Rozdział 4 „ Nowy sekret"

    Był dzisiaj piątek 2 czerwca. Na ostatniej lekcji, tj. na fizyce pani Hertz mówiła o jakimś czymś. Nie słuchałam jej nie dlatego, że było nudne, ale że rozmawiałam z Oddem. No dobrze, w pewnym sensie było, a rozmowa całkowicie mnie zaabsorbowała.

-Może nam powiesz o zjawisku, które nazywamy kwaśnym deszczem?- zapytała nagle pani Hertz, która miała taką minę, jakby zaraz miała wybuchnąć.

-Eeee...- zastanowiłam się

-Nie wiesz? Dobrze, zostaniesz po lekcji.- zwróciła się do mnie pani Hertz.

    Cała klasa, oprócz Jeremiego, Odda, Ulricha i Aelity, wybuchnęła śmiechem.

-Cisza! Kontynuujmy!- rozkazała pani Hertz i wróciła do lekcji. Do końca zajęć panowała idealna cisza.

Nie trwało to długo, bo za chwilę zadzwonił dzwonek. Wszyscy wyszli robiąc dużo hałasu. Ja jednak zostałam. Sama.

-Proszę doprowadzić klasę do użytku.- oznajmiła sucho pani Hertz i wyszła.

    Myślałam, że jestem sama, ale usłyszałam szmer, a potem zobaczyłam Aelitę, Odda, Jeremiego i Ulricha.

- Co wy tu robicie? – zapytałam ich grzecznie.

-Daj spokój. Przyszliśmy Ci pomóc.- powiedziała Aelita tak, jakby było to oczywiste. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie widziałam dziś Yumi ani razu, choć oni zawsze trzymają się razem. Wolałam jednak nie pytać.

-Dzięki za pomoc.- podziękowałam im. – Gdzie Yumi?- zapytałam ich wszystkich, choć głównie liczyłam na odpowiedź ze strony Ulricha.

-Yumi dzisiaj nie ma, bo jest chora.- powiedział Ulrich.- A dlaczego pytasz? – teraz to on zapytał i podejrzliwie mi się przyjrzał. To już nie można o nic zapytać?

Zastanawiałam się, jak mu odpowiedzieć, ale koniec końców nie zdążyłam.

-Ty... martwisz się o nią?- zadał mi pytanie bardzo zdziwiony.

Właściwie to znowu nie wiedziałam, jak mu odpowiedzieć, no to w końcu jego cierpliwość przeszła wszelkie granice. Taa, świetnie Sylvion, tak świetnie idzie ci irytowanie go....

-No powiedz coś wreszcie.- powiedział Ulrich zażenowany moim zachowaniem.

-Tak.. martwię się o Yumi! – odpowiedziałam odrobinę za głośno.

* * *

     Gabinet był posprzątany. Nie wiem, ile to zajęło, ale nawet z nimi zajęło to strasznie długo.

Nagle telefon Ulricha zadzwonił i sam się wyłączył.

-Dostałeś smsa?- zapytał Odd i poruszył sugestywnie brwiami, a następnie nachylił się przez ramię przyjacielowi, gdyż chciał zobaczyć, kto wysłał mu wiadomość, ale Ulrich „obronił" telefon przed wścibskim spojrzeniem Odda i wszyscy zobaczyliśmy rozczarowanie na twarzy Odda.

-O nie! – powiedział zduszonym głosem Ulrich. Wybiegł z klasy, a my odruchowo pobiegliśmy za nim. Pobiegł do swojego pokoju i zaczął pakować rzeczy do torby.

-Ulrich?! Co ty robisz?- zapytał zdumiony Jeremie, gdy zobaczył, iż Ulrich całkowicie się spakował.

-A na co ci to wygląda? Wyjeżdżam! – odpowiedział niezwykle rozdrażniony Ulrich.

-Dlaczego?- zapytała Aelita ze współczuciem.

     Ulrich milczał i już kierował swe kroki do drzwi, kiedy usłyszał:

-Coś się stało... z Yumi?- zapytałam nieśmiało.

