bo chyba go gdzieś wcześniej słyszałam, ale myślenie zrobiło sobie pauzę. Wydało mi się to wszystko normalne. Ale ta osoba... on nie miał z cytrynami nic wspólnego? Nie przypominam sobie również, bym kogokolwiek informowała, że moimi ulubionymi owocami są kiwi i cytryny. A w ogóle, to jakim cudem było możliwe, że o tej porze ktoś jeszcze, nie licząc mnie, przebywał w lesie?- Ech, pamiętasz, co obiecałaś?- ciekawił mnie jego ton. Był taki pewny, że mówi do właściwej osoby. Dlaczego brzmi tak, jak byśmy byli jakoś blisko? Ugh, dlaczego ja tego nie wiem? Odnoszę wrażenie, że tak powinno być, ale z drugiej strony nic nie kojarzę...

-Ee... znamy się?- miałam słabą pamięć do imion, a poza tym było późno, więc mózg zrobił już sobie wolne. Przypatrzyłam się postaci. Musiałam go znać, na pewno, przecież inaczej skąd wydawałby się znajomy? Jednocześnie obcy, bo niezbyt dobrze go pamiętam. Kim był? Pewności nie mam, lecz zdawało mi się, iż mogę go kojarzyć. Pytanie tylko, skąd. Obiecałam coś komuś? Kiedy, jak i gdzie? Bardziej niż straceniem poczucia czasu czy zgubieniem się zmartwiło mnie to, że ktoś coś ode mnie chciał, a ja nie mogłam sobie przypomnieć, co to było. Głupia sprawa. Może to było coś ważnego, a mój mózg z pewnych przyczyn nie działał poprawnie? Jeżeli pamiętałam, kto to, to dlaczego teraz byłam pozbawiona tej możliwości?

-To ja, Odd.- przypomniał z uśmiechem, co było dla mnie sygnałem, że wcale nie ma mi za złe, że nie skojarzyłam go od razu, choć o niczym to nie świadczyło, bo nadal miałam dziury w głowie.

-O, hej. – przywitałam go kulturalnie i pomachałam ręką. Trwało to jednak tylko przez chwilę, ponieważ jakimś cudem nagle mnie oświeciło. Odd Della Robbia. Klasa 2b. To jego słyszałam wcześniej, jak rozmawiał z jakimś innym chłopakiem, chyba Ulrichem i dziewczyną. Zdaje się, że ta różowłosa zwała się Aelita. To oni przez parę ostatnich miesięcy przyczepili się do mnie jak wyjątkowo złośliwy kret do ziemnej dżdżownicy, która niczym tak naprawdę nie zawiniła. Niby Odd ostatnio coś mi tłumaczył, że ma jakiś projekt i że chciałby mojej pomocy, ale mieliśmy to omówić. Ale szczerze, to nie wykazywałam zainteresowania. Czy to go nie zniechęciło? Najwidoczniej zachęciło i zmotywowało do tego, by o tym przypomnieć.

Może to jakaś przejściowa zaćma umysłu i rano sobie przypomnę, po co poszłam do lasu i po co oni poszli za mną? Może to z powodu futerka i alergii, które nie chciały się do końca wyleczyć, przez co stałam się zbyt oczywistym obiektem kpin i docinek dla obecnych? Przez to jeszcze bardziej czułam się źle, że ktoś mnie zauważył. Cholerna alergia na sierść i truskawki! Dlaczego na to nie ma jeszcze lekarstwa? Po cokolwiek przybyłam, już sobie nie przypomnę. Jeszcze tego brakuje, żebym się zamieniała w jakiegoś włochatego futrzaka.

    W tej chwili rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, więc kiedy chłopak odebrał połączenie wykorzystałam jego nieuwagę do tego, aby się oddalić. Jakoś nie uśmiechało mi się prowadzenie z nim dłuższej rozmowy, bo zgadywałam, do czego by to prowadziło; choć pojawiło się przeczucie, że będę miała z nim jeszcze nie raz do czynienia nie pozostawiało wątpliwości, że na razie nie byłam gotowa na żadną współpracę. Wolałam się trzymać z daleka, bo ostatnio coś za często mam alergię...

    Przez jakiś czas jeszcze błądziłam po lasku, więc dotarło do mnie, że kimkolwiek ten chłopak był, ruszył w ślad za mną, bo słyszałam, jak biegnie. Uparciuch. I na co mu to było? Ewidentnie nie chciałam, by zauważył mnie przy pierwszym lepszym świetle. Okryłam się kapturem i zawiązałam sznurki pod szyją tak, że widać było moje brzydkie wężowo-szparkowate oczy. Wkrótce poznałam okolicę, to oznaczało jedno- powróciłam na właściwą ścieżkę, a po Oddzie ani śladu~. Gdy dotarłam do celu, nie mogło być inaczej- wszystko było już oczywiście pozamykane, dlatego użyłam najszybszej drogi, jaką znałam. Przemknęłam się korytarzem i pognałam prosto do pokoju Emily. Właścicielki pokoju nie było, lecz na biurku była zostawiona kartka, której jednak nie miałam siły czytać, bo po położeniu się na materac zasnęłam i jakoś nie docierała do mnie brutalna rzeczywistość oraz perspektywa, że rano mogę mieć niemiłą pobudkę urządzoną przez rozzłoszczonego jak osa Jima.

    Jak się okazało, żadnych konsekwencji mojego nocnego błąkania się nie wiadomo gdzie nie musiałam ponosić. Jima nigdzie w pobliżu nie było, podobnie jak Emily. Wracając z łazienki usłyszałam, jak grupka jakichś dzieciaków rozmawiała między sobą o Jimie. Ucieszyłam się, a to dlatego, iż zgodnie z najnowszymi wieściami Jim nie chodził od pokoju do pokoju i nie sprawdzał, ilu uczniów złamało znowu szkolne przepisy.

Po powrocie do pokoju, na biurku Emily znalazłam plastikowy talerzyk z umytą i pokrojoną cytryną oraz kilka opakowań owocowej oranżadki w proszku. Obok talerzyka leżała również wsuwka w kształcie kota.

Po wczorajszym dniu czułam się niczym Alicja w Krainie Czarów. Zaczęły się dziać cuda, gdy skonsumowałam cytryny, więc wolałam tego nie ruszać, poza tym nie byłam przekonana, czy to dla mnie. Z tego co wiem, posiłki ze stołówki nie są przynoszone do pokoi, więc wszelkiemu nadprogramowemu ryzyku mówię nie. Ostatniego wieczoru wydarzyło się wystarczająco dużo, bym niczego nie ruszała, czego nie znam pochodzenia. Jeżeli chodziło o notatkę na skrawku kartki, którą widziałam wczoraj, to chciałam się dowiedzieć, kto ją zostawił, ale już jej nie było. Podejrzewam, iż nie była przeznaczona dla mnie, więc dobrze się stało, że jej nie odczytałam.

    Sprawdziłam rozkład zajęć oraz kalendarz wiszący na ścianie i według niego była niedziela, 24 października. Z pewnego względu wydawało mi się, że coś jest nie tak, podobnie jak wiele innych rzeczy. Żeby nie zaprzątać sobie tymi rzeczami niepotrzebnie głowy, postanowiłam się gdzieś przejść. Najlepiej z dala od budynku, żeby przypadkiem nie trafić na niepożądane osoby. Chociaż ostatnio byłam gdzieś daleko, a skubani i tak mnie odnaleźli. Byłoby miło dowiedzieć się, dlaczego tak działali, ale jednocześnie nie chciałam między nimi przebywać. Po prostu takie odnosiłam wrażenie, że nic dobrego z tego nie wyniknie mimo iż w zasadzie nic złego mi się nie przytrafiło. Aczkolwiek mam pewne podejrzenia, co do pojawienia się mojej niefajnej alergii, lecz wolę nie wyciągać pochopnych wniosków.