    Ulrich znowu nic nie powiedział, tylko odwrócił się i popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

-Chodzi o moich rodziców. Tata zachorował. – odpowiedział, choć wcale nie musiał.

      Zapadła cisza. Pożegnaliśmy Ulricha i poszedł.

-Odd... czy ty... wiedziałeś?- spytałam Odda.

-Nie miałem pojęcia...- powiedział szczerze Odd.

-Eee... Jeremie. Wiem, że zabrzmi to głupio, ale...- zaczęła i chciałam sformułować pytanie, ale go nie dokończyłam. Jeremie jednak domyślił się, o co chodzi.

-Myślę, że nie, ale chodźcie. Zobaczymy, czy X.A.N.A. nie atakuje.- odpowiedział Belpois. Tak więc poszliśmy do jego pokoju. Gdy tylko weszliśmy, odpalił komputer, a wszystkich wzrok utkwił w monitorze.

-O nie. To okropne. X.A.N.A. aktywował wieżę w regionie górzystym.- wykrzyknął przerażony i zdumiony.

-W górach? Ale tam jest... - zaczęłam. Niezbyt przepadałam za tym regionem.

-A co to za różnica? Ważne, że X.A.N.A. niestety zaatakował.- powiedział rozeźlony Jeremie.

-Wybacz, ale dla mnie ma. – powiedziałam spokojnie do Jeremiego.- Nie lubię tego miejsca z jednego powodu: jest tam lodowato zimno.

-Nie ma sprawy.- powiedział Jeremy.

-Możemy iść?- zniecierpliwiła się Aelita.

-Jasne, Już idziemy.- przytaknął Jeremy.

Wszyscy wyszliśmy. Gdy byliśmy już przy włazie w lesie, Odd nas zatrzymał.

-Czekajcie, a Yumi, Ulrich?- zapytał Odd.

-Ulrich przecież pojechał do rodziców, a Yumi jest chora.- przypomniał Oddowi Jeremie.

-I być może potrzebuje pomocy.- dołączyłam, po czym wybiegłam z lasu prosto do domu Yumi.

* * *

-Gdzie ona pobiegła?- zapytał Jeremy.

-Nie trudno zgadnąć. Przecież powiedziała, że pomoc Yumi by się przydała.- powiedziała Aelita do Jeremiego.

-A, no tak. Racja.- odparł Jeremy.

-Jeremy, zastanów się. A co, jeśli Yumi rzeczywiście potrzebuje naszej pomocy? Może X.A.N.A. chciał nas specjalnie zwabić do Lyoko?- zapytała Aelita, wykazując się logicznym i zdroworozsądkowym tokiem myślenia.

-No to chodźcie.- powiedział Jeremie i pobiegł przez las z Oddem i Aelitą do domu państwa Ishiyama

* * *

    Byłam już bardzo blisko i miałam dzwonić do drzwi domu, ale zobaczyłam biegnących w tym samym kierunku Odda, Aelitę i na końcu Jeremeigo.

-Hej, cześć! – zawołała do nas z góry Yumi, gdyż wyglądała przez okno ze swojego pokoju. Po paru minutach była przed domem. – Co tu robicie? – spytała. – I gdzie Ulrich? – dodała zauważając brak Ulricha.

   Ja, Odd, Aelita i Jeremie popatrzyliśmy po sobie, mentalnie ustalając, co powiemy Yumi.

-O co chodzi? Dlaczego nic mi nie mówicie?- zapytała nas podejrzliwie Yumi.

-Ulrich wyjechał, a X.A.N.A. atakuje.- powiedziałam jednym tchem.

-Chodź. Później ci wyjaśnimy, bo sami nic nie wiemy . To skomplikowane.- powiedział Odd, złapał Yumi za rękę i pobiegliśmy znów w stronę fabryki.

     Tak jak zawsze zjechaliśmy po grubych sznurach na parter i weszliśmy do windy.

-Ale-e...- zaczęła Yumi.- Czy ktoś mi powie, o co chodzi?- zapytała totalnie oszołomiona szczególnie, że choroba robiła swoje i przez to przyjmowanie jakichkolwiek informacji było czasochłonne.

Nikt nic nie powiedział, ale ja starałam się Yumi jakoś to wszystko wyjaśnić, choć prawdę mówiąc sama nie rozumiałam. Yumi słuchała, ale gdy usłyszała, że Ulrich pojechał i nie pożegnał się z nią, łza zakręciła się jej w oku.

-Z nikim się nie żegnał, to było takie...szybkie. Wiesz, spakował się i wyszedł – wyjaśniłam.

-Sprawdź swój telefon, Yumi.- doradził jej Odd, gdyż słyszał naszą rozmowę.

     Yumi tego nie zrobiła, a winda zatrzymała się. Drzwi automatycznie otworzyły się i poszliśmy za Jeremiem, który zajął miejsce przy Superkomputerze.

-Co tym razem X.A.N.A. zrobił?- zapytała Aelita.

-Wygląda na to, że X.A.N.A... chwileczkę... tak, to znaczy, och nie. No nie wierzę!- tłumaczył się Jeremy.

-Co się stało?- zapytali jednocześnie Yumi, Odd i Aelita.

-Czy.. czy to ma coś.. jakiś związek z rodzicami Ulricha?- zapytałam przestraszonym głosem.

Jeremie popatrzył się na mnie zdumiony, co potem uczynili Odd, Aelita i Yumi.

-I tak, i nie. I to niemożliwe, ale masz rację. – zgodził się Jeremie

-Woah, jak ty to robisz?- zawołał radośnie Odd, ale został zignorowany.

-Aha, a co z nim?- dopytywałam się.

-Nie wiem.- odpowiedział Jeremie.

-Musimy jak najszybciej zdezaktywować tą wieżę. – oznajmiła Yumi.

-A ty jak się czujesz? Wystarczająco dobrze?- spytał Japonkę Jeremie.

-Już dobrze.- przytaknęła Yumi. -A...Aelita? Co ci jest...?- zapytała różowowłosą dziewczynę, która ni stąd, ni zowąd nagle strasznie pobladła i przysłoniła uszy rękoma

-Ja... nie wiem. Nie mam pojęcia.- odpowiedziała Aelita.- To nic. Już mi przeszło. Mogę iść do Lyoko.- dodała, widząc nasze zmartwione miny.

-No.. dobrze.- zgodził się niepewnie Jeremie.-Ale... jak coś ci się stanie, Aelita? – zapytał ze szczególną troską w głosie.- Może lepiej nie idź do Lyoko, to pójdzie Sylvion...

-Nie, naprawdę mogę iść.- zaczęła Aelita.

-Pójdę i będę uważała na siebie. – dodała widząc, że Jeremie nie jest do końca pewny.

-Zgoda.- powiedział Jeremie.

- Nie martw się „Einstein". Też będziemy na nią uważać.- obiecał Odd, a Aelita przytknęła dłoń do ust i zarumieniła się na gest Odda.

      Weszliśmy do windy i zjechaliśmy do pomieszczenia ze skanerami. Ja, Yumi i Aelita weszłyśmy pierwsze.

-Transfer Yumi. Transfer Célinne. Transfer Aelity. Skan Yumi. Skan Célinne. Skan Aelity. Wirtualizacja. – zwirtualizował nas Jeremie.

      Po chwili byłyśmy już w Lyoko, a w chwilę potem dołączył do nas Odd.

-Pojazdy dla szanownego państwa.- powiedział Jeremie i wysłał nam trzy pojazdy: deskę, hulajnogę i mój pojazd. Aelita wsiadła na deskę Odda.

-Jeremy, gdzie ta wieża?- zapytał Odd.

-To dziwne. Lećcie do lasu.- powiedział zdumiony Jeremie.- Wieża tutaj „sama" się dezaktywowała.- dodał wciąż nie mogąc w to „zjawisko" uwierzyć.

-No dobrze. A gdzie wieża przejścia?- zapytałam się.

-Jedźcie na północny wschód.- odpowiedział Jeremy.

-No to w drogę.- powiedziała bez entuzjazmu Yumi i polecieliśmy.

      Po kilku nic nie znaczących minutach dotarliśmy do wieży. Wjechaliśmy w nią i wyjechaliśmy w lesie. Było cicho.