     '='         '='            '='      '='

(Ulrich)

    Będąc całkowicie szczerym liczyłem na to, iż Oddowi uda się, w końcu wszystko się na to zapowiadało. Zapewniał, że to się stanie i że właśnie on tego dokona. Nie powiedział, kiedy konkretnie, ale przygotowaliśmy się na wieczór, jednak nic z tego nie wyszło. Czekaliśmy na niego, nawet gdy przyznał się, że stracił ją z oczu. Yumi oczywiście się cieszyła, że plan Odda nawalił, ale on postanowił się nie poddawać. Choć jak teraz się zastanawiam, to to już podchodzi pod obsesję. Gdybym mógł, to bym po niego wrócił, ale byłem potrzebny Aelicie i Jeremiemu w fabryce, bo Yumi miała spędzić ten dzień z rodziną, a William gdzieś sobie po prostu zniknął i nie sposób było go znaleźć. Pięknie po prostu! A Odd... Niby miał znowu jakiś plan, ale teraz nie chciał powiedzieć, na czym rzekomo miałby polegać. Dziewczyna najwyraźniej nie chciała mieć z nami nic wspólnego, dlatego notorycznie unikała mnie czy Aelity jak ognia, nie mówiąc o Oddzie, do którego najwyraźniej zaczęła żywić obawy, czemu się nie dziwiłem. Jakby ktoś mnie tak napastował dzień w dzień, nie podając logicznego i konkretnego powodu, to też nabrałbym dystansu do ludzi.

    Aelita właśnie podłączała mniejsze kable do większych, a gdy już to mieliśmy z głowy, trzeba było pomyśleć, jak naprawić rozwalone skanery. Szło nam naprawdę mozolnie, pomimo iż przynieśliśmy wszystkie potrzebne narzędzia z Pustelni, bo na zakup nowych nie było nas stać. Jeszcze żeby ktoś się znał i wiedział, na co może nam się przydać klucz dwustronny...

-... przestaniesz w końcu mówić, co mam robić?!

Obróciłem się w stronę windy, której drzwi właśnie się rozsunęły. Podałem Aelicie szczypce boczne*, bo potrzebowała uciąć jakiś zbędny kawałek kabla.

Z windy wyszli Odd i William wraz z... nie wierzę, oni przyprowadzili tu Vanillé?!

-No to tak, to jest Aelita, bądź grzeczna i słuchaj jej, ona ci powie, co i jak. – zwrócił się do niej jak do debila William, na co dziewczyna zmarszczyła brwi. William wyjął ze skrzynki starą i zardzewiałą parę obcęg, a także zaciskarkę, typ HSC8, o które właśnie poprosiła Aelita. Zrobił to jednak tak, że się uszczypał i trochę sobie rozciął skórę o ostre zakończenie przyrządu.

-Acha, ale tych kombinerek to ty lepiej nie bierz, bo się jeszcze pokaleczysz.- odezwała się do niego, ale już po fakcie, Vanillé, po czym przejęła zabójczy zestaw i podała odpowiednio Aelicie.

-No co ty nie powiesz.- odparł sarkastycznie i przyłożył do uszkodzonego miejsca papierową chusteczkę, po czym przysiadł na odwróconej plastikowej skrzynce towarowej.

- To miłej roboty~ - zaświergotał Odd.– Jak się spiszesz, to dostaniesz worek smaczniutkich cytrynek.

-Na nic się nie zgodziłam, to ty mnie tu zaciągnąłeś...

-Nie mów, że muszę wszystko tłumaczyć od początku?

-Niby robicie projekt i was rząd wytypował.

-To tylko prototyp, jak widzisz sporo pracy. – podchwyciła Aelita, a ja nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem tworzyć treść smsa do Odda.

Co Vanillé tu robi? Zapomniałeś, że przyprowadzanie osób z zewnątrz jest wbrew naszym zasadom?!"

Odd po chwili otrzymał ode mnie wiadomość, a po odczytaniu nic sobie z tego nie zrobił.

-Nie mam wyboru, tak?- spytała się Odda, tak jakby to od niego wszystko zależało.

-Tak jakby nie.

-To tak jakby przestań mnie kusić i wykorzystywać mój owoc przeciwko mnie.

-No dobrze, ja się wykazałem jak widzicie.- zwrócił się do nas Odd.

-No brawo, jestem zadziwiona, a teraz weź stąd Williama i idźcie do Jeremiego. – odparła Aelita i podała mi zwój poplątanych kabli doskonale wiedząc, że się na tym nie znam.

Przesunęła kolorowowłosą do jednego ze skanerów.

-Na co ci to wygląda?- zadała jej teoretycznie proste pytanie.

Przyglądałem się przez chwilę dziewczynom.