-Ej, Jeremy! Co jest grane?- zapytał Odd. – Myślałem, że X.A.N.A. „wyśle" nam bankiet.- zażartował Odd, który nie mógł się już doczekać potworków X.A.N.Y.

-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne.- powiedział Jeremy.- Odd, uważaj.- ostrzegł go Jeremy.

-No i przyszedł twój bankiet. Owoce morza zapraszają cię do swojej zabawy, co nie?- powiedziałam do Odda. Wraz z Yumi, Jeremiem i Aelitą zaśmialiśmy się, później dołączył Odd, czym pokazał, że umie śmiać się z samego siebie.

-Ale jest ich za mało.- żachnął się Odd Della Robbia.

-Hehe. Nie żartuj~ Jest przynajmniej z 5 krabów. A że o szerszeniach nie wspomnę. Wolisz ich 5 na słodko czy na słono? A te...tarantule? Dwie, które się tu przypałętały chcesz w sosie warzywnym?- wyliczyłam żartobliwie.

-Tak. Jak nie chcemy, żeby ich przybyło, to zabawmy się.- zaproponowała Yumi.

-Dobra robota Odd!- pochwalił go Jeremie, gdy ten rozwalił naraz aż dwa szerszenie.

      Po chwili Aelita załatwiła trzy karaluchy, Yumi dwa kraby, a ja trzy kraby.

-Już po wszystkim?- zapytał ze smutkiem Odd.

-Aelita, zdezaktywuj już tą wieżę.- poprosił Jeremy, ale spóźnił się, gdyż Aelita już wchodziła do wieży.

    Wpisała kod i zdezaktywowała wieżę. Jeremie jak zwykle zrobił „Powrót do przeszłości". Cofnęliśmy się do momentu, kiedy Ulrich się pakował.

-Ulrich, stój! Nie możesz pojechać do rodziców.- ostrzegł Ulricha Odd. Ulrich się na niego popatrzył jak na wariata, a Odd zaczął mu wszystko tłumaczyć. Niechętnie, ale Ulrich uwierzył mu. Ja, Jeremy i Aelita wyszłyśmy z pokoju chłopaków.

-Aaa, tak się zastanawiam... Powie mi któreś z was, o co chodzi z tymi kwaśnymi deszczami?- zapytałam Aelitę i Jeremiego.

Aelita i Jeremie roześmiali się.

-Jak chcesz, możemy ci pomagać.- zaproponował Jeremie, nadal się śmiejąc, więc nie mogłam stwierdzić, czy mówi poważnie, czy tylko nabija się ze mnie.

-Albo ja muszę uważać na lekcji.- powiedziałam niezadowolona, ale oni już tego nie skomentowali.

-Albo to i to.- powiedziała wesoło Aelita i znowu zaśmialiśmy się.

-Taak, dzięki. Może skorzystam.. kiedyś tam.- odpowiedziałam i poszłam do pokoju, który dzieliłam z Aelitą.

      Kiedy poszłam spać, Aelita w pokoju jeszcze nie było, a poza tym przyśnił mi się koszmar. Obudziłam się i stwierdziłam, że jest już rano, skoro słońce wpadało przez zasłonki do pomieszczenia. Zresztą zegarek wybijał godzinę 7:00, więc można uznać to za godzinę nowego poranka. Bez lekcji.. i kar.

     Jak zwykle wstałam i poszłam do łazienki. Po paru minutach wróciłam do pokoju i ubrałam się inaczej niż zwykle, bo w ciemną, obcisłą sukienkę i czarne legginsy. Nie do końca wiem, czemu, ale tak zdecydowałam i już.

-Wyglądasz ślicznie.- usłyszałam i zobaczyłam Aelitę. Nie wiem, kiedy wróciła, ale była już ubrana.

-Och, dziękuję.- powiedziałam.

-Będzie pasowało do drzew w lesie.- mówiła dalej Aelita. Ona również przystroiła się w dziwnie przypadkowy sposób, ponieważ miała na sobie różową bluzkę i mini spódniczkę w tym samym kolorze, a we włosach miała lilię wodną.

-Co ty? Jakiego lasu?- zapytałam ją lekko zbita z tropu. Popatrzyłam jak zahipnotyzowana na jej fantastyczne buty.

-No... idziesz tam na randkę?- powiedziała Aelita i także spojrzała na swoje buty.

-Na jaką randkę? Z kim?- zapytałam ją.

-Zobaczysz.- odpowiedziała Aelita. Wiedziała coś, o czym ja nie i nie podobało mi się to.

-Ale... jeśli chodzi o moją sukienkę, to.. ja ja tylko tak o ubrałam. – usprawiedliwiałam się sądząc, iż to przez to Aelita nabrała dziwnych podejrzeń. –Um, też wychodzisz, Aelita?- spytałam, gdy skierowała się do drzwi.

-No ja tak. Idę z Jeremiem.- odpowiedziała beztrosko Aelita i lekko zarumieniła się.- Do lodziarni.

-Do lodziarni?- powtórzyłam po niej. Skoro ona zna moje plany co do wyjścia,, to dlaczego ja miałabym nie poznać jej planów?

-To nie do końca tak, Célin, a ty idziesz do lasu z Ulrichem.- wypaliła jak gdyby nigdy nic. I nagle zrozumiałam, że wcale nie założyłam tej sukienki przypadkowo. Pomijam fakt, iż dostała się do mojej półki i po kryjomu zrobiła misz-masz, tak że chyba założyłam pierwsze lepsze ubranie.- Nie, nie. To nie psikus z mojej strony. Nie to co myślisz. Chyba zapomniałaś, że tę sukienkę kupiłaś sobie sama.- odparła Aelita.

-Aha.- powiedziałam, bo nic mądrzejszego nie przychodziło mi na myśl. – A, Aelita? O której mam z... nim się spotkać?- zapytałam. Pomyślałam, że warto pójść i powiedzieć, że to jakieś nieporozumienie.

-Nie wiem. Ale mówił, że przyjdzie po ciebie, także czekaj cierpliwie.- odpowiedziała mi Aelita, a po chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Aelita pośpiesznie je otworzyła.

Za drzwiami stał Jeremie Belpois.

-To na razie.- powiedziała na pożegnanie Aelita i wyszła z nim.

-Nie, to nie możliwe. Ja i randka. I to w dodatku z kim. Z Ulrichem Sternem. Nie-ee.- analizowałam sobie raz jeszcze słowa Aelity i naprawdę wierzyć mi się nie chciało.

     Mając od początku inne plany, wyszłam ze szkoły, ale coś mnie podkusiło i poszłam jednak do tego lasu.

Wiedziałam, że będzie mi potrzebny, tak więc wzięłam torbę, a do niej zapakowałam sporej wielkości notatnik oraz opakowanie ołówków i cienkopisów. Znalazłam drzewo, pod którym zwykle siadywali Yumi i William, gdy mieli rysować rośliny. Nie dziwię się, w końcu stąd jest naprawdę ciekawy i miły widok.

-No nie, jaki patyk. To badyl, a nie roślina.- powiedziałam zirytowana, krytykując własne 'dzieło'. Wyrwałam kartkę, schowałam w torbie, gdyż nie chciałam śmiecić w lesie i zaczęłam szkic od początku. Nagle krzaki się poruszyły i wyszedł z nich on, tak właśnie on, Ulrich Stern. Szybko schowałam swoje bazgroły do torby i wstałam.

-Gdzie byłaś?- zapytał Ulrich.

-Aelita mi powiedziała coś dziwnego, że... no, umówiłeś się ze mną czy coś... ale nie za bardzo jej wierzyłam.- powiedziałam prawdę.

-Ale skąd wiedziałaś, że właśnie tutaj mamy się spotkać?- zapytał z uśmiechem na twarzy.- Jednak ci zależało?- zapytał, a z każdym słowem zbliżał się coraz bliżej, a ja nie wiedziałam, co robić, więc zaczęłam się cofać.

Nie odpowiedziałam Ulrichowi.

-Ulrich, chyba o tym mówiliśmy..- przypomniałam. Nie wiedzieć kiedy, znalazł się bardzo blisko mnie.