-Mogę poprosić o taśmę izolacyjną 18 mm x 24 mm?

-Takiej nie mamy... chyba- zamyśliła się Aelita, po czym sprawdziła zawartość skrzynki.

-A jakakolwiek inna?

-Nie, same narzędzia...

-A potrzebne?- dopytywał się Odd, który nie chciał wyjść.

-To żeby zabezpieczyć kable.- wyjaśniła.

-Ale wcześniej nie były owinięte...

-Shh~! – uciszyła go Aelita. – Nie da się bez tego?

-Nie wiem, zależy co to ma być?

-To bardzo dobre pytanie –poparł ją William.

-Idź już tam, gdzie cię nie ma.- posłałem mu spojrzenie, które powinno dać mu wystarczająco do zrozumienia, że jest tu niepotrzebny.

~ ~ ~

(Następnego dnia)

    Pojawiliśmy się na zajęciach równo o 8:00. Zajęcia z architektury krajobrazu zapowiadały się lajtowo. Oryginalnie nauczyciel zaplanował pracę w terenie, ale zapomniał zabrać jakichś dokumentów, więc nigdzie nie poszliśmy. Było fajnie, bo nie musieliśmy robić nic, jedynie siedzieliśmy w ławkach, a profesorek ględził coś, co nikogo nie interesowało, może tylko Aelitę, która nie odpuściła i dalej szkicowała botaniczny kącik do Lyoko. Zainteresowało mnie to, że Vanillé jednak się nie zjawiła, co z nią? Przecież gdy opuszczaliśmy fabrykę, to nie mogła tam zostać...?

-Gdzie ona jest?- odezwałem się szeptem do Aelity.

-Pewnie zasnęła- odpowiedział jak gdyby nigdy nic Odd.

-Oby.

-Po zajęciach ktoś pójdzie i zobaczy, co u niej.- odparła Aelita, kontynuując szkic jakiejś dziwnego krzaka.

-Świetnie, a wiesz, który to jej pokój?

Aelita popatrzyła na mnie zdziwiona.

-To wy się z nią kumplujecie, ja i Jeremie nic nie wiemy.

-Spoko, zaprowadzę cię, to blisko.- zaproponował Odd.

Tak też zrobiliśmy. Odd pokazał drogę, która wyglądała znajomo. Oczywiście, jak mogłem być taki naiwny i dać się nabrać.

-Jesteś beznadziejny, Odd. Przez cały ten czas coś kręciłeś, a tymczasem schodziłeś się z Emily?

-Nie z Emily...

Drzwi tak czy siak były zamknięte, ale w tym samym czasie zadzwonił mój telefon.

-Do fabryki, migiem.- poinformował krótko, po czym się rozłączył. Śpieszył się, a to znaczy, że coś się ruszyło i wyglądało na poważne. Wspólnie z Oddem pobiegliśmy więc do przejścia. Jeremy i Aelita dogonili nas na moście. Złapaliśmy za liny i zjechaliśmy w dół, po czym weszliśmy do windy, a Jeremy wcisnął przycisk z odpowiednim numerem.

    Gdy przybyliśmy do pomieszczenia ze skanerami widok był niesamowity. Wszędzie było pełno poskręcanych i obklejonych odpowiednio taśmą kabli, równo poskładanych i posklejanych specjalnym klejem do metalu oraz blach części. Zapach zwalał z nóg, niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jednak przy skanerach pozostawało jeszcze masę roboty. Nagle rozległ się dziwny dźwięk, coś jakby pyknięcie. Zza jednego skanera wyszła nasza, brzydko mówiąc, tania siła robocza. Miała podkrążone oczy, niemalże jak jakiś uzależniony narkoman. To jakaś tragedia, ale tak właśnie wyglądała. Oprócz tego była całkowicie w normie poza sterczącymi pasmami włosów i dziwnie nastroszonymi uszami. Ciężko było to przyznać, ale Odd miał jednak nosa. Ta dziewczyna naprawdę nam się nadała jak ulał.

- - - 

Wszystkie wymienione nazwy narzędzi oraz urządzeń istnieją naprawdę. 

*szczypce boczne - to funkcjonalne narzędzie ręczne. Służy do cięcia przewodów oraz kabli  i zdejmowania izolacji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top