-Boisz się?- szepnął mi na ucho Ulrich.

-Nie, wcale. Ciebie?- odpowiedziała i zaśmiałam się nerwowo, bo jednak nie polubiłam tej nagłej bliskości.

     On, Ulrich , położył mi ręce na twarzy i tak po prostu pocałował mnie. Był to krótki pocałunek. Znów był zdumiona. Nie wiedziałam dokładnie, co czuć i jak się zachować.

„Powiedz mu tak" usłyszałam wredny głosik w mojej głowie

„To jest mój przyjaciel, nie m szans, by coś z tego było" odpowiedziałam sobie w myślach, a przez nadmiar wrażeń nogi miałam jak z waty i poczułam, że osuwam się po drzewie na trawę. Niedługo jednak wstałam i przełożyłam torbę przez ramię.

-To ja już pójdę.- powiedziałam cicho, gdyż było to mega zawstydzające. Ktoś inny pewnie by piszczał z radości, ja jednak uważałam, iż przez to, co się wydarzyło, stałam się odrobinę nienormalna.

Czemu to zrobiłaś?" zapytał jakiś dziwny głosik w mojej głowie, a ja zamrugałam powiekami i pokręciłam głową.

„To mój przyjaciel" powtórzyłam uparcie dla samej siebie oraz, aby wredny „kuszący" głosik poszedł w las.

     Wróciłam do swojego pokoju. Czułam się dziwnie, bo z jednej strony szczęśliwa, ale równocześnie, głupio. Nie chciałam sobie niczego wmawiać, ponieważ wiedziałam, jak mnie traktował na początku i nie do końca wierzyłam, że tak nagle zmienił zdanie co do mojej osoby. Nie wierzyłam, że tak nagle 'awansowałam' i to do tego stopnia, że zapytał o bycie razem.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja westchnęłam. Czy ja naprawdę nie mogłam mieć choć odrobinki spokoju?

Za drzwiami stał...Jeremie. Nic nie powiedziałam, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa po tym, co się wydarzyło.

-Można wejść?- zapytał.

-Ta.. Oczywiście.- zgodziłam się od razu. Nie rozumiałam, dlaczego pytał, to był mimo wszystko pokój bardziej Aelity niż mój, więc chyba miał do niego wstęp wolny. Gdy już wszedł, zamknęłam za nim drzwi. – Ty.. nie jesteś z Aelitą?- zapytałam

-Nie. To znaczy. Spotkaliśmy się, ale jest jakaś taka...dziwna.- wyjaśnił Jeremie.

-„Dziwna" to znaczy? Jest... pod kontrolą X.A.N.Y.?

     On nic nie powiedział. Ja natomiast się zreflektowałam. No tak, przecież nie każde złe zachowanie musi być wywołane atakiem X.A.N.Y.

-Przepraszam. Myślałam, że to X.A.N.A... no bo wiesz, często atakuje i...- zaczęłam się tłumaczyć, ale nei zdążyłam dokończyć zdania, gdyż nagle Jeremie podszedł do mnie.. i pocałował.

-Jeremie...?- zawołałam ze zdziwieniem i natychmiast odepchnęłam.- Aii~ Co ty.. Co „to" było?!- zapytałam go gniewnie. – Aish! Pocałowałeś mnie. Czemu to zrobiłeś?! – dalej go pytałam.

-Chyba się w tobie zakochuję.- wyznał bezwstydnie Jeremie. Szybko podszedł i objął mnie.

-Och, nie Jeremie. Nie zrobiłeś tego!- zaprzeczyłam, a oczy zaszły mi łzami, także wkrótce zaczęłam płakać, wylewając łzy w jego ramionach. – Co... zrobiłeś Aelicie?- zapytałam wyrywając się spod jego objęć. Podejrzewaliście kiedyś Jeremiego o lubowanie się w dziwnego typu rzeczach? Cóż, teraz macie na to dowód. Nie wiadomo, co zrobił biednej Aelicie, aż strach pomyśleć.

-Nic nie zrobiłem. Przestała mnie interesować.- oznajmił Jeremie.

-Ale...ale gdzie ona teraz jest.- zapytałam.

-Nie wiem.- powiedział obojętnie Jeremie.

-Jesteś taki ugh... Ale dlaczego... Ugh, Dlaczego ja, dlaczego nei możecie poznęcać się nad..nad Heidi czy Yumi?!- zapytałam dławiąc się łzami, które zaczęły lecieć mi do ust.

-Nie znęcamy się, a przynajmniej nie ja. Podobasz mi się bardziej od innych.- powiedział Jeremie takim tonem, jakby dziś był cholernie szczęśliwy dzień. Tzn. byłby, bez tych cyrków, które urządzili Ulrich, a teraz nawet i Jeremie. Co im się porobiło?

    Całkowicie zaschło mi w gardle. Ze złości i przerażenia tymi dziwnymi zachowaniami kolegów. Nie miałam nawet jak powycierać łez, ciągle więc skapywały po moich policzkach. Jeremie dotknął prawego, a ja poczułam, jakby do twarzy przyłożono mi rozżarzony węgiel, więc zamknęłam oczy.

Jeremie znów to zrobił.

Nagle drzwi się otworzyły i... Aelita nas zobaczyła.

-A więc... to tak!- powiedziała Aelita roztrzęsionym głosem, a po policzkach kapały jej łzy.- Ż-żegnaj J-Jeremy.- powiedziała Aelita i poszła, trzaskając drzwiami.

-Aeli...- chciałam zawołać, ale ten wariat Jeremie ścisnął mi usta tak, że uformowały się w dzióbek. Tak czy inaczej nie pozwolił mi za nią pobiec. – Jeremie. Proszę... puść mnie.- powiedziałam słabym głosem.- Ja.. ja.. nie mogę ... kocham Ulricha.- powiedziałam. Tak do końca to nie wiem, czy to była prawda, ale chciałam, żeby Jeremie dał sobie spokój.

-Nie wiedziałem. Ja...- zaczął tłumaczyć się Jeremie.

-No to dlaczego o nic nie zapytałeś?! A teraz wszystko zepsułeś! Wspaniale.- prawie krzyknęłam.

    Jeremie nic nie powiedział.

-Jeremie... ja... proszę wyjdź.- powiedziałam lekko zirytowana, a może nawet bardziej niż trochę.

-Do zobaczenia.- pożegnał mnie Jeremie i wyszedł z pokoju.

- No to teraz trzeba załatwić sprawę z Ulrichem, żeby się nie rozniosło, bo jeszcze coś sobie ubzdura.- pomyślałam i już miałam wychodzić, kiedy drzwi ponownie otworzyły się i w progu stanął właśnie Ulrich

Stern. Minę miał nietęgą, czyżby już się rozniosło echem?

-Jeremie był u ciebie?- zapytał mnie Stern.

W milczeniu skinęłam głową na 'tak'.

-Ulrich... on... jemu odbiło i on... pocałował mnie.- powiedziałam.- Ale...ale on mnie nie obchodzi bo.. bo chyba kocham ciebie.

Ulrich zmienił się wyraz na twarzy. No to świetnie, namieszałam i narobiłam chłopakowi „nadziei".

-To co stało się w lesie...- zaczął mi się tłumaczyć Ulrich, ale przerwałam mu.

-Ta, to co było w lesie było dziwne i nieco zwariowane... ale odważne.- przyznałam. Tym razem pocałowaliśmy się , bo oboje chcieliśmy.

-A jak im się wytłumaczymy?- zapytał mnie Ulrich.

-No... nie wiem? To twoi przyjaciele?

-No to na razie im nie powiemy.- zadecydował.

-A...ale biedna Aelita? Co z tym kretynem Jeremiem? Ona...

-Nie martw się. Z Aelitą jest dobrze, poradzi sobie.- odrzekł z tajemniczym uśmiechem i wyszedł, a ja padłam na łóżko ,wtulając się w poduszkę, bo zostawił mnie w dużej rozterce.

- - - 

Rozdział dodany z prawie dwumiesięcznym poślizgiem, ale jak obiecałam, tak też dodaję tu i teraz.

-SongJiji

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